Andrzej Talarek, 18 september 2011
"lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku ..
w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia"
Zbigniew Herbert
prawda nie wymaga heroicznych cech charakteru
mamy demokrację i wolność słowa
a trójpodział władzy jest rzeczywistością
wystarczy być uczciwym
albo mieć smak którego nie trzeba się wstydzić
którego nie można kupić
dzisiaj sędziów nie trzeba kusić pięknie
podsyłać kobiet one są na wyciągnięcie
dłoni łatwe miękkie jak z reklam
piekło jest tylko w baraku na przedmieściach
gdzie dzieci głodne poza wzrokiem
nie kusi
pałac sprawiedliwości ma marmurowe kolumny
prawda w nim wielobarwna jak parada
równości nierówności na wymiar skrojona
zdefiniowany przez dwójmowę dwójmyślenie
Cycero może służy do ubarwiana retoryki
finezyjnej i lotnej ale nie jest wzorem
do naśladowania
mowa sędziów nie jest parciana naśladują
wielkich mówców cóż kiedy brak systemu
wartości a moralność nie jest zapisana w kodeksach
jedyne co pozostało z Herberta to składnia ich wyroków
"pozbawiona urody koniunktiwu"
w piwnicach sprzątająca zauważyła martwego szczura
estetyka nie jest już pomocna w życiu
a piękno jest niedefiniowalne nie potrzeba
zgłaszać akcesu wystarczy uznać za ocenę
nazwanie prezydenta chamem a obrazą
nazwanie prezydent tłustym pulpeciarzem
określić za akt sztuki zbrukaną Biblię katolików
nazwać antysemityzmem i karać za oplutą Torę
zgodzić się że Lech Wałęsa może obrażać bo
"nie jest zwykłym obywatelem, jest osobą wybitną
negatywne opinie o Adamie Michniku godzą
w zasady współżycia społecznego"
a krytyka członka rządu jako jego "ciemnej postaci"
jest karana z mocy prawa
chcieliśmy by sąd rozważał prawdę
polski sąd ma z nią coraz mniej wspólnego
może jedynie język którym da się opisać zło i dobro
koniec wolnego społeczeństwa zapoczątkowuje
gnicie sądów ten smród
nasze sądy tracą smak
który cechuje ludzi moralnych
ich oczy i uszy nie są uszami społeczeństwa
odmawiają mu posłuchania mając wcześniej napisane akta
nie są już książętami stają się
"Mefistami w leninowskich kurtkach…
wnuczętami Aurory chłopcami o twarzach ziemniaczanych ..
o czerwonych rękach"
smak nie jest już potęgą – Wielki Poeto -
służy do rozpoznawania smaków i pieniędzy
a "bezcenny kapitel ciała głowa"
nie wieńczy kolumn pałacu sprawiedliwości
Andrzej Talarek, 17 september 2011
Arcypolski wtręt w przypowieści o biblijnych obłudnikach
tkwiący w niej jak lodowy okruch w oku faryzeusza
czyniący Galileę bardziej słowiańską
łodyżka stukrotnego plonu na żyznej ziemi
zwielokratniająca ku słońcu ukrytą moc ziarenka
źdźbło wszechświata
okruszek egzystencji lub wiotka łodyga trawy
versus belka podtrzymująca sufit odbita w oku bliźniego
jak przestroga
Ździebło to polsko ludzka odmiana źdźbła
o nieznanych bliżej cechach osobistych
imieniu jan lub maciej
nieznanej poecie ostrości wzroku
będącym jedynie organem wewnętrznej wrażliwości
i nic ponad
maleńka chwila zadumy
wiatr kołyszący trawami
czas
Andrzej Talarek, 11 september 2011
Jest dla mnie piątym Wymiarem
obok sześcianu i zegarka na dłoni
wyznacza boże bezgranice cywilizacji
nad ograniczonością grobu naszego trwania
pozostaje nad nami jak bezczasowy ptak
przenoszący śpiewanie od duszy do duszy
pod księżycem rozumu krwioobiegiem słońca
porywa ciała do tańca zapomnienia
czerwonego pędu wstążek i dłoni
ciągłości przedmiotów i horyzontu
ma w sobie radość i płacz
rozpamiętanie przeszłego
i marzenie o przyszłym
modlitwę nad sobą
Andrzej Talarek, 11 september 2011
przyszła jak zwykle spóźniona
po długim oczekiwaniu na właściwy moment
wyznaczony porą roku zapisany w kamieniu
tak długo czekałem przed wapienną bramą
w kolorze bieli poczernionej starością
wkoło tańczyli ludzie śmiech mieszał się ze śpiewem
przyszła niespodzianie wierna i została po dni
które przyniosła starość posiwiała jak pień brzozy
wraz z lipami pachnąc wczesną wiosną ciepłym latem
żółtą jesienią i śnieżną zimą
Andrzej Talarek, 5 september 2011
Jeżeli nas wyrzucasz, to poślij nas w tę trzodę świń!
Rzekł do nich: Idźcie!
Wyszły więc i weszły w świnie
MT 8, 28-34
nie ma bólu ani ręka nie przestaje być ręką
nie uschła odwracając karty
oczy nie oślepły porażone płomieniami liter
twarz nie zdradza oznak szaleństwa
mimo charczenia z krtani które trudno nazwać głosem
świni
wyśmiano każde zdanie i wyraz i każdą jotę wyszydzono
ostanie zapinki zasłony świętości chroniące
tajemnicę i nie ma niczego świętego ponad
ludzką butę nazywaną sztuką
marny sprzedawca kiczu plagiator zła czarna glista
ludzka pozbawiona czerwonych ciałek świętości
konfabuluje wizyty szatana gwałci Świętą Księgę
to forma sztuki kiedy krzyczy żryjcie to gówno za chwilę
wezwie do pogromów członków "najbardziej zbrodniczej sekty
która istniała na ziemi" wszak to logiczne
świnia szatana z kraju Gadareńczyków
zmieniona w sędziego Więckowskiego nie wyznacza
granic wypowiedzi artystycznej wszak wszystko jest sztuką
jeśli tylko ktoś kupi bilet i nie nagrywa
"sąd uznaje, że poczucie piękna w sztuce
ma charakter indywidualny i nie może być
przedmiotem procesu karnego"
nie ma granic kolejny raz dowiedziono płaskości
ziemi wspartej na czterech słoniach i wielkim żółwiu
Boga wepchnięto w odbyt sytego świata
niestrawione resztki skapują na głowę w birecie
togę i orła uwiązanego na łańcuchu o sześćdziesięciu sześciu ogniwach
zliż i zeżryj to gówno świnio szatana zamieniona w sędziego
wszak tylko na to zasługujesz zanim zginiesz w falach
W uzasadnieniu wyroku, sędzia Krzysztof Więckowski stwierdził:
"Sąd nie zamierza,
wbrew oczekiwaniu oskarżycieli posiłkowych,
wyznaczać przy okazji tego procesu żadnych granic
dla wolności wypowiedzi, wolności artystycznej religijnej czy krytyki religii.
Sąd nie będzie też badał,
czy Adam Darski jest satanistą groźnym dla społeczeństwa i młodzieży"
"Bardzo mnie cieszy,
że w końcu inteligencja wygrała z religijnym fanatyzmem.
Jednak wciąż jeszcze dużo jest do zrobienia w tej kwestii...
Ale jestem pewien, że kroczę właściwą ścieżką
do niczym nie skrępowanej wolności!
Bitwa wygrana, ale wojna jeszcze się nie skończyła.
Heil Satan!"
