25 october 2014
Moje byłe
Nie ma takich pośladków w ciągu dnia, których bym nie zaliczył wzrokiem. Nic na to nie poradzę. To jest silniejsze ode mnie. Każdego dnia chciałbym mieć inną. To ponoć normalne w moim wieku. Może dlatego, że jeszcze nie znalazłem tej dla mnie. Tak naprawdę to poza łóżkiem kobiety są mało interesujące. Nie ma czego ukrywać i szeptać pokątnie, bo to żadna tajemnica. Każdy facet w głębi duszy wcześniej, czy później to sobie uświadomi i zdradzi odkrycie najlepszemu kumplowi. A ten powie mu to samo. Współżycie z kobietą zaczyna się na erotyzmie i na erotyzmie kończy, patrząc na to optymistycznie. Cała reszta to wegetacja i przemijanie. Oczywiście żaden dobrze myślący facet z wiadomych względów głośno tego nie powie, bo będzie spał na wycieraczce. A także wpadnie w odwiedziny tygodniowy foszek. No i po co nam to. Szczerość nie jest wskazana w takich sytuacjach, bo post bywa okrutny. Przecież nie będziemy ciągle pikusiowi ręcznie zastępować nieudogodnień. I tym o to sposobem jesteśmy zmuszani do całodziennych i do usznie szeptanych kłamstewek w oczekiwaniu na wieczorną półgodzinną nagrodę za dobre sprawowanie. Jak to mówią: Dobry kit nie jest zły. Na początku wszystkie czynności sprawiają nam przyjemność. Wiadomo, wieczór się zbliża. Możemy wszystko wycierpieć. Z czasem jednak perspektywa staje się zrzędliwa. Brak pomysłów na nowe kłamstwa. Stare stały się za monotonne i człowiek zaczyna się w nich zwyczajnie gubić. Seks został sprowadzony do parteru mizernej rutyny. Chęci brak, a obowiązki jak były, tak są. Etap 1: Wymyślasz plan działania. Zaczynasz poszukiwania, żeby było w razie czego gdzie wiać. Tymczasem bieg wydarzeń trwa. Pętla stabilizacji drży w oczach wybranki. Jest już gotowa usłyszeć to, czego ty za wszelką cenę nie chcesz powiedzieć. Niecierpliwi się. Następuje coraz większe i niczym nie uzasadnione wcześniej przymilanie się z jej strony. (Jest to podejrzane) Przykleja się do ciebie. Naciska. Łazi krok w krok. Wywiera presję na podjęcie decyzji pod kątem zaręczyn. Sytuacja się gmatwa. Chciałeś ją tylko kilka razy bzyknąć, a niewiasta się zakochała, nadaje o sukni ślubnej, dzieciach i domku z falbankowymi firaneczkami w kuchni. Etap 2: Wieję. Całe szczęście bez wyrzutów sumienia. Kobiety są bardziej stadne. Dlatego jak najszybciej chcą zakładać rodzinę. My faceci nie jesteśmy tacy skorzy do tego. Wolimy hasać sobie bezpańsko jak najdłużej się da. Nie tak łatwo nas usidlić. Zacznijmy jednak od początku. Moje niepowodzenia z kobietami zaczęły się dosyć wcześnie. Kiedy na urodzinach babci bawiłem się w doktora z młodszą córką pewnego wujka ze strony dziadka. Oczywiście nas przyłapano. Za bardzo byliśmy zajęci sobą, żeby dodatkowo zwracać uwagę na to, czy ktoś nas obserwuje. A więc mieliśmy wtedy po osiem lat. Ja trzymałem słuchawki lekarskie w rękach, a ona zdjęte majtki. Dostałem lanie, ale fascynacja cipkami została i na długo zakotwiczyła w pamięci. Któregoś razu z klasą 5c wyjechaliśmy na wycieczkę do Soliny. Zapadła noc, zrobiło się zimno, pociąg dudnił o tory, a pewna Kasia opierając o mnie głowę, aż nazbyt wyraźnie okazywała chęci poznawcze. Była nie ciekawej urody, ale nocny erotyzm obudził we mnie fizyczny instynkt. Uwielbiam jak kobieta daje pierwszy sygnał. Wtedy jest się pewnym i bardziej odważnym. Przytuliła się. Pragnęła pieszczot. Pewnie po alkoholu wygłodniała, a ja byłem pod ręką. Skorzystałem z darmówki. W końcu nie jestem pizdą. Dotykałem wszystkiego co się dało. Bez oporów baraszkowałem po wzgórzach i nizinach. Zapach i pocałunki pamiętam do dziś. Jednak co najbardziej mnie wtedy zszokowało i odepchnęło od Kasi to zaawansowana próchnica i odór z buzi, którego do dziś nie mogę wymazać z pamięci. Nawet nie mogłem ją wspomóc miętówką, żeby złagodzić szok i dokończyć zabawę. Niestety nie miałem. Tak zakończyła się przygoda z Kasią, chociaż nie raz później chciała ode mnie buziaczka. A, że kobiecie nie wolno odmawiać, więc go otrzymywała. Co prawda w policzek, ale całus to zawsze całus. W następnej kolejności była Dorotka, która miała spory wytrzeszcz oczu. Też z naszej klasy. Ta dla odmiany w ogóle nie pozwalała się dotykać, mówiąc, że przed ślubem nie ma mowy. Myślałem, że sobie jaja robi. Kto by chciał zresztą tyle czekać? Chyba oszalała. Próbowałem podchodów jeszcze kilka razy. Całowałem w policzek, wkładałem język do ucha, niespodziewanie łapałem za pupę, ale nic. Bardzo była w tej kwestii stanowcza. Dla mnie zdecydowanie za stanowcza. Zawsze jak na nią patrzyłem, a uwierzcie mi było na co, to widziałem dorosłą osobę w ciele nastolatki. Wyobrażałem sobie wtedy o niej Bóg wie co. Nazywałem ją czule stara malutka. Zakochany byłem, kotłowało mi się we łbie, nie mogłem spać, ale w końcu dałem sobie z nią spokój. No ile można nie jeść z miłości? Jeden dzień wystarczy. Kolejna znajomość bez finału. Z kobietami przeważnie nie ma o czym gadać, bo odbierają na innych falach i śmieją się z całkiem niezrozumiałych zagadnień. Zazwyczaj lepiej od razu przejść do rzeczy. Obrażają się nie wiadomo nigdy za co, albo z byle czego. Więc jak zaczniesz ją całować, to ominie cię okazja popełnienia gafy, którą zresztą tylko ona rozumie, i zniweczenia szansy na końcowe dośrodkowanie w pole karne. Liczy się tylko zdecydowany atak i jak najczęstsze wierzganie jęzorem w ustach, żeby nie wygadywały głupot, nie zadając nic nie znaczących pytań. Żeby osiągnąć sukces przede wszystkim trzeba łgać, czyli mówić tylko to, co chce usłyszeć. Omamiać, szeptać świństewka, podziwiać, prawić komplementy i co tam wam jeszcze przyjdzie w danej chwili do łba, aby rozpalić w piecu. Później zostaje tylko dobrać się do tyłka, wykorzystać i odprawić z kwitkiem. Żadnych zobowiązań i wyrzeczeń. Wolność, niezależność, zdecydowanie, pewność siebie i tyle. Będąc jeszcze w podstawówce trafiła się jeszcze taka jedna Ewa, ale nie ze szkoły. Raczej po sąsiedzku. To była już końcówka ostatniej klasy, więc popalało się już pokątnie, popijało winka na licealnym boisku. Chciało się popróbować nareszcie tego, co było zawsze zakazane. Ewa nie była wstydliwa. Miała piękną figurę, a po alkoholu pokazywała to i owo. Lubiła poruszać wstydliwe tematy, przekraczać granice tabu i chętna na każdy eksperyment. Tego wieczoru była już nieźle wcięta, bo zaczęła ściągać majtki. Stwierdziłem, że już czas do domu. Objąłem ją i poczłapaliśmy jakoś. Coś po drodze majaczyła. Pozbywała się swoich myśli. Pytała się o coś, ale nie słuchałem. Kiedy byliśmy już w klatce schodowej i oparłem ją o ścianę, żeby złapać tchu, ona poprowadziła moją rękę w dół do swoich majtek. Była gorąca i nabrzmiała. Nasze języki były łapczywe. Zsunęła się na kolana, wyciągnęła go i po chwili eksplodowałem w jej ustach. Podniosłem ją do góry i odwróciłem tyłem do siebie. Chciałem więcej, ona też, ale zwymiotowała na podłogę. Poczuła się słabiej. Może nie potrzebnie połknęła. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do domu. Jej matka nie była zachwycona. W najbliższych dniach drogi nasze się rozchodziły. Nie widywałem jej za często. Latała na jakieś podejrzane zabawy. Słyszałem, że dużo pije i się puszcza. Nikt od nas nie znał tych ludzi. W sumie dobrze, że nie przetrzepałem jej wtedy parnika, (a już było o włos), bo okazało się, że wpadła z jakimś leszczem na imprezie. Nawet nie chciała za niego wyjść. Musiał ją pojechać na śpiocha, albo była tak nachlana, że nie było ważne jaki kominiarz, tylko dobrze przepchany komin. Po tym zdarzeniu przeszła mi na nią ochota. Dwa miesiące później wyprowadziła się razem z całą rodziną. Jej ojczym zabrał ich za granicę. Chyba do Australii. Tam ponoć dostał dobrze płatną pracę. Tymczasem ja ukończyłem podstawówkę i zaczęły się upragnione wakacje. Wyjechałem tam, gdzie co roku. Niedaleko Pułtuska jest prywatny ośrodek wypoczynkowy o nazwie Banderoza Każdy z posiadaczy domku pracował kiedyś w firmie Falbet na terenie całego kraju. Wujek co roku dowoził mnie, brata i babcię w to miejsce. Domek był nie duży, zabejcowany i pachniał lasem. To było coś niesamowitego. Z tymi ludźmi spotykaliśmy się tylko w wakacje. Włóczyliśmy się po lesie. Pływaliśmy w Narwi i organizowaliśmy ogniska. Tam właśnie, trzy lata temu zapoznałem fajną dupeczkę o imieniu Joanna. Docieraliśmy się pierwsze wakacje. Rok później przełamaliśmy pierwsze lody, i to dosłownie, a później działo się między nami już dość odważnie. Przy ognisku zawsze szperała mi przy rozporku. Miała takie fajne, małe i zwinne rączki, że zawsze w nich szczytowałem. Potem wstawałem, szliśmy nad rzekę. Przepierałem gatki i pół godziny pływaliśmy nago w rzece. Przeważnie trafiała się pełnia, więc było widno. Ubieraliśmy się w pośpiechu i wracaliśmy do ogniska, aby się ogrzać. Przytulaliśmy się do siebie i nuciliśmy Smells like teen spirit - Nirwany. Nad ranem przygasało ognisko. Zbieraliśmy się i drogą przez wieś docieraliśmy do bramy ośrodka. Tam rozchodzili się wszyscy, oprócz mnie i Aśki. Zaprowadzałem ją pod drzwi, całowałem i patrzyłem jak znika w domu. Była trochę dziwna, bo tylko w ten sposób się zabawialiśmy. Nie chciała w rzopu, a szkoda. Wpuszczała mnie tylko językiem. Smakowała, jak świeżutkie anchois. W każde wakacje tak samo. Może musiało tak być. Zależało mi na niej, więc szanowałem jej decyzję. Mijały kolejne wakacje i pozostawał tylko kontakt telefoniczny. Zbytnio nie chciało mi się jechać do tej Łodzi, gdzie mieszkała. W sumie trwało to sześć lat. Później Aśka wyszła za mąż, a ciotka sprzedała nasz domek. Kiedyś z ciekawości wsiadłem w samochód i pojechałem zobaczyć, jak to wygląda po latach. Spotkałem nawet znajomą z ogniska, chyba Justynę, dobrze już nie pamiętam, dawno to było. Opalała się nad Narwią. Rozpoznałem ją po tym, że miała jedną źrenicę oka niebieską, a drugą brązową. Powiedziała, że nikt już tu nie przyjeżdża. Bynajmniej znajomy. Ludzie nie ciekawi. Ognisk nie ma. Że pozostały tylko fajne wspomnienia. Zwariowane czasy w których uczestniczyliśmy wspólnie już nie wrócą. Przeszliśmy się kawałek wzdłuż rzeki, na której organizowaliśmy spływy i nieomal utonąłem od skurczu. Minęliśmy świetlicę, gdzie często graliśmy w pingla i na podłodze wygłupialiśmy się z Aśką, tam waliła mnie po głowie rakietką za palenie papierosów. Albo, jak specjalnie uciekaliśmy z domków na cały dzień, aby mieć w dupie to, czy nas szukają. Późnym wieczorem siadaliśmy na skarpie i ze zwieszonymi nogami rozważaliśmy, który moment będzie najlepszy na wepchnięcie drugiemu niespodziewanego jęzora. Wspólne plany, spadające gwiazdy, marzenia, wiara i nadzieja. Zmarszczki wody od wioseł z łodzi rybaka. Las pełen dołów, od których można było powykręcać kostki. Świerszcze i komary. Drapanie ciał po ukąszeniach i rany na pół paznokcia. Jej czarne, długie włosy zawsze uwielbiałem wąchać. Chcieliśmy być ze sobą, ale zawsze po dwóch miesiącach wakacji mieliśmy siebie dosyć. Justyna zaprosiła mnie do siebie. Pokazała jak mieszka, zaproponowała kawę. Zapamiętałem ją jako szwendającą się wszędzie za nami siksę. Teraz wyrosła na dojrzałą kobietę. Na taką prawie w moim typie. Zawsze miałem słabość do krótkich włosów. Posłodziłem kawę. Pośmialiśmy się trochę. Pogadaliśmy o życiu, o udanych i nieudanych związkach, o miastach, w których mieszkamy. Za czym nie przepadamy, czego się wstydzimy, ale przeważnie o tym co się działo tutaj. O wygłupach, które bezpowrotnie minęły. Za nim zapytała o Aśkę, wyjawiłem pierwszy, że nie jesteśmy już razem. Zaczęła opowiadać o swoim aktualnym chłopaku, że nie układa im się. Że wyjechał nad morze z kolegami, zostawiając ją tutaj samą. I o tym, że już sama nie jest pewna, czy z nim zamieszka. Nie za bardzo lubię ckliwe historie, więc spojrzałem na zegarek. Chyba nie zrobiłem tego dyskretnie, bo z uśmiechem to wychwyciła. Wstała i usiadła koło mnie, nie przerywając tego o czym mówiła. Pięknie pachniała. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. To raptowne zbliżenie się mogło oznaczać tylko jedno: Długo mam jeszcze czekać? Weź mnie. Czułem, jak robi mi się wzgórek. Justyna (robiąc to oczywiście specjalnie) przechyliła ciało przez tapczan, mówiąc, że pokaże mi album rodzinny. Jej pierś dotknęła mojego ramienia. Wręcz miażdżyła je przyjemnie. Gdy cofała się z albumem w ręku delikatnie przyciągnąłem ją do siebie. Przez bluzkę złapałem ustami jej sterczący sutek. Podniosła ją, abym miał lepszy dostęp. Oddychaliśmy ciężko. Śliną nawilżając ciała. Odpychaliśmy się i przyciągaliśmy, walcząc z drżącym dotykiem. Ręce nie trzymane na uwięzi łapczywie upajały się na zapas. Rozrywając przeszkadzające nam ubrania i sapiąc jak zatraceni upajaliśmy się cudownym podnieceniem. Dreszczem, wilgocią, pożądaniem, ucieleśnieniem zauważeń, żądając od ciał brak wstydu miłości niemożliwej. Ogarnęła nas wyzwolona zdolność bezwarunkowego oddania się. Justyna doszła trzy razy. Kiedy skończyłem ogarnęło mnie wielkie poczucie spełnienia. Kolejna miłość na odległość. Kolejna tęsknota i samo przez się rozumiejący niewypał. W zawodówce dla odmiany nie było żadnego wyboru. Same pokemony i w dodatku głupie. Masakra jakaś. A mówią, że nie ma brzydkich kobiet. Chyba stwierdził to człowiek, który dzień w dzień był najebany. Długo się zastanawiałem zanim wybrałem i w ogóle poczyniłem jakiekolwiek wstępne kroki. Było łatwiej, gdy wytłumaczyłem sobie, że przecież się z nimi nie żenię. Od razu