Andrzej Talarek, 20 october 2015
Płacz człowieku, płacz nieszczęsny, nad swym życiem płacz człowieku
Wylej z siebie morze łez,
Gdy w dzień sądu z grobu wstaniesz
Grzeszny, lecz na powrót żywy,
Proś, by Bóg ci miłościwy,
Żeby dobry Jezus, Pan,
Dał w niebiosach spoczywanie.
Płacz człowieku, płacz nieszczęsny, nad swym życiem płacz człowieku
Płacz człowieku, płacz nieszczęsny, nad swym życiem płacz człowieku
(taka moja wersja, lepsza, gorsza, moja)
Andrzej Talarek, 15 october 2015
dzień zwyczajny niezwyczajnością każdego
elementu całości
po wielokroć multiplikowany w organizm
społeczności z daleka
identyczny w osobności staje się
indywiduum niosącym niespodziankę
cechy ludzkie otrzymał przypadkowo lub nie
wolna wola pozwala na degenerację materiału
genetycznego wzorca pokoleń nie upilnował
brodaty mojżesz wybrany na strażnika
wybranych do czynienia na obraz i podobieństwo
jak odtwarzać nie zniekształcając rysów
nie dodawać rys na gładzi nieskalanej w pierwotnym zamyśle
duszy nie trzeba poszukiwać bo jej nie ma
w materialnym kokonie zamieszkała pustka
wypełniana rakowaciejącą materią
ciała obce traktujące siebie jak części
całości tkwią nienazwane
macierzysto lub macierzyńsko
powielając zło
odporne
Andrzej Talarek, 31 august 2015
Lament Dedala nad ciałem Ikara i upadkiem miasta.
Mówiłem ci: marzenia. Z nich rodzi się człowiek.
I jego budowanie: domu, wiersza, skrzydeł.
I wzlot ku nieznanemu, tam gdzie leci orzeł,
a duch wyzwala z więzów, uwalnia z prawideł.
Mówiłem także: praca. Ona stwarza nowe.
Marzenia w stal obleka, myśl w przedmiot zamienia.
Jak Stwórca, nowe słowa możesz dać swej mowie.
Nazywasz, a więc stwarzasz. Masz udział w tworzeniu.
Zachęcałem do myśli swobodnego lotu.
Tyś zrozumiał dosłownie i dał skrzydła ludziom,
Jak ogień dał Prometej, niszcząc bogom spokój,
I zemstę poprzysięgli. Latać – to zbyt dużo.
Różni na ich usługach – błazny i trefnisie,
Hetmanowie bez armii, skarbnicy bez złota,
Spętali cię na rozkaz, i udało im się.
Bez tożsamości, brudna uliczna hołota.
Spętali by zarobić. Jak alfonsów zgraja,
Na boku wziąwszy złoto, co znieczula winę.
I wypuścili, dzierżąc! A tyś się pokajał!
Do nogi ci przykuli długą, mocną linę.
Mówiłem: nie leć! Zginiesz! Linę wielu trzyma!
A w niebiosach nie znajdziesz w locie wspomożenia.
Nie żeglarz żeś! Nie krzykniesz, gdy nadziei mało,
Z radością, gdy przed tobą pojawi się ziemia.
Bo ona wszystko przyjmie w swe zachłanne wnętrze,
Stal skrzydeł i ulotność twoich młodych marzeń.
Sknery i liczykrupy w fotelach, naprędce
Spiszą cię w bilans stratą, zamkną łańcuch zdarzeń.
Dzisiaj płaczę nad tobą i nad sobą płaczę!
Com ja, Dedal, uczynił, krzesząc marzeń ogień?
Nieśmiertelność za życie! Czy mi Bóg wybaczy?
Pazurami rozdzieram głębiej rany obie.
I dziś płaczę nad miastem, co nas wychowało,
Które nas w ulic siatkę złowiło za młodu.
Tyś skrzydła mu przyprawił! A teraz tak mały
Leżysz krwawy na placu, jak zwiastun zachodu.
I nie wiem, czyj smutniejszy jest z wyżyn upadek?
Ikara, w krwi kałuży, czy miasta, w bezruchu?
Nad kim się bardziej smucić, gdzie udać po radę,
By uratować resztkę do latania ducha?
Bez skrzydeł – zwykłe miasto! Bez skrzydeł – kaleka!
Zastygnie już na zawsze w zabytek epoki.
Podskoczy, nie pofrunie, nie spojrzy daleko,
By wiedzieć, gdzie kierować w przyszłości swe kroki.
Zamrze niebo nad miastem, gdy Ikar nie stanie
Na krawędzi, by frunąć z matczynego puchu?
Wbrew ciążeniu? Wbrew ludziom? A po nas zostanie
Tylko chichot wśród nocy i przekleństwo wnuków?
