1 sierpnia 2015
Rozwarstwienie
W każdej grudce ziemi mieści się dialektyka umierania
i narodzin. Rozsypane u kolan znaki utworzyły milczące konstelacje,
mieszając się z gliną, potem i rosą. Ożywiłaś je tylko na moment,
spójrz, już zaczynają wysychać – mówisz, a ja dodaję:
jak gdyby chciały od nowa wedrzeć się w głąb tej wsi,
tego globu, czasu, może wieczności.
I naraz wybija południe. Wyczekujemy kolejnych tropów,
celebrując pocałunek ładu z chaosem; które to już z kolei
spotkanie Italii z Barbaricum? Suche zagony powiły rumianek,
na miedzach topole sterczą jak szpalery cyprysów.
Tak oto staje się świat, proszę was, droga publiczności.
Przed nami jak klatki filmu przewijane od końca do początku
potwierdzają się zamierzchłe przestrzenie oraz czasy.
I nic nam do tego; imitatio Dei, powtórzenie, retrospekcja.
Płyniemy falami, wznosząc się i opadając
w lustrzane odbicia historii.
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga