6 february 2025
Masa, geniusz i postęp
Sztuka nigdy nie była udziałem mas, tylko wąskiego grona pasjonatów piękna. Natomiast sztuka naśladowcy artysty, hulała i nadal hula po świadomości ludzi niezdolnych do krytycznego spojrzenia na własny dorobek, wierzących, że być Chopinem, Wyspiańskim, Norwidem lub Szymborską, to nic wielkiego i byle patałach może rżnąć geniusza.
Pod tekstami omawiającymi twórczość Szymborskiej, poetki rozpoznawalnej na świecie, cenionej za głębię i zaskakującą precyzję sformułowań, wydawanej w milionach egzemplarzy, znajdowałem koszmarne wybroczyny internetowej myśli w rodzaju: „ale nędza! Ja takie bzdety piszę w kiblu”
Z ciekawości zajrzałem na profil komentatorskiej łajzy, bo chciałem się przekonać, jak sama pisze, bo zakładałem, że skoro tak surowo ocenia poetkę, to z pewnością ma ku temu jakieś powody, no i że robi to o niebo lepiej. Lecz choć pilnie czytałem jej teksty i ciągle miałem nadzieję, że potwierdzi swoją maestrię, nic takiego się nie stało; każdy opublikowany przez nią wyrób grzeszył szkolnymi nieporadnościami.
Albo obezwładniał czytelnika pornograficznymi pomyjami po Gretkowskiej, np. o frapujących przygodach męskich odnóży w pochwie. Ale, o dziwo, pod tymi produktami czytałem huraganowe zachwyty i histeryczne uwielbienia, niemal modlitewne prośby o dalsze pisanie w tak doskonałym stylu.
Cóż, powiedzieć można: de gustibus… Można też powiedzieć WON!
*
Geniusz, to (przeważnie) introwertyk, osobnik bardzo pojedynczy, zawzięty w dążeniu do celu, zazwyczaj samotny kiej pies. Samotny jednak z własnego wyboru. Nie ustanawia grup czy szkół, nie wlecze za sobą wniebowziętej ciżby akolitów i koncelebrantów, nie podlizuje się komukolwiek, krótko mówiąc, nie wznosi bałwochwalczych ambon z teoriami, kierunkami, tendencjami, chwilowymi paradygmatami. No i osobny jest z przyczyny zażartej niechęci współczesnych: wolny od uczestnictwa w silnej, a zawistnej grupie patałachów pióra, pędzla czy dłuta. Że zaś bez ustanku para się myśleniem w kategoriach wykwintnych i ekskluzywnych, nie uczestniczy w salonowych mszach obfitujących w twórczą niemoc.
Obce mu są papuzie mody, zasiadanie i błyszczenie wśród salonowych puf, z ochotą stroni od zadawania szyku i snobistycznego brylowania, wstrętem zalatują mu groteskowe galerie i minoderyjne piwnice o jazgoczących poglądach na sztukę bez sztuki. Kroczy własną, niebełkotliwą drogą przecierając szlak. W ciszy i skupieniu odwala żmudną robotę nieznanego artysty; być może, gdy już dokona żywota i wyprzedzi żółwią epokę, jego truchło znajdzie się jakimś cudem na świeczniku dla nieśmiertelnych. Na razie sam sobie jest sterem, żeglarzem i marnym księgowym z marnymi rokowaniami.
Niekiedy sądzę, że byłoby mu lepiej, gdyby nie narodził się teraz, tylko przeczekał gdzieś w rodzicielskich gonadach i objawił dopiero wtedy, gdy ucichnie nawałnica tandet, gdy świat zetrze łuski z oczu i dopadnie go opamiętanie i nastąpi rezygnacja z biegu na oślep. Bo teraz i tak nie zostanie zauważony, i tak zginie przygnieciony ciężarem szmiry.
*
To jeden biegun. Natomiast na drugim rozpiera się dychawiczna, nonszalancka, agresywna zgraja pretendentów do tytułu bezdyskusyjnego mistrza. Uzurpatorów pióra, pędzla, fabularnej kielni. To dla niej, z myślą o niej, z jej powodu, narodziły się rankingi zamówionej popularności, bestsellerowe listy Autorów Tysiąclecia i Tomików Galaktyki, góry, zwały i niewypały prezentacji, wernisaży, galerii lub instalacyjnych czy fotograficznych Wystaw Jednego Sezonu lub Festiwali Ogórkowych Wydarzeń.
To za ich sprawą rosną niemiłosiernie prymitywne, lecz przekonane o swoich umiejętnościach szeregi artystycznych jętek-jednodniówek. Literackich, rzeźbiarskich, muzycznych. To przez nią topnieje językowe bogactwo, iskrzenie opisów, nikczemnieją pisarskie zasady czy elementarna znajomość podstaw i genez.
