Hefajstos44, 13 april 2012
Nie zabija wolność przenigdy
Tylko klatka co wokół serca
Bez wolności już nie marzymy
A los wodzi ten nasz prześmiewca
Bez wolności znów stale śpimy
I śmiejemy się z błędnych rycerzy
Wciąż iluzją swą świat mamimy
Bo najłatwiej jest przecież nie wierzyć!
Bez wolności też nuda i spory
Z Bogiem, diabłem i aniołami
I codzienne znów lęki, zmory
Co nam serce rwą swymi paszczami
Bez wolności wciąż nie ma miłości
I dobroci co światy napełnia
Pozostaje nam poklask małości
I zły sen który zawsze się spełnia.
Hefajstos44, 10 april 2012
Lustro odbija me zmartwienia
O świata losy, który zmierza
Co dzień bez mała do spalenia,
Samospalenia- kto uwierzy?
I mówi lustro: głupi człeku
Co w twoim świecie jest innego?
Czyż nie powielasz już od wieków
Tyle dobrego co i złego?
Po co ci zmieniać na co wpływu
Nie masz i mocy nie uzyskasz
Pozwól więc światu sobie płynąć
Dbałość o siebie wreszcie wykaż!
I tak rozmowa sobie płynie
Przy lampce wina, co czerwone
Niech ludzkość ginie, gdy chce zginąć
Zdarłem swe gardło- ważne ono
Pióro stępiało od pisania
Myśli umarły od myślenia
Trzeba więc powstać- dosyć stania
Pod górę dosyć dni toczenia
Kamień odrzucę i bez niego
Wejdę na górę, widok nowy
Bo przecież nie ma tego złego
Co nie wynika z słów i z mowy
Hefajstos44, 4 february 2012
Pieściłem włosy wtulony w twe
szepty
Co rozgrzewały nasze ciała nocą
Były tak bliskie i zarazem pieprzne
Od których serca w piersi się
łomocą
Pieściłem piersi moimi ustami
Ty w tej pieszczocie drżałaś i
płonęłaś
Krzycząc swą prośbę bym zaraz
rękami
Wziął twoją kibić jak ty moją
wzięłaś
Abym wszedł w ciebie i rozpalił
łono
Rosnąc w nim niby puls energii
życia
I dał ci bliskość ciągle
nieskończoną
Już po kres świata i po kresy
bycia
I wyszeptałaś gdy zrosiłem wnętrze
Swoim nektarem, który czekał
ciebie
Chce cię już zawsze- nic nie jest
piękniejsze
Kiedy jesteśmy w naszym wspólnym
niebie
Hefajstos44, 4 february 2012
Ty przecież znasz moją życia drogę
Co mieści co dzień curriculum vitae
Jednak przypomnę, bo dziś chcę i mogę
Myśli me czyste i te nieumyte
Wyzwania stale stawiałem przed sobą
Skrojone miarą wiary w swoje siły
Lecz nie dość wcale korzyłem przed Tobą
I nie dość wcale serce me wierzyło
Żem jest stworzony by sięgać po wszelkie
Bogactwa świata, nie tylko te z duszy
Dawałem siebie, korzyści niewielkie
Dość były co dzień, abym mógł się wzruszyć
Kobiet czekałem, którym Mesjasz niby
Dawałem wino i chleba bochenki
A one mi w zamian wciąż zatrute grzyby
Smacznie smażone w ich piekła kuchence
I dość już Panie, wystarczy i tyle
Czekam spokoju w spokojnych ramionach
I bogactw czekam, i po nie się schylam
Aby marzenia swoje już dokonać
I wierzę wielce, że Ty to przeczytasz
CV to moje, głupoty i bólu
I ze mną razem szczęście moje schwycisz
Ucieczko moja, i twierdzo, i królu
Hefajstos44, 4 february 2012
Gdzie jest granica? Gdy wrażliwe serce
Oddać chce siebie ukazując duszę,
Kiedy umiera w wielkiej poniewierce
W każdej sekundzie rozpaczy i wzruszeń.
Dokąd posunąć pragnienie zwycięstwa,
Ról głównych w życiu, imion na afiszu?
Czy bić rywali skrycie i bez męstwa?
Czy zabić siebie? Wszyscy z nas tak muszą?
Traci się wątek, gubi gdzieś osnowę,
Gdy cel poznany, niepoznana droga,
Wtedy o skałę trzeba rozbić głowę,
Złamać paznokcie drapiąc się do Boga.
I jeśli szlaki nie wykrwawią jeszcze,
I samobójstwo nie wyjdzie z rozpaczy,
Wtedy dopiero można poczuć dreszcze,
Drogi do siebie, którą się zobaczy.
