Tomek i Agatka | |
PROFILE About me Friends (47) Poetry (97) Prose (1) Photography (20) Graphics (13) Postcards (2) Diary (5) |
Tomek i Agatka, 29 september 2015
gdzieś chyłkiem w zwilgłych jamach
tęskniący wyje pies
echo odbite w graniach
jedynie ono wie
ile się niesie skowyt
ile zakreśla wstęg
gdy podkulony ogon
gdy błądzi wzrok po kres
pomimo suszy chlapa
siąpi zaciąga rwie
opada szczęka w łapach
śliski kamienny kręg
myśl snuje się po dachach
wdrapuje byle gdzie
sznuruje nozdrza zapach
ognisty budzi gniew
ukryty w głów zanadrzu
niczym spod liścia szmer
wyzwoli się znienacka
na iskrę albo dwie
nie wątpi pies i sz-czeka
skulony ciąży łeb
gdy w miskach pełnych piekła
skwierczy za ściegiem ścieg
jaśnieje w skrzących gwiazdach
turmalinowy dach
pełni brzęcząca sakwa
złoci brokatem las
ten mieni się i znika
jak wszystko co znał węch
wiatr tkwi w przydrożnych mniszkach
szarpie ceglanym tłem
.
http://tiny.pl/gmfk5
Tomek i Agatka, 24 may 2015
weź głęboki oddech i pozwól myślom na swobodny przepływ.
rozmigotana po krańce noc, a ty łączysz wzrokiem najodleglejsze z gwiazd.
ten kołyszący się przesmyk, to twoja droga - do pokonania -
ani trochę więcej ani ciut mniej, dokładnie tyle, ile potrzeba
do wytrenowania równowagi.
stopy, pamiętaj o stopach, stawiaj je lekko, ale pewnie jak w tańcu.
kiedy wokół wiruje cały świat, znacznie łatwiej pogubić rytm.
pamiętaj, podążaj za linią światła, to jedyny prom.
jeśli tylko zechcesz, najczarniejszą materię możesz zwinąć
w diamentowy krążek.
wystarczy delikatnie przesiać, przeczesując rzęsą powoli, bez pośpiechu,
pasmo za pasmem, aż pojedyncze oczko wybłyśnie w atłas.
gdy uwolniony z dysku promień wypełni głębię aż po dna źrenic,
asfaltowe jeziora odsłonią lazur.
energia pierścienia skrytego pod powieką. to w niej tkwi cały kosmos.
jedna przejrzysta myśl i śmiało możesz sięgnąć po co zechcesz.
głęboki oddech to w sam raz tyle, żeby zaszczepić światło
w każdym z drżących ziarenek piasku.
zanim kolejna fala rozmyje brzeg, pomarszczenia ułożą się w rąbek sukni.
szeleszcząca falbanka z wdziękiem przypomni rytm dziecięcych kroków.
tylko niczego nie odkładaj, boso jak dawniej pozwól się prowadzić
po aerodromach pełnych słońca.
bo wszystko jest możliwe, jeśli tylko bez wahań zacząć
z marszu
Tomek i Agatka, 13 april 2015
siedzisz naprzeciwko i mrugasz okiem,
zupełnie jak nie ty...
jakby brakowało powodów do noży-c i nagłych cięć
kwiatów przesadzanych ciężką ręką
na bat trzeba sobie zasłużyć -
tłumaczyłeś wiązanki rozdawane mimochodem
seryjnie zdawały się przeczyć
istnieniu grzecznych dziewczynek
w zaciśniętych wark-oczach skrywał się cały pisk
zanim nauczą się uwalniać głos z pętli,
będzie im wszystko jedno który przygryzą policzek
jesienią rubinowa czerwień wyleje
w dojrzałe jabłka
aż przebierze kosz
nie uniesiesz
ciężaru powiek zaprawionych na sok,
tak jak nie wywabisz plam
jednym mrugnięciem rzęs
zdziecinniały uśmiechasz się,
bo przecież cały świat dawno zdał się zapomnieć
o trzepotach skrzydeł skróconych o dal, chabry, motyle, łąki,
całe te ganki warte bosych wybiegań poza margines otwartych dłoni
.
na wszelki kres - krzyżyk z przestrogą
niepodążania twoim śladem
Tomek i Agatka, 12 april 2015
/"Zerwij źdźbło trawy, a wszystkie światy odzwierciedlą to zdarzenie" - Allan Watts/
przedzieranie przez gąszcz porosłych pokrzyw,
by ślepo rwać w szeleszczącą tłem szorstkość -
zaścieli się wokół wilczym lnem i szczelnie przylgnie
w ścięte powieki i białka - zalepiając
krtań z podniebieniem
na językach jak i w sercu - surowość tych wszystkich mięs,
które można przełożyć na widoki
bo przecież... co z oczu to i z nieba, jak z kielicha trosk,
przez rdzawy lej, rdest, świst, zgrzyt - szczęk,
a wszystko po to, by koniec końców wpaść pod kopyta,
wprost pod podkowy ubłocone snem
i dalej...
byle ze szczętem - nasiąkać, posępnieć, pęcherzyć, burchleć,
żywą tkanką przyrastać w płótno, kapturzyć, zaciągać,
niczym plastyczną rtęć na pojedynczą żyłkę - równając pod igłę
ustawiać w sztorc,
by sens jak włos drżał
od wrzasku po skowyt
koszonych rąk
.
z rozsypania po kątach jedynie kilka wyschniętych kropel dżdżu,
naparstki ciszy głębsze o oddech i chrzęst. nad-łamanych witek
w zalążkach rojeń - zaledwie wiośniany błysk
o chwytaniu się źdźbła
Tomek i Agatka, 25 january 2015
Gracjan, kupiec spod Rypina,
kadząc pszczoły rzyć wypinał.
Dziwny ten świat - mówił szczerze -
gdy się truteń za miód bierze,
szlak wyznaczył w georginiach.
Tomek i Agatka, 22 january 2015
wiedziałeś o tym że tak będzie?
księżyc wpadł w krater filiżanki
spoglądasz na mnie i nie wierzysz
niebo bordową zrywa płachtę
i już gotowe się obnażyć
wypiętrza z aort lawą wrzątkiem
płoną czerwone galaktyki
warkocze komet chaos plącze
prosto pod stopy mleczny werniks
weź mnie za rękę i przeprowadź
przez bazaltowe trzewia węży
po rozżarzonych słupach ognia
nim w sen zakrzepnę - wypij
do dna
.
grafika do wiersza:
http://truml.com/profiles/80252/graphics/197268
Tomek i Agatka, 15 january 2015
o ucieczkach dowiesz się
z migawek zapisanych w odłamkach luster
nie inaczej
szybkie przemknięcie z przechyloną w bok głową
byle nie dostrzec zwątpień i zatarć kątem wyłapującego szczegóły oka
a jeśli nawet to najmniej z możliwych
tuż za progiem
kolejna z prób by odbiec od trzasku odwzorowywanych matryc
wytrawianie utrwalonych ścieżek. przerywanie do polan i pasm
codzienne wypalanie. do - płata. do różnic.
z podobieństw tak trudno wyłuskać własne połacie i kroki
pozornie wszystko wydaje się możliwe -
kiedy w promieniu drogi sączy się światło
wystarcza odwagi do odgałęzień
stopy nieruchomieją w zaułku
zanim mrok rozpali wyobraźnię wydobędzie każde z załamań
wytrwała igła posłusznie przeniesie kontur rysę
ścieg za ściegiem przeszyje grzbiet
lawa wrażona podskórnie zastygnie w sny zamotane w kłębek
gdzieś pomiędzy kolejnymi stacjami pyłu koronki słów wzniesionych jak kurz
pleć się pleć wrzeciono byle do świtu i następnych utkań
z gwoździ i otarć
o drzwi palce przedsionki
.
o ilości kołatań dowiesz się z utknięć
nie przecieraj matowych szkiełek
przejścia przez próg złożone są
z zamgleń
Tomek i Agatka, 21 november 2013
na niebieskie migdały
przywołujący do porządku telefon
z funkcją wibrujących myśli
przy datach granicznie zbliżonych
od zapętlania się w kółko
stosy dźwięczących kluczy z łoskotem brukowanych uliczek
zamykanych na ażurowe furtki
zatrzaskujące palce żelazną klamką
pod wiosenne porządki – rabat
z plikiem kart nie pachnących
by ciąć i wietrzyć aż po dna luster
a gdyby tak treści i powagi przepastnym wnękom wciąż było za mało
zapadnie i pieczęcie
urzędowych pism nieznoszących zwłoki
na wszelkie inne pośpieszne wypadki – latarka
żeby choćby ze studni prosto po sznurku
niczym lunatyk w bezpieczną drogę do własnego łóżka
łowiąc na wędkę księżyc wąsaty
całkiem podręcznie
imienne karteczki na przewlekłą niepamięć
i zapasowy guzik z pętelką
by za nos łapać osmolone szczęście
do pełni magnetyzmu
sprowadzająca z dachu na ziemię igła
by z wdziękiem sprawdzać pozycję najjaśniejszych gwiazd
lądując pod tą jedną
z damskich drobiazgów – haft i chusteczka
spod rzęs ukradkiem odparowująca nadmierną wilgoć
gdy skali brak
podzielnej kreski
na kruczą godzinę
pierścień ze szmaragdem
przywołujący w mig właściwą Arabellę
w miejsce motylich skrzydeł – porządna klamra
coby pukiel niesfornych wersów
spiąć tuż nad karkiem
i poziom trzymać
wetknietą szpilką
Tomek i Agatka, 18 november 2013
Po rozżarzonych węglach w półpłynne wrota baśni –
ledwie słyszalne kliknięcie – i maleńka zapadka uruchamiała szyfr,
zamieniając pojedyncze impulsy w kawalkadę dziecięcej radości.
