5 kwietnia 2024
Lady's Caprice (pseudo-filozofia)
Można upleść kilka wrzecion narracji, wedle której wszystko co złe, bierze się z utraconego dzieciństwa. W Raju człowiek miał wiek dziecięcy, Romantyzm to burzliwe dojrzewanie, teraz mamy jakąś przedwczesną dorosłość. W sumie, wydaje się, ludzkość jako taka wywodzi się z drobnomieszczaństwa, co znaczy, że jej życie nie jest usłane różami. Jeśli w Ewangelii stoi, że mamy stać się jak dzieci, to wychodziłoby na to, że te dzieci są predestynowane do różnych strasznych rzeczy.
Z mojego doświadczenia, nienawidzi się tego, co przeszkadza w zabawie. Zabawa jest pojęciem szerszym niż przyjemność - przyjemność to luksus klasy średniej, kiedy zabawa to forma magii. Jest to z resztą obecne we współczesnej kulturze - tak bardzo potrzebujemy magii, że aż sięgamy po jej namiastkę, tj. ezoterykę, która z resztą nie ma z magią nic wspólnego, przynajmniej jak na mój gust.
Podoba mi się rozmach Huizingi (z resztą z mojego zamiłowania do złotego wieku humanistyki niekiedy z politowaniem patrzę na to, co dziesje się z nią dzisiaj) kiedy pisze o tym, jakoby kultura wywodziła się z zabawy. Zabawa jest na niby, a jednak na serio. Trochę jak u Chestertona - mieszkamy w pałacu ze szkła, i wolno w nim bardzo wiele, prócz kilku drobiazgów, które mogą zachwiać precyzyjną konstrukcją, i sprowadzić katastrofę. (Pomijam to, czego nie wolno, bo mnie to na tę chwilę nie interesuje.)
Interesują mnie rzeczy, od których niektórzy uciekają - a więc np. gniew, albo nawet nienawiść. Wydaje się, że nienawidzimy tego, co zagraża temu, co kochamy. W formie stoicikiej, moglibyśmy powiedzieć, że kochamy po prostu zabawę - bo wszystko może nią być, gdy odpowiednio do tego podejść, albo też zażywać psychodeliki w umiarkowanych dawkach. Wedle tego ujęcia, schemat destruktywności jest bardzo prosty - jeśli ty mi zepsujesz zabawę, to ja tobie również. Problem tylko w tym, że dzieci nie mają rozwiniętych mechanizmów samoregulacji, i jakoś tak to się rozkręca.
Dziecko też przeczuwa, że niektóre rzeczy nie są zależne od niego. Przygląda się np. aniołom - tej klasie średniej. Owszem, są one piękne, pomocne, lśnią nieopisywalnym blaskiem, grają Mozarta. W drobnomieszczańskiej ludzkości rodzi się więc jakaś zazdrość i żal, o poniekąd szlachetne dobra, które ją ominęły. To taka historia chłopaków z trudnych środowisk - wszyscy nas nienawidzą i wytykają palcami, ale gdybyśmy mieli trochę lepszy start, to, cóż, nie byłoby dla nas szczytu nie do zdobycia.
Pozostaje więc chyba perspektywa o której pisał Wilde w bajce o tym, jak wróbel czy inna ptaszyna zabarwia różę na kolor wytrawnego burgundu, trącając swoim ciałem o kolce. Do tego z resztą sprowadzają się dwie bliźniacze filozofie - teodycea św. Augustyna i Narodziny tragedii z ducha muzyki Nietzschego. Świat, wychodziłoby na to, staje się piękny, dzięki naszej przelanej niewinnej krwi. Who cares?
21 grudnia 2024
2112wiesiek
21 grudnia 2024
Wesołych ŚwiątJaga
21 grudnia 2024
Rośliny z nasieniem i bezdobrosław77
21 grudnia 2024
NEOMisiek
21 grudnia 2024
Mgła pojmowaniaBelamonte/Senograsta
20 grudnia 2024
Na świętavioletta
20 grudnia 2024
Zamiast ibupromudoremi
20 grudnia 2024
jeszcze jeszczesam53
20 grudnia 2024
2012wiesiek
20 grudnia 2024
Pastorałka trochę kulawajeśli tylko