15 february 2025
Pokój po B.
Minęło parę lat. Mój przyjaciel umarł i straciłem ochotę na jeżdżenie do pracowni. W miesiąc po jego pogrzebie dostałem po nim osobny pokój; odziedziczyłem miejsce pod oknem.
Kiedy było po północy wstawałem z łóżka. Razem z książkami, papierami, całym naręczem notatek, wychodziłem na korytarz. Panowała tu cisza zmącona chrapaniem dochodzącym z poszczególnych sal. Zabierałem się za pisanie, bo wtedy tylko w nim dostrzegałem sens dalszego życia.
*
Powiedziałem, że był jednoosobowy. To nieprawda, gdyż, jakkolwiek nie było w nim ludzi w sensie fizycznym, a poza mną nikt w nim nie przebywał, to przecież w sensie pozamaterialnym pokój ten wypełniony był dźwiękami, wspomnieniami, skojarzeniową fluorescencją.
Urządziłem go po swojemu. Przeniesiono mnie, razem z całym majdanem, z ubraniami, bielizną, książkami, zeszytami, notatkami bez wartości, z radiem i telewizorem wykłóconym od A. Pokój, który zająłem, był ciasny. Że ciasny, to lepiej, ponieważ nie miałem za wiele miejsca na fikołki i było blisko do opierania się o meble. Co do mebli: stał tam sekretarzyk z deską imitującą blat biurka, łóżko, szafka z radiem i nocna lampka. Ściany kremowe, sufit biały, wykładzina w kolorze sraczki, balkon z widokiem na las, dwie reprodukcje kultowego pacykarza; pierwsza – z kwiatami, druga, to czysta abstrakcja (na abstrakcjach się znam, na malarstwie – ni w ząb).
*
Później nie myślałem inaczej o swoim, tylko ”pokój B”. Mieścił się na pierwszym piętrze, po przeciwnej stronie korytarza, o krok za łącznikiem zespalającym oba skrzydła Domu, koło windy, tuż za rogiem. Skręcało się w stronę dyżurki, przechodziło obok brudownika i trafiało do ustronia wysadzanego fotelami, skąd widać było wejście na taras i domowników, jak, siedzą przy ławach i stołach, rozparci, palący papierosy, rozmawiają i rżną w karty, a personel stoi nad nimi i popatruje ze znudzonym zaciekawieniem, szczególnie wówczas, gdy trwał szachowy turniej, zawody o pietruszkę pomiędzy rywalizującymi oddziałami.
*
Ogólnie było mi do przodu i zasadniczo nie powinienem narzekać: mogłem tu sobie pozwolić na beztroskę. Czułem się jak świeżo upieczony bogacz. Miałem własny spacerniak w kształcie miniaturowego balkonu i korzystałem z niego go, by oddychać normalnym powietrzem. Siedziałem na nim co rano, bo nieograniczona przestrzeń działała cuda, no i lekarz mówił, że zmniejsza parametry melancholii. Posiadałem również przedpokój, kafelkowy trakt prowadzący do wyjścia na korytarz. Ale z tej możliwości korzystałem rzadko, przeważnie nocą, gdy wszyscy spali.
Sprawy należące do tutejszych rytuałów, poranne budzenie, mycie, układanie w barłogu, czekanie na żer i na magistra od krzepy, zajęcia te pozwalały mi nie myśleć o tym, co nastąpi. Wreszcie mogłem zajmować się, czym chciałem. Zamykałem drzwi na zasuwkę i znajdowałem ciszę, jakbym przebywał poza odgłosami zza ścian. Otulony kotarą z milczenia, uchylałem drzwi od balkonu i obserwowałem ludzi znikających za krzakiem akacji.
20 february 2025
wiesiek
20 february 2025
marka
20 february 2025
marka
20 february 2025
marka
20 february 2025
marka
20 february 2025
marka
20 february 2025
ajw
20 february 2025
ajw
19 february 2025
absynt
19 february 2025
jeśli tylko