przerzedziłem stado pod tym kątem i trafił mi się całkiem niezły kąsek. Albo wiecie co. Nie będę kłamał. Zwyczajnie mówiąc, byłem już w niezłej potrzebie. A w takim momencie to żadnej z łóżka bym nie wyrzucił. Na imię miała Basia. Ciemny blond, 165 cm. wzrostu, uszy średnie. Uroda prawie taka, jak lubię. Szkoda tylko, że była nieźle walnięta. Zresztą w naszej klasie to było wtedy normą. Byliśmy wszyscy nieźle walnięci. W całej szkole bardziej walniętych już nie było. Po pierwszym roku mieliśmy najgorszą średnią w historii szkoły. Ale wróćmy do Basi i jej odchyłu. Całe szczęście nie robiła mi żadnego wstydu, bo nie musiałem się z nią nigdzie pokazywać. Miała młodszego brata, który potrzebował nieustannej opieki. Rodzice pracowali cały dzień. Wpadałem więc do niej raz na jakiś czas i wypadałem. Taki układ pasował nam obojgu. Przestałem kupować jej upominki i kwiaty, bo jak byłem dla niej za dobry i rozpieszczający, to uznawała mnie za mięczaka i ciotę. Nie przepadała chyba za normalnymi. Wolała pewnie świrów. Mogę się założyć, że w między czasie będąc ze mną szukała już sobie innego. Albo już znalazła i wcale nie powinienem być zdziwiony jak któregoś poranka zauważę u siebie zmiany skórne. Jej niezrównoważenie przechodziło czasem na mnie. Drugim razem, jak byłem za twardy i dawałem klapsy podczas wiecie czego, to waliła prosto z mostu, żebym nie zgrywał twardziela, bo nie raz miała z nimi do czynienia, a ja się do tego z pewnością nie nadaję. Trudno ją było rozgryźć. W łóżku jednak rozumieliśmy się bez słów, ale po za nim – tragedia. Po tym jak się zachowywała nie uwierzyłem w jej łagodność. Tak jak w to, że nie lubi brutalności, złości i chamstwa. Kipiała nienawiścią na wszystkich. A jak szliśmy ulicą, choć zdarzało się to niezwykle rzadko to bez powodu zaczepiała ludzi, słysząc w odpowiedzi wiąchy bluzg. Była zła, gdy nie reagowałem. W głębi chorej wyobraźni knuła, jak by to fajnie było, gdybym stanął w jej obronie i chamsko załatwił sprawę od ręki. Wiedziałem, że na pewno ma coś z głową. Jak następnym razem tak zrobiłem i rozwaliłem facetowi nos. To podbiegła do niego, twierdząc, że jestem chory. Objęła jak potrąconego jelonka, pocałowała w zraniony nos i na moich oczach podała mu swój numer telefonu. Najpierw nie odzywała się dwie godziny. Później oznajmiła, że zrobiła to dla jaj. Tak dla sprawdzenia mnie, czy jestem o nią zazdrosny. Psychiczna była na pewno. Aż strach pomyśleć co jeszcze w niej siedziało. Rozstaliśmy się nagle. Nie żałuję. No bo i czego? Od teraz, przez kilka dobrych miesięcy miałem okres postu. Nie chciała mnie żadna. Może i dobrze. Po tej ostatniej straciłem chęci na jakikolwiek związek. Powróciłem do łask reni. I tak trwało do czasu rozpoczęcia pracy w pewnej restauracji włoskiej, gdzie zatrudniła się starsza ode mnie, bardziej doświadczona i na pewno dobrze obyta w tych sprawach koleżanka Ela. Na początku przyssała się do włocha. Wiadomo, przystojniejszy. Ale przyjechał tu z żoną. Więc ją żartobliwie zaszantażowałem, że powiem jej o wszystkim. Ona wzięła to na poważnie i spytała czego chcę. I tak, od tej pory ja i włoch po koleżeńsku posuwaliśmy Elę na przemian. Chyba lubiła ten sport, bo ciągle chciała więcej i więcej. Po dwóch latach zmieniłem pracę i nigdy jej już więcej na oczy nie widziałem. Druga praca okazała się zdecydowanie