20 october 2014

Polowanie

Przyjechali z Sandomierza busem o 13ej, bo nikt im nie powiedział, że mają być na 20stą. Ot takie małe nieporozumienie, jakby wywyższający siebie zleceniodawca usługi uważał, że jego czas jest bardziej cenny niż tego ubogo sytuowanego pracownika, który miał w drodze powrotnej o 16ej odebrać dzieci z przedszkola, bo żona jest chora i leży w łóżku. Ale skąd to może wiedzieć ten arogancki dureń, który pije codziennie wodę evian, nie różniącą się w ogóle od nałęczowianki i musi na nią zaoszczędzić przysłowiową złotówkę. Wyładowali na zapleczu sprzęt z namalowanym przekreślonym insektem, żeby nie straszyć ludzi, którzy akurat od niechcenia jedzą frytki i poszli jakoś to przeczekać. Pobliski plac budowy jest bardzo interesujący do zwiedzania, robią piętrowy parking i castoramę, a także cyrk się rozłożył przy stacji benzynowej, bo stały tam rano wielbłądy. Można też popatrzeć na te wszystkie luksusowe sklepy, myśląc o swojej biednej żonie, której już nie pamięta kiedy kupił coś błyszczącego, ale to całe szczęście nie przeszkadza w niczym, żeby dażyła go miłością do końca życia za dobroć i starania. Można też pojeździć ruchomymi schodami, patrząc na niebo przez szklany dach, zjeść kajzerkę z szynką i wypić herbatę z termosu. Można sporo zrobić, gdy się ma tyle czasu. W końcu usiedli. Jak jeden dłubał w nosie to drugi go szturchał, a później na odwrót, żeby była jakaś odmiana. Zrobiliśmy im sypanej kawy, żeby nie kupowali tej syfiastej z kfc, a raczej znając naszego pracodawcę i jego regulowanie płatności, żeby im na powrotnego busa wystarczyło. Mieli maść do smarowania karaluchów. Ponoć skuteczna jak nic innego w tej dziedzinie. Odkąd unia europejska sprzeciwiła się bezpośredniemu zabijaniu, to teraz stosuje się bardziej cywilizowane sposoby. Więc jak wybiła 20sta i zaczęli, to jeden łapał je szczypcami, a drugi smarował im brzuszki pędzelkiem i wypuszczał. Strasznie wściekle przebierały nóżkami. Oni zresztą też, żeby je wyłapać. Te posmarowane świeciły na zielono. Usunęliśmy wszystko z drogi co mogłoby wyglądać na potencjalną przeszkodę, żeby jedni i drudzy mogli swobodnie biegać. Trwało to dobre dwie godziny, zanim z fakturą i wywieszonymi jęzorami poszli na powrotny do Sandomierza. My też sobie poszliśmy, żeby nie świecić na zielono. Na drugi dzień okazało się jednak, że musiała nastąpić pomyłka w dobraniu odpowiedniej maści, bo zamiast leżeć martwe, to były dwa razy większe i żyły. Jak przyszliśmy to nawet nie uciekały, siedziały leniwie i jadły zleceniodawcę usługi, który przyjechał spragniony z samego rana po kilka przysłowiowych złotówek na swoją wodę. Oczywiście nie wiedział, no bo i skąd, że dotknięty zlekceważeniem  ubogo sytuowany pracownik poprzedniego dnia specjalnie zamienił maść, bo są rzeczy ważne i ważniejsze, a dla niego co jak co dzieci są oczkiem w głowie najważniejszym pod słońcem. 




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1