Andrzej Talarek, 18 august 2015
Gdy ją dostrzegłem pierwszy
raz zdawała się być
wielkim nagromadzeniem kwiatów
emanacji piękna
życia
innym razem mówiła do mnie językami
płomieni
które pulsowały zimnym sercem
nieskończonego
gdy zacząłem rozumieć
uchyliłem ukradkiem zasłonę twarzy
zobaczyłem piękne i straszne
zakochany w tajemnicy pragnąłem
trwogi która zwielokrotnia
doznania
rosła we mnie i obok mnie
i była
przerażająca w swoim pięknie
groźna i wciągająca
dzień za dniem przysposabiałem
siebie naginałem
czas i przestrzeń do wyobrażenia
bez lęku
dawno temu
spuściłem ją ze smyczy
praw
pętających mnie od dzieciństwa
drepcze za mną łagodnym cieniem
wierny pies
żyłem
by oswoić śmierć
Andrzej Talarek, 18 august 2015
w każdej kropli rosy można znaleźć
zwierciadło duszy
zwielokrotnione uczucia radości
pomnażane w nieskończoności
łaskocą jasnymi nitkami światła
jak łatwo zamienić okruch uśmiechu
w niekończącą się radość
deszczowego zmartwychwstawania
jeszcze chwilę temu
poświęćmy
czas który nam dano na zwielokrotnianie
małych
w ogromie wielości złóżmy
ofiarą miłą bogu
bądźmy
ludziom w radości przydatni
Andrzej Talarek, 15 july 2015
pamiętając Stanisława Barańczaka
ziemia usuwa się spod nóg, a nam wciąż lekko jest, jak w tańcu,
nie dostrzegamy płytkich śladów, po tych co przeszli i zniknęli;
mało kto czuje lęk, bo jak go przyjmować z trzewi matki ziemi.
a dygotanie jej podnieca, jakby do tanga nas wciągnęła,
i bandoneon głos oddaje, jak pies posłuszny, rany liże
stare, rozpada się, a nowe krwawi poczęcia pępowiną.
ziemia usuwa się spod nóg, jak krzesło, mebel doskonały
gdy siedzieć na nim, jeśli stoisz, może być częścią szubienicy,
kopnięte lekko, pada obok, jak jabłko, za to ty zawiśniesz,
Newton ci ojcem krzesła-jabłka, ciążenia schemat ciąży myślom,
wraca dziedzictwem niepokornym, jakby ciążyło w ciele matki.
nieumiejętnie plon swój zbierasz i ziarno wokół rozsypujesz.
ziemia usuwa się spod nóg, słowa nie mają dawnych znaczeń,
słowniki piszą nowe ludziom, poszukującym swych ekspresji,
w tym świecie kołyszących bioder, w tym danse macabre równanym w ziemię,
która faluje jak łan zboża, jak świr modlący się do słońca.
nos coraz dłuższy ma codzienność, małżonka biustu i pośladków
święci kuchenną rewolucją ponurą słotę października.
ziemia usuwa się spod nóg, niezrozumiałym woła głosem
ten, który nieproszony przyszedł i gospodarza zabił młotkiem,
i na dywanie nad nim modły odprawił z twarzą uśmiechniętą.
jak wielki jesteś, który wracasz, na ziemię ci przyobiecaną.
jak możesz mówić, że nieprawda, gdy prawda jedna jest w tym świecie,
a jeśli śnisz w relatywizmie, wszystko ci wezmą, coś miał swoim.
Andrzej Talarek, 22 april 2015
Iwonie
Nie umiem stwarzać światów
bardziej lirycznych niż mój własny
rozpięty jak pajęczyna pomiędzy dziesięcioma palcami
wskazaniami serdecznymi małymi przykazaniami
a wiecznością
to świat bez pękniętych rur i aort
mózg i komputer pracują w nim bez porażeń
a miłość jest jak przejrzyste powietrze
przez nie podziwiam piękno
ból dziewiętnastu z Siloe nie boli
i rozważam nieskończoności w których
doskonały Bóg akceptuje moją nudną radość
nie urodzi się z niej diament wiersza
chrzczony bólem
krwawiącego boga
może gdybym był głodny
a nikt nie dałby mi jeść
albo chory i nikt by mnie nie odwiedzał
ghostwriter mojego ducha stworzyłby mnie na nowo
w nowy podmiot liryczny
życie nie jest warte wielkiej poezji
którą rodzi ból hioba
a jednak są jak awers i rewers
życie i śmierć
Andrzej Talarek, 21 april 2015
tymczasowo zmieniłem nietrwałą pełnosprawność
w kalectwo
już nie chodzę dumnie wyprostowany jak homo
erectus
sapiens
zachwycający się rozbuchaną wiosną
której erotyzm drażni zdrowe zmysły
a chore doprowadza do bólu
bez zręczności homo habilis pokonuję
każdy stopień
jaki życie i schody kładą na mojej drodze
ona nadal jest
nie wiem czy dla kalekich
przystępna
pomimo że leży pomiędzy
tym co jest i będzie
wystarczy znowu stać się
dwunożnym marzycielem
marzenia jednonożne
są jak jednorożce
niespełnialne
kuleją
jak ludzie
Andrzej Talarek, 19 april 2015
pozostałość
jako produkt spalania
oczywistość
gdy nie pytamy z czego
i dlaczego
jego pyliste cząsteczki osadzają się na twarzach
w płucach na butach
bezboleśnie
zrodzone z bólu drażnią spojówki
wyciskają łzy
cząsteczki popiołu są szare
z białymi ziarenkami kości
rozsiane w ziemi wrastają w nią znakami
trudnymi do odczytania
pozostałość to pamięć do rozdzielenia
mak kosteczek dla kopciuszka
popiół dla macochy
czy lepiej się nie urodzić?