Miedziany pieniążek wrzucony do kryształowej studni.
Plusk! – Za twoje myśli wszystko co zechcesz: księżyc i słońce i gwiazdy...
Z zegarmistrzowską precyzją kolejne światy rozpadały się na fraktale,
– wtedy jeszcze nie rozumiałam ciekawości zamkniętej w tak drobnych palcach.
Zapadnięte oczy chodzącej lalki –
miała długie włosy i ręce za które dawała się prowadzić,
mechanizm okazał się zbyt kruchy.
Zerwane struny gitary… i blizna na czole noszona z godnością,
druciki wystające z kalkulatorów, radia tracące głos,
dźwięki trzeszczącej taśmy z zapisem – a ja lubię tam gdzie jest brudno.
Kiedy strumień suszarki brał górę nad zupą ogórkową,
wszystkie te siostrzane obawy miały sens, bo przecież
kaleczyłeś stopy szkłem, rozbijałeś kolano czy łamałeś obojczyk.
Uwielbiałam te twoje cyrkowe akrobacje i leśne wycieczki
z podglądaniem saren.
Migawki zdarzeń wpisane w zębatki rozpędzonych rowerów,
wyhamowywanych nie w porę; stępione ostrza łyżew, połamane narty,
matczyny flakon, którego nie dało się poskładać.
Całe galaktyki wspólnych potknięć,
i jednocześnie odłamkowa pamięć skazująca na strzępy,
boleśnie kłująca ciszą i zamazanym tłem.
Adapterowa igła wciąż zacina obrazy,
gdy ja w twoich oczach odkrywam
zawsze ten sam kosmos.
Tomek i Agatka, 11 october 2013
grudka do grudki
kiedy ziemia pod stopami pęka w cętki
zapadnią szachownicy gdzie rozpostarte dłonie jak drapacze chmur
przechodzą z wieżyc w wyciągnięte szyje
by zebrać ustami grad
tymczasem ze szczodrości nieba hartowana stal
dlatego nożycą rozwartą na oścież
tnąc przez szkarłaty nabrzmiałych pasm
zanim przeciągną szkliste białka przez strugi metalicznych głów
byle zachłysnąć się łykiem wrzawy
wyłapując ostrze skrzelami karpia
tuż za ostatnią granią
prosto pod twoje stopy
na wszystkie świata zakręcone cztery rogi
rozsupłam garście lodowatych kul
odłamkiem oczu
podbiegniętych pod wiatr
Tomek i Agatka, 26 september 2013
Z radością i uśmiechem dla wspaniałej Miladorowej wróżki
od syjamskich smocząt : ) : )
destyluję z parą wodną,
w alembiku - nie inaczej.
niech to pies z kulawą nogą,
jeśli tylko się nie sprawdzę.
jeśli wyjdzie mi niewypał?
lub co gorsza jakaś kicha?
jużci - prycham, wiersz - zagrycha,
smoczy siekacz - palce lizać!
osobiście dopilnuję,
nic się dzisiaj nie zmarnuje,
mieszam w kotle i czaruję.
jazda mi stąd, pisklę kluję!
jeszcze zdarzy się odmieniec,
lotne piórka będą w cenie,
byle tylko odszczepieniec
nie pogrążył mnie i nie legł.
sypię z garści wiązkę trocin,
pod nią barwność płatka róży,
czarry marry niech się płodzi,
niech jak królik stawia uszy.
byle tylko się potworzył
wierszozdatny kwalifikant.
do cholery, znowu kicham,
to z alergii na aplikant.
już w łabędziej szyi cyka,
wężownica się przytyka -
żadna szmira czy niewypał,
kielich wina - wiersz ryzykant!
rozpalone wiodą żądze
z oczopląsem bańki mydła,
zaraz gada w łeb przetrącę,
zaraz mu ustawię - śmigła!
stanął smok na równe nogi,
już mu bucha para z pyska,
i jak nagle się nie ściemni,
czarny diabeł - dym z ogniska!
…
destyluję z parą wodną,
zwodną parą w alembiku.
jakie licho mnie poniosło
wypróbować ten wehikuł?
