Kasiaballou vel Taki Tytoń | |
PROFIL O autorze Przyjaciele (23) Poezja (99) Proza (16) Fotografia (10) Dziennik (13) |
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 2 lipca 2014
podejdź bliżej
spieniona pyszczko co ślinę toczysz rodem z jądra
Ziemi. nie obawiaj się
to tylko lniana serwetka w rogi. zachowasz swoje
stwardniała raciczko. mam więcej materii
na tę okoliczność usiądź w progu poczekaj
na siostrzane odbicia.
podejdź i ty
wzburzona mordko co lawinę spuszczasz rodem z grzbietu
Rysów. nie obawiaj się
to tylko wyciągnięte członki. nie stracisz swoich
przechłodzona łatko. mam więcej brzozowych pieńków
na tę sposobność usiądź przy palenisku poczekaj
na braterskie odblaski.
tyle w nich z bydlątek ile w nas energii
z odnawialnych źródeł.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 29 czerwca 2014
pod moim oknem koc
wilgotnieje na zmianę pogody
już się uodporniłam
przed moimi drzwiami wycieraczka
zarasta kurzem na deszcz
jeszcze przyjdzie czas
ale zanim wytrze buty
zwinie koc i wynajęte panienki
spod mojego okna
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 29 czerwca 2014
- Andrzejowi Bursie poświęcam -
sczytuj jak apokryf ostrożnie obracaj w palcach. dzban rozbity słowami
ostatnich z pustyni. na skały zesłana przez szarańczę pierwszego
lica pozbawiona; staję naprzeciw prawnuków Proroka z wiatrem w miejscu głowy
i na ich bezgłowie nastaję.
popatrzmy na ten las ponad jeziorami; miarowo i miękko rozczesuje witki. dwa wzgórza
drżące nad brzegiem pszenicy; w jej kolebce padołek pulsuje. ogród w dolinie wilgotnieje
strumyk. linie łagodne niecki aż do stóp moreny. pejzaż poezji obraz ziemi której płodów
nie sposób pojąć posiąść ale tylko pożądać; niczym pierwszej ażeby znienawidzić
jak ostatnią z niebyłych. niwa tak barwna jak barwne ikony; liczne i odmienne niczym
nieodmiennie liczne źrenice na zwojach.
stąpanie po śladach dochodzenie do wizji a każda jak osnowa z hieroglifu. przeżuwana w słońcu
zaślepia i pod dyskiem srebrzanym; liście rozpalają najchłonniejsze domysły. we mgle podążali
ku fatamorganie; za dnia dzieci Twoje po zmroku same niesforności. pod derkami piąstki z trwogą
supłały w grzywach najpoczciwszym mułom. zadziwiona byłam ułomna bo ciekawa; odcisków Panie
na sieci wyplatanej misternie.
zajrzyjmy do jądra na pegazowym włosiu; wokół osi jak wokół tych przez które wszystko
ponoć pierwotnieje - niepodobna; archanioł kruczasty goreje pod biegunami patriarchat
na prąciach ponapinany. zawsze wyżej głów a jednak poniżej kołatania w żebrach. tutaj
biała ciemnogłowa przy stołach oliwnych z okruchów spisuje. pióro gęsie nie przetrwa
bowiem srebrne stalówki w proch tylko w proch przez samoobracanie.
światłość nie nastawała. tedy Sędziwy - który był z pochodni ale przez usta chrome dogasał -
wargami tymi namaścił najgorliwszego i rozkołysano drewnianego konia. Gorliwy tak jak ja
nosił na nadgarstku symbol Ryby i Twoim imieniem pozdrawiał. świadoma misji pewna
że u źródła przemyje źrenice - przyjęłam wędrowca co nie tylko wiekiem był Tobie bliźniaczy. gest Rabi
każdy wielbił a oddech pochłaniał. wiara w Ciebie i jego niewiara w niewiastę spawiły że nie z piersi
nie ze strumyka ale z żyły utoczyłam. zapytał o łono: tak - w wizjach do niego jak my do Ciebie
należeć by mogło: wtedy się zachłysnął i długo przełykał. obiecał nie przemienić krwi w wino skwaszone
a przeżuwaczy omijać; im Panie zesłałeś próby boleśniejsze. wymodliłam sen bo majaczył
i skoro kur kazałam uchodzić ale przed pierwszym pianiem sam uciekł. stałam na progu tak lekka
jak on wiedzą objuczony i ufna w Słowo jak on słowem pozbawiony złudzeń.
spójrzmy w tłum faryzejski; przelewa się przez barykady setników upajanych Pismem. niewiasty
papirusowe chusty rozkładają ale nie ma czego przykryć i na co nakładać. nagie od pragnień
przeciw pragnieniom występują z brzegów: bo pragną diabolicznie lecz w ciszy gdy tymczasem mnie
nakazałeś Panie pragnienia wykrzyczeć - Prawdy o dziatwie Twojej nie zaciemniać. tam stoi ten
co pieczęcie pozamieniał; któremu wyprawa pozornie w zmysłach zamieszała. aorta nieosłonięta
a ciecz pieni metalicznie. gejzer tryska skrzepami bo dusza zaparta; wypływają poronione sny poranione
nadzieje. nie jest mi dane zrozumieć dlaczego w cieniu Drzewca sieci sprzeniewierzył; znając tylko jadło
z mojego ogniska ogień do alkowy przeniósł: wszak pożoga serce tylko rozgrzewała. poznałam ten wiatr
co włosy wybujał ale słów już nie rozpoznawałam. nie na moim progu obcięto mu myśli; przerośnięte rozetami
zakwitają od posadzek zakorzenione w podkolorowanych mozaikach. stóp niegodnam przykładać; w polu
nucić wolę wszak ono sprawiedliwsze od dziedziny samozwańca. czoło przysłaniam ażeby i mnie morowe
nie odrętwiło powietrze.
