4 lipca 2023
Neuzeit - Proro II
Nieznanym czytelnikom
Spróbuję coś napisać. Może modlitwę. Zdaje się, że ostatnimi czasy pojąłem własną miarę. Nie większy ani nie mniejszy niż ten którym jestem. Świat? Jakbym go rozumiał, jakby coś grawitowało. Coś jest, jakaś harmonia, a przynajmniej jej możliwość.
Kiedy piszę, rzeczy są przezroczyste - rzeczy które piszę są przezroczyste. Nie potrafię ich odczytać. Dziś, nawet, jest czwarta nad ranem po nieprzespanej nocy, śpiewają ptaszęta, jestem umysłowo zmumifikowany.
Litery, myśli, czysty ciąg logiczny, mało poruszająca tautologia, nie jestem nareszcie gorącym zwolennikiem formalizmów, to lód. Dobre do lektury, ale nie do pisania. Choć? Konkurowałem z analitykami w perspektywie klarowności.
Chciałbym nauczyć się pisać o rzeczach najgłębszych w sposób piękny, zrozumiały i pozbawiony pretensjonalności. Teologia z resztą bierze się ponoć z modlitwy. Pierwotnie, teologia była uprawiana tylko w klasztorach.
Ale przecież i ja mam swoją skromną celę, w której praktykuję żywot pustelniczy. Śniło mi się kiedyś, że uczyłem się teologii. Bóg. Właściwie nie mogę napisać ani wypowiedzieć tego słowa bez poczucia wieloznaczności.
Choć przecież ono jest jasne i mocne, jak miłoszowski dąb.
Rahner radził mówić raczej o przyszłości niż o Bogu, w perspektywie języka. Świat został opanowany, jedyne, co jest dla nas nieprzewidywalne, to przyszłość. Któż po pięciu stuleciach natężonej pracy renesansowych magów jest z resztą zdolny do pojęcia,
Co znaczy Bóg.
(Odetchnąłem z ulgą czytając św. Augustyna o tym, że nie da się utracić duszy. Swojego czasu miałem wrażenie, że tracę ją codziennie. Popełniłem sporo dość śmiesznych błędów, ale wyznaję, że zostałem wmanewrowany.)
***
Chciałbym pisać moją teologię. Moją w perspektywie formy. Nie zależy mi na wynalazczości. Zależy mi na języku. Chciałbym, żeby był właśnie taki, jakiego tu używam. Jak można go nazwać? Lapidarny z odrobiną mięsistej mocy. Czasem ozdobnik od niechcenia.
Dawno temu, kiedy balansowałem jeszcze na granicy bluźnierstwa, wdając się w zaloty z Nieznanym Bogiem, któremu nie ufałem, napisałem, że jest mi potrzebny jako czytelnik. To zupełnie przeciwny biegun, niż u Sartre'a, który nie chciał być śledzony.
Na łożu śmierci nawrócił się. To z resztą chyba znana historyjka. Ale chciałem podzielić się odkryciem trafiającym w serce, kiedy mój mądrzejszy równolatek, Jan Maciejewski, konkurował z SI uznając, że ostatnim bastionem człowieczeństwa pozostanie modlitwa.
Może będziemy ścigać się z maszynami. Ale tam było jeszcze napisane, że Bóg mnie czyta. To dobrze, bo mało kto poza Nim i mną jest zdolny prześledzić wszystkie niuanse mojego tekstu. Kiedyś przeczytałem, że nikt nie zna cudzego tekstu tak dobrze jak autor.
To nota bene tłumaczy fenomen grafomanii. Ale teraz mój tekst zna jeszcze Bóg i mogę przygotowywać się, tym, co teraz piszę, grawitując, powoli, spiralnie, jak chce Ken Wilber, do mojego serca, do miejsc mojej tajemnicy.
***
Czy potrafiłę wejść tam ze swoimi intelektualnymi fatałaszkami, co rusz zaręczając, że nie piszę o sobie, a o żywiole, dla niektórych być może pogańskim? Czy potrafię wykrzesać słowo niosące taką powagę którą znów ja sam w sobie niosę?
Czy wiecznie będę na przedbiegach, na sztafecie kolejnych etapów, z których każdy jest zaledwie przygotowaniem do misterium śmierci, która ponoć nawet pod kołami pociągu, pod który kiedyś chciałem się rzucić, ale odstraszyła mnie syrena, oddaje chwałę Panu?