Hefajstos44, 23 october 2011
Chciałbym usiąść przy Tobie i szeptem
Powiedzieć to co się
zdarzyło w drodze
Do Ciebie
Rano wspólne śniadanie i uścisk
Potem zwyczajne sprawy, zajęcia
To niebo
Szeptem rysować marzenia wspólne
Dom, kwiaty, ogród, droga do domu
To bliskość
Kłaść Twoje włosy na ustach wieczorem
Pieścić masażem stopy i dłonie
To czułość
Emocje odrzucić z
głowy, serca
Nie podnosić ich znaczeń używką
To dobroć
Być i znowu być najbliżej jak można
W chwili każdej- potrzeba taka
To serce
Słyszeć co boli kochane serce
I ciepło myśleć o tym że nie chcę
Szacunek
Tak chcę wracać i żyć co dzień, stale
Bo to sens ma i niesie radości
To miłość
Hefajstos44, 7 august 2011
Dziadku mój dobry, który miłość swoją
Dawałeś co dzień, niby kwiaty świeże
Bądź mi oparciem, drogą mą i zbroją
Bo Ci wierzyłem, i wciąż Tobie wierzę
Dziadku mój dobry, z Bogiem pogodzony
Jego miłością dni swe świętujący
Bądź ze mną stale gościu upragniony
Dający znaki i tak kochający
Dziadku mój dobry, który pokazałeś
Kim jest Bóg miły i jak Go radować
Daj mi swe wsparcie, jak zawsze dawałeś
Bym umiał ludzi i świat tak miłować
Dziadku mój dobry, bądź mi intuicją
Siłą co wskaże dokąd wiedzie droga
A kiedy trzeba bądź też mi policją
By złą już ścieżką nie stąpała noga
Dziadku mój dobry, prowadź mnie za rękę
Jeśli sam tego umiał wraz nie będę
Kocham Cię bardzo, składam Ci podziękę
Za Ciebie w życiu, z Tobą świat zdobędę.
Hefajstos44, 7 august 2011
Merda ogonem Jack mój Sparrow
Pojąć nie umiem o co chodzi
Posłuszny niezbyt żadnym panom
Żre wszystko jakby ktoś go głodził
Psia to melodia czy sobacza?
Trawienie dobre, bez dyskusji
Jednak zjeść przy nim ciężka praca
Gdy patrzy wzrokiem smętnie- trupim
Kotom odważnie kły swe szczerzy
Biega za nimi- by się bawić
Lecz gdy się prężą nie chce mierzyć
Z ich pazurami- źle się sprawić?
Krnąbrny mój Dżekuś- tak z natury
Czy może kiedyś tak zrobiono
Dając i kość mu, i tortury
I całkiem rozbisurmaniono
Hefajstos44, 7 august 2011
Kogo kochamy tak naprawdę?
Bezwarunkowo, ciepło, czule?
Dzieci, przyjaciół, słodką zgraję,
Ostatnią damy im koszulę.
Dlaczego jest tak? Zapytacie,
Lata mi zeszły, nim pojąłem,
Ich ani chwili nie żądacie,
On wam nie stoi, śluz nie woła.
I miłość wcale nie jest mniejsza,
A może większa? Jak myślicie?
Niż do kochanki co umniejsza
Kochanka narząd, śmiech i wycie.
Dlaczego zwierzę poza rują
Dba o potrzeby, swoje, stada
Bo kocha życie, reszta bujda,
Przedłuża byt swój i nie gada.
A gdy namiętność, pożądanie
Stanie na drodze twej miłości,
To jest czarnemu przysięganie
Że on jest Bóg mój, bez wdzięczności
Wodzi na palcu samczej woni
Samca co Boga nie ma w sobie
I za żądzami stale goni
By móc swe ego składać w grobie
Więc niechaj żyje ta namiętność
I pożądanie, trzepot powiek
I niech umiera miłość, piękno,
Ciepło i dobroć, Bóg i człowiek.
Hefajstos44, 4 august 2011
Kiedy wciąż szukam i tak zagubiony
W swojej przeszłości bo jestem zraniony
I nie pamiętam o sobie już wcale
Nie wiem co miłość, co raj mój i bale
I zapomniałem co daje spełnienie
Czy to samotność? Czy osamotnienie?
Kiedy niesiony wspomnieniem jak raną
Nie umiem powstać do życia znów rano
I nie wiem wcale czy buty ubierać
Bom zagubiony jak jasna cholera
Czy Bóg mi wróci me własne marzenie
Och to samotność, czy osamotnienie?
Więc się wybiorę nad rzekę co płynie
W dolin swych gąszczu i nigdy nie zginie
Dam sobie prawo by płynąć jak ona
Wolna i ciepła, przez los uskrzydlona
Wtedy odpowiem na pytań wabienie
Czy to samotność, czy osamotnienie?
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
24 november 2024
2411wiesiek
23 november 2024
0012.
22 november 2024
22.11wiesiek
22 november 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 november 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
21 november 2024
21.11wiesiek
21 november 2024
Światełka listopadaJaga
19 november 2024
Niech deszcz śpiewa ci kołysankę.Eva T.
19 november 2024
1911wiesiek
19 november 2024
Jeden mostJaga