wieża Babel wytoczyła kamienie ponownie wykradziono ognień; tym razem pod śmierć na Drzewcu.
ta płomieniowi odmówiła; blask od wieży odbity zamieniła w prometejskie konanie. będzie odrastać
bowiem siebie kamienują własne podpalają chuci. ze zwierciadła tłuczonego ale nie we mnie
błękit pokruszono - wolna od pokory te litery składam - przed żywiołem i przed jaskrą chroń mnie
Panie.w żałości i żalu doświadczam po Prorokach rozdzierania kobierca; przez braci w Prawdzie
nieprawdziwych. zdejmij mi ten żal i żałość i to imię mi zdejmij albo naucz nosić godniej ażebym
nie musiała na bezgłowie nastawać. obce mi jak zemsta kasty; do dna z Twojej woli
ale zanim na skały powrócę - wybaczam - niezapytana i niepoproszona Ciebie tylko o kolebkę
poezji dopytam;
Panie Jezu:
poetą trzeba nie być
albo być szalonym
żeby nie zaślepnąć
być trzeba ostatnią?
- wybacz Jędrek
ale nie potrafię.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 27 czerwca 2014
pobłądził mój ideał. Podchodził do nóg
kiedy oczekiwały dłonie. Składał spojrzenia na szyi
unikając dysków spod powiek. Taplał się w błocie
po odpływach pozornie przeoczając uniesione fale
zadarte koronki. Rozdawał w wiaderkach kumplom
wznosząc fortecę. I brnął w wojnę
na babki osuwał się w czeluść. Omijał otwarte
przestrzenie. Skrzypiał u bram wieszał się
na okiennicach przy uchylonych wrotach
schodził z drogi. Opacznie nazywał
siostrą czasami przyjaciółką. Kiedyś zawyłam
kochanką. Zakrzyczałam w noc i odmówiłam
księżycowi blasku burzom piorunów. Właśnie wtedy
mój pogubiony ideał podał knebel sięgnął po kit
posłużył się silikonem. Nie rozpowiadano jak
podglądał kolorową bieliznę podbierał przepaski. Kiedyś
wezwał do mnie znachorkę którą spienił wyzywając
od różnic przezywając matką.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 26 czerwca 2014
jednym ruchem ręki umiem spiąć
półkule skleić kontynenty oceany
pozlewać w jedną toń a jednak
nie potrafię parą z dłoni zebrać
siebie ciebie w jedną garstkę
piasku.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 26 czerwca 2014
wszędzie Gryzoldy Gryzmini ich
oseski Gryzmysie. chrum-chrum.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 26 czerwca 2014
Pan w trakcie Pani po
pesteczce Jak dziwnie
los im pokojarzył Chapnął
a zdziwko wcale duże Ogryzek
śmignął tuż przed twarzą
Pan pastel Pani akwarela Pędzel
w olejnych - moc mikstury Pamięć
Hammerite wtarta w metal I nikt
nie zdziera klawiatury Nie strząsa
daty z kalendarzy Kolejny raz
się nie przydarzy Pani pamięta
pikowanie Pan czas -
ten nigdy nie przystaje
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 25 czerwca 2014
Ptak do którego nikt nie mierzył z procy
spadł mu z nieba delikatnie przechylił głuchawy
kapelusz. Ale pieczary są wytrzymałe. Potrafią
ostrzyć zęby na złomie. Miękko wygodnie pod ściółką
nadstawiać małżowiny polerować rondo. Kiedy kosze
pełne Najwyższego w przeliczeniu na twardy
nominał. Ten użyźnia rozrost słoniowych atrybutów. Spodnie
imitują zwierza wywrócone kieszenie składają się
w uszy. Wystarczy wysunąć trąbę.
W mrowisku sinusoidalny ruch o znamionach
posuwistych. W znakach w stygmatach w bólu
uszlachetnia się tylko purchawka. Krzyk umacnia
umoczonych w szambie które tym razem trąciło
leśną perfumerią. Im dalej dalej tym bliżej bliskich
tym niemniej coraz mniej fałszywych opieńków.
Panno Wiślana zdejmij przepaskę zrzuć
pas cnoty. Twoją piczkę toczy grzyb.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 24 czerwca 2014
moment w którym obawiali się przestąpić surowy próg
postąpić najsłuszniej a jednocześnie nie nastąpić
nawet na palec. Ta chwila sprawiła że nie mogli
wyprawić się razem. Rozprawić z sękatą przeszłością. Rozporządzić
kiedy rządziło urządzanie się według odmiennych praw. Bezprawnie
skarżeni mogli przez moment być i skargą i wyrokiem. Po roku
w zdartym brudnopisie ona zatrzymana na bezwonnym akapicie on wytarty
wciąż pachniał gumką.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
23 listopada 2024
z oddechem we włosachsam53
23 listopada 2024
2311wiesiek
23 listopada 2024
Psychologia wskazuje wzórdobrosław77
23 listopada 2024
ZnaniMarek Gajowniczek
23 listopada 2024
Delikatny śniegvioletta
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga