23 october 2014

Dzień z życia gwiazdy

Światowej sławy topdizajner o imieniu Sławek był zwyczajnym skundlonym pedziem. Dobrze o tym wiedział i równie dobrze się z tym czuł. Całe miasto kochało go za to, że był sobą. Przynajmniej ta część, która wprowadza w życie, nietradycyjny obraz rodziny. Zachwycali się każdym wypowiedzianym przez niego słowem. Był przykładem i mentorem tłumów. Zapraszany na party, urodziny, wystawy, wiece zawsze odwdzięczał się jakąś gustowną przemową na temat aktualnych top trendów. Przy okazji podjudzał do walki o większe prawa i adopcje. Że ich mniejszość ma być wręcz trendy global, a nie tylko podziemna. Że na dużą skalę raczej, a nie wiecznie skundlona. Byli dumni, że mogą brać udział w tej historycznej chwili, że ich mistrz przeprowadzi wszystkich przez gejowską dolinę ciemności nienaruszonych. Jego myśl przewodnia na każdym bankiecie brzmiała niczym hymn partyjny: Panowie, kiełbasy do góry i ładujemy w kakao frajerów. Cały ruch szowinistyczny oblizywał mu buty. Wszystko było jak w ogrodzie oliwnym, nawet rajskie jabłka dyndały nietknięte, i trwałoby to całe dekady pewnie jeszcze gdyby ze swoim partnerem nie zdecydowali się adoptować chłopca. Co też mu strzeliło do tej pedalskiej dupogłowy. Zamiast chujem pomyślał dupą. I wtedy się skończyło. Wtedy go zlinczowali. Pozbawili głosu przywódczego. Z dnia na dzień stał się nikim. Odtrącili go. Buczyli na jego widok. Obrzucili psimi kupami. Nawet wylogowali z fejsbuka, na zawsze. Ludność pedalska jest jak widać przewrotna. Może mu zazdrościli popularności. Okazali się po pedalsku zawistni. Koszmar dla niego, nie dla mnie. Teraz jest u mnie podawanem gosposiem. Chociaż woli jak mówię gosposia, szukał roboty, przygarnąłem wycierucha. Jest tańszy od niejednej  Swietłany, a żydostwo w naszych czasach to podstawa. Później się dowiedziałem, że jest lewy. Chciałem od razu wyjebać na zbity pysk, razem z tym jego jorkiem, ale w końcu został. Dobrze wyciera z kurzu komódki, doi kózki i równa żywopłoty. Pastuje marmury i natłuszcza posągi. W końcu jest u mnie, a ja na to wszystko mogę sobie pozwolić. Niech widzi nędzna pizda co mogła mieć gdyby nie była zachłanna. Dzieci mu się zachciało adoptować, zboczeńcowi jednemu. Moja sława zaczęła się dwa lata temu. Kiedy to dorobiłem się na pisaniu banalnych piosenek o czarodziejskiej miłości, której nie ma. Wszystkie flądry po czterdziestce, którym się wydaje, że przeżywają drugą młodość łykają ten cały tekściarski kit, jak świeży boczek, którego mają i tak na sobie w nadmiarze. Mają dość tyrania na trzy zmiany, żeby wyżywić bachory. Mężusie się nie kwapią do pomocy, wolą na skłosza wyskoczyć. Nic dziwnego, że dziewczyny czują się zaniedbywane i niedopieszczane. Z utęsknieniem czekają na czułe słówko, i kwiaty od bojfrenda, chociaż od kochanka też mogą być, zresztą mogą być od kogokolwiek. To już nie jest ważne i nie ma znaczenia. Żeby tylko otworzył wino, wziął w ramiona, zerwał łaszki i przemłucił wrzeciono. No bo ile można się czuć we własnym małżeństwie, jak coś co kot przywlókł ze śmietnika. Taki tekst o miłości i spełnieniu, który wydedukuję kilka razy na dzień w radiu jest jak miodek na uszy eleganckich,  niegłaskanych pań. Jest jak katapulta taranująca zamek, jak bomba jądrowa, albo jak przetrzymywany przez tydzień wytrysk, który rozrywa łeb. Dobrze utrafiona medialna nawijka na lajfie i od razu uderza woda sodowa do mózgu i mięknie celulitek, są ugotowane na miękko. Potem snują się pod moją bramą wydepilowane, wybalsamowane i wyją, żebym je wpuścił, wymasował i bzyknął. Teraz jestem gwiazdą. Wcześniej nie chcieli na mnie patrzeć, a teraz proszę, zżerają z ziemi to co mi spadnie ze stołu. I bardzo dobrze. Tak ma być. Mam swoje pięć minut, więc to i owo sobie urządzę. I wcale nie jestem pracownikiem ikei. Dzisiaj znowu premiera jakiejś nowej cioty. Pojadę, co mi