29 marca 2024
Sur Real (stare teksty)
SUR REAL
Jeśli znów nadejdzie deszcz, będę bezbronny. Jeśli nie znajdę natychmiast jakiegoś schronienia - boję się że upadnę na chodnik, płacząc jak dziecko. I co odpowiem kiedy ktoś spyta? A cóż mogę odpowiedzieć! Staram się więc nie wychodzić z domu. Tak, nie da się pertraktować z niebem. Zamęczy przestworem swego rezonerstwa - szczęśliwie można uniknąć dyskusji.
Trwała nudna bezsenna noc, kiedy zdecydowałem się na spacer po miejskim parku. To szum liści poruszonych letnim wiatrem wywabił mnie z apartamentu. Powietrze - pomyślałem - powietrze jest jednak wspaniałe! Szkliste, na wskroś materialne, miejskie powietrze nocą! Co za błogość!
Już od dawna nic ważnego nie kryje się za moimi myślami. Tylko ten niepokój, by nie zmoknąć - ale tej nocy wiatr jest suchy. Gdy przypominam sobie, jak często odmawiałem sobie przyjemności spaceru - kiedyś bowiem założyłem się ze sobą, że już nigdy nie zmoknę - tym bardziej rosnę w duchu widząc, jak dalekim zawsze było niebezpieczeństwo. I jak zbędne były moje cierpienia!
ATAWIZM I MASZYNA
To, co ufnie i butnie nazywam narracją jest nierzeczywiste jak flirt z duchem powietrza, który nigdy nie przekroczy niedostrzegalnej otchłani fizycznej odrębności. To świadomość okruchu doskonałej próżni unoszącego się zawsze za moim spojrzeniem zmusza mnie do tego, by wycofywać się z pozycji naszego ewentualnego utożsamienia.
Bardziej kochałem ten anielski lament, który ukształtował się we mnie z obsesyjnego niekiedy badania wszelkich napotykanych powierzchni i z głębokiej wątpliwości co do własnego poznania, z rozdzierającej świadomości przestrzeni którą chyba jednak rozumiałem lepiej, niż jakiekolwiek jej wypełnienia, choć to rozumienie długo nie przynosiło ze sobą spokoju.
III
Poruszałem się jak mechaniczny pajęczak stworzony dla bezkresnej, lodowatej pustyni okrytej najczystszą a więc najobojętniejszą nocą, kiedy stroi i cyzeluje swe lśniące igły na granicy muzyczności.
Tożsamości moje choć odrębne to jednak transgresyjne. Ale też sarkastyczne i śmiertelne. Ujrzałem w nich kolumnę ciemnych piszczałek i pancerze nawarstwionych dysonansów, i witalne pnącza trującej rośliny.
***
Kocham cię, choć nie zawsze z tą samą siłą.
Sucha noc dokoła czarnosrebrnych kałuż.
LAS DESZCZOWY
Sztuczny umysł za swym archaicznym kodem zatapia się w miękkich ciałach lemurów nie zdając sobie jeszcze sprawy z istnienia prostych mechanizmów afiliacji. Fascynuje go układ nerwowy i wyobraża sobie, że jest w stanie dostrzec elektryczny rozbłysk w otwartym ciele.
- Dusza, pasja, elain vital, narracja, izotopy węgla. To wszystko wywołuje we mnie konsternację. Zupełnie tak, jakbyś nagle powiedziała "dobrze, ale teraz bądźmy poważni"!
Zdaje się, że uległ uszkodzeniu.
PORWANY PRZEZ MIŁOŚĆ MIEDZIANEGO MORZA
Porwany przez miłość miedzianego morza rozdmuchuje śmiałe myśli niczym latawce. Jego uczucie rozwiewa się z nadejściem neurotycznej myśli. Nazajutrz wyrywa garściami polne kwiaty na wrzosowiskach. To agonia świata przewracającego się na nice której nie potrafi tak zwyczajnie pozwolić odejść.
Dwa lata później będzie nasłuchiwać rozmów spacerując deptakiem i utwierdzi go to przy przekonaniu o powszechności martwoty obecnej zaraz pod powierzchnią widzialnego świata. Odczuje jego paradoksalną niezniszczalność - a może raczej nicość i niezniszczalność ujęte w paradoks. Uległy unicestwieniu wszystkie absurdy wleczone na ciężkim wozie karmy - dadaistyczne obrazy przedstawiające bańki mydlane w rozmaitych perspektywach.
Moja ty bezmyślna neurozo szczytująca niegdyś na ulicach miast! Nieobecność to tylko kolory, nigdy zaś barwy. Nasze spotkanie zmaterializuje się w słodko-gorzkim pyle osiadającym na tafli jeziora - tak jak zawsze. Wodne ptaki nie obawiają się ukrytego w nas pierwiastka chaosu. Moja najdroższa, w twoich oczach umarły wszystkie światy!
Ciebie już nie ma. To nic... to nic... to właściwie nic bo mnie nie ma także. Tylko czekać na jutro, by jutro wyglądać pojutrza i zaciągać się tytoniem analizując z nudów wszystkie te czynniki które miały nas nigdy nie zaskoczyć.