nie czekać nie szukać?
lecz jeśli jest wybór
to musi być coś przed
i coś po
popielec pokutny
bezcielesny
postny
pozostałość
po nim radość?
Andrzej Talarek, 18 april 2015
za rękę prowadzony
krok po kroku
łączony
od środka
w układy bardziej przystosowane
z fragmentów dna z tępymi końcami
w buforze ligacyjnym zamykany na trwale
introdukcja gatunku pożytecznego biocenozy
wiążąca zewnętrze wewnątrz
intro ligare
ostatnim etapem ewolucji jest
introligator ze skłonnościami do introwersji
zdolny do introspekcji ostatecznie
intronizowany jako człowiek
pan stworzenia
introligator
Andrzej Talarek, 8 april 2015
jestem niewinny jestem
niewinny
jestem
patrz jakie mam
gładkie dłonie
piękne
nie dotykam brudu w obawie
przed skalaniem
kozetka odpręża i wyzwala
nie świruję
zrzucam łatwo ubranie
wszystkie myśli
vanish rozpuszczenia
w nim dociekam
istoty
jestem niewinny
jestem
mój pies
skomli
ja skamlę
ty?
Andrzej Talarek, 2 april 2015
Przed Wielkanocą jaja się złocą.
W paski i cętki kraszone nocą,
Gdy każda kura już dała nura
I grzędę rzędem zasiedla bura.
Na każdej kurze zadania duże
Ciążą, gdy ciążą jej jaja kurze.
Choć jaj potrzeba nie płynie z nieba
To każdej kurze rodzić potrzeba
Coś co zmartwychwsta miast Jezu Chrysta,
I wrośnie w symbol, rzecz oczywista,
By się odradzać i nie zawadzać,
I o pierwszeństwie głupio nie kazać.
Choć czy to ważne- jajo czy kura?
Przed Wielkanocą? Gdy noc ponura
Zmartwychwstałego niepojętego?
Więc jaja po co? Jaja dlaczego?
Czy po to jaja by robić jaja,
Lub jajecznicę z mózgu gudłaja,
Czy może jaja, by adwokata
Pić móc spokojnie na stare lata?
Co by nie było, wszystkim jest miło,
Że zamiast cierpień, tak nas zmamiło
Jajo, co miłe i niecierpiące
Na wielkanocnej spoczywa łące.
