8 stycznia 2013
Kompozycja z otwartym oknem
Zresztą to nie był finał, to była uwertura. *
Słońce zlizało zimę z dachów. Nic więcej.
Mieliśmy parę gwoździ i drewno kruche niczym
czerstwy chleb. Tak mało nas było, choć każdy wieczór
zbierał czyjeś cienie z poszycia. Nie uwierzysz, tatku,
mijał rok, a modlitwy wciąż niosły zapach krochmalu.
O świcie sen-jaszczurka wpełzał pod kamienie;
ciążył na skroniach, niedośniony jeszcze.
Kiedy nadszedł maj, koła wrzynały się w błoto,
w żywą ranę. Dwie mile, droga u stóp miasta, twierdzy.
To w maju przyjechał stryj. Prosto z Davos. Wiecznie
z papierosem w ustach. Całował piersi Maliny i moje
włosy. Trzeciego dnia zwieźli fortepian, czarny jak śmierć,
mogiła matki po roztopach. Brzezina pęczniała w deszczu.
Nie wiem, co dalej. Baby mówią, że pogoda.
Mamy dwa krzyże i okno otwarte na oścież; powiało
od wschodu i mówią, wyschnie – gościniec, ściana,
grób. Jeszcze sny nie te. Ale kiedyś zelżeją.
* J. Iwaszkiewicz, Brzezina
16 kwietnia 2025
Eva T.
16 kwietnia 2025
sam53
16 kwietnia 2025
Misiek
15 kwietnia 2025
Marek Gajowniczek
15 kwietnia 2025
wiesiek
15 kwietnia 2025
ajw
15 kwietnia 2025
ajw
15 kwietnia 2025
Marian Banaszak
15 kwietnia 2025
Yaro
14 kwietnia 2025
wiesiek