Arsis, 29 september 2023
Wiesz, jakoś tak mi smutno i tęskno. Jesteś daleko, gdzieś nie wiadomo gdzie…
Jesteś daleko, a ja… A ja tutaj w ciemności i mroku… A ja...
Powiedz mi, mów, wyszeptaj to słowo…
Wiesz, jakoś tak tęsknie, jakoś mi tak…
Stoję w oknie i patrzę na ciemne zarysy drzew.
Ciemne, bo to noc. Ta noc, co mnie tłamsi i dusi. Ta noc…
Idę, spaceruję w blasku księżyca, gwiazd…
Przytulam się do ścian starej kamienicy, do zarysów rozkołysanych drzew.
Kto tu
jest?
To ty?
Dlaczego milczysz? Powiedz mi, mów…
Matko, to ty?
Widzę twój wizerunek. Umarłaś przeszło dwa lata temu…Twoje ciało
zdążyła pokryć w grobie zielonkawa pleśń.
Więc skąd nagle
w księżycu twoja twarz?
W odmętach pustki idę wciąż, rozgarniając iskry gwiazd.
Jestem sam i czekam na twoje przybycie, kochanie.
Czekam na ciebie tutaj, właśnie tutaj, w srebrnej aureoli księżycowego blasku.
Znajdziesz mnie.
nad ziemią
tam, jak dym z komina płynie.
Nisko,
nisko…
A może wysoko?
Jakaś nikła poświata w oknie…
To ty? Przyszłaś, nie mówiąc mi wcale?
Lecz w tym oknie,
w tym pokoju
nie mieszka nikt.
Nie mieszka od kilkudziesięciu lat.
Ktoś tu
kiedyś
umarł,
ktoś tu żył.
Ale teraz jarzy się poświata w błękitnawym blasku duchowej egzystencji.
Kto tu jest?
Już wiem.
Kochasz mnie.
Tylko kochasz enigmatycznie,
Kochasz mnie, kochając
w konspiracji,
podczas długich wieczornych spacerów i medytacji wśród gwiazd.
Jesteś niewidzialna jak powietrze
Kocham cię,
kochając
raz jeszcze.
Kocham cię jak wiatr,
co otula wszytko
cichym szelestem drzew.
Wiesz,
jestem
zagubiony.
Moje ucieczki kończą się zazwyczaj na dworcach,
na których jestem jako ja, i nie-ja, albo jako on albo ono…
Jest mi zimno
a w tym zimnie, tylko ty.
A w tej tęsknocie, a w tej otchłani nocy…
Nie! Nie zdradzę twojego imienia,
niech pozostaną w niewiedzy te łazęgi znad nieświadomych pól.
Kocham cię…
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-09-29)
***
https://www.youtube.com/watch?v=-04U-EMeU9E
Arsis, 28 september 2023
Weź mnie za rękę, pójdziemy w głąb. Pójdziemy tam, gdzie noc, gdzie nic. Spójrz,
noc nachodzi na nasze brwi po tym nagłym wniebowstąpieniu samego Lucyfera.
Patrzy się jeszcze tym swoim wzrokiem…
O, Boże, jak patrzy!
Weź mnie za rękę i chodź. W szumie oceanu, w cichnącym krzyku martwych już mew.
Krocząca śmierć w aureoli blasku.
Idzie w spazmie agonii, skręcając w spiralę czas. Przeszywa drgające ciała
miliardami igieł w eksplozji słońca.
Zresztą do tej pory ten wschód
odbija się echem
od czarnych masywów spalonych wniesień.
Weź mnie za rękę i chodź.
Pójdziemy
w śmierć.
W ten jaskrawy potok nuklearnego piekła. Zapatrzeni w świetlistą, wabiącą wszystko rozkosz.
Umarliśmy? Umrzyjmy jeszcze raz. I jeszcze, i wciąż…
Kochanie, czy słyszysz gwizd
umykającego czasu?
To o nas tak śpiewa. To o nas, to o nas…
To o nas…
T o
o
n a s…
W starej gazecie sprzed siedemdziesięciu lat czarno-białe zdjęcie.
Nas?
Idziemy wciąż.
Idziemy
prosto w noc.
Idziemy, uchwyceni w kadrze.
Zatrzymani
w dziwnej substancji czasu
na równi pochyłej samotności.
Ogłuszeni hałasem
zniżamy swój lot,
ku innemu światu pełnego drzew.
Gdzie cisza zwiesza gałęzie do samej ziemi.
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-09-28)
***
Operation Greenhouse – seria amerykańskich testów broni jądrowej, która miała miejsce w 1951 roku na atolu Eniwetok w archipelagu wysp Marshalla, na Pacyfiku.
***
https://www.youtube.com/watch?v=5kXF85xbpQg
https://www.youtube.com/watch?v=obywi9-jS0g
Arsis, 21 september 2023
Usiłowałem coś. Nadal usiłuję… Co? Spogląda na mnie z lustra obojętna albo przejęta
smutkiem twarz. Trochę podobna do mnie i trochę do nikogo…
Kto tu jest?
Osacza mnie okrutna noc. Mruga do mnie oczami.
Całymi rojami zimnych gwiazd…
Noc i nic.
I znowu nic, bądź noc…
Ktoś tu był. Zniknął w otchłani czasu.
Ktoś,
coś
albo ono…
Szalejący wir samotności mży drobinkami kurzu
w mdławej poświacie wiszącej lampy.
Wspina się po ścianie skrzydlaty cień,
porusza odnóżami.
Dotyka czułkami plątaniny
żeliwnych rur,
która rozpierzcha się
pod wybrzuszonym stropem.
Żeliwna plątanina rur, bulgocząca i pełna jęków.
…
Ktoś się przechadza na poddaszu w tę i z powrotem. Słychać wyraźnie powolne, ciężkie
stąpania…
….
Otwieram powieki, zamykam…
Trzepotanie powiek
trwa przez kilka minut.
Coś mnie
oślepia,
coś przenika…
Słońce? Nie. Jakby powiew przeciągu.
Przepływają przez pokój widma, lecz jakieś zmechanizowane, stechnicyzowane..
Podejrzanie nowoczesne jak na pradawny sen somnambulika.
Podają sobie ciężkie przedmioty od ramienia, od czoła… Czaszki, nie-czaszki, stalowe
obręcze, zębate koła…
Roznoszącą woń elektryczności podręczną maszynerię.
…
I znowu się wszystko
od nowa tworzy,
ale tym razem
od końca do końca.
I znowu od końca.
Nie wiadomo po co.
…
Uchwyty, przekładnie, powyginane pręty…
Zeskorupiałe, rdzawe plamy.
Poprzecierane tabliczki znamionowe…
Frezarki podpierają ściany w jakiejś dawno opuszczonej fabryce niepotrzebnego złomu
ze zwisającymi, pozbawionymi wrzecion głowami.
Niczym strudzeni w dworcowej hali, co czekają na Godota.
…
I znowu do końca…
…
Rozsypujące się truchła, maszkary…
Leżące szkielety
koni, psów,
hipopotamów?
Pełno tu tego, aż po horyzont
siny i mokry, jak u Beksińskiego…
…
To jeszcze nie wszystko.
…
Jeszcze się zrywa skądś rozjuszona bryła
i stacza się z łoskotem po zboczu sennego masywu na wyobraźnię.
…
Jestem tu
jeszcze?
Odpływam.
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-09-21)
***
https://www.youtube.com/watch?v=-aaGjweSZzw
Arsis, 15 september 2023
Czemu tak się na mnie patrzysz? Zamykam oczy, otwieram… (ćwiczę zamykanie i otwieranie
powiek…)
Widzę wciąż to patrzenie nieustanne i tkliwe.
Czemu wciąż?
To patrzenie na kogoś. Na kogo?
Na mnie… — to patrzenie… Ale przecież ja nie jestem do patrzenia, więc po cóż ten wzrok
utkwiony we mnie?
Cień na ścianie, księżycowy blask…
Na ścianie drżenie liści, zarys gałęzi dębów, kasztanów…
Na ścianie utrwalony krzyk liściastego boga, co szepcze, co snuje jakąś melancholię.