Andrzej Talarek, 1 april 2015
niczego nie można być pewnym
jedynie śmierci
czymkolwiek
jest
i reszta nadmuchana wodorem wiary
ten świat niekoniecznie istnieje
namacalny
nawet jak trzymam w dłoni gwoździe
wierzę
jest sygnał elektryczny płynący
od synapsy do synapsy
czy jest pięknem czy przerażeniem
świadomość
że wszystko może być jedynie warunkowo
splotem fal miłosierdziem
może to nieistotne gdy skazuję na śmierć
może ma znaczenie tylko wyobrażenie piękna
które przychodzi
uniesieniem duszy żarem policzków
pewnością
może radość którą dostaję
niczego nie dając
w zamian
splot serdeczny gwiazd nad kołyską
nieodczuwalnie niosących uśmiech
idę nie wiedząc czym jest cel
upadając i wstając
mówię a nie widzę kogo przeznaczam
na ofiarę
dotykam a nie czuję kłamstwa w gładkości opuszka
bo czymże jest prawda
niosę a nie czuję ciężaru krzyża wrośniętego
we mnie kręgosłupem
nie ma znaczenia czy jestem
ma znaczenie ślad
choćby zdjęty ze mnie symbol
staplerem przyszpilam plan umierania
napisałem co napisałem
nieistotne
wiatr zerwie pamięć jak kartkę
bo czymże jest umieranie
zamknięciem oczu
na radość
zmartwychwstanie
zaprzeczenie smutku nieistnienia
wielki kamień na końcu każdej drogi
zamyka i otwiera
Andrzej Talarek, 1 april 2015
to co mnie niepokoi
to spokój
rozłożysty jak wielki ptak na płachcie nieba
głos ryby pod rozbitym lustrem wody
płaszcz wiosny wyrzucony z objęć wiatru
gdy powietrze skurczyło się w nim do rozmiarów
szeptu
zatrważającego nie dotykam napinam strunę
cięciwę uwalniając dźwięki na drugiej stronie
spokój zamglony przeczuciem niepokoju
spacery są łagodną formą okiełznania
obłoku plazmy który wyoblając aureolę
nie pasuje do krzywizny głowy
ale daje prestiż
pęd zamieniony w sople lodu stęża wersy
w pałąki na których rozpięta płachta nieba
cień wielkiego ptaka
owoc
chodzę po wodzie która była przerażeniem
teraz jest spokojem
a ja wierzę
na chwilę przed
Andrzej Talarek, 1 april 2015
Bo są myśli tak gorące, jak w ognisku węgli czerwień,
dotknąć wzdrygam się tchórzliwy, lecz uwagę przyciągają,
i jak ćma wokół nich krążę, aż gwałtownie lot ten przerwie
otrzeźwienie, promień słońca, dzień od nocy rozdzielając.
Dnia codziennego zawiłość,
niepokój nocy wytłumi,
rozwiesi bielmo koszuli,
jakby nas tutaj nie było
Bo są oczy tak zwodnicze, że z nich nie wyłowisz prawdy,
jak kot miękko stawiam znaki, tęczówkowe prążki liczę.
Uśmiech czai się nad dachem, brązowieją w nim kły grozy,
bezdeń czarna, grzechotanie kości spadających w ciszę.
Drzwi nieba stopą blokujesz,,
księżyc plącze się jak obol
albo srebrnik Miast krwi kwartę
duszkiem pijesz oranżadę.
Bo są dłonie takie gładkie, że gęsiego dla nich pióra,
by pieściły czułe słowa. By wzlatały aniołami.
I są dłonie tak chropawe, jak plugawe pożądanie
makat, pereł i półmisków. Boże zlituj się nad nami.
Wyrosłaś sosną w ogrodzie,
tak piękną w swej samotności,
że co dnia igły twe zbieram,
kłujący pacierz miłości.
Andrzej Talarek, 25 february 2015
Co należy poświęcić
ku pamięci
wybiórczej
wygodnej jak buty Blahnika
bym dzisiejszy
nie pamiętał pożaru mostu
tylko pożar tęczy
jak europejczyk
bym za zwieńczenie swych starań
miał Oscara
miast z oskomą przyjmować
honor
kogo należy oświecić
może dzieci
górnika
tępego robola
który żre i żąda od rządu
a i tak pieprzenie wszystko
od polskości wyjedzie
volkswagendeutsch
za chlebem
boże
czyż można głupszą klasę
kończyć
niż klasa polityczna
nasza
więc dlaczego
klaszcze klasa
pytających o idę
nie stawiając pytania
gdzie i po co
idę
Andrzej Talarek, 19 february 2015
zbliża się
koniec kolejnej epoki
nawet tego nie zauważasz pochłonięty
zapominaniem faktów niemiłych pamięci
historii
która wyrzeźbiła jak wadi linie twoich dłoni
zanim napiłeś się z nich wody
by orzeźwić umysł
skleroza dotyka mających
dawać
świadectwo
wiem że śmieszą cię słowa
bądź czujny dumny podejrzliwy wierz
choć przychodzi jak złodziej a nie znasz
dnia ani godziny
ale nie śmiej się rankiem
jakby nigdy
nic
gromadzisz elektroniczne równoważniki
złota które wybłyszczało
zanim zobaczyłeś słońce
usiadłeś w jego cieniu
materialność szafy z orzecha
