Andrzej Talarek, 12 stycznia 2015
dumnie podniesiony środkowy ołówek
pierdolcie się
kobiety rezygnują z wypieszczonych tipsów
zamiast
ostry jak pocisk
grafit
znaczy tyle co brud
za paznokciem
możecie im narysować!
możecie sobie zamazać
bronicie przed ciemnością
wspólne wartości?
są jeszcze takie
prócz wszystkowolności?
że półtora miliona
tak jak wy
pokazuje?
może nieopatrznie pokazują
niebo
że ateiści nie zostają szahidami?
cenią życie!
swoje
zamordowali sto milionów
i są zmęczeni
chcą pokonsumować!
mamy dla was kwiaty
a my mamy dla was ołów
Andrzej Talarek, 11 stycznia 2015
moja koszerność to brak chemii
w tym co kupuję w sklepie
i świnie
z którymi nie jadam
wspólnota celów
przy żłobie wypełnionym żarciem po brzegi
okraszonym pikantnym
świństwem niestrawnym
jak rzygowiny
jest równie niekoszerna
jak trucizna
czterej Żydzi
w koszernym markecie
zaszlachtowani
przez świnie
są mi braćmi
o nich mówię
jestem Yohan Yoav Philippe Francois
choć moja koszerność
to tylko wspólna
chemia
Andrzej Talarek, 8 stycznia 2015
Skoro zabito Boga,
trudno dziś uwierzyć,
że ktoś zabija
w Jego imię.
Gdy prawem człowieka
nie zdołano uczynić nieśmiertelności,
a jedynie śmierć na życzenie,
jej przypadkowość staje się
absurdem.
W Sadzawce Siloe odbijają się cienie
osiemnastu
jerozolimskich mężów.
Zostali na wieki wpisani w świadomość
Ewangelii, jako ci, którzy zginęli bez winy.
Czyż nie jest śmierć niespodziewana wpisana
w porządek świata? Czy nie jest przestrogą, zachętą
do bycia gotowym, „bo przychodzi jak złodziej
i ani dnia, ani godziny jej nie damy winni niewinni,
bo jak się nie nawrócimy, to wszyscy
tak jak oni zginiemy”?
Mówimy dzisiaj: Je suis Charlie.
Czasem mówimy też: Jésus est Dieu.
Dwunastu
zginęło za nasze wartości.
Nasze? Czy kawałkowanie Boga jest wartością,
której mam bronić?
Gdy wydrwimy wszystkie świętości,
cóż nam pozostanie ?
Podparyskie liberté,égalité, fraternité ?
Moja wiara jest jak jesienny liść,
kiedy francuskie więzienia zajmują głównie muzułmanie.
Nie współodczuwam z nimi.
Są jak pustynne osły, które walczą ze wszystkimi
i wszyscy będą z nimi walczyć.
Jedno co mogę dziś, to wybrać foi, l'espérance, l'amour
Andrzej Talarek, 7 stycznia 2015
w jej domu były tylko stare fotografie
na wciąż odmładzanych ścianach
ciągle młoda
patrzyła w lustro nie dowierzając
że czas mógł być tak niełaskawy
wypatrywała siebie
gdy wbiegła jako młoda dziewczynka
goniąca królika
nie widząc w zmarszczkach twarzy
ukorzenienia życia w jego pięknie
miała lustro za przejście
na druga stronę
na powrót
zbyt duża
na wymarzoną rolę
nie mieściła się w swoim świecie
zamknięta z kotem
opowiadała o tamtym dziecku
nie wiedział
o sobie czy o nim
oboje byli szaleni
on różnił się od psa i kota
ona nigdy nie była
w złym humorze
szczególnie w kapeluszu
Andrzej Talarek, 21 września 2014
Aż wszystko będzie legendą
I wtedy po wielu latach
Na nowym Campo di Fiori
Bunt wznieci słowo poety.
Cz. Miłosz
Dziś już są inne owoce,
większe i słodsze niż wtedy,
i ludzie bardziej beztroscy -
choć nie wiem, jak to wymierzyć.