lepsza od pierwszej pod względem kobiet. Były piękne, pachnące, miłe i niedostępne. Jak to kelnerki, które nie chcą zadawać się z garkotłukami. Któregoś razu dostałem gratis od właściciela dwa bilety na pokazy gastronomiczne na Mazurach. Pomyślałem sobie, że taka okazja może się już więcej nie powtórzyć. Musiałem działać. Kobiety lubią wyjazdy i małe rozerwania od pracy. Któż ich tak naprawdę nie lubi. Spytałem się Uli, czy nie chciałaby spędzić trzech dni nad wodą. Zgodziła się od razu. Wyjechaliśmy z samego rana, aby nie stać w warszawskich korkach. W ciągu godziny przebiliśmy się jakoś zatłoczonymi alejami, a później na trasie to już tylko wyprzedzałem i wyprzedzałem. Była lekką dyskotekówą, więc imponował jej speed ibizką, którą jeszcze wtedy miałem. Dostaliśmy domek z podestem wychodzącym na jedną trzecią jeziora. Gdy na imprezie integracyjnej Ula podniecała się tandetnymi kapelami country i darmowymi hot dogami do piwa, ja układałem plan, jak dobrać się jej do tyłka. Upiłem ją przy ognisku i po raz pierwszy pocałowałem. Powyginaliśmy ciała na parkiecie, chociaż taniec nigdy nie był moją mocną stroną. Jednak obiecałem sobie wtedy, że zrobię dla niej wszystko, bo moje ciśnienie desperacji osiągnęło apogeum. Komplementami przeszedłem samego siebie. Tak autentycznie mi wychodziły, że sam w nie uwierzyłem. Po kiślu w majtkach oceniłem akcję za prawie zakończoną. Wystarczyło wziąć rozbieg do piłki znajdującej się na 11 metrze pola karnego. Tej nocy zrobiliśmy to trzy razy. Chciała czwarty, ale nie dałem rady. Nad ranem znowu dwa razy, a po śniadaniu na podeście jeszcze raz. Mój wacek wołał litości. Zsiniał i zwiędł. Gdy wracaliśmy do domu to zboczyliśmy do lasu dwa razy. Demon, nie kobieta. Po powrocie od razu chciała mnie przedstawić swojej matce. Odmówiłem, twierdząc, że za wcześnie. Kino, spacery, głupie zakupy, kremowe tipsy, przejażdżki, koleżanki z brakującą piątą klepką, duperele, płytkie rozmowy, godzinne czekanie u fryzjera i na każdym kroku wyrażenia typu: To jest całkiem w cipę, albo tamto. Tak mnie tym wkurwiała, że chuj jej w ryj za to dla odmiany. Płycizna, że aż kostki bolą. A całe to poświęcenie tylko i wyłącznie dla zaspokojenia zwierzęcego seksu. Zwykła potrzeba, a potrafi człowieka całkiem otumanić. Sprawić, że po wszystkim patrzę na siebie jak na żałosnego liszaja. I na nią zresztą też, bo mnie do tego namawiała. Po pewnym czasie spanie u mnie stało się normą. Wprosiła się, a ja zafascynowany jej ciałem nie odmówiłem. W oka mgnieniu przytaszczyła walizę. Zmieniła ustawienie mebli. Powiesiła firanki, których nigdy nie miałem. Porozrzucała po wersalce i fotelach jakieś pluszowe miśki. Nawet w piorunującym tempie zaprzyjaźniła się z moją matką. Nie wiem co knuła, ale przestało mi się to podobać. Później pomału zaczęła zmieniać siebie, a co gorsza moje życie. Wymyśliła sobie, że wie lepiej jak ma ono wyglądać. Zaczęła mówić jak wszystko powinno prawidłowo współgrać. Co muszę, czego nie mogę, bo tak wypada, a tak nie. Kobiety są dziwne. Myślą, że tyłkiem mogą zawładnąć facetem. Znam wiele wypadków, że tak się właśnie stało, św. pamięci zatraceni w małżeństwie koledzy. Nie traktują seksu za coś naturalnego. Stosują go jako handel wymienny. Jako coś na wyjątkową okazję. Tyle poczynają zachodu, strojenia się, nakładania