W Biblii 365 razy napisane jest "nie lękajcie się", a jednak ja niosę w sobie niemal nieustanne przerażenie i poczucie astronomicznej kruchości. Niosę w sobie żałobę lat. Nie zmarnowanych, ale przeżytych aż do najgłębszego, najbardziej perwersyjnego bólu.
Pisałem kilkukrotnie że kocham ból. Czasem tak, bywałem masochistą, bywałem wille zu macht w perspektywie ćwiczenia na psychiczną masę wytrzymałościową. Jestem już, zdaje się, dorosły, jestem mocarzem, potrafię użyczyć swej siły i wiedzy, nieść pokój.
Myślę, że dużo można przeżyć, dużo można wytrzymać, z wieloma rzeczami można sobie poradzić. Czy wspomniałem już, że byłem w piekle? Spotykałem tam demony i wydawały się na swój nienawistny sposób szczęśliwe z tym, gdzie były.
Doktor Anielski, św. Tomasz z Akwinu, głosił, że Bóg kocha demony. Orygenes twierdził, że u końca czasów, powrócą do Chwały. Pisałem, w psalmie, życie i śmierć chwali Pana. W Księdze Hioba szatan nazywany jest sługą Bożym.
Kiedyś, nieco prowokacyjnie, nieco baudelaireowsko, napisałem, że w katolicyzmie zafascynował mnie jego mrok i zło. Baudelaire głosił, że istnieją choroby, które są zdrowiem. Nietzsche także nie szukał szczęścia. Czego właściwie szukał?
Ale nie chcę dołączać do chóru liberalnych piewców Nietzschego. Dlaczego? Żeby zachować suwerenność. Ja. Tylko ja. Bezsens jako wieczny - najskrajniejsza forma nihilizmu. To zapamiętałem z czasów dojrzewania. Mnie to się kojarzy z panteizmem.
Z panteizmem w którym wszystko jest dobre. Dlatego nie lubię takiej teologii. Lubię teologię mówiącą o tęsknocie. Dla mnie ten świat nie może być ciałem Boga, bo to aż nazbyt przytłaczające. Jest więc głęboka różnica pomiędzy Stwórcą a stworzeniem.
Nie chodzi nawet o zło, chodzi o odległość.
***
Człowiek potrzebuje przyswoić sobie ciemność, która jest częścią świata i jego samego. Ale cóż bardziej ciemnego niż Pascha, niż chrzest, niż zanużenie w śmierć samego Boga, i to nie jednego z wielu, Dionizosa, którego braku nikt by nie zauważył
Ale śmierć zasady wszechbytu. Cóż może być ciemniejszego, budzącego większą grozę, a jednocześnie głoszące potężniejszą Chwałę? O złu - u Izajasza Chrystus oręduje za przestępcami, dlatego i dla nas dobrze jest, jeśli mają nas za przestępców.*
Możemy od tej pory głosić Ewangelię przestępcom, o ile wybaczą nam protekcjonalność. Ezechiel wybiera się na cmetarz, chociaż według przepisów Prawa czyni go to nieczystym. Jednak on jest prorokiem i postawił wszystko na jedną szalę. To Stary Testament.
Ileż nauczyłem się od złych. Jak hojnie mnie obdarowali swoją kainową muzyką, swoim udręczeniem i bólem, który mogłem pokochać, przyjąć w siebie, i pobłogosławić mu. Ileż męstwa trzeba mi było by znieść męczarnie wielu nocy.
Może w dzisiejszych czasach autentyczny nihilizm jest najlepszą drogą do Boga.
* - (Bp. Zbigniew Kiernikowski - Od Paschy do Paschy, s. 147).
***
Otrzymałem wielką moc. Moc zaklinania swojego serca w pieśń.
Symbolem wiary moderny jest fakt, iż boskie Fiat dzięki któremu powstaje niebo i ziemia, a następnie Fiat wypowiedziane przez Maryję, które my mamy powtarzać w każdej chwili naszego życia, bez względu na okoliczności, dziś kojarzy się z marką samochodu.
Jesteśmy wolni.
***
Napawam się swoim dziełkiem. Dobrze było być sowizdrzałem, zaniechać matury i błąkać się wśród fal chaosu, pić koktajl przyrządzany przez wyznawców bogini Eris. Żyjemy dziś w czasach zderzenia wiar i nawet narażając się na śmieszność próbuję to zrozumieć.
