17 february 2025
Harris
Od góry przypieka, dołem zamróz chwyta. Słońce rozgniata na wargach spadek po zimie; pomaga topić śnieg. Wczoraj spadł, a dzisiaj naród wyślizgał go ściskiem. Zmienił w ciapę, w nerwowe balansowanie wśród stań i truchtów. Tłum brodzi w uniżonej nadziei. Starzy, młodzi, jak leci; wszędzie ciągną się czekania. Ludzie przesuwają się karnie, w szeleszczącej ciszy. Babcie, w prowincjonalnych usposobieniach trzymają się wnucząt i tablic z godzinami, a zajęte sobą pociechy, tłoczą się w zabawach.
Gadanie, słuchanie, jedna pani do drugiej pani, ale ludzi nie ubywa. Wszystkich męczy ciekawość, co z tego będzie, jak dotknie, czym, ile razy, każdy chciałby mieć za sobą te spekulacje, dywagacje, kolejkowe obrazy. Furkoczą pogłoski, że dziennie około dwudziestu tysięcy dotyka. Podobno jest Anglikiem. Krążą prowizoryczne wersje; pewne jest tylko, że się nie oszczędza i żyje na przylepkę do swojego celu.
*
Tłum sięga pod Barbakan. Solidny, komunikatywny, dyskursy odstawia, ploty rozsiewa. Początkowo gwarny podnieceniem, nieprzerwany, z wymianami poganiań i popychań, a później, po pierwszym odsiewie właściwych od ciekawych, zapada w kojącą bliskość otuchy.
Dziwne, bo darmowy z niego mistyk, a to jest nieprzyzwoite. Jakby za ciaćkami ganiał, ludzi w konia robił, to insza inszość, ale tak, to w tym musi być jakieś cokolwiek i jakieś zanadto.
Kościoła jeszcze nie widać. Wnuczka wcina gołą gruszkę, którą babcia obrała z witamin. Dziecko w kucykach, o cebulastych oczach, zachłystuje się ukradkiem.
Jest coraz bliżej do Niego. Im bliżej dotknięcia, tym większy karambol spodziewania; sznur oczekiwań oddala chodnik z kolejką, dzieli ulicę na stojących i dowożonych cierpliwymi gablotami, a od czoła, metodą podaj dalej, ścieka informacja: przygotować kartki.
20 february 2025
wiesiek
20 february 2025
marka
20 february 2025
marka
20 february 2025
marka
20 february 2025
marka
20 february 2025
marka
20 february 2025
ajw
20 february 2025
ajw
19 february 2025
absynt
19 february 2025
jeśli tylko