tapety, podchodów, kokietowania, mizdrzenia i udawania kogoś kim się nie jest dla dziesięcio minutowego wypięcia się. Czy to jest normalne? Facet jest zawsze wolny. No można zrobić wyjątek, gdy trafia mu się kąsek do zerżnięcia. Wtedy uwięziony jest w szponach napalonego wacka. Nie myśli racjonalnie i można nim manipulować. Drugi sposób to złowić go na dzieciaka. Ale to i tak w stu procentach nie gwarantuje, że nie odejdzie. Więc co by nie robiły, to i tak pozostanie wolny. A to, że zrobi dla was wszystko jest mitem. Jeśli pasujecie do siebie to przetrwacie. Nic na siłę. Któregoś razu przyszła z pracy i spotkała się z własnymi walizkami w przedpokoju. Zjadła obiad, popłakała, zamówiła taksówkę i odeszła. Miśki oddałem do domu dziecka. Zawsze mi obiecywała, że się zmieni, a później wszystko wracało do porządku dziennego. Rozstania za każdym razem są tak samo żałosne, ale w niektórych przypadkach nieuniknione. Dla dobra nas obojga. Edytę podczas urlopu u ciotki na wsi miałem tylko odprowadzić do domu. Była tu z rodzicami przejazdem na Śląsk. Krótko obcięta blondyneczka, ze zgrabną pupcią w kształcie jabłuszka i nogami do samej ziemi. Mieli jechać jutro. Wyciągnąłem ją na rower, żeby przyjrzeć się bliżej skaczącej na siodełku figurze. Pokazałem okolicę. Lasy, łąki, park, kiosk i oczywiście sklep monopolowy otwierany od 13ej, w którym mieliśmy zaopatrzyć rodzinę w małe co nie co na wieczór. Pracowała tam pani Krysia. Też miała być na popijawie. Puszczając do mnie oko podała cztery petardy z pod lady. Zawsze tu przychodziłem, jak mnie ciotka wysyłała po wódkę. Dzięki temu, że ciotka pracowała w gospodzie wszyscy także znali i mnie. Szanowali, przytulali, przepuszczali w kolejce i zapoznawali ze swoimi córkami. Wołali na mnie warszawiak. Pod wieczór wszyscy posadziliśmy poślady przy jednorazowym grillu. Zresztą też kupionym przeze mnie i Edytę w sklepie żelaznym. Na początku było dyskretnie. Wspominki, śmiechy-hihy, śledzik, pomarańczowy ptyś i dobrze przypieczona kiełbaska. Później poszli na grubo. Sama wóda, bez popity i fajki. Patrzyliśmy z Edytą na nich z lekkim żenem. Gdy się rodzinka nie widzi za często, to wiadomo, jak to się skończy. Najebali się w trzy dupy, a miejsc do spania jak na lekarstwo. Ciotka kazała mi zaprowadzić Edytę do domu na wzgórzu, gdzie mieszkała jej druga córka z mężem. Wypity wcześniej alkohol rozwiązał nam języki. Gadaliśmy tak, jak byśmy się znali pół życia. Pracowała dorywczo w cukierni i studiowała pedagogikę. Chciała w przyszłości pracować w szkole. Miała w sobie tyle pozytywnej energii i ciepła, że nagle jej zapragnąłem. Poczułem suchość w ustach i dreszcz na plecach. Gdy przechodząc obok cmentarza usłyszeliśmy dziwne szemrania za murem, Edyta przyciągnęła mnie do siebie. Objąłem ją i nadsłuchiwaliśmy. Dla rozładowania uczucia chwilowego strachu oznajmiłem Edycie, że w dzień śpię w trumnie, a w nocy jestem wampirem. Wystawiłem zęby i nachyliłem się nad jej szyją. Edyta się śmiała, opierając na mnie ręce. Jej piękny zapach obezwładnił moje nozdrza. Poczułem się jak naćpany. Pocałowałem ją za uchem, a gdy nie zaprotestowała w usta. Moje ręce powędrowały w dół. Nie śpieszyłem się. Chciałem, żeby nic mi nie umknęło. Pożądanie jednak stało się za silne. Odwróciłem ją tyłem. Sama uniosła sukienkę, odchylając głowę do tyłu. Wślizgnąłem się. Edyty