muru kładzionego rękami kawałka ziemi
wpisanych w pergaminy hipotek
roztapia się w elektronicznych atrapach
własności czegokolwiek
skruszyłeś w swoich dłoniach
opokę
rozsypując piasek po niej
w fejsbukowych spotkaniach ze wszystkimi
prosta zastępowalność bliskich
związków
dzieci z matką
i ojcem
bóg umarł
uwierzyłeś
w śmierć
panicznie boisz się
zmartwychwstania
i nie będziesz
pewnym
kiedy
zaćmienie słońca nazwiesz zaknefieniem
półksiężyc zastąpi sierp
a malleus maleficarum będzie tęsknotą za czasem
trochę lepszym
potem
położą cię w wyczekiwaniu poranka
który nie nadejdzie
dla ciebie
Andrzej Talarek, 19 february 2015
ten wyraz nie pasuje
do opisu poety nawet jeśli nie jest
zwykły
będąc staroświeckim jednocześnie
wyjątkowość jest dzisiaj źle widziana
choć wszyscy jej pożądają jak piętnastu minut
seksu czy sławy
wzdryganie się przed wejście w główny nurt
taplania innych nie jest
wystarczającym dowodem
na
ekstraordynaryjność
kreuje jedynie mówienie
tego czego nie chcą słuchać
szczęśliwie utaplani
rozradowani
kiedy
Żydzi mają alibi
Rosjanie mają Putina
Niemcy nie mają honoru
Amerykanie nie mają przywódcy
a Polacy mają zaćmienie umysłu
i Dzikie Pola
a niektórzy obtaczają słowa w lukrze
bądź w przyprawach
by karmić próżność
Andrzej Talarek, 14 february 2015
jest zawsze coś co spina
części w całość
może to mutra lub matka
tkanka łączna nawet
myśl
wiązka promieniowania zimna
jak wyobrażenie nieskończoności
właściwie nie wiadomo dlaczego
poszczególne elementy
całości
które pielęgnują w sobie wyobrażenie
odrębności
karmią je jak wątłą roślinę
w nadziei kwiatu który zerwą
czynią potem wiele by łączyć
rozłączne
pytanie o całość jest
pytaniem dominującym każdego
fragmentu niezależnie
od głębi
i związku z Absolutem
jest pytaniem ostatecznym
które rodzi się w upopielonych dłoniach
pełnych ziemi
łączącej wszystko
Andrzej Talarek, 27 january 2015
Cyjanowodór
ziemia
okrzemkowa
skała organogeniczna pancerzyków
przemian fizjologicznych
organizmów
odtruwa
kiedy wchłonąć łyżeczkę dziennie
obniża
ciśnienie krwi i poziom cholesterolu
polepsza
stan paznokci i włosów
przyspiesza
gojenie złamań
pomaga
stracić na wadze
usuwa
świąd ropnie i wrzody
działa
bakteriobójczo oczyszcza jelita
zwalcza
pasożyty układu pokarmowego
wchłania
grzyby pierwotniaki wirusy endotoksyny pestycydy metale ciężkie
wydala
poza organizm jako śmieci
wchłania także cyjanowodór
a potem go uwalnia
poza puszką
insektycyd cyklon B
do tępienia szkodników
produkt fabryki cukru i degussa
cyjanowodór bez zapachu
międzynarodowe towarzystwo zwalczania szkodników
pomagało w dezynsekcji
niewinni Niemcy
w piecach degussa przetapiano
złote plomby
Żydów
dzisiaj
cyklon B to urgan2
czeka na swojego odkrywcę
Andrzej Talarek, 12 january 2015
dumnie podniesiony środkowy ołówek
pierdolcie się
kobiety rezygnują z wypieszczonych tipsów
zamiast
ostry jak pocisk
grafit
znaczy tyle co brud
za paznokciem
możecie im narysować!
możecie sobie zamazać
bronicie przed ciemnością
wspólne wartości?
są jeszcze takie
prócz wszystkowolności?
że półtora miliona
tak jak wy
pokazuje?
może nieopatrznie pokazują
niebo
że ateiści nie zostają szahidami?
cenią życie!
swoje
zamordowali sto milionów
i są zmęczeni
chcą pokonsumować!
mamy dla was kwiaty
a my mamy dla was ołów
Andrzej Talarek, 11 january 2015
moja koszerność to brak chemii
w tym co kupuję w sklepie
i świnie
z którymi nie jadam
wspólnota celów
przy żłobie wypełnionym żarciem po brzegi
okraszonym pikantnym
świństwem niestrawnym
jak rzygowiny
jest równie niekoszerna
jak trucizna
czterej Żydzi
w koszernym markecie
zaszlachtowani
przez świnie
są mi braćmi
o nich mówię
jestem Yohan Yoav Philippe Francois
choć moja koszerność
to tylko wspólna
chemia
Andrzej Talarek, 8 january 2015
Skoro zabito Boga,
trudno dziś uwierzyć,
że ktoś zabija
w Jego imię.
Gdy prawem człowieka
nie zdołano uczynić nieśmiertelności,
a jedynie śmierć na życzenie,
jej przypadkowość staje się
absurdem.
W Sadzawce Siloe odbijają się cienie
osiemnastu
jerozolimskich mężów.
Zostali na wieki wpisani w świadomość
Ewangelii, jako ci, którzy zginęli bez winy.
Czyż nie jest śmierć niespodziewana wpisana
w porządek świata? Czy nie jest przestrogą, zachętą
do bycia gotowym, „bo przychodzi jak złodziej
i ani dnia, ani godziny jej nie damy winni niewinni,
bo jak się nie nawrócimy, to wszyscy
tak jak oni zginiemy”?
Mówimy dzisiaj: Je suis Charlie.
Czasem mówimy też: Jésus est Dieu.
Dwunastu
zginęło za nasze wartości.
Nasze? Czy kawałkowanie Boga jest wartością,
której mam bronić?
Gdy wydrwimy wszystkie świętości,
cóż nam pozostanie ?
Podparyskie liberté,égalité, fraternité ?
Moja wiara jest jak jesienny liść,
kiedy francuskie więzienia zajmują głównie muzułmanie.
Nie współodczuwam z nimi.
Są jak pustynne osły, które walczą ze wszystkimi
i wszyscy będą z nimi walczyć.
Jedno co mogę dziś, to wybrać foi, l'espérance, l'amour
Andrzej Talarek, 7 january 2015
w jej domu były tylko stare fotografie
na wciąż odmładzanych ścianach
ciągle młoda
patrzyła w lustro nie dowierzając
że czas mógł być tak niełaskawy
wypatrywała siebie
gdy wbiegła jako młoda dziewczynka
goniąca królika
nie widząc w zmarszczkach twarzy
ukorzenienia życia w jego pięknie
miała lustro za przejście
na druga stronę
na powrót
zbyt duża
na wymarzoną rolę
nie mieściła się w swoim świecie
zamknięta z kotem
opowiadała o tamtym dziecku
nie wiedział
o sobie czy o nim
oboje byli szaleni
on różnił się od psa i kota
ona nigdy nie była
w złym humorze
szczególnie w kapeluszu
Andrzej Talarek, 21 september 2014
Aż wszystko będzie legendą
I wtedy po wielu latach
Na nowym Campo di Fiori
Bunt wznieci słowo poety.
Cz. Miłosz
Dziś już są inne owoce,
większe i słodsze niż wtedy,
i ludzie bardziej beztroscy -
choć nie wiem, jak to wymierzyć.
Nauka słodzi nam frukta,
kolory im daje i kształty,
i czyni człowieka pięknym,
aż dusza jest niepotrzebną.
Czy kiedyś Giordano umarł
w obronie nauki? Wątpię.
Myśl jego była chaosem
poglądów, zbiorem różności
jak lombard, w którym i nowe,
i stare masz do wyboru,
lub targ, gdzie ryba marchewce
i szynce mówi bondziorno.
Patronem dzisiejszych czasów
może być bez wątpienia,
gdy Boga wypada wyśmiać,
znieważyć wszystkich dokoła.
I bez refleksji go kupi
każdy turysta na Campo,
a czarny przekupień doda
różę za euro dla pani.
Za murem wciąż giną ludzie.
Wystarczy zerknąć w gazetę,
tablet otworzyć czy smartfon,
by się zanurzyć w cierpieniu,
na które są obojętni
pijący kawę, pod Bruna
ciężkim spojrzeniem. Nie zrobią
niczego więcej w swym szczęściu.
To nic, że radość ich krucha.
Wszak oni tego nie wiedzą,
że może to ich nieszczęścia
kometa za chwilę przemknie
i zgaśnie, nim ktoś dostrzeże,
wzruszy się, bądź też zapłacze.
Gdy wkoło murów tak wiele,
nikt o nich nie chce pamiętać.
Kiedyś poeta był wieszczem,
często na kredyt u żyda,
i słowa tanio sprzedawał,
by spłacać odsetki sławy.
Dzisiaj w słów poplątaniu
nie umie już ujrzeć ducha
wśród starożytnych kamieni
i widzi stragan jedynie.
Na ile słowo zostało
tym duchem, który nas budzić
co dnia powinien i wstrząsać
sumieniem, by nie usnęło,
by mury widziało, nieszczęście,
nawet gdy jest nam tu dobrze,
a karuzela do nieba
nie unosiła w zastępstwie
Nie będzie nowego Campo,
na którym inny poeta
refleksje o samotności
w obliczu śmierci napisze.
Wciąż kręci się karuzela
przy murze, za którym getto
dawne czy przyszłe powstanie,
a ludzie strach chichotają.
Andrzej Talarek, 10 february 2014
Umarł Dworzec, z którym byłem zaprzyjaźniony.
Poznaliśmy się w odległym jak galaktyka dzieciństwie,
kiedy rowery były podramne i pozbawione skrzyń biegów,
a plac zabaw był znacznie węższy niż ekran tableta.
Podchodziłem do niego, skradając się wzdłuż
nieskończenie długiego kowadła, podobnego
do tego, na którym Ojciec prostował gwoździe.
Czasami przelatywał obok sapiący parowóz, jakby na widok
Dworca wypluwał kolejny orgazm. Rozkraczony metalem
od jednego kawałka stali do drugiego, straszył mnie
przeraźliwą niemożnością kontaktu.
W końcu obaj wpadaliśmy w objęcia dworca.
Parowóz stał wyczerpany do szczętu hamulców,
tylko krople potu spływały po jego zaoliwionej łysinie.
Stary ogier. Wciąż pożądający różowości dworcowej poczekalni.
Ja ukrywałem się pośród ludzi, wyplutych jak resztki
niestrawionego przez parowóz opału i niespokojnie patrzyłem
na różowość wypudrowanych kasjerek.
Były samym pożądaniem nieskończonych podróży,
których można było doznać z ich dłoni o czerwonych paznokciach..
Miały to coś, czego pragnął każdy dorastający chłopiec.
Obietnicę spełnienia chłopięcych marzeń,
do których można było dojechać jedynie,
których nie dało się wyklikać.
Miały bilet.
Wiele lat później wyjeżdżałem i wracałem. Po wielokroć.
Za każdym razem narastające pożądanie i niepokój
spełnienia. Aż kiedyś zdradziłem go. Kupiłem samochód.
Był już stary, ale wtedy bardziej pochylił się w ziemię.
Oblazły go robaki graffiti, obsikali włóczędzy, którzy nie pragnęli
Podróży, ani tego, że wszystko zostaje w tyle.
Wszak mieli to już od dawna.
Przestałem go odwiedzać, kiedy jeszcze usiłował handlować
meblami, piwem i zaprawą cementową.
Ostatni oddech wydał jak stara dziwka,
która wysprzedała wszystko, nawet dziecięce marzenia,
i umiera, a dawni klienci odwracają wzrok,
jakby nie stracili z nią cnoty.
Dzisiaj jedynie towarowe przetaczają się obok.
Brudne, ociekające olejem, zgnojone węglem.
Nie patrzą na biało czarny nekrolog:
Mielec
Ja też tęsknię do przeszłości,
Która odjechała.
Andrzej Talarek, 28 january 2014
Nie mogłem przed Tobą ukryć
pożyczanych od bądź kogo poglądów,
które zakwitały trującym kwiatem, bogów,
jaskrawych jak kłamstwo, przynoszonych
w zbyt obszernych kieszeniach i w głowie,
rozpalonej młodością. Parzyły w dłonie
jak kradzione jabłka, wykwitały rumieńcem
zawstydzenia na twarzy.
Byłaś strażą przednią Boga Jedynego,
przy której jego niepokój o mnie był mały,
jak moje błędy.
Łagodna niby ofiarne jagnię, nie użyłaś nigdy słowa
przeciwko ludziom. Jakżeby mógł ktoś pomyśleć,
że imię Pana swego weźmiesz w innym celu,
jak święty. Pozostał po Tobie jedwab słów,
który wisi nade mną jak błogosławieństwo.
Kalendarz miał trzysta sześćdziesiąt pięć
kartek. Co dzień wyrywałaś jedną z przepisem
na obiad i na zostanie świętą. Święciłaś
każdą minutę, każde rozpoczęcie pracy
i zakończenie, każdy kęs od Boga.
Nie trzeba było pamiętać,
by dzień święty święcić.
Moja Matko święta.
Mój Ojcze godny świętego szacunku.
I ty, moje życie długie na ziemi, którą już dostałem.
Czy już się wypełniło, skoro mam?
I cóż to jest długie życie, skoro nadal żyjesz
w mojej miłości, choć za wcześnie umarłaś,
a ja w Tobie kocham świat, który był
i nadzieję, która nie umiera.
Życie było dla Ciebie najświętsze.
Nawet zwierzęce było wyzwaniem,
kiedy nóż w dłoni przed świątecznym obiadem
nad kurą, jak ofiarą z najbliższej istoty.
Każda kropla krwi, mgła zasłaniająca oczy.
Ofiara za kogoś albo dla kogoś.
I Brat, który za późno się narodził
i jest
Dłonie miałem mieć czyste,
i myśli. Cudzołóstwo było
kradzieżą. Kradzieżą uczuć.
Nie znałaś fałszywego słowa,
uśmiechu, gestu, świadectwa
przeciw bliźniemu swemu.
Wystarczało Ci to, co miałaś.
Mało rzeczy, mało pożądań.
Ogromna wiara.
Dopiero dziś, kiedy moje pożądanie
domu bliźniego mego,
pragnienie żony jego i
sługi, służebnicy, wołu, i osła,
i każdej rzeczy, która jego jest,
potrafię okiełznać, zabić w sobie,
myślę o Tobie od nowa,
i o tym, jaką musiałem przejść drogę,
aby Cię wpisać w kamienne tablice
przykazań miłości.
