|
| smokjerzy |
| PROFILE About me Friends (18) Poetry (404) Prose (17) Photography (127) Postcards (3) Diary (92) | |
smokjerzy, 23 january 2018
zgasły światła
zrywam ostatni uśmiech z twarzy
( uwierał )
oczyścić pamięć z dnia
jakie to łatwe gdy nie wydarzyło się
nic istotnego
poza otwartymi niewidzącymi oczami
( oddychało się trwało
bez świadomości płuc krwi skóry
czas stąpał na długich palcach cieni
by nie obudzić czucia )
ni zimno ni ciepło
trzydzieści sześć sześć
w ogólnie dostępnej skali
więzienna racja stanu półprzytomnego mięsa
siedzę na krawędzi wymyślonej dłoni
( żart podświadomości )
noc to żadne oparcie dla stóp mógłbym
zsunąć się a potem lecieć lecieć
zlecieć
wprost w otwarte ramiona
cierpliwego dna
myślę o strachu
bardziej wszechmocnym niż bóg
stwórcy dłoni i zbawiennych ucieczek
od siebie do siebie
modlę się
istoto każdej ucieczki koszmarze nocny
bezsenności świadku
smaku początku i końca dnia
za chleb powszedni zapłato
oddechu rozrywany
kulo w gardle kamienna
ręko drżąca
duszo na ramieniu
liście polecony przez zły los
strachu odwieczny
codzienny
przyjacielu wierny niechciany
odwal się ode mnie
smokjerzy, 18 january 2018
"ktoś przyjdzie
zetrze was
z powierzchni ziemi
gadającą pleśń"
(Tadeusz Różewicz)
może kiedyś go dokończę
pomyślałem
po raz setny zatrzymując się
w miejscu
w którym słowa
biegną każde w swoją stronę
byle dalej
od tego stycznia
bez początku i końca
od tego biurka
zniszczonego przez łokcie
od okna za którym zmrożona ciemność
tłumi nawet ciszę
ode mnie
wrośniętego w krzesło
niczym wygłodniała huba
co robisz
pyta ścienny zegar
albo czas
ja
ja w zasadzie nic nie robię
odpowiadam
starzeję się
i szukam dla siebie śmietnika
zupełnie jak ta smutna
poplamiona kartka
smokjerzy, 16 january 2018
zabieram wszystko
przelotną myśl o niczym
spojrzenie dziecka z ulicy zwykłej jak błoto
uśmiech który w czerwcu o szóstej rano
pędził po sennej drodze donikąd
preludium deszczowe
zapach cmentarza
strach
twój głos mamo
gdy niemal wyszeptywaną kołysanką
próbujesz sprawić bym zasnął
jestem martyrologią czasu
zbiorową mogiłą nudnych sekund
macicą dla wciąż odradzającego się chleba
powszedniej śmierci
w nieustającym drganiu
rosnę
znikam
trwam
zabieram wszystko
śnieżna kula
która wbrew ciążeniu toczy się pod górę
pod górę
na szczyt snu i obietnicy
skrzydlata efemeryda nadziei
kamień dla szyi
karkołomny lot na samo dno
gdzie wszystko jeszcze
jest możliwe
smokjerzy, 11 january 2018
walić łbem o narastający mur domysłów - nie warto
zapach chleba oprze się każdej spekulacji
woda koi chłodną miękkością dotyku nie pytając o nic
nie muszę nazywać ognia by wiedzieć że jest
za mną podkulony ogon - miliard obranych z mięsa sekund
z których każda była kiedyś iskrą zaczątkiem supernowej
czas rzucił cień wędrowiec zatrzymał się wędrówka nadal trwa
ślady nie są już obłędem stóp
cel zniknął gdy przyszło zrozumienie że jego naturą jest ruch
oddech stał się częścią misterium prostą modlitwą bez potrzeb
jeszcze raz roześmiany Bóg głęboką czerwienią jabłka
objawia jedyne życzenie - by zerwać Go i zjeść do ostatniego kęsa
soczystej świętości
smokjerzy, 8 january 2018
słońce dojrzewało
w roztańczonym powietrzu wirowały motyle
otwierały się kwiaty i dłonie
przegryzłem własny krzyk
żeby nie okaleczyć zachwytu gwałtowną
erupcją nieobecności
smokjerzy, 7 january 2018
w czasie burzy
wystawiał stopy na deszcz
piętami w stronę roziskrzonego nieba
po śniadaniu
całymi godzinami
dyskutował z duchami żywych
(o śmierci)
pomarańcze zjadał w kierunku
odwrotnym niż powszechnie przyjęty
(cokolwiek to znaczy)
otwierał okna i drzwi
uprzednio wykładając na stół wszystko
co najcenniejsze
(zasuszony liść gołębie pióro pękniętą filiżankę
włos z brody dawno zmarłego ojca)
w nocy nucił kołysanki
by uspokoić bezsenną ciemność
ukamieniowały go
wkurwione pomarańcze
smokjerzy, 5 january 2018
z punktu A do punktu A
wędrowałem
potykając się o siebie
aż stanęłaś mi na drodze
wabiąc
oszałamiającym B
smokjerzy, 4 january 2018
najpierw szuka zębów i śliny
zapycha usta
uruchamia szczęki
następnie
w formie nieco już zmienionej
spływa w miejsca trudne do opisania
by w końcu zdać sobie sprawę
z katastrofalnej pomyłki
o ileż przyjemniej było grzać się w słońcu
bujać na wietrze
i czekać
na nie wiadomo co
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
16 november 2025
wiesiek
16 november 2025
ajw
15 november 2025
wiesiek
15 november 2025
Jaga
14 november 2025
wiesiek
13 november 2025
Jaga
13 november 2025
ajw
13 november 2025
ajw
9 november 2025
wiesiek
8 november 2025
wiesiek