Tomek i Agatka, 9 september 2013
przedzierasz się niepostrzeżenie
a ja wychylam najdyskretniej
wymykając poza parkan
za którym cały las się pnączy
gęsty splot na odległość niedojrzeń
bo przecież nie możemy się widzieć
w podcieniu rdzewiejących ostrężyn
garście rozsypanych jagód
tak trudno się oprzeć
zanim roztargniona wczepię się w grzebienie
nadłamana gałąź spłoszy nieśmiałą myśl
wciąż jednak nie pora na papilarność
zaściśnięty w dłoniach klucz
zdławi ciszę chrzęstniejącą piaskiem
ziarnienie przymruży powiekę
wgłąb - świdrujące ostrze
wszytego fastrygą światła
byle tylko docisnąć
przeczesać rzęsą
spod ciepła miąższu drżącą wydobyć
perłę
Tomek i Agatka, 5 june 2013
kołysze makówką wiatr wdzięcznie
puchate gałganki w noc śle
tultuli ziarenka maleńkie
przebiera troskliwie przed snem
dziecina drobinka ździebełko
kruszyna osesek brzdąc smerf
ciupinka istotka niemęstwo
w czapeczce niebieskiej jak tlen
w makowej śpi główce ziarenko
w główeczce makowy sen śni
nad ranem wezbraną kreseczką
kaprysów rozleje się świt
rozedrga się niebo w graficie
w rzęsisty rozsypie się deszcz
tłem chabrów przesiąknie lnu ciszę
horyzont zatopi we mgle
perlistym grysikiem wysiane
śródpolnych grzechotek lwie sny
granatu kipiący atrament
od zmierzchu po grzywy słońc, ryk
kłębuszek bąbelek malizna
koralik perełka smyk bąk
robaczek piłeczka szkrab pędrak
zalążek nasionko skrzat pąk
tak krucha drobinka niewielka
z serduszkiem na dłoni w świat gna
w pękatej łupince snu szpilka
nadzieja ogromna jak kwiat
.
link do obrazu:
http://truml.com/profile/graphics-detail/159082
Tomek i Agatka, 16 may 2013
im dalej w gąszcz
tym więcej drętw
pod dębem klaun
w gałęziach sęp
sto zbrojnych dział
wytacza cień
huśtawka patrz
na lianach lęk
niejedną twarz
za szmerem szmer
w półmroku trwa
skrada się lew
bielą się kły
wilczące głód
przez morze brzytw
drapieży zwój
zgrzyt szabli chrzęst
zakleszcza krąg
w potrzasku wrzeń
sztylety ostrz
nad mrowiem łbów
splątana sieć
pali się grunt
nie ma gdzie biec
lecz co to spójrz?
miraży szkwał
w zaprzęgach psów
ostatnia z tarcz
w zapadni szczęk
błysk złotych plomb
w laserach cięć
ognisty romb
im dalej w głąb
tym więcej wstęg?
za każdą z chaszcz
płomienny gniew
pawi się grab
zaciska trzpień
wśród krnąbrnych gmatw
wisielczy śmiech
wtem wszystko trach
i w jeden kłęb
korzy się gad
w objęciach małp
prześwieca tur
spod liści sznur
wężowych ciał
jak jeden rój
tysiąca złud
ucieczka trzód
płaszczy się wróg
u twoich stóp
to tylko pęd
na szczudłach bęc
serce do pięt
daj kroki dwa
mieni się las
słoneczny wrzask
Tomek i Agatka, 10 october 2012
wkładasz mi w usta i czekasz
aż łyknę
nic z tych rzeczy
konteksty przeinaczenia niedomysły
zmysły wymysły nielogika
nad pień staję się głucha
ty wręcz odwrotnie
wyczulony na bodźce wybitnie nasłuchujesz
czy jeszcze żywię
tak żyję i żywię - urazę
gdy zupełnie bez celu bawisz się w stwórcę
wszystkowi(e)dzący spoglądasz na dno oka
wtłoczona na siłę belka rozwarstwia się pęcznieje
włókno po włóknie zarasta bielmem
za plamą nocy spróbujesz wymazać rzekę by wybielić kamień
zapominając że w szorstkość podrzuconej kłody wrasta się po omacku
pewny siebie
sprawdzasz czy kruszeję
opuszkami wetkniętych palców
gładzisz wrzące zachody
aż po rubinową czerwień win
słodko obrysowując brzeg pucharu
by cierpkość przelana z ust do ust
nie nosiła znamion spierzchniętej ziemi
proszę nie teraz
w poskręcanych tętnicach
rozległe ogrody krwinek polarne róże i wrzosy
zetlałych powiek
pospiesznie zrywam skórę
wyjmuję żyletki z oczu
w końcu ma być krwawo i dosadnie
tak jak lubisz
tatuuję nadgarstki
inaczej nie stłumię
a ty nie odpuścisz
zanim stanę ci kością w gardle
nim piasty słów wytoczą kolejne koła
oswajam kwadraturę zaciśniętych łożysk
rozebrana do żeber
swobodnie wprawiam w ruch piersi i biodra
w esencji skropleń sylabizuję twoje imię
opowiadając ci siebie cicho zagryzam wargi
spójrz
poza wstęgą wilgotnych traw
skarlałe słońca zastygają w kryształach soli
na ruchomych piaskach wyrasta niepewność
osadzona na palczastych słowach
pamiętasz jak wianki podkreślały naszą młodość
wplecione chabry pachniały chlebem
w cieple rąk spragnione policzki
rumieniły się niczym jabłka zebrane w kosze
maki miały barwę rozpalonych ognisk
pokonywaliśmy szczyty by dotrzeć do
polan gdzie górskie echo niosło radość
i melodię szeptanych wierszy
a teraz
przydrożna cisza uwięziona w kapliczkach rozrasta się w pokrzyk
zapomniane ścieżki proszą o stopy wśród wyschniętych źdźbeł
nie mówisz nic
ale twoje splecione wokół piersi palce
i pulsujące źrenice obiecują źródło
dobrze wiesz że jestem tylko kobietą
zanim po(d)kornie przejdę w stan kambium
pączkująca we mnie wiosna znów
pachnie nasiennie zieleń zadrzewia korę
ciepłolubna
z podprogową wrażliwością
wciąż uczę się
jak unikać
spopielałych warstw
Tomek i Agatka, 22 june 2012
O świcie wrzaski chodnikowych dzieci
beztrosko afiszują się jarmarczną gościnnością,
a konkretni dorośli sprzedają złotorudej kioskarce
za mydło i dwa bilety świeże poranne wiadomości.
Skrupulatnie przekazywane z ust do ust,
ciągle mutują i podążają utartymi ścieżkami;
pokonując mur i architektoniczne bariery,
zasiedlają osiedlowe sklepiki, skwery i ławki.
Pobrzmiewając - tu i ówdzie - odbijają się
plotkarskim echem gardłowych klatek i korytarzy,
oblepiają błotem, kogo popadnie, i szumnie dźwięczą;
jedyna prawda ciągle odbiega od rzeczywistości.
Nośne betonowe molochy klatka po klatce rejestrują
każdy przejaw skrzętnie skrywanej spontaniczności;
wesoła śmieciarka raz po raz przekrzykuje
rozwydrzone przekupki i nieopierzone ptactwo.
Koszona w deszczu trawa bezustannie ryczy,
a rozhisteryzowani kierowcy popularnie już wyją;
i tylko robotnicy demontujący azbest
są jacyś tacy... chwiejni i zupełnie niewidoczni.
Zręczne i kreatywne siatkarki zażarcie polują
na okazje i promocje w super i hiper - marketach;
wygłodniałe stadka wypasionych wilków
pożerają całe stosy ociekającego drobiu.
Kiedy koślawe ławeczki po same brzegi wypełniają
miejską przestrzeń fanami triumfującego Piasta,
rozśpiewane nocne słowiki rozkosznie pomykają,
na trawie, po jasnych - dębowych - tyskich - żubrach.
Młody szczaw zielenieje w przyblokowych ogródkach,
gdzie szpanując śmiałym językiem, uprawia się melanż;
zdegustowany pitbull zlewa całe to szumne towarzystwo,
znacząc swój teren z balkonowego wychodka.
Fanatyczni zwolennicy akademii
wychowania fizycznego - nigdy nie zasypiają,
nie zakuwają i nie chodzą - do kościołów ani szkół z klasą,
nawet wtedy, gdy otrzymują kuratorski kontrakt.
Kiedy gaśnie szpaler ulicznych latarni,
wielkomiejska tkanka aktywnie rozrasta się
na unikatowych warsztatach i biegach na orientację,
gdzie zwinni ochotnicy rezerwują sprzęt na rynku muzycznym.
Zaangażowani w rewitalizację animatorzy kultury,
posługując się własnym grafikiem,
grupowo walczą z ponurą ortograficzną rutyną
i charytatywnie malują świat w nowych barwach.
Czujna i wysportowana kioskarka stale czatuje,
otwiera dialogowe okienko i jak szeryf,
na chybił/trafił, strzeże skrawka tej świętej ziemi,
jak cierpliwa misjonarka służy - zwrotną informacją.
Tomek i Agatka, 29 may 2012
/z wierszy altankowych/
witajcie mili, ja tu tylko
z wizytą krótką na chwil parę,
zbłądziłam klucząc w siódmym lesie,
tęsknota wiodła pod altanę
- w sam raz nad ranem.
mój cherubinek nocą wybrzdękł,
szybki wylustrzył, nie pojmuję,
przesączył kątem się talarek
przez rządek żakardowych dziurek
- jak mysza w tunel.
widziałam jak się snopkiem przelał
w smużące złotko wśród alejek,
mignął i zapadł kretem w ziemię,
nabita w zieleń z żalu pęknę
- pełnią niespełnień.
i na co mi te wypatrzenia,
oczy sennością rozmarzone,
kiedy mój atłasowy książę
na innym niebie wśród koronek
- nurkuje w pościel.
sto innych gwiazdek mleczem kusi
i bez ogródek sięga po nie,
raptus wybłyśnie - chyc drapaka,
jak on tak może, co za model
- jak kamień w wodę.
pamiętam jak się hultaj płonił
gdy sen zaplątał wśród podwiązek,
alabastrowy ancymonek,
cytrynian, herbaciany grążel
- już ja go zwiążę.
tymczasem sama sterczę w oknach
przed chłodem nocy roztrzęsiona,
obiecał tulić, szeptał, cmoktał,
za rogiem wymknął się bez słowa
- a niechaj skona!
czcze obietnice, paplanina,
niewarte grzechu samcze sztuczki,
gdy chuć go przygna jeszcze przyjdzie
całować rączki, nóżki, stópki
- po brzeg poduszki.
puszczę z sowami bezszelestnie,
lgnę w płachty jezior asfaltowych,
w magmowe wtapiam się kryształy,
rozpadam w popiół, chłonąc ołów
- do stu aniołów!
Tomek i Agatka, 23 may 2012
płatami wyłażą obce ciała
mają obłe kształty i rozsnute twarze
niektóre połówki pozornie się uśmiechają
dopełniam je z pamięci detal po detalu
oczy włosy usta bez wyrazu a zatem brak słów
wszystko jest siwoszare
dzień po dniu warstwa po warstwie
kwitną w rzędach jak tulipany i zachodzą
głowa przy głowie płochliwie przyczajone
wyginają smukłe szyje i rozlewają żółć w ustach
nienasycone głębie
z lękiem obnażają wystrzępione języki
puchną jadem jak grube cętkowane węże
zrzucają łuskę z oczu i wnikają do podświadomości
jak ukwiały namnażają odnóża i atakują pamięć
gęsto pocięte bruzdami pękate czoła
chylą się kielichami i wiotczeją ku ziemi
czasze skrywają zapuchnięte powieki
spływają cieniem po policzkach i gubią
kontur w półtonach rozedrganej półsetki
Tomek i Agatka, 18 may 2012
wygrzmi barwą stercząc w gardle
rdzawy gwóźdź
przerwie żagle ciernioagrest
splącze w bluszcz
noc wykleszczy wytrzepocze
skrzydła mew
rozwybrzdęczy się w naręczy
morski lew
Tomek i Agatka, 17 may 2012
no maszci jak się waść myjsiwiór wymościł
zrębajło wykwintne rozkminię żę skwitnie
naciąga bezlutnię wywstydnik przy gościach
grzechotnik intrusment trenuje że obciach
wymłotnę szczurkawkę jasgwint żulopijcę
gruchotnę szczurkostnę bóg wie dokąd wymsknie
krochmalnę gramotnę bez łeb zapaskudę
paszczura merdaka obszczygonowajcę
rozjamią się smoki i jak nie wyhukną
wypróchną szczerbatkę wrzódszubrawcę do pnia
krewka pikawa im stawa spulsowuje
niech nosąwopiwny strongfunfel nadkroczy
zrękawi napinkę unaoczni klatę
lizawkę patrzałki przykróci kichawę
w ząb minę rozchwaści rozwykwasi za dnia
to się w mig wypleni pieniwce rozlazłe
Tomek i Agatka, 12 march 2012
po mglistym dniu
myśli nasączone po grafit
a ty spokojnie pozwalasz
żeby zapadł się cały firmament
jak zagubiona w trzcinach
chybotliwa łódka
wzbieram falą
dobrze wiesz
że zanim wybrzmię
do ostatniej drzazgi
rozsypię ci na głowę
gwoździ setne niebo
pozbierasz bez słów
rozbierzesz
ze słów
roztrzaskana o brzegi
powrócę białą lilią
wtedy zerwiesz
najdelikatniej jak potrafisz
ustami
kreśląc sinusoidę ciszy
wpisani w siebie
krąg po kręgu
z płatków
spijemy harmonię
pełną kształtów
w muśniętej tafli
rozlany księżyc
jak plaster miodu
do-pełni sny
srebrną ważką
Tomek i Agatka, 12 march 2012
psychopatka w puszystej pościeli
zimnym okiem wyszydza spod maski
cyk cyk cyk kolejna już kpina
na żniwach z ironią los tańczy
koziołkiem figlarnym bruk znaczy
stłoczonym szkło stopni podkłada
kokietka sz-roni łzy palcem
sople rozwiesza przy dachach
czarny humor nastąpił po siódmej
chęci próżne spaliły żarówki
teściowa po lodach o ósmej
w przedmszalnej aureoli wzdłużnej
klema milcząc zwarła swą minę
plus minus uściskiem rozpatrzy
wybuchła tuż po dziewiątej
lawiną uczuć dwuznacznych
za-ku-mu-lo-wa-ne-go napięcia
w holu mobilnej assistance akcji
sterownik silnika bosch rexroth
nie wytrzymał po jedenastej
psychopatka dalej niewinna
kulą toczy swą śnieżną czaszę
o biele się upomina
nowego figla już płata
pędzi mamusia trwa na sygnale
rodem ze szpitalnego tuningu
ding dong dwunasta na anioł pański
mosiężne dzwony już biją
leży szkielecik na białej sali
nowej zimy urzeka się bielą
chirurg z sufitem w fartuchu białym
w sali łóżko z zimową pościelą
Tomek i Agatka, 12 december 2011
to nasze tango na czułe dłonie miękkie palce
od ust czerwieni po miodem oczy roziskrzone
pan mnie prowadzi ja uwodzę w cienkiej halce
tors się napręża przytulam głowę pan pozwoli
że panu szepnę kilka słówek tak na wstępie
zanim się zacznie naszych zmysłów eskapada
miewam łaskotki niech więc pan się nie przelęknie
że się uśmiechnę trochę bardziej niż wypada
ha ha ha hi hi - ha ha hi hi - hi hi ha
nic nie poradzę pana wąs mnie gilga tak
nic nie poradzę że gilga mnie w momencie
kiedy ustami się pan zbliża właśnie tam
to nasze tango temperamentnie rozpędzone
na ust kardamon mechate kiwi dotyku flausz
pan się pochyla puls przyśpiesza a oddech płonie
raptem wśród piersi wybrzmiewa w tenor mniej więcej tak
pani pozwoli że jej w trakcie słówko szepnę
zanim się skończy wspólnych zmysłów galopada
miewam łaskotki niech się pani nie przelęknie
gdy się uśmiechnę trochę więcej niż wypada
ha ha ha hi hi - ha ha hi hi - hi hi ha
nic nie poradzę pani wąs mnie gilga tak
nic nie poradzę że gilga mnie w momencie
kiedy ustami pani przywiera właśnie tam
Tomek i Agatka, 8 december 2011
wystrzygłabym szczygła,
lecz mi brzytwa zbrzydła,
wystrzępione ostrze
wyrzucę na oślep…
rozstrzygnie na zawsze
ostrze brzytwy wszakże:
- rozpędzone pióra
niech strzyże natura!
______________________
Na krytyka' /odreagowanie
Link:
http://fotogalerie.pl/fotka/2739711163883497914,,Ostrze-krytyki.htm
_______________________
cięty szczygieł brzytwą strzygł dziobem szarpał strzępił w mig
ranny czyżyk brzytwą śmiglej jął wyżywać się na szczygle
chyżo strzyże czyżyk szczygła szczygieł tępi czyże skrzydła
czyżyk myśli co mi przyszło ja mu brzytwą on mi brzytwą
on mi brzytwą - i ja także? czyżykowi zbrzydło wszakże
na co strzępić tak językiem niech natura szczygły strzyże
szczygieł w ogon się rozwidla pręga za uszami szczygła
Tomek i Agatka, 30 november 2011
Z dedykacją dla Marii Magdaleny, Wasinki i Pawła Stefanowicza
z podziękowaniem za wspaniały wieczór 06.11.2010
Nocą się zakradam po lipcowym dachu,
przestawiam zegary, rozciągam oś czasu.
Na palcach przemykam po sennym ogrodzie,
czas płynie jak łabędź - Mlecznej Drogi Wozem.
Kiedy błądzę okiem po znajomym oknie,
ląduję w twych dłoniach, na puchowej łące.
Tu pod twoim niebem rozsiadam się skromnie,
gonię wiatr do nie wiem, zanim mi cię porwie.
Częstuję się śladem snu spod twoich powiek,
podążam za tobą, gdzie bądź, dokądkolwiek.
Na wyspie szczęśliwej wtapiam się w ramiona,
jak maślany pączek z dotyku przesiąkam.
Tonę w arabeskach, esach i floresach,
rozklejam się z ciepła w letnich kawiarenkach.
Kiedy tonę w ciszy - błogiej aksamitce,
snuję kłębek myśli, do ciebie, po nitce.
Cudna Kasjopea przędzie nam sny złote,
wplata w nocy heban pól pszenicznych bochen.
Księżyc - rdzawy trznadel w pasmach seledynu,
miedziany pieniążek, żółtobrzuchy gliniak.
Jak chrupiący rogal cieknie lśniącym miodem,
noc pachnie maciejką, kwitnie wonnym groszkiem.
