16 grudnia 2012
Myrtus
Moja twarz stała się pobrużdżona i szorstka – marzyłam,
by zrzucić korę, przybrać ciało ciepłe jak wybrzeża Paphos.
Płód kiełkował ospale; w szczelinie, pod sęczkiem.
Razem z wiosną odeszły pierwsze soki, a wkrótce pokarm
szalenie wonny, żywiczny. Tylko patrzyłam na ciebie;
ukruszonego z lędźwi, mojego grzechu i wszystkich snów,
których nie potrafiłam wyśnić do końca. Zasypiałeś na obcych
rękach. Ja – w połogu, z nabrzmiałymi pąkami sutków,
ramiona zaplótłszy w dziecięcą kołyskę, czekałam
z dnia na dzień stając się coraz smuklejsza, nieodporna
na chłód i gibka. A wtedy powróciłeś z rozdartym udem,
cały kwitnący i zapytałeś – myślisz, że teraz łatwiej
będzie mi wschodzić do niej? Korzonki wpuściłem
głęboko - nie wyrwą przecież, nie zabiorą mnie stąd.
Wzeszedłeś nazajutrz, z samego rana. Więdliśmy cierpliwie:
jedno ze zgryzoty, drugie na boskich ustach.
11 marca 2025
wiesiek
11 marca 2025
Marek Gajowniczek
11 marca 2025
AS
11 marca 2025
Marek Jastrząb
11 marca 2025
sam53
11 marca 2025
Marek Gajowniczek
11 marca 2025
absynt
11 marca 2025
Toya
11 marca 2025
ajw
11 marca 2025
absynt