A w miejscu na zdrowy rozsądek pojawia się podwójna moralność i różnorodność względnych, koniunkturalnych form. I to tej zgrai zawdzięczamy powrót do pisma gruzełkowatego, brak uczciwości merytorycznych ocen i kociokwik w kryteriach.
Nie warto tracić na nią czasu, bo złożona jest z figur zauważalnych przejściowo: prędzej czy później przeminie. Warto natomiast zastanowić się, dlaczego lansowane przez nią poglądy, odnoszą tryumfy i zawłaszczają profity od zawsze po wciąż. Co takiego drzemie w społeczeństwach, że nie umiemy wyjść z zaklętego kręgu inercji i łatwizny.
Dla mnie odpowiedzią jest nasze dążenie do wygody, stadny pęd do osiągania bezwysiłkowego szczęścia po wszelkich możebnych trupach. Dla mnie winny temu zjawisku jest obecny, oszalały, nie ludzki, ale komercyjny POSTĘP-NA- SKRÓTY.
*
Na czym polega POSTĘP? Na wykuwaniu pomyślności, na nieegoistycznym pragnieniu powszechnego dobra, na zrozumieniu, czym jest. Tak po sprawiedliwości, bez utopijnego bredzenia i nawiedzonej pląsawicy sprzecznych argumentów. Dlaczego? A choćby dlatego, by dobrobyty i samopoczucia obrastały nam w pewność, że istniejemy nie po to, by się nażreć byle czego, stworzyć byle co i zejść byle jak.
Tymczasem możemy zaobserwować proces odwrotny, postępowanie opierające się na świadomym odrzucaniu tych zdobyczy, które jeszcze nie tak dawno temu stanowiły powód do dumy. Jesteśmy świadkami regresu, nieprzerwanej cofki kompromitowanych ideałów. Lecz, wbrew sabotażowym wysiłkom nieudaczników, świat wciąż trzyma się i nie ginie. Mądre książki są pisane nadal, odkrywcze malunki powstają, ludzie chodzą do teatrów. Lecz jest ich za mało i nikną w buszu kiczowatych osiągnięć. Trudno do nich dotrzeć, wyłuskać rodzynki z zakalca obfitości.
*
Z masami nie da rady wygrać bo i Herkules dupa, kiedy ludzi kupa, jak mawiają na salonach. Mało komu zależy na kulturze, a jeszcze większej mniejszości chce się użerać z lawiną bezguścia; stado płynie z prądem i nie odczuwa takiej potrzeby. Wcale nie pragnie żyć lepiej i mądrzej, tylko wygodniej i bezrefleksyjniej. Lecz jest to oportunistyczny sposób argumentowania, że TAK BYĆ MUSI.
KTO NIE Z NAMI, TEN PRZECIWKO NAM, głosiły propagandowe slogany i oczadziałe masy dla świętego spokoju pokornie i posłusznie obierały kurs na świetlaną przepaść, zadowalając się zażenowanym zwieszaniem głowy.
Mimo że formy wyrażania myśli przechodzą odsysającą dietę, styl wkracza na wojenną ścieżkę z logiką, a kpem jest ten, komu nie zwisa i nie chlubi się tym, że ma intelektualną pryszczycę, wkurza mnie zatrważający wzrost pogłowia cymbałów, ich upiorny dyktat wobec reszty ludzi pogodzonych z klęską.
Pogodzonych? Nie dajmy się zwariować! Byliśmy przyzwyczajeni do pojmowania Faulknerowskich tasiemcowych wypowiedzi i nie męczyły nas wszelkie Prousty, Balzaki czy Joyce ze swoim jednozdaniowym, bezinterpunkcyjnym, stustronicowym monologiem Molly. Dziś wspomniani autorzy byliby nie do przyjęcia, niezgodni z przepisami na prozę lub poezję, nudni i marudni jak dziadek na przyzbie, a ich utwory byłyby pogonione w krzaki przez wydawcę nastawionego na złodziejski zysk.
Jednak bądźmy spokojni: zmieniają się tylko preferencje; taka jest kolej rzeczy i obecne pokolenia również będą mieć SWOJE SCHYŁKOWE PRIORYTETY: dwumilimetrowe teksty o nieortograficznej treści wołacza na puszczy.
5 february 2025
wiesiek
5 february 2025
ajw
5 february 2025
ajw
4 february 2025
Jaga
4 february 2025
wiesiek
4 february 2025
ajw
4 february 2025
absynt
3 february 2025
ajw
2 february 2025
absynt
2 february 2025
ajw