smokjerzy | |
PROFILE About me Friends (18) Poetry (378) Prose (17) Photography (127) Postcards (3) Diary (84) |
smokjerzy, 15 november 2017
w dzień
należę do kota kobiety rozsypującego się auta
political fiction
rzadziej - sam do siebie nigdy do psa
który także woli należeć
w przestrzeni
pomiędzy wdechem a wydechem
szukam świętego graala korzystając z mapy
w skali zero do zera
mam czas na wszystko i nie mam czasu na nic
ten wynikający z rotacji znaczeń paradoks wykorzystuję
do interpretacyjnych nadużyć
byleby zawsze wyjść na swoje
noc
rozkłada na czynniki pierwsze
fantasmagoryczne idee światła i wtedy czuję
jak długie korytarze
drąży we mnie atawistyczny strach
uciekam
spadam w ciemność jak bomba z misją
rozbicia jakiegoś dna
w ruinach pamięci błądzi ślepy staruch
z twarzą nienarodzonego dziecka - u jego boku dwa psy
początek i koniec
skaczą sobie do gardeł
potem jest zawsze coś do naprawy
rower
kolano
relacje
i pies przybiega - żeby do kogoś należeć
smokjerzy, 9 december 2017
kwiat
czerwony wytrawny
zabawny
Różewicz po prawej (strona 862- informacja
dla niedowiarków)
"palcem na ustach" wyszeptuje
kontrastujące tło
(Pink Floyd świeca Time ty ja)
od wewnątrz
wylizuję szybę kominka
jesteś
bliższa niż oddech
piszemy wiersz o tu i teraz
z naciskiem na
tu
które wymyka się
i palcom i ustom i prawdzie myślę o wosku
topniejesz
topnieję
smokjerzy, 13 january 2019
tanecznym krokiem podchodzę do pustki
ocieram się o nią i wdzięczę jak kot
a ona na to
niestety nie wiem
jak mógłbyś ze mnie skorzystać
smokjerzy, 11 april 2019
pokój nagle opustoszał okno i drzwi zarosły ścianą
józef k siedział na zimnej podłodze dziwiąc się że jest mną
mogę nas uniewinnić szeptałem
lecz nóż znów znalazł serce i się w nim dwa razy obrócił
znów padło sakramentalne jak pies i znów
tylko wstyd przeżył
józef k czeka na kolejną śmierć odłożony
na półkę z wyrokami
smokjerzy, 6 march 2019
ślemy do ciebie modlitwy jak listy
milion próśb o wszystko o nic
ktoś nawet wyśpiewał bądź wola twoja
lecz gdy umarło mu dziecko
zmienił zdanie i otworzył sobie żyły
te drzwi do zakazanego świata samobojców
stworzyłeś nas na wzór i podobieństwo swoje
stąd wiem że nie jesteś ani jednoznacznie dobry
ani jednoznacznie zły
a już na pewno nie jesteś doskonały
ślemy do ciebie modlitwy jak listy
ty zaś udajesz że nas nie ma
znudzony boże
twoje boskie ziewanie pozbawiło znaczenia
każdą rozpacz każde cierpienie
każdy ból tego świata
więc wyznaj nam swoje grzechy i odejdź
może kiedyś ci wybaczymy
smokjerzy, 27 november 2017
na lewym boku
zamiatałem gwiazdy pod księżyc
przenicowany żołądek czarnego psa zawodził głosem
niezaspokojonego głodu przodków
w najmroczniejszym zakamarku snu oficjalna medycyna
dokonywała aktu nierządu na bezradności
o kształcie embrionu
nie istniejesz - mówił do śmierci paramenides
lecz ta spojrzała na mnie oczami heraklita
i umierałem siedem razy w tygodniu
na prawym boku
budowałem domki z kart otoczone rajskimi ogrodami
dobry bóg zabawiał się stwarzaniem sprzecznych możliwości
byłaś córką każdej myśli snem we śnie
nagim sensem oddychania
w twoich oczach diabeł skręcał węże w aureole
z brzucha wyrastały ci jabłonie
świt leżał na wznak
rozchylając uda z męskich żeber
smokjerzy, 24 november 2017
pytany jak to jest
rozrywać żywą tkankę ciała
odpowiadał - zalewała mnie krew
bolała głowa
modliłem się o szybki koniec
bóg wrastał w krzyż razem ze mną
z ran wyciekał czas
przyszłość wstawała z martwych
dłonie za wszelką cenę
pragnęły odlecieć
lecz nie pozwoliłem im na to
smokjerzy, 18 december 2017
Anonimowy świat zwariowanych wózków bez dna
- pędzą, wpadają na siebie. Z drogi! Precz!
Wrogie spojrzenia ostrzeliwują obcość. Trafiona. Boli.
Potężna kobieta, twarz nabrzmiała purpurową wściekłością,
przetacza się po mnie stadem słoni. Wtłacza w słoik korniszonów.
Przepraszam. Najmocniej. Słowa jak odłamki szkła.
Moje?
Pokonany - maleńka przeszkoda wdeptana w podłogę.
Przeżyłem.
Dziecko wrzeszczy pod regałem z czekoladą.
Kup! Chcę! Daj! Kup! Jezu. Moje uszy. Dziewczyna zaciskająca zęby,
to zapewne matka wrzeszczącego.
Będzie robota dla psychoterapeuty - możliwa
wczesna trauma czekoladowa.
Dalej wrzeszczy. Dalej zaciska zęby. Zgrzyt.
Ze zdziwieniem myślę o odgryzaniu palców. Wrrrr...
Przejaśniło się. Zapachniało inaczej. Łagodniej.
Warzywa, owoce, objawienie.
Pomarańcze!
Łódź z trzeźwiejącym sternikiem. Dopływam
do stosu pomarańczowych uśmiechów. Liczę do trzech.
Wciąź płynę, płynę, aż kasa numer ileś. Czterometrowy, syczący wąż kolejki.
Wózek za mną kąsa w łydki. Wytrzymam, już blisko.
Pani w kasie, twarz Sfinksa i obrażonej Madonny,
małym palcem lewej ręki
przegląda Wielką Encyklopedię Pieczywa. Jest. Z makiem - 3,40.
Z dynią - 4,20.
Sklepowa mantra jak ochłap zepsutego mięsa. Dziękuję.
Zapraszam ponownie.
Ja.
Na widok trzech pomarańczy Sfinkso-Madonna uśmiecha się.
Skrzywienie ust uszczęśliwia. Szczerzę zęby, płacę.
Idę. Drzwi - sezamieotwórzsię.
Wielka tablica ogłoszeń. Labirynt, gąszcz karteczek. Czytam.
Czytam?
Sprzedam szafę. Dwa krzesła. Pióropusz gratis.
Co mnie to obchodzi?
Skuterprawienowygotowydoużyciaodnatychmiast.
Nie potrzebuję skutera. Czytam.
Szuuuuuuuuuuuuuuuuuu. Słowa zmieniają się w wodę.
Karteczka cicha jak płatek śniegu.
Niezgrabne, dziecięce pismo. Czytam. I jeszcze raz.
I jeszcze. Biegnę?
Sezamzamknąłsię.
Szalony świat wózków bez dna zniknął za drzwiami.
Leje. Czy to możliwe - słony deszcz?
Smakuję - jest słony! Czytam deszcz - słony. Deszcz przed oczami.
W. Ponad. Pod. Wszędzie.
Karteczka jak płatek śniegu. Jak nóż w żołądku. Koślawe pismo.
Niewprawna rączka. Czytam.
Sprzedam konika na biegunach
(wstrętny,wstrętny ohydny świat)
Sprzedam konika na biegunach
(piekło jest bliżej niż myślałem)
Sprzedam konika na biegunach
(deszcz coraz bardziej słony)
smokjerzy, 4 february 2019
z niejasnych powodów
wymazano z pamięci stadium mężczyzna
chłopiec pachnący chlebem i wiatrem
z płucami gotowymi bez umiaru trwonić powietrze
ze śmiechem jak dzwonki sań w zimach poprzedniej epoki
szczerością zmieniającą kamień w złotą renetę
zdziwieniem rozpychającym granice zachwytu
z nienazwanymi słońcami w źrenicach
ciekawością w opuszkach palców stopach pod skórą
w uszach dziurkach od nosa i wszędzie
stawiającą znak równości między szaleństwem a rozumem
wiarą a stłuczonym kolanem pytaniem a odpowiedzią
ze zwariowanym bogiem i grzechem na wspólnej smyczy
która była bardziej mostem niż pępowiną
z trzema czasami w mocno zaciśniętej pięści
i snami wrażliwymi na dotyk
przepoczwarzył się w zgarbiony posąg dziecka
które choć prawie już martwe
i uczepione zmarszczek na czole jak brzytwy
wciąż czeka
smokjerzy, 28 february 2018
jem tyję
uwalniam z głowy potwory
gdy dopadają mnie samobójcze myśli
ubliżam bogu
może w końcu puszczą ci nerwy
staruszku
w szachy grywam wyłącznie
sam ze sobą
zwycięstwo ma tu nieoczywisty wymiar porażka
tragikomiczne konsekwencje
a uścisk dłoni prawej i lewej wcale nie jest radosnym
zwieńczeniem intelektualnej masturbacji tylko
chwilowym zawieszeniem broni
( między mną a tamtym )
z lekko hedonistycznym podtekstem w tle
niezła rozrywka
kobieto
księgo pełna wielobarwnych słów
lubię cię czytać czasem
tylko dotykać i wąchać i lubię gdy napisana jesteś
prostym językiem
ze strachu unikam arcydzieł
po pięćdziesiątce ciągle mam pięć lat
wierzę w dobre zakończenia
gdy jaś i małgosia upychają do pieca
wszystkożerne zło krzeszę
ogień w dłoniach
zwycięską prawdę podziwiam pod warunkiem
że wcześniej dała komuś porządnie
po mordzie
mam psa blizny i sny
pies ma mnie i nie ma imienia
jak ja
blizny dawno straciły pamięć
w snach trzyletnia mariam i jej przetrzebiona
przez nienawiść rodzina
dobija do brzegu ziemi obiecanej ktoś krzyczy
dziurawić pontony
otwieram oczy niekompletny
cząstka mnie
dławi się morską solą
wraz z małą mariam
w wieku trzydziestu trzech lat wyłysiałem
i nie zmartwychwstałem
moja głowa przypomina
jajo na twardo
krojąc cebulę
płaczę
wycieram nos w rękaw
życie ech życie
jakieś ty piękne tylko kogo to
kurwa mać
jeszcze obchodzi
dziurawić
dziurawić pontony
smokjerzy, 20 december 2017
chłód
aż dreszcze po skórze
płynę pośród zamkniętych
na cztery spusty
wokół szyby i dżdża
nie myśleć myślę i się nie myśli
i patrzy się
na rozwichrzoną miotłę grudnia
jak miesza szarość w oczach
bez twarzy światła
nazw
brama po drugiej
bezradnie macha skrzydłami
jakby chciała dolecieć
naiwna
smokjerzy, 18 june 2020
deszcz
pomyślałem
a potem jeszcze pomyślałem
że o niczym innym
nie potrafię teraz myśleć
bo ten deszcz
ten uporczywy głupi deszcz
rozpadał się na dobre
w pustej głowie
i wsącza się cierpliwie
w zachłanną
powstałą z martwych
nieobecność
smokjerzy, 14 february 2020
w tej
nagłej przestrzeni
pomnik traci więź z milczeniem
źródło jest początkiem bez końca
język wymyka się
z pilnie strzeżonych ust
i odlatuje
by zgłębić sens
powrotu
smokjerzy, 4 december 2019
ze światła
wypłukany dzień
ucichły okoliczne lustra
cisza wierci dziury w wyobraźni
na łowy rusza wymyślony kot
cały z czarnych słów
smokjerzy, 10 december 2019
samotna skarpetka
po przejściach
szuka życiowej partnerki
na wspólne spacery
i długie rozmowy w szufladzie
pełnej wierszy
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
14 may 2024
NonethelessSatish Verma
13 may 2024
1305wiesiek
13 may 2024
I Write With Red InkSatish Verma
11 may 2024
Everything Is BlackSatish Verma
10 may 2024
Wielki wypasJaga
10 may 2024
Tangerines SingSatish Verma
9 may 2024
0905wiesiek
8 may 2024
0805wiesiek
8 may 2024
Touching EverywhereSatish Verma
7 may 2024
0708wiesiek