28 grudnia 2012
Postscriptum z dzikich pól
Budzisz się nad ranem z myślą – wykolejam się.
Tonę. Zaledwie cienki pas lądu dzieli nas od zupełnej ciszy.
Hortyca. Zabory, porohy. Echo, echa rozkołysane,
głębokie, aż chce się zanurzyć dłonie i czekać.
Step. Cały skwierczy; farba łuszczy się z nadproży i ramion
krucyfiksu. Płowieją bukwy, wstążki, włosy – wystarczy odchylić
głowę. A ty co czujesz – wolność, pustkę? Wdrażamy się
w siebie. Cietrzewie tokują o świcie, coś pęka, syczy
i cyka. Cykady. Wypełniamy się, spełniamy – lekko.
Lżej? Nie jestem pewna, czy jeszcze wzrok mnie prowadzi do ciebie,
czy już oślepłam, a ty przybrałeś barwę traw. Błądząc językiem
zlizuję pot. Nektar. Oddechy, echo, echa – nic więcej.
13 października 2025
Jaga
13 października 2025
Yaro
13 października 2025
wiesiek
13 października 2025
sam53
13 października 2025
smokjerzy
12 października 2025
sam53
12 października 2025
sam53
12 października 2025
sam53
12 października 2025
Marek Jastrząb
12 października 2025
Marek Jastrząb