Nie mogę tego udowodnić, ale wydaje mi się, że jestem nieśmiertelny. Przeszło się tyle katowania, tyle tortur, tyle bólu - i żyje się, a nawet jest się szczęśliwym. Niekiedy nuda spada ciężarem młota i kruszy wszystkie nadzieje, bo kruszy czas.
On oplata się szczelnie jak boa dusiciel, który każe widzieć w naturze pierwiastek demoniczny, wydaje się, że zaraz wybuchnie bomba i rozerwie cię na strzępy. Choć przecież zniosło się tyle horroru, że trudno wyobrazić sobie coś gorszego.
A jednak obawiam się, że jest coś jeszcze gorszego. Ale właśnie z tego doświadczenia rodzi się myśl, że jestem nieśmiertelny. Wydaje się z resztą że nie ma żadnej innej istności w całym kosmosie niż życie. Jakiś wielokształtny monizm.
Żyje Otchłań i żyje radość, żyją demony, żyją bóstwa, żyje przyroda, żyjesz i ty. Czy w piekle, czy w niebie - żyjesz. Żyje piękno i brzydota na równi. Żyją twoi wrogowie, żyją muchy, żyją króliki, żyją węże, żyją koty, żyją lwy, żyje słońce, żyją sąsiedzi, żyją kalecy,
Żyją pielęgniarki, żyją prezydenci, żyją żebracy. Architektura przecież jest życiem per se, tym samym wszelka dziedzina ludzkiej wytwórczości - nie jest niczym innym jak życiem. Żyje intelekt, przygoda, prędkość, nuda, odwaga, tchórzostwo.
Czegóż jeszcze można się bać?
***
Jednak nazywając nienawiść miłością można wyrządzić trochę szkody. Z drugiej strony syndrom sztokholmski wskazuje, że przemoc rodzi miłość. Według Richarda Rohra*, najzdrowsze charaktery wywodzą się z faveli. Ale musi to być skorelowane z odpowiednią wizją metafizyczną, która jeszcze przetrwała w głębokim przekonaniu wśród niższych warstw. W krajach rozwiniętych dziedziczących Oświecenie to nie funkcjonuje w ten sposób, ale też nie wiem, co sceptyk mógłby dla siebie znaleźć w krwawej i dionizyjskiej i pełnej paradoksów Biblii. Z resztą. W literaturze religijnej można spotkać się ze sformułowaniem, że tylko z głębokiego bólu albo olbrzymiej miłości może narodzić się poznanie. Uzyskał je Hiob, wiodąc spór ze swoim katem, wbrew fałszywym pociechom i mętnej teologii jego przyjacioł. Bóg nagrodził Hioba za to, że ten rzucił Mu wyzwanie, a więc nawiązał relację. Ale jak napisał Pascal - Chrystus będzie cierpieć do skończenia świata, a Mistrz Eckhart - lepiej w piekle z Chrystusem niż w niebie bez Niego. (Czasami myślę, czy z moimi skłonnościami nie wolałbym tej pierwszej opcji). Simone Weil ujęła to w taki sposób, iż cierpienie nie jest złem, a jednak rodzi współczucie. Nie trzeba z resztą być wierzącym, żeby przyjąc taką wizję. Już w dwudziestym wieku powstał teatr absurdu - Tadeusz Kantor, Eugene Ionesco, Antonin Artraud. Dla chrześcijanina to obraz Kalwarii. Hasłem tej odnogi awangardy było - "teatr nie zapobiegnie upadkowi nieba na ziemię, ale może nas do niego przygotować". A jednak wydaje się, że nie powinniśmy tracić równowagi pod wpływem fascynacji tą stroną życia. Z pewnością nie każdemu to służy. Nie powinniśmy krzywdzić. W Nowym Testamencie to raczej Bóg przyjmuje na siebie przemoc zadaną przez człowieka.
* - (Richard Rohr - Dzikość i mądrość - Duchowość mężczyzny, nie pamiętam strony)
21 grudnia 2024
2112wiesiek
21 grudnia 2024
Wesołych ŚwiątJaga
21 grudnia 2024
Rośliny z nasieniem i bezdobrosław77
21 grudnia 2024
NEOMisiek
21 grudnia 2024
Mgła pojmowaniaBelamonte/Senograsta
20 grudnia 2024
Na świętavioletta
20 grudnia 2024
Zamiast ibupromudoremi
20 grudnia 2024
jeszcze jeszczesam53
20 grudnia 2024
2012wiesiek
20 grudnia 2024
Pastorałka trochę kulawajeśli tylko