Pieśń nad pieśniami
w jakiejś sennej imaginacji.
Na ścianie
odblask źrenic…
Kochasz mnie?
Wiem, że mnie kochasz, kochając w sekrecie, na jawie, we śnie…
Albo to tylko
o tobie
moje wyobrażenie…
Padam na kolana, między pustymi fotelami,
w nocy, w blasku wiszącej lampy.
Padam na kolana, na twarz, znacząc językiem wilgotny ślad między sękami dębowej klepki.
Cisza tak wielka, że aż w uszach dzwoni
i szumi wodospadem
buzującej w żyłach krwi.
Jesteś
tu
jeszcze?
Ja jestem i czekam.
Czekam, czekając, jak tylko czekać można w zakochaniu.
Nasłuchuję, nasłuchując w beznadziei kroków na schodowej klatce, tak jak wtedy,
kiedy czekałem na powrót umarłego ojca.
Kto tu idzie? Kto idzie prosto do moich drzwi?
Ty? Nie. Nie idzie nikt.
Miał ktoś przyjść, nie przychodząc wcale.
To tylko moje serce wybija rytm stalowymi kołami jadącego pociągu.
Nachodzi na mnie czerwony skaj
pustego przedziału,
siedzeń całego wagonu.
Dokąd
tak
jadę?
Do nikogo.
Jadę do nikogo, ściskając w dłoni zszargany,
poplamiony egzemplarz
„Moskwy-Pietuszki”,
Wieniedikta Jerofiejewa.
Szarpnięcie, zryw i znowu piskliwy zgrzyt hamulców…
Głuche dudnienie na drewnianych mostach, betonowych wiaduktach…
Donikąd,
donikąd,
… d o n i k ą d….
Kochasz mnie?
Pokochaj zatem, jak ta wyimaginowana Jewgienija.
Wiesz?
Wracałem wtedy z nocnej zmiany
olśniony liliowym wschodem słońca. I myślałem o tobie.
Wysłałem tak, jak tylko może myśleć zakochany w pięknej kobiecie samotny mężczyzna.
Myślałem, co robisz,
jak się czujesz, co ci się śniło…
I o tym, czy myślisz o mnie…
A, myślisz? Powiedz, myślisz?
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-09-15)
***
https://www.youtube.com/watch?v=6CUCHNao8l4
Arsis, 10 september 2023
To się wciąż oddala, przemieszcza, przesuwa… Nachodzi na mnie srebrzysta powłoka
widnokresu.
To się przemieszcza w świetlistej aureoli melancholijnego spojrzenia.
I drży, drżąc we mnie i poza mną w tych cichych szeptach strzelistej topoli…
W pęknięciach sufitów, ścian zalęgły się pogłosy
z głębokiej otchłani przeszłego czasu.
Z poszczególnych etapów minionych epok i lat.
Nie mogę ich przegonić, odgonić,
albowiem rezonują
na zbyt wielu płaszczyznach.
Zatem śledzę je za pomocą
matematycznych wzorów
i zimnego oka mikroskopu,
wpatrując się w tę całą subatomową menażerię.
Puste fotele jeszcze ze śladami wgnieceń po kimś dawno zmarłym…
Po kim? Nie pamiętam.
Ale pamiętam…
… w zasadzie — nic już nie pamiętam…
Przede mną stół z pękniętym wazonem na pół,
pajęczyna, wirujący kurz…
To tutaj,
gdzieś tutaj…
Było, minęło, uskrzydliło się i odfrunęło jak dusza mojej matki.
Jak ptak, co pozostawił
po sobie
rozkołysaną gałąź.
Pod twoją nieobecność
zamykam ciebie
w krysztale,
twoje wspomnienie,
zaginając jego krawędzie do środka.
Rozbłyska światłem,
przyćmiewając
jarzące się od wewnątrz krawędzie przedmiotów
I milczenie
rzeczy
wykute
w kamieniu.
Tańczę na środku pokoju olśniony
srebrzystą nawałą
księżycowego blasku.