Nauka słodzi nam frukta,
kolory im daje i kształty,
i czyni człowieka pięknym,
aż dusza jest niepotrzebną.
Czy kiedyś Giordano umarł
w obronie nauki? Wątpię.
Myśl jego była chaosem
poglądów, zbiorem różności
jak lombard, w którym i nowe,
i stare masz do wyboru,
lub targ, gdzie ryba marchewce
i szynce mówi bondziorno.
Patronem dzisiejszych czasów
może być bez wątpienia,
gdy Boga wypada wyśmiać,
znieważyć wszystkich dokoła.
I bez refleksji go kupi
każdy turysta na Campo,
a czarny przekupień doda
różę za euro dla pani.
Za murem wciąż giną ludzie.
Wystarczy zerknąć w gazetę,
tablet otworzyć czy smartfon,
by się zanurzyć w cierpieniu,
na które są obojętni
pijący kawę, pod Bruna
ciężkim spojrzeniem. Nie zrobią
niczego więcej w swym szczęściu.
To nic, że radość ich krucha.
Wszak oni tego nie wiedzą,
że może to ich nieszczęścia
kometa za chwilę przemknie
i zgaśnie, nim ktoś dostrzeże,
wzruszy się, bądź też zapłacze.
Gdy wkoło murów tak wiele,
nikt o nich nie chce pamiętać.
Kiedyś poeta był wieszczem,
często na kredyt u żyda,
i słowa tanio sprzedawał,
by spłacać odsetki sławy.
Dzisiaj w słów poplątaniu
nie umie już ujrzeć ducha
wśród starożytnych kamieni
i widzi stragan jedynie.
Na ile słowo zostało
tym duchem, który nas budzić
co dnia powinien i wstrząsać
sumieniem, by nie usnęło,
by mury widziało, nieszczęście,
nawet gdy jest nam tu dobrze,
a karuzela do nieba
nie unosiła w zastępstwie
Nie będzie nowego Campo,
na którym inny poeta
refleksje o samotności
w obliczu śmierci napisze.
Wciąż kręci się karuzela
przy murze, za którym getto
dawne czy przyszłe powstanie,
a ludzie strach chichotają.
Andrzej Talarek, 10 lutego 2014
Umarł Dworzec, z którym byłem zaprzyjaźniony.
Poznaliśmy się w odległym jak galaktyka dzieciństwie,
kiedy rowery były podramne i pozbawione skrzyń biegów,
a plac zabaw był znacznie węższy niż ekran tableta.
Podchodziłem do niego, skradając się wzdłuż
nieskończenie długiego kowadła, podobnego
do tego, na którym Ojciec prostował gwoździe.
Czasami przelatywał obok sapiący parowóz, jakby na widok
Dworca wypluwał kolejny orgazm. Rozkraczony metalem
od jednego kawałka stali do drugiego, straszył mnie
przeraźliwą niemożnością kontaktu.
W końcu obaj wpadaliśmy w objęcia dworca.
Parowóz stał wyczerpany do szczętu hamulców,
tylko krople potu spływały po jego zaoliwionej łysinie.
Stary ogier. Wciąż pożądający różowości dworcowej poczekalni.
Ja ukrywałem się pośród ludzi, wyplutych jak resztki
niestrawionego przez parowóz opału i niespokojnie patrzyłem
na różowość wypudrowanych kasjerek.
Były samym pożądaniem nieskończonych podróży,
których można było doznać z ich dłoni o czerwonych paznokciach..
Miały to coś, czego pragnął każdy dorastający chłopiec.
Obietnicę spełnienia chłopięcych marzeń,
do których można było dojechać jedynie,
których nie dało się wyklikać.
Miały bilet.
Wiele lat później wyjeżdżałem i wracałem. Po wielokroć.
Za każdym razem narastające pożądanie i niepokój
spełnienia. Aż kiedyś zdradziłem go. Kupiłem samochód.
Był już stary, ale wtedy bardziej pochylił się w ziemię.
Oblazły go robaki graffiti, obsikali włóczędzy, którzy nie pragnęli
Podróży, ani tego, że wszystko zostaje w tyle.