przyśpieszony oddech i ruchy, które łagodnie dostosowała do moich sprawiły, że natychmiast wystrzeliłem. Pieściłem ją nadal. Nie wystarczył mi jeden raz. Jej chyba też. Kołysaliśmy się dalej. Nie odrywając ust od siebie dotarliśmy do domu. Przed zamknięciem drzwi na dobranoc jeszcze pół godziny się żegnaliśmy. W końcu wróciłem do siebie. Było już bardzo późno. Rano po nią przyszedłem. Nie mogliśmy się sobą nacieszyć. Zjedli śniadanie i wyjechali. Na resztę wakacyjnych dni pozostała mi po niej tylko pamięciówka. Za to Maryśka to całkiem inna historia. Była jedyną, z którą byłem, tak naprawdę z nią nie będąc. Nie uprawialiśmy seksu, bo nie pozwalał mi się do niej zbliżyć ten jej wiecznie brakujący czas. Kalendarz miała zawsze na maksa wypełniony. Czułem się przy niej jak bagaż, który leży w poczekalni. Nie potrafiła zwolnić biegu, jakby miała adhd. Dwa kierunki studiów, praca w trzech miejscach, masa jakiś drobnych spraw. Nawet nigdy nie zaproponowała mi wspólnego wyjazdu z jej rodziną na święta. Chociaż jak mówiła, jej siostry zawsze przyjeżdżały ze swoimi chłopakami. Wkurzała mnie. Tylko przez telefon umiała słodko rozmawiać. Jednak w te święta nie zrobiłem jej tej satysfakcji. Gdy dzwoniła specjalnie nie odbierałem. Byłem cierpliwy dwa lata. Teraz niech wyjebuje ze swoim wielkim dworcowym zegarem (jak byliśmy razem to bez przerwy na niego zerkała) i głosem spikerki oznajmiającej – Przepraszam kochanie, ale muszę lecieć, bo jestem już spóźniona. Tak sobie wtedy myślałem – Ty się chyba idiotko urodziłaś spóźniona! Któregoś dnia bez słowa zmieniłem numer telefonu i się po prostu urwałem. Nie wiedziała gdzie mieszkam, bo nie miała nigdy czasu, żeby zobaczyć. Byłem ciekaw, czy wysili się chociaż na szukanie. Miesiąc później jej koleżanka mnie znalazła. Była bystrzejsza, bo i wyglądała na taką. Myślę jednak, że wystarczą chęci. Na to wychodzi, że tamta ich nigdy nie miała. A więc, za Maryśkę mnie przeprasza. Za Maryśkę obiecuje się zmienić i za Maryśkę mówi, że mnie kocha. Szkoda, że za Maryśkę nie da się bzyknąć. Łapię ją i wpycham jęzor do buzi. O dziwo się nie opiera. Oznajmiam, że przesyłam Maryśce całusy i jak znajdę lukę w kalendarzu to się odezwę. Miała pecha – nie znalazłem. Nigdy nie wracam do miejsc, z których uciekam. Teraz dla odmiany przydałaby się inteligentniejsza. Nie musi być za mądra. Wystarczy trochę. Przecież nie jestem wybredny. Zresztą nie mogę być, bo wszystkie moje wybranki były w pewnym sensie podobne do siebie. Blondynki, brunetki, rude, kasztanowe, białe, czarne. Iloraz zawsze był ten sam. Z lekką tendencją do spadku. Za każdym razem jak kogoś poznawałem, to zastanawiałem się, czy to jest ta na całe życie. Prawda jednak plaskaczem budziła mnie ze snu. Teraz już się nie napalam i nie zadaję sobie żadnych pytań. No może z wyjątkiem tego. Wziąć sobie głupią i wystąpić moralnie przeciw sobie, czy być sobą i zostać sam? Jednak nie wystąpię wbrew sobie. Zakocham się w nie głupiej i nie będę sam.
22 december 2024
2212wiesiek
21 december 2024
2112wiesiek
21 december 2024
Wesołych ŚwiątJaga
20 december 2024
2012wiesiek
19 december 2024
18,12wiesiek
18 december 2024
1812wiesiek
17 december 2024
tarcza zegara "miasteczkojeśli tylko
17 december 2024
3 zegary ceramiczne - środkowyjeśli tylko
17 december 2024
1712wiesiek
16 december 2024
1612wiesiek