Nergal
Andrzej Talarek, 31 august 2011
jest naczyniem połączonym
tkanką wielokrotnie tkaną we wzory
epok od neolitu przez rokoko po kubizm
chociaż
nie brakuje mu łat cerowanych pośpiesznie
grubymi nićmi zszywanych części
ucho z palcem serdecznym
otrzymałem je jako łup powojenny
dlatego pachnie pacyfizmem
i leśną konwalią
moje ciało jest naczyniem liturgii
godzin odprawianych każdego ranka
od promienia słońca w oczach
po brzęczenie księżyca
w świętojańskim robaczku
jako naczynie robocze jest
główną częścią pracującego dnia
gdy zmuszam stawy by czerpały wodę
barki unosiły świat
a nos wyczuwał niebezpieczeństwo
wieczorami siada przy stole
jak inne naczynia stołowe
użyteczne elementy codzienności
naczynie kuchenne jest już tylko
dopełnieniem losu
chociaż nie cierpi jest naczyniem
cierpienia wplecionym w krwioobieg
naczyń krwionośnych
w nich przepływa coś bezkształtnego
co przybiera kształt naczynia
we wszystkich jego wcieleniach
czasami jest duszą
naczynia kuchennego
Andrzej Talarek, 29 august 2011
zbudowali go właściciele koni na biegunach
marzeń o świecie dorosłym w najlepsze
drewnianymi szablami wyrąbywali drogę wprawdzie
nie odnieśli olśniewających zwycięstw
ale ukłoniły się im mury jerycha kiedy zanucili pieśń
potem rozkradli złoto zwycięstwa dla rodziny
pret-a-porter byli w sam raz tylko włożyć
klanowa solidarność zagipsowanych ust
moje jest przypadkiem odmieniane sezam
świątynia religia wyzłocenia pustki
zaprzeczenia są potwierdzeniem końca
wyczuwanego na dotknięcie myślą
ubrany w wymyślne szaty haute couture
wygląda naprawdę jak łach do noszenia
na sztandarze kula jak jajo złote
na skraju stoją Rzeczy wybierają się
w drogę szukają przewodnika do świata
koni na biegunach idei większej niż
apetyt
dlatego to miejsce nazwano jeden krok
Andrzej Talarek, 22 august 2011
Pamięci Tadeusza Ryczaja,
wieloletniego Dyrektora Naczelnego
Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Mielcu.
I. Dedal Mityczny
Leciał Ikar na skrzydłach, a słońce paliło,
Oglądnął się za siebie - Dedala nie było.
Stary zbereźnik jeszcze dla żony Minosa
Kończył krowie przebranie, bo chciała młokosa,
Byka mieć dla swej chuci. A on, stary kowal,
Sprytną konstrukcję krowią już dla niej zbudował.
Lecz coś się zacinała i musiał się bawić.
Zapomniał, że z Ikarem miał w górze naprawić
Zeusowi zepsute zawiasy do nieba.
A z bogiem, kiedy trzeba, to naprawdę trzeba.
Wkurzył się Zeus patrząc na Kretę przez fale:
Albom ja tu ważniejszy, albo Pazyfae
Nie będzie mi układał ten kowal plannera
Zaraz walnę, bom wściekły jak jasna cholera.
Orła puścił nad morze, a ten Ikarowi
Chciał wydziobać wątrobę. Cóż chłopak miał robić,
Wbrew zakazowi ojca poleciał wysoko,
gdzie słońce kroplę każdą zabiera obłokom.
Tam i jemu stopiło wosk w skrzydłach na wodę
I w morzu utopiło to życie tak młode.
Jak już Dedal otrzeźwiał w tym swoim seksszopie
Wyrwał w niebo labidząc: nawaliłeś chłopie.
Ale było za późno. Ikar już nurkował,
Posejdon Minotaura, chichocząc, szykował,
A Pazyfae wyjąc z rozkoszy, omdlała.
No i tak się już kończy mitu powieść cała.
Morał z niej można wysnuć: kiedy masz Ikara,
Co byś zrobił Dedalu, nie minie cię kara.
II. Dedal Historyczny
Nie na skrzydłach z metalu pod nieba się wznosisz
Tych samolotów, któreś przed laty budował,
Którymi żeś uskrzydlał swe miasto od nowa,
By Ikarem wzleciało, z zaświatów dziś prosisz.
Nie skrzydła Twe, dziś Ciebie pamięć ludzka niesie
Nad chorzelowskie domy, podmieleckie lasy,
Tchnieniem wiatru wschodniego nad lotniska pasem
Przelatujesz jak powieść o życia bezkresie.
Od Ukrain bolesnych, od Katynia grobów,
Od Wołynia, co we krwi kąpał się niewinnej
Tuś przybył i zamieszkał, w tej Krecie nizinnej,
By na skrzydłach polecieć pod chmury, do bogów.
Tysiące samolotów nad Mielca dachami
W górę go unosiło, by Ikarem frunął
Ponad ten czas siermiężny, i aby nie runął
W odmęt czasu, gdzie nie ma litości nad nami.
Czy to miasto, ten Ikar, któregoś uskrzydlił,
Doceni, co zrobiłeś, czy w dzisiejszej dobie
Innym pokłony odda, zapomniał o Tobie?
Czy poniżając Ciebie, sam się nie upodlił?
Mit to polski, na opak. Zawiść, gdy ktoś leci.
Ikar wierzy, że frunie, w podskokach kurz wznieca.
Dedal walnął o ziemię. I to tłum podnieca.
By dać ulicy imię, potrzeba stuleci!
Biedne Miasto, którego synów pamięć stygnie,
Co mniejszym dajesz sławę, tablice, ordery,
W małości swojej próżnej tworzysz bohatery,
W górę największe skrzydło już cię nie podźwignie.
III. Dedal Współczesny
Skąd przychodzisz, kim jesteś, jakie twoje imię,
Dzisiejszy przewodniku na podniebne trasy?
Czyś zdolnym tak jak Dedal, konstruktorem maszyn,
Czyś duszy inżynierem, marny anonimie?
Możeś księdzem, co modły ponad chmury wznosi,
A ludzi bardziej Boga boi się obrazić?
Mistrzem, co dumę ludzką słowem chce wyrazić,
A marnym tylko pyłem jest w wielkim kosmosie?
A możeś politykiem, lichym w swoich słowach,
Co powie, nie dotrzyma, we wszystkim oszuka?
I na nic ludziom z roku na rok ta nauka,
Bo znowu zagłosują, jakby szli w okowach.
Kimże jesteś Dedalu dzisiejszego czasu,
Czyś potrzebny jest komu, czy tylko dla siebie
Mity piszesz i głosisz? By kiedyś tam w niebie
Za zasługi mieć miejsce zajęte zawczasu?
Czy Ikara namówisz, by w niebo pofrunął
A ty rozważny pójdziesz w kurzu polskiej drogi?
Kunktatorstwo za cnotę przydały ci bogi.
Uważaj, by ci Ikar na głowę nie splunął.
Andrzej Talarek, 20 august 2011
kiedy słońce zachodzi wiedz że znowu wstanie
lub zza chmur wyjrzy chyłkiem by ci dzień wyzłocić
więc smutku swego miarą czyń nasze kochanie
ono zawsze powrotu gwarancją zostanie
dnia i nocy i nie wierz że nas osieroci
brak poranka wszak słońce znowu dla nas wstanie
bym mógł cię kochać czule na dnia powitanie
ciepłem całą wypełnić po nocnej zmarzłoci
radości swojej miarą czyń nasze kochanie
potem ufaj w dnia biegu w życia kruche trwanie
że godzin z ich radości czas nie ogołoci
a nadzieja jak słońce znowu dla nas wstanie
i będzie trwała wiecznie ponad umieranie
tylko w miłości naszej musisz się zatracić
nadziei swojej miarą czyń nasze kochanie
a kiedy na dni końcu tylko zasłuchanie
i w oczach iskra wiary kropelka wilgoci
kiedy człowiek umiera znów z martwych powstanie
są wschody i zachody i w nich nasze trwanie
sobą i światem wiarę pragniemy podnosić
kiedy słońce zachodzi wiemy że znów wstanie
więc wiary swojej miarą czyń nasze kochanie
Andrzej Talarek, 20 august 2011
samotność jest błędnym rycerzem
zamkniętych przestrzeni nie ma celu
prócz siebie sterczącego w niebo
wiatraka rosynanty i drzewa
o ptasich ramionach
samotność nakłada kaganiec
na obłok o kształcie frywolnym
polne myszy ujeżdżane przez sancho
długie zdania nie mające początku końca
jest przylepiona plastrem choroby
na ropień z głębokości łączy
wywnętrza ludzi
zdradza ją reumatyzm słów
wypuszczanych z niewoli
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
23 november 2024
0012.
22 november 2024
22.11wiesiek
22 november 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 november 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
21 november 2024
21.11wiesiek
21 november 2024
Światełka listopadaJaga
19 november 2024
Niech deszcz śpiewa ci kołysankę.Eva T.
19 november 2024
1911wiesiek
19 november 2024
Jeden mostJaga
19 november 2024
0011.