Wszak mieli to już od dawna.
Przestałem go odwiedzać, kiedy jeszcze usiłował handlować
meblami, piwem i zaprawą cementową.
Ostatni oddech wydał jak stara dziwka,
która wysprzedała wszystko, nawet dziecięce marzenia,
i umiera, a dawni klienci odwracają wzrok,
jakby nie stracili z nią cnoty.
Dzisiaj jedynie towarowe przetaczają się obok.
Brudne, ociekające olejem, zgnojone węglem.
Nie patrzą na biało czarny nekrolog:
Mielec
Ja też tęsknię do przeszłości,
Która odjechała.
Andrzej Talarek, 28 stycznia 2014
Nie mogłem przed Tobą ukryć
pożyczanych od bądź kogo poglądów,
które zakwitały trującym kwiatem, bogów,
jaskrawych jak kłamstwo, przynoszonych
w zbyt obszernych kieszeniach i w głowie,
rozpalonej młodością. Parzyły w dłonie
jak kradzione jabłka, wykwitały rumieńcem
zawstydzenia na twarzy.
Byłaś strażą przednią Boga Jedynego,
przy której jego niepokój o mnie był mały,
jak moje błędy.
Łagodna niby ofiarne jagnię, nie użyłaś nigdy słowa
przeciwko ludziom. Jakżeby mógł ktoś pomyśleć,
że imię Pana swego weźmiesz w innym celu,
jak święty. Pozostał po Tobie jedwab słów,
który wisi nade mną jak błogosławieństwo.
Kalendarz miał trzysta sześćdziesiąt pięć
kartek. Co dzień wyrywałaś jedną z przepisem
na obiad i na zostanie świętą. Święciłaś
każdą minutę, każde rozpoczęcie pracy
i zakończenie, każdy kęs od Boga.
Nie trzeba było pamiętać,
by dzień święty święcić.
Moja Matko święta.
Mój Ojcze godny świętego szacunku.
I ty, moje życie długie na ziemi, którą już dostałem.
Czy już się wypełniło, skoro mam?
I cóż to jest długie życie, skoro nadal żyjesz
w mojej miłości, choć za wcześnie umarłaś,
a ja w Tobie kocham świat, który był
i nadzieję, która nie umiera.
Życie było dla Ciebie najświętsze.
Nawet zwierzęce było wyzwaniem,
kiedy nóż w dłoni przed świątecznym obiadem
nad kurą, jak ofiarą z najbliższej istoty.
Każda kropla krwi, mgła zasłaniająca oczy.
Ofiara za kogoś albo dla kogoś.
I Brat, który za późno się narodził
i jest
Dłonie miałem mieć czyste,
i myśli. Cudzołóstwo było
kradzieżą. Kradzieżą uczuć.
Nie znałaś fałszywego słowa,
uśmiechu, gestu, świadectwa
przeciw bliźniemu swemu.
Wystarczało Ci to, co miałaś.
Mało rzeczy, mało pożądań.
Ogromna wiara.
Dopiero dziś, kiedy moje pożądanie
domu bliźniego mego,
pragnienie żony jego i
sługi, służebnicy, wołu, i osła,
i każdej rzeczy, która jego jest,
potrafię okiełznać, zabić w sobie,
myślę o Tobie od nowa,
i o tym, jaką musiałem przejść drogę,
aby Cię wpisać w kamienne tablice
przykazań miłości.
Andrzej Talarek, 24 grudnia 2013
…tylko głos słychać cichy…
zanika czy też rośnie? – nie wiem,
choć głowę zwracam i łowię dźwięki słabe,
głos dziecka lub modlitwę jego matki i ojca,
nie ujrzę też w ciemności błysków, co złoto tropią
i tych, którzy je niosą, by uczcić Narodzenie…
oczy moje zamknęły tamten świat w mojej głowie,
wypełnia dziś dolinę, która dzieli nienawiść,
a którą Stwórca wybrał dla Syna na kolebkę …
…tylko głos słychać cichy. Kiedyś surmy zagrają
jak „na niebie mówiących: Allelu-Jah! Allelu!