tam. Wystarczy, że podstawią limuzynę. Żaden wysiłek. Ja tylko wyjdę i wsiądę. Czasem bywam na tych bankietach, żeby się pokazać, ale właściwie to nie wiem po co to robię, chyba przestanę to robić. Jak człowiek jest popularny to od razu przysysają się do niego różne snoby. Pseudo przyjaciele zwęszający swoimi pizdami pijawkowy interes lub dobre pasożytnicze bywanko na bankietach. To normalne. Taki jest schemat. Muszę patrzeć na wylansowane wycieruchy, które gaworzą z barmanami o swoich tandetnych problemach, jak pozbyć się cellulitu, a później odchodzą od baru po kilku głębszych by przy blaskach fleszy zdradzić siebie i sprzedać duszę. Niekulawych antylop jest tutaj sporo, tak jak sporo im brakuje do w miarę dostatecznego IQ. Wszystkie telewizyjne celebrytki tylko dlatego chcą pomagać dzieciom, bo dzięki temu mogą się wylansować. Przecież nic tak nie działa na tłum, jak publiczne wzbudzanie współczucia, a przy okazji nie tak od razu da się zauważyć ich głód forsy i pustkę egoizmu. Po zdobyciu jako takiego rozgłosu trzeba pustaka wrzucić na głęboką wodę, taniec z gwiazdami, idol czy inne gówno, w którym można być sobą, czyli lachonem na salonach. Na takich sztosowych imprezach to nochale spuchnięte od mąki ziemniaczanej, a po jednym drinku wiercą się rozłożyście jak meduzy wyrzucone na molo z bałtyku. Umówmy się, tutaj każda się szmaci za rolę, tylko nie każdą na tym złapali paparazzi. Każda ma logosa na głębokiegardło.pl i umawia się na bunga bunga z ziomalami z fejsbuka. To standard. Tu nie jeden wygłodzony swoim chorym seksualizmem didżej myśli, że jak rozgrzeje publikę przy konsoli swoim porysowanym analogiem próżności, to wbije w nie jedną antylopę po wstępnych dragach i prymitywnym bajerze swój gwóźdź codziennie roznoszonego hiva. Pewnie nie jedna z bardzo mocno obniżonym IQ się na to nabrała i jeszcze nie ostatnia rozniesie to gówno dalej, nieświadomie zarażając miasto. Ale przecież nie to jest najważniejsze. Liczy się tylko dobra zabawa i dizajnerskie torebki za 6 stów, albo paski za 15 tysi z dzidy aligatora. Wszystko by chciały mieć dizajnerskie. A może kupią sobie dizajnerskie mopy i się wezmą za polerowanie podłogi, a nie tylko fiutów madmłazelki jebane. Normalnie nuda, plastik i malaria. Żeby nie powiedzieć muzyczna gangrena. Wyjście po premierze lub pokazie mody to najgorszy moment. Zderzenie z murem fanów, a raczej skończonych pojebów nie mających nadziei wierzyć już w nic innego tylko w nic nie znaczące słowa wypowiadane przez kłamcę, czyli mnie. Za każdym razem to samo wyzwanie, by przeżyć. Co ja mogę. Zaledwie sześciu ochroniarzy. Każdy z nich tylko dwie ręce. Nie są w stanie zatrzymać napierającego tłumu lasek. No ile ja mam do przejścia po tym czerwonym dywanie z hotelu do limuzyny? Z dziesięć, może piętnaście metrów. I tym razem też było podobnie. Rzuciły się wszystkie na raz, rozbiły w proch tych wiatrem podszytych Arnoldów. Fruwali jak pyłki nad ogniskiem. Rozszarpują koszulę w strzępy, Drapią tipsami po plecach, dotykają krocza, całują, piszczą, sikają po nogach. Jedna wpycha mi jęzor do ust, druga macha przed oczami stringami. Ciekawy jestem czy bitelsi też to przechodzili, bo Stivi Łonder to na pewno. Już widzę otwarte drzwi samochodu, lgnę, przesuwam się, popycham w ich stronę. Moje zwinne palce przeskakują z jednych miękkich tyłeczków na drugie. Żadna nie protestuje, wręcz rozchylają je bardziej prosząc o więcej. Tak pięknie pachną, wilgotne i wyuzdane. Autografy wypisuję na goluśkich, wypiętych pośladkach. Ups! wylazła ośmiornica. Stanął mi. Zakrywam krocze i wskakuję do limuzyny. Jedna wczołgała się za mną do środka i waruje na perskim, wypożyczonym zresztą od Eltona Dżona dywaniku. Całe szczęście wypycham ją skutecznie glanem. Nie będzie mi tu rozprowadzać w wybalsamowanej bryce żadnego ulicznego parcha.




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1