Przetaczają niebem kruczoczarne konie,
rzeźbią w chmurach kręgle, wygrywa wiatr - goniec.
Na srebrzystej lutni cicho szemrze potok,
sprawia, że śpisz jeszcze, więc patrzę z ochotą.
Tomek i Agatka, 30 november 2011
Kozioł mówił
że poniżej trzystu
siedemdziesięciu pięciu
nie schodzi w tej górskiej okolicy
niżej nie dałby rady w sumie to wykańcza
tak jak tynk pęka i złazi w końcu to nie Wersal
Tomek i Agatka, 30 november 2011
ja raczej opty ty pesy razem się niby wyrównuje
ale to równia pochyła ja w górze ty z głową
w dół jazda bez trzymanki na wierzchu
twoje nie uda nie zdążę nie będzie
na pewno odbij odbij i trochę
odbija kusząc przeciwne
lądujemy codzienne
pozycjonowanie
opanowane
do bólu
ust
Tomek i Agatka, 25 november 2011
ja widziałam jak pan skradał się znienacka
jak świdrował łypiąc okiem tu i tam
pan wybaczy ja nie jestem taka łatwa
już wyjaśniam iż zasady pewne mam
bo jak kochać to tak kochać się drapieżnie
nie na chwilę nie z doskoku potem pa
pan mnie chwyci jak ten tygrys mocniej prężniej
bo w tym szkopuł że w uścisku lubię trwać
czy pasuje panu takie przytulenie
zatopione usta w usta twarzą w twarz
też pan lubi dobrze wiedzieć nieodmiennie
preferuję ponad wszystko taki stan
pan prowadzi proszę pana ja zakręcę
proszę tylko mocno trzymać bo wie pan
ja z błędnikiem miewam kłopot i nie ręczę
zgubię siebie pana zgubię już tak mam
rozwichrzone miewam myśli wte i wewte
rozbieganą zieleń oczu tu i tam
z zapatrzenia stracę kluczyk czy torebkę
parasolkę płaszcz sukienkę cały świat
przyznać muszę jednak szczerze nie wiedziałam
że tak dobrze pan prowadzi że się zna
że potrafi jak aksamit blisko ciała
pierś do piersi ramię w ramię cal na cal
ja przy panu wpadam w takie turbulencje
tracę oddech plączę słowa a dreszcz trwa
jeszcze chwila zgubię głowę i co więcej
już nie puszczę pan da rękę wezmę bark
[z cyklu* - proszę pana]
Tomek i Agatka, 18 november 2011
nie bierz jej nawet wtedy, kiedy się będzie podkładała!
z troską wyrzuciłaś na bruk, zasiewając parszywe ziarno.
chwasty wyrywa się gołymi rękami. zło trzeba wyplenić
w zarodku! nie mniej niż słowa parzyły zwichnięte klamki.
skrzyp. skrzyp. wyważonymi drzwiami. dla równowagi
wlewała się barbórkowa zima. to nic, że rozbieli kości
aż popuszczą szczęki. skwierczące węgielki wydrzemią
pokłady zdrzewiałych paproci.
skrzyp, skrzyp. tajemnice wyszeptane nocą dołożą cieni
rysom Jasnogórskiej Pani. Madonno, Czarna Madonno,
jak dobrze twym dzieckiem być. O pozwól, Czarna Madonno,
- dodźwięczą znaczone paciorki
w modlitwach o dobrego męża.
Tomek i Agatka, 18 november 2011
bury mazgaj tarza się w powłóczystym płaszczu
z ponurości drętwieją ulizane alejki
śliniąc się do trawników złośliwie brukowieją
żółć wylewa się oknami liście-je na drzewach
kapie nostalgią za latem - dotkliwie -
wrażliwe(i) na czas parują wpadają w fanaberię
barw od ognistych czerwieni po zgaszony zmierzchem
pomarańcz jak ociężałe leniwce snują się z kąta w kąt
powoli markotnieją pod naporem głów
pękatych kiści jarzębin
osowiałe poranki tracą kontur i gniją
w rozmazanych pikselach dojrzewają do pustki
płochliwe drżą w półmroku jak migotliwe chochliki
kulą się jeżem z chłodu i depresyjnie skwierczą
pod otuliną leśnej darni
pod - wiązką łyka po - korę
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
14 may 2024
NonethelessSatish Verma
13 may 2024
1305wiesiek
13 may 2024
I Write With Red InkSatish Verma
11 may 2024
Everything Is BlackSatish Verma
10 may 2024
Wielki wypasJaga
10 may 2024
Tangerines SingSatish Verma
9 may 2024
0905wiesiek
8 may 2024
0805wiesiek
8 may 2024
Touching EverywhereSatish Verma
7 may 2024
0708wiesiek