Andrzej Talarek, 20 october 2015
Płacz człowieku, płacz nieszczęsny, nad swym życiem płacz człowieku
Wylej z siebie morze łez,
Gdy w dzień sądu z grobu wstaniesz
Grzeszny, lecz na powrót żywy,
Proś, by Bóg ci miłościwy,
Żeby dobry Jezus, Pan,
Dał w niebiosach spoczywanie.
Płacz człowieku, płacz nieszczęsny, nad swym życiem płacz człowieku
Płacz człowieku, płacz nieszczęsny, nad swym życiem płacz człowieku
(taka moja wersja, lepsza, gorsza, moja)
Andrzej Talarek, 15 october 2015
dzień zwyczajny niezwyczajnością każdego
elementu całości
po wielokroć multiplikowany w organizm
społeczności z daleka
identyczny w osobności staje się
indywiduum niosącym niespodziankę
cechy ludzkie otrzymał przypadkowo lub nie
wolna wola pozwala na degenerację materiału
genetycznego wzorca pokoleń nie upilnował
brodaty mojżesz wybrany na strażnika
wybranych do czynienia na obraz i podobieństwo
jak odtwarzać nie zniekształcając rysów
nie dodawać rys na gładzi nieskalanej w pierwotnym zamyśle
duszy nie trzeba poszukiwać bo jej nie ma
w materialnym kokonie zamieszkała pustka
wypełniana rakowaciejącą materią
ciała obce traktujące siebie jak części
całości tkwią nienazwane
macierzysto lub macierzyńsko
powielając zło
odporne
Andrzej Talarek, 31 august 2015
Lament Dedala nad ciałem Ikara i upadkiem miasta.
Mówiłem ci: marzenia. Z nich rodzi się człowiek.
I jego budowanie: domu, wiersza, skrzydeł.
I wzlot ku nieznanemu, tam gdzie leci orzeł,
a duch wyzwala z więzów, uwalnia z prawideł.
Mówiłem także: praca. Ona stwarza nowe.
Marzenia w stal obleka, myśl w przedmiot zamienia.
Jak Stwórca, nowe słowa możesz dać swej mowie.
Nazywasz, a więc stwarzasz. Masz udział w tworzeniu.
Zachęcałem do myśli swobodnego lotu.
Tyś zrozumiał dosłownie i dał skrzydła ludziom,
Jak ogień dał Prometej, niszcząc bogom spokój,
I zemstę poprzysięgli. Latać – to zbyt dużo.
Różni na ich usługach – błazny i trefnisie,
Hetmanowie bez armii, skarbnicy bez złota,
Spętali cię na rozkaz, i udało im się.
Bez tożsamości, brudna uliczna hołota.
Spętali by zarobić. Jak alfonsów zgraja,
Na boku wziąwszy złoto, co znieczula winę.
I wypuścili, dzierżąc! A tyś się pokajał!
Do nogi ci przykuli długą, mocną linę.
Mówiłem: nie leć! Zginiesz! Linę