Przytulony do powietrza,
przeszywam ramionami
lodowatą próżnię kosmosu.
Podążam wokół stołu
niczym planeta okrążająca gwiazdę.
Podążam w majaku somnambulicznego zwidu.
Wydaje się, że jestem kometą z długim warkoczem rozwianych cząstek topniejącego lodu.
Pędzę w przestwór
wiecznej samotności…
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-09-10)
***
https://www.youtube.com/watch?v=LAjPEHtlnG8
Arsis, 30 august 2023
Za oknem deszcz, ten znowu deszcz. Ten deszcz… Za oknem drzew puszyściejący szum.
Liści szept… Za oknem smutek ten…
Nie! Ma być bez rymu.
Po cóż rym?
Nade mną plejady gwiazd w jakimś nagłym wyłomie chmur.
I znowu sam.
W bezkresie milczących snów,
co majaczą na horyzoncie kaskadą przytłumionego blasku.
Powiedz mi.
Mów…
Noc wdziera się w każdy załom i pęknięcia sufitu, ścian.
Między trzaski rozsychającej się klepki, regału dźwigającego książkowy garb…
Skąd ten poryw wiatru
z przeszłości?
Skąd ten nagły przypływ wizji?
Kocham cię bezwarunkowo i bezapelacyjnie…
Kocham cię tak,
jak tylko można kochać skarb…
Czekam tutaj.
I czekam wciąż zatopiony w czasie
a raczej bez-czasie…
Czekam i tęsknię tak jak ktoś,
kto czeka moknąc na deszczu.
Czekam jak wtedy, kiedy czekałem na przystanku na autobus. Na kilka dni przed śmiercią
mojej chorej matki.
Padał wtedy deszcz, taki marcowy, mieniący się kolorami tęczy.
Skąd te kolory? Nie wiem. Ale chyba z nieba, z miejsca, do którego zmierzamy.
Tam, gdzie jest wieczne lato…
Padał wtedy deszcz…
I wszystko mżyło,
kropliście lśniło.
Ciii…
Słyszę czyjeś spóźnione kroki na ulicy, w granacie nocy…
To jakiś człowiek z teczką i w szarym garniturze,
któremu została powierzona rola prestidigitatora.
I którego nikt tutaj nie oczekuje.
Ale jest, będąc jakby na przekór.
Jest i znika.
Ale oto znowu jest, nie będąc wcale.
Jest, ale będąc w niebycie i w niewidzeniu…
Czy ty mnie kochasz?
Przepraszam za to wtrącenie bez sensu.
Ale po co sens, skoro miłość rozsadza mnie od środka?
Jestem tutaj i tęsknię.
Wiesz?
Kocham cię. Tak, po prostu.
Prestidigitator znikł, jak na prestidigitatora przystało. Choć, tak na prawdę nie było go tu
wcale.
Kochasz mnie?
Nie musisz nic mówić. Poczekam…
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-08-30)
https://www.youtube.com/watch?v=mJfA6gmfoFU
Arsis, 6 august 2023
Wyszedłem z nocy, wyszarpałem się z jej szponów… Przytłoczony do samej ziemi,
przygnieciony natłokiem mroku.
Przesłaniam dłonią
szczypiące oczy
jak ślepiec porażony po latach jaskrawym słońcem.
Wyszedłem z labiryntu cienia, z pomroku dziejów, z niemocy poruszeń…
Idę powoli otulony płaszczem
szumiącego wiatru.
Idę przed siebie, wkraczając w jasność nieznaną.
Idę przed siebie,
za tobą w ślad.
*
W aureoli
światła
— bogini kwiatów.
Rosnąca w moich oczach i jeszcze piękniejsza
z każdym momentem ukrytego spojrzenia.
Zamiatają ci drogę gałęzie płaczącej wierzby, kiedy tak idziesz w rozwianej szacie…
Idziesz. Idziemy, idąc raz jeszcze
w cień zagłębiając się skrzydlaty.
Muskasz palcami to, co twoje i moje.
I dajesz od siebie, do mnie…
I dalej, w następne pokolenie.
Coraz dalej w las, do woni igliwia, gdzie cisza spada z wysoka.
Chwytam cię za rękę
lekko jak we śnie,
zabiegając ci podstępnie drogę.
Nie odwracasz wzroku,
nie patrzysz albo tylko udając niewidzenie.
Więc patrzę za nas, obrysowując palcami twoje rozchylone usta.
Nie chcesz?
Spójrz
na
mnie.
Chodź.
Wejdź w unisono
wspólnego oddechu.
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-08-06)
***
https://www.youtube.com/watch?v=caDO1uabmj4
Arsis, 6 august 2023
Może w innym czasie będę mógł dosięgnąć nieba.
A w tym?
No cóż…
Przeszło, minęło…
Ale jakoś tak drzewa się kołyszą, szeleszczą liście. I wiatr, co gładzi skronie…
Jest jednak coś w tej ciszy upojnej. W tej nocy,
w tym nieodgadnionym mroku. Jest coś…
Jest i czeka (na mnie?)
Być może.
Bo na kogo innego?
Chyba że jeszcze na nikogo…
Kocha mnie i śni…
Śni o mnie i marzy.
Samo w sobie i o sobie.
Ono?
Może być i ono. Albo może i nie ono, więc, co?
Nicość.
Przeogromna w swojej potędze i zapomnieniu.
Co zostało? Nic?
Wspomnienia zapisane kiedyś na kartach pożółkłych foliałów.
Lecz na co komu
zakurzone stronice koślawego pisma?
Bądź wystukane na maszynie
telegramy z życzeniami na święta?
Pocztówki z ładnym widokiem na morze…
Jesteś tam jeszcze?
Ja jestem. Wiesz. Tak mi jakoś.
Mamo, byłaś,
nie ma ciebie…
Jesteś?
Co zostało?
Nic.
Przesypujące się przez palce
nic…
A może jednak, cokolwiek?
Szukam. Przetrząsam szuflady zamknięte na twoje imię.
Nie.
Nic.
Tylko to wstrętne nic.
A może jednak?
Jedynie kurz i pajęczyny. Pył.
Wirujący deszcz, co szczypie w załzawione oczy.
Wiem, ze…
— nie, już nie wiem…
Co zostanie po mnie?
Kto wyliczy potomnym średnią mojego życia?
Być może jakieś tęgie umysły za pomocą komputerów o kosmicznym zasięgu.
Lecz, tak naprawdę po co?
Pewnie po to, aby dociec, przeniknąć czas,
tak jak archeologowie dociekają, co kto jadł setki, tysiące lat temu.
Spójrz, macham dłonią,
dzieląc się
samotnością
z ulicznym tłumem.
To taki
mój
wymysł.
Eksperyment.
Wynik może być tylko jeden: Nie odpowiada nikt…
Kochasz mnie?
Och, zapomniałem. Przepraszam, co za pytanie.
Wybacz, że przeskakuję wątki.
Mieszają mi się epoki i lata. Miejsca…
Nie gniewaj się na mnie…
Jak mógłbym zadręczać cię takimi rzeczami.
Jak mógłbym…
Wokół mnie sterty
starych gazet, zleżałych taśm…
Pogniecione, zaplamione okładki nie wiadomo czego…
Muzyka w mojej głowie.
Raczej smutna. Bo jaka miałaby być, kiedy jest o czymś ostatecznym?
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-08-03)
***
https://www.youtube.com/watch?v=xU0PBptlTaY
Arsis, 30 july 2023
Przykładam do chłodnej ściany pulsujące ucho. Nasłuchuję. Gdzieś w głębokościach czasu
jakieś ciche szmery,
jakieś szeptane, niewyraźne słowa, oddechy…
To znowu jest i trwa
w tym swoim
wiecznym
oczekiwaniu.
… w tej wiecznej nocy…
Jestem tylko tutaj, gdyż nie stać mnie na podróżowanie po odległych zaświatach.
Dlatego przybywają do mnie te zjawy, te widma o nieostrych, nieustalonych rysach twarzy.