Andrzej Talarek, 24 december 2013
…tylko głos słychać cichy…
zanika czy też rośnie? – nie wiem,
choć głowę zwracam i łowię dźwięki słabe,
głos dziecka lub modlitwę jego matki i ojca,
nie ujrzę też w ciemności błysków, co złoto tropią
i tych, którzy je niosą, by uczcić Narodzenie…
oczy moje zamknęły tamten świat w mojej głowie,
wypełnia dziś dolinę, która dzieli nienawiść,
a którą Stwórca wybrał dla Syna na kolebkę …
…tylko głos słychać cichy. Kiedyś surmy zagrają
jak „na niebie mówiących: Allelu-Jah! Allelu!
Tu Zbawienie i chwała, moc Bogu naszemu jest”.
Z Har Homa do Betlejem tylko światło wędruje
swobodnie, wciąż tą samą gwiazdą dla obu świeci,
złoto dając w ofierze ulotne jak iskierka,
wiatr woń kadzidła niesie i mirry z krańca w kraniec
doliny, w której tylko owce takie jak kiedyś.
Andrzej Talarek, 3 october 2013
Nie jest ważne, w jakiej kolumnie maszerują,
w jakie szaliki zawinęli twarze
ani jakie emblematy trzymają nad głowami,
gładkimi jak globus, nad którymi sztandary.
Nie jest ważne, jaką śpiewają pieśń.
O swojej drużynie, o futbolu, o bojówce w glanach,
„żydach” czy o rycerzach spod kresowych stanic,
każda brzmi tak samo groźnie
w ustach tysięcy.
Patriotyczne uniesienia przeplatane
wstążką bluzgu, układają w warkocz,
który ma łączyć drobne siły jednostki
w nierozerwalną linę wspólnoty.
Opaszą nią świat, który ich wyrzucił
na zewnątrz, uczynił outsiderami
cywilizacji, nie dał pracy ani nadziei,
zacisną mu ją na szyi,
zabiorą oddech ,
dobre samopoczucie.
Starzy ludzie oskarżą ich o zakłócanie
ciszy nocnej, świętego spokoju,
uporządkowanego w swej powolności
ciągu myśli.
Gazeta nazwie ich faszystami,
naśle na nich policję, wdepcze w ziemię,
zorganizuje medialną rzeź.
Telewizja pokaże umiejętnie
wykrzywione twarze, lśniące potem
w blasku ognia. Wyda wyrok: winni!
Swojego nieszczęścia?
Na co mogą liczyć? Kiedy ani pracy,
ani przyszłości, ani nadziei!?
Na kim się mogą oprzeć? Kiedy
nie stać ich na rodzinę!?
Z braku miłości rodzi się samotność.
Z braku perspektyw rodzi się frustracja.
Są wpychani w zbiorowy amok,
w dudniące równym marszem szaleństwo.
Kto jest winny, że stają się winni?
Państwo,
dla którego są wyrzutkami,
ludzkim gnojem, na którym ma rozkwitać
jego pomyślność, z której nie korzystają.
Dlatego chcą wziąć ją siłą.
Andrzej Talarek, 16 july 2013
wiele znaków na powierzchni
zmysłów znajdujemy jakby wszystkie
ptaki i zwierzęta zostawiły ślady
w miękkiej pamięci ziemi
idąc zewsząd we wszystkie strony
znaki które nie znaczą
drogowskazy bez dróg
przypowieści bez sedna
wiara bez spełnienia
inne są jak mowa matki
tajemny śpiew ptaków
gliniane hieroglify przeszłości
zamyślone sfinksy prosto w oczy
niewidzące
ślady które zacieramy za sobą
malowane znaki ucieczek w zapomnienie
pokazują drogi do krainy wstydu
w której byliśmy chętni lub błądzący
a o której chcemy zapomnieć
o czasie
kiedy życie było bezustannym tropieniem
i wymykaniem się pogoni
kiedy zło bywało drogowskazem lub pokusą
a żołądek zastępował duszę
jak bardzo pragnę
byś już nigdy nie powrócił
kiedy pod stopami czuję
wapienne kamienie Judei
moje kości stają się mocniejsze
gdy szkielet może utrzymać wieżę katedry
a mięśnie nagiąć łuk prezbiterium
moje dusza śpiewa jak ptak
pod sklepieniem nieba
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
16 may 2024
O TrinitySatish Verma
15 may 2024
1505wiesiek
15 may 2024
ToastJaga
15 may 2024
Studying LifeSatish Verma
14 may 2024
NonethelessSatish Verma
13 may 2024
I Write With Red InkSatish Verma
11 may 2024
Everything Is BlackSatish Verma
10 may 2024
Wielki wypasJaga
10 may 2024
Tangerines SingSatish Verma
9 may 2024
0905wiesiek