To niesamowite. Świat skończył się gdyż zapaliłem papierosa. To takie idiotyczne, to najbardziej idiotyczna historia jaką kiedykolwiek słyszałem. Idiotyczna a więc piękna i nieprzekazywalna jednocześnie. Jaka szkoda że taka nieprzekazywalna!
WSPÓŁCZYNNIK ODBICIA
Uchwycić tę zelektryzowaną i nieteraźniejszą bezcelowość, której chciałbym właśnie teraz - gdy pada delikatny antracytowy deszcz i gdy ocieram się o ludzi pod parasolami którzy są jak miękki sen o dalekim Tokyo - będąc jednocześnie jak kaprys i bezrefleksyjność - tj. - oczywistość wyrafinowana.
Wśród tych jasnych ulic umajonych niczym koniec świata najstabilniejsze tendencje - znużenia licznone w tysiącach i inne mechanizmy - tak rzeczywisty, tak perfekcyjnie rzeczywisty jest ten bruk placu którym teraz spacerujemy!
Pod brzoskwiniowym szronem samoświadomej chyba miękkości: chmury to stalowa biel - Ujmuję je w dysonans mego układu nerwowego. Lecz mentalizacja wciąż cienka i słona... jak skaleczenie źdźbłem trawy!
A niebo ciemnoszmaragdowe zawieszone gdzieś w głębi atmosfery naszego powietrza: i anonimowy podmiot widziany z oddali - jako alegoria dla libido które nienawidzi badać powierzchni. Lokalny czas. Imperatyw.
Tak na prawdę nigdy nie wiadomo, czy postrzeganie wyczerpało już regułę doszczętnie. Czy wiec rezygnacja jest tożsama z ortodoksją? Tak, ale tylko pod warunkiem... itd. Moja alegoria libido śpiewa jak Echo, to stalowe nici wewnątrz mojego Ja, które wykształciły się w nerwicy anankastycznej.
Jak te przebłyski - "jesteś tak cholernie inteligentny" kiedy w mgnieniu oka odróżniam duże I od małego l w nieznanych słowach. Nici zanużyły się we mnie gdzieś poniżej w taki sposób, iż mimowolnie pragnę żyć. A to takie nowoczesne! Ten pajęczak, którym jestem, wybiera jednak alkohol.
Teraz już rozumiecie! Anonimowy przechodzień - anonimowy gdyż widziany z oddali - najprawdziwsze "cokolwiek", celowo pozbawione jakichkolwiek cech odróżniających - głównie na takiej przestrzeni skupiam swoją uwagę - ta alegoria libido kształconego przez wiekuistą kroplę... Śpiewa!
Ujęte w dysonans!
Następstwo to fakt!
Setki dygresji!
Badania powierzchni!
Jedynie lokalny czas!
PIEŚŃ NIEWOLNIKA
Nie zabijaj mnie zbyt szybko, nudne ubóstwo, umrzeć za życia jest dużo gorzej niż rozpaczać pod krzyżem - o ile tylko mózg jest w stanie przebudzić się do tego spektrum. Ja sam wyznaję, że jestem głupcem nie znającym Pisma - ale jakże błyskotliwym głupcem! A to niespełniona miłość odebrała mi ciekawość świata; gdy tak kochając z tajfunem uderzyłem całym sobą... chyba o skałę...!
Więc na nic mi symbole i ikony, zawsze na nic mi one były. Fantazje kroczące z miarą przez stulecia, gubią się i błąkają gdzieś jak przyboczni winnego bożka. Ich kwas syczy i dymi. Ich metal koroduje, pozostają na wodzie trujące oczy w pawich kolorach. Jeśli jest jakaś aura epoki... to co można powiedzieć o tych umysłach eksplodujących - niczym gazowa piękność w mleczną biel błękit i najcieleśniejszy, najcieleśniejszy róż, róż orchidei...?
Gdzie one są? Czym one są? I tak dalej... Wszystko, wszystko chciałbym wiedzieć na ich temat! I kochać je swym widmem które tak badam na codzień - a badam przecież bezsensownie, zgodnie z ulotnością wszelkich psychotycznych pamięci. Niby na krótko przed zapadnięcem kotary snu żeniąc ze sobą dziwne algorytmy albo prościej - wybierając się w rejs... Gdy po chwili mała łódka staje się krążownikiem daleko od wybrzeża, lecz już za moment jakieś drobne wychylenie - i otwieram oczy, oddycham, spoczywam w swojej skromnej izbie związany ciałem.
To ono przypomni mi nazajutrz o wszystkich moich ograniczeniach, smagane batem nieubłaganego pana mojego dnia.
21 grudnia 2024
2112wiesiek
21 grudnia 2024
Wesołych ŚwiątJaga
21 grudnia 2024
Rośliny z nasieniem i bezdobrosław77
21 grudnia 2024
NEOMisiek
21 grudnia 2024
Mgła pojmowaniaBelamonte/Senograsta
20 grudnia 2024
Na świętavioletta
20 grudnia 2024
Zamiast ibupromudoremi
20 grudnia 2024
jeszcze jeszczesam53
20 grudnia 2024
2012wiesiek
20 grudnia 2024
Pastorałka trochę kulawajeśli tylko