Przechodzą przez pokój niespiesznym krokiem,
choć bardziej, jakby płynęły w żółtawej aureoli wiszącej lampy.
Pochylone, zakapturzone truchła
w jakimś mniszym korowodzie
i w długich do samej ziemi szatach.
Podzwaniające dzwoneczkami w kościstych dłoniach…
Wychodzą ze ściany, znikając w następnej, co zasklepia się
za nimi
z cichym mlaśnięciem
oblizujących się lubieżnie wilgotnych warg.
I znowu cisza,
ta okrutna,
szumiąca cisza.
Za oknem pada deszcz, albowiem dzisiaj jest znowu deszcz
albo wiatr…
… albowiem jest…
I ta piskliwa
w uszach
otchłań rozpadu…
*
Kiedy wracałem i wracam nadal przez labirynty nocnego parku, wiatr szarpie liśćmi dębów,
kasztanów…
Gdzieś w splątaniach gałęzi, pohukiwania i szepty spadające lekkim powiewem na skronie.
Kto tu jest? Czy ktoś tu jest?
Z pewnością jest i spogląda przyczajony w ukryciu, obserwując z wielkiego, czarnego okna
opuszczonego domu.
Gdzieś
zza
ściany…
… z bezgranicznej otchłani smutku…
Wydaje się, że widzę to oko
lśniące od łez,
wycelowane we mnie.
Wpatrzone czujnie
w każde moje poruszenie.
Oko mojego własnego ja.
Moje własne oko
patrzące na mnie.
W to moje jestestwo
rozdarte jakąś
pradawną eksplozją.
… w to moje rozdwojenie…
Drzewa szumią, trzeszczą, chwieją się. Snują jakąś melancholię.
… kiedy
idę,
śnię…
Tu…
… i tam…
To jest —
jak ja
I ja-on.
Albo
— ono…
Ja tu
byłem.
Albo
nigdy —
nie byłem.
Jestem…
… bądź jestem…
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-07-30)
***
https://www.youtube.com/watch?v=GpYyj2mz1vI
Arsis, 16 july 2023
Ten dom, w tym domu… Wśród milczących przedmiotów, w przygaszonym świetle szarego
dnia…
W cichym szumie płynącej rzeki czasu, w piskliwym szumie buzującej w uszach krwi…
Gdzież ty?
Gdzieś tam, gdzie nie ma nic.
Albo nic…
Gdzieś
tutaj,
tam
i nigdzie…
… bądź tylko nigdzie…
Kochasz mnie?
A jak? Powiedz jak, mówiąc to szeptem i z cichą nutą nostalgii, o tak, właśnie tak.
Powiedz…
Mów…
Czy
bardzo…
Za oknem chwieją się gałęzie i liście szeleszczą, i wiatr…
Porusza ustami z liści
zielony bożek.
Coś do mnie mówi
i mówi wciąż…
I wyznaje
swoje dzieje
ta bożkowa twarz.
Lecz w szumie przemijania nie dosłyszę słów,
albowiem przerasta je
brzęczenie pszczoły,
przerastają oddechy kasztanów.
I trzeszczenia pni,
w których żywiczna płynie krew.
Słońce wyłania się znienacka kaskadą blasku.
Oślepia, drży i migocze
w prześwitach,
liściach,
w źrenicy oka…
Jesteś?
Milczysz jak ten kamień
wrośnięty w ziemię,
jak ten głaz
obrośnięty mchem.
W powietrzu płynie kurz tym swoim powolnym ruchem.
Mży drobinkami,
osiadając
na mojej twarzy,
zamkniętych powiekach.
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-07-16)
***
https://www.youtube.com/watch?v=aqdCzLtT80M
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
22 november 2024
22.11wiesiek
22 november 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 november 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
21 november 2024
21.11wiesiek
21 november 2024
Światełka listopadaJaga
20 november 2024
2011wiesiek
19 november 2024
Niech deszcz śpiewa ci kołysankę.Eva T.
19 november 2024
1911wiesiek
19 november 2024
Jeden mostJaga
19 november 2024
0011.