Tu Zbawienie i chwała, moc Bogu naszemu jest”.
Z Har Homa do Betlejem tylko światło wędruje
swobodnie, wciąż tą samą gwiazdą dla obu świeci,
złoto dając w ofierze ulotne jak iskierka,
wiatr woń kadzidła niesie i mirry z krańca w kraniec
doliny, w której tylko owce takie jak kiedyś.
Andrzej Talarek, 3 października 2013
Nie jest ważne, w jakiej kolumnie maszerują,
w jakie szaliki zawinęli twarze
ani jakie emblematy trzymają nad głowami,
gładkimi jak globus, nad którymi sztandary.
Nie jest ważne, jaką śpiewają pieśń.
O swojej drużynie, o futbolu, o bojówce w glanach,
„żydach” czy o rycerzach spod kresowych stanic,
każda brzmi tak samo groźnie
w ustach tysięcy.
Patriotyczne uniesienia przeplatane
wstążką bluzgu, układają w warkocz,
który ma łączyć drobne siły jednostki
w nierozerwalną linę wspólnoty.
Opaszą nią świat, który ich wyrzucił
na zewnątrz, uczynił outsiderami
cywilizacji, nie dał pracy ani nadziei,
zacisną mu ją na szyi,
zabiorą oddech ,
dobre samopoczucie.
Starzy ludzie oskarżą ich o zakłócanie
ciszy nocnej, świętego spokoju,
uporządkowanego w swej powolności
ciągu myśli.
Gazeta nazwie ich faszystami,
naśle na nich policję, wdepcze w ziemię,
zorganizuje medialną rzeź.
Telewizja pokaże umiejętnie
wykrzywione twarze, lśniące potem
w blasku ognia. Wyda wyrok: winni!
Swojego nieszczęścia?
Na co mogą liczyć? Kiedy ani pracy,
ani przyszłości, ani nadziei!?
Na kim się mogą oprzeć? Kiedy
nie stać ich na rodzinę!?
Z braku miłości rodzi się samotność.
Z braku perspektyw rodzi się frustracja.
Są wpychani w zbiorowy amok,
w dudniące równym marszem szaleństwo.
Kto jest winny, że stają się winni?
Państwo,
dla którego są wyrzutkami,
ludzkim gnojem, na którym ma rozkwitać
jego pomyślność, z której nie korzystają.
Dlatego chcą wziąć ją siłą.
Andrzej Talarek, 16 lipca 2013
wiele znaków na powierzchni
zmysłów znajdujemy jakby wszystkie
ptaki i zwierzęta zostawiły ślady
w miękkiej pamięci ziemi
idąc zewsząd we wszystkie strony
znaki które nie znaczą
drogowskazy bez dróg
przypowieści bez sedna
wiara bez spełnienia
inne są jak mowa matki
tajemny śpiew ptaków
gliniane hieroglify przeszłości
zamyślone sfinksy prosto w oczy
niewidzące
ślady które zacieramy za sobą
malowane znaki ucieczek w zapomnienie
pokazują drogi do krainy wstydu
w której byliśmy chętni lub błądzący
a o której chcemy zapomnieć
o czasie
kiedy życie było bezustannym tropieniem
i wymykaniem się pogoni
kiedy zło bywało drogowskazem lub pokusą
a żołądek zastępował duszę
jak bardzo pragnę
byś już nigdy nie powrócił
kiedy pod stopami czuję
wapienne kamienie Judei
moje kości stają się mocniejsze
gdy szkielet może utrzymać wieżę katedry
a mięśnie nagiąć łuk prezbiterium
moje dusza śpiewa jak ptak
pod sklepieniem nieba
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
23 listopada 2024
z oddechem we włosachsam53
23 listopada 2024
2311wiesiek
23 listopada 2024
Psychologia wskazuje wzórdobrosław77
23 listopada 2024
ZnaniMarek Gajowniczek
23 listopada 2024
Delikatny śniegvioletta
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga