4 sierpnia 2015
Szkicownik
Cienie kładą się na dachach jak koty. Przy Largo di Torre Argentina
wprawione w ruch powietrze gęste jest od zdrad i mimozy.
Nim zdążyliśmy uwić gniazdo, kolejna wiosna obrosła w mewi puch
i kurze łapki pod oczami – nieco z beztroski, ciut z niedospania.
I tak staliśmy się pęknięciem w czasie. Napięciem między wielością a pełnią,
w której słowa – co głośniej wypowiadane – rozmazują sylwety kopuł.
Kiedy mówimy do siebie: spójrz – wtedy pocięte na warstwy miasto
z wolna stapia się w brzemienne, ciepłe ciało. To w nim zapisane są echa
wszystkich zbrodni, miękkość piersi i podbrzuszy, jednia oraz przypadkowość.
To geometria dziejów: misterne konstrukcje więźb, oprawy blejtramów
i siła dłuta wymierzonego w kamień niczym rostra w stronę zatoki.
Idzie noc. Wraz z nocą zjawiają się duchy. Marmur jest biały,
a my całkiem nadzy: dwa wilcze oseski
z mlekiem matki na pyszczkach.
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga