Ponczillo, 18 august 2011
Można wyruchać kogoś "bez mydła"
ktoś wyrucha cię z pieniędzy
zostaniesz wyruchany grając w karty
jeżeli jesteś złodziejem możesz wyruchać policje
Rosjanie Niemcy i Amerykanie to najwięksi jebacy
wyruchali Polskę z gazociągiem
ci ostatni z wizami
ZUS będzie nas ruchał namiętnie i z pasją
do samej emerytury
nawet gaz łupkowy próbował nas wyruchać
mamy więc prawo czuć się ruchanymi
w perspektywie długofalowej
fakt faktem
w porównaniu z innymi
TO ruchanie trwa bardzo krótko.
Ponczillo, 18 august 2011
Przygasał jak świeca
którą stawialiśmy z babcią na parapecie
obok figurki Matki Boskiej w czasie burzy
po każdym ciosie
robił się mniejszy
by w końcu stać się robakiem
którego można zgnieść i opluć
płomień świecy dygotał od przeciągu
nieszczelnego drewnianego okna
on truchlał i drętwiał
od początku przegrywał
z własną fizjologią neurologią
apetytem na podroby
po ostatnim gongu
z tornistra wyleciały wszystkie kredki
a poszło o głupią bułkę z pasztetem
czerwone twarze porównałbym
do rozgrzanego mięśnia sercowego.
Ponczillo, 12 july 2011
Ex mnie nie opuszcza
kaleczy zdjęcia, po urazie
ego toczy się nieustannie bokiem
po skurwiałym pagórku, dlatego
w niemiłości posadziła czerwone róże
pod oknami skradzionej mi sypialni
wiersze noszą świerszcze
listy listonosze
bociany dzieci, czarne kruki je zabierają
jak wtedy przy marmurowym stole
poemacie wyrytym na kształt serca
przytulonej przestało być zimno
nie wiem, nie chcę
nie zrozumie genetycznej przyczyny pustego przewijaka
wolę deszczowe lato
od srogiej zimy huśtanej
płaczliwymi sesjami fleszy ze wspólnych wakacji
archiwizacji bawełnianych pamiątek w zaszyfrowanej szafie
wracają niepotrzebnie, spalę albumy
zostawię tylko jedno twoje zdjęcie -
to w koszulce z "falling mockingbirds"
Ponczillo, 20 september 2011
W poniedziałek wstałem rano.
Umyłem twarz i zęby. Pojechałem do pracy.
Pracowałem.
Wróciłem z pracy i pomieszkiwałem.
Umyłem zęby, spoconą fałdę pod brzuchem i spocone pachy.
Poszedłem spać.
We wtorek wstałem rano.
Umyłem twarz i zęby. Pojechałem do pracy.
Pracowałem.
Wróciłem z pracy i pomieszkiwałem.
Umyłem zęby, spoconą fałdę pod brzuchem i spocone pachy.
Kochałem się z żoną. Poszedłem spać.
W środę wstałem rano.
Umyłem twarz i zęby. Pojechałem do pracy.
Poznałem Edytę. Próbowałem pracować.
Kiedy Edyta sięgnęła po segregator,
na białej bluzce odcięły się dwa ciemne pola.
To, że spociła się pod pachami, zbliżyło nas do siebie.
Wróciłem z pracy i pomieszkiwałem myśląc o Edycie.
Umyłem zęby, spoconą fałdę pod brzuchem i spocone pachy.
Poszedłem spać myśląc o Edycie.
W czwartek wstałem rano.
Umyłem twarz i zęby. Pojechałem do pracy.
Przywitałem się z Edytą. Próbowałem pracować.
Pożegnałem się z Edytą.
Wróciłem z pracy i pomieszkiwałem.
Umyłem zęby, spoconą fałdę pod brzuchem i spocone pachy.
Kochałem się z żoną. Może z Edytą?
Poszedłem spać.
W piątek wstałem rano.
Umyłem twarz i zęby. Pojechałem do pracy.
Przywitałem się z Edytą. Próbowałem pracować.
Pożegnałem się z Edytą.
Wróciłem z pracy i pomieszkiwałem.
Umyłem zęby, spoconą fałdę pod brzuchem i spocone pachy.
Obejrzałem "Zapach kobiety" z Pacino.
Poszedłem spać.
W sobotę wstałem później.
Pracowałem fizycznie na podwórku myśląc o Edycie.
W niedzielę odpoczywałem podobnie jak Bóg,
tyle że On stworzył świat, a ja poznałem Edytę.
Ponczillo, 10 august 2011
Całuję szklane usta
są zimne bez życia
smakują nie konieczne dobrze
jakbym tego chciał żeby
rozchylały nogi same
po miesiącach ostrego treningu
jednak
one ciągle się zmieniają
na bieżąco świeże szybko znikają z metalowego stołu
gdzie zostawiają odcisk naskórka
cięższą część zapachu
i nigdy nie byłem pewien czy
są wystarczająco zimne by
zaryzykować cudowne przebudzenie
i otrzymać rozgrzeszenie
na nic nie liczę
przejmuję ich chłód czując zastygnięte
sine wargi
bezwstydnie patrzę na zamknięte powieki
degradując się do stopnia potępionego pachołka
odchylam głowę w tył żeby utrwalić niepamięć
lecz nie rozważam odwrotu ucieczki
są bezbronne więc nie odmówią
nie powiedzą też "kocham"
kieliszki nie mówią.
Ponczillo, 28 july 2011
Trudno powiedzieć - kocham,
kiedy brak odwagi
by nie zostać życiową pierdołą
czekając na okruchy współczucia
a szczerząc kły przed samym sobą, patrzeć
w rutynowo niedomyte lustro
późnymi wieczorami
małą miarką odliczać zmarnowane okazje
bycia świadkiem prostowania naturalnych loków
przyjemne uczucie - to spotkanie po latach,
gdy po zamknięciu albumu wiotczeją mięśnie
nadal w bezruchu
uparcie ugniatana i nudna historia osobistej porażki
opowiadana bez poklasku
życie nadzieją męczy, więc
kiedyś na pewno
otworzę serce na północną ulicę
i będzie to więcej niż zauroczenie
Ponczillo, 26 august 2011
Kochanie gdzie jesteś!
nie nienawidzimy się już trzeci tydzień
wiemy
lubiłaś spacery nad torami
zastygać woskiem na wiadukcie
wiemy
teraz ciebie tam nie ma
gdzieś stoisz
odpoczywasz
broń Boże nie wchodź na tory
możesz stracić głowę dla maszynisty
jak to zrobiłaś dla tego artysty
z sąsiedniego osiedla
nie umieraj nam z miłości
wiemy
musisz wrócić
przecież
nie zamknęłaś na kluczyk tej ręcznie rzeźbionej
komody z twoimi skarbami w środku.
Ponczillo, 22 august 2011
Przysięgam
one żyją własnym życiem
same prowadzą z kościoła
do gwarnego baru
rosół pozostaje nie przyprawiony
pusty czysty półmisek
czeka do osiemnastej
ksiądz pobłogosławił mnie o trzynastej
wtedy to pękła suma
kiedy wrócę
wyślę polecony do Świętego Piotrka
z gorącą prośbą płynącą ze szczerej modlitwy:
wykręćcie nie moje stopy w kierunku południowym
przeciwnie do ruchu wskazówek
w tył
wtedy na pewno trafię z powrotem
z knajpy do Boga.
Ponczillo, 29 july 2011
Po koszmarze ubiegłej nocy mam uraz
Centralny
Instytut
Prac
Abstrakcyjnych
w skrócie CIPA
przyśnił się po zanurkowaniu
w nową, wyprasowaną pościel z kory
oscylował w obrębie portu Karlskrona
lecz nie dogoniłem promu jadąc na desce sedesowej
pod prąd - popłynąłem wpław
kiedy Instytut przywitał mnie
wywiniętą boczną wargą
zasalutowałem, pokazał owrzodziały jęzor
więc oddałem honory, tupiąc
przydepnąłem zagubione zaproszenie
do CIPA,
której wnętrza zdobiły żylaste freski,
a półnagie obrazy uzupełniały ociekające wodą
różowe ściany łącząc je z podłogą
tworzyły zakorzenione wąwozy bez wyjścia
na cholernie zarośnięty chwastem dziedziniec,
za moimi placami,
pośrodku którego stróżował Jorgen
ze stopami opartymi na beznogim stole
wpatrywał oczy w czarno-biały film
o III wojnie plemnikowej
wychodząc z CIPA
nie myślałem o rychłym powrocie
tej nocy zasnąłem po raz drugi.
Ponczillo, 8 august 2011
"Żył lat trzydzieści dwa
Zginął śmiercią tragiczną"
winno być
dwadzieścia trzy
kamieniarz był wypity
przepraszał, poprawi po niedzieli
posraniec rutyniarz
nieświadomie zabawił się w Boga
prezentując dziewięć lat życia więcej
na jedną sekundę
wskrzesił cmentarny optymizm
dał impuls wyobraźni
co by było gdyby
przy poprawnym, na wpół pękniętym,
kamiennym sercu
uśmiechała się w myślach matka
dwudziestotrzylatka.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
20 may 2024
Leaves Are Changing ColorsSatish Verma
19 may 2024
1905wiesiek
19 may 2024
Broken BridgesSatish Verma
18 may 2024
Misty MemoriesSatish Verma
17 may 2024
In TemperatureSatish Verma
16 may 2024
O TrinitySatish Verma
15 may 2024
ToastJaga
15 may 2024
Studying LifeSatish Verma
14 may 2024
NonethelessSatish Verma
13 may 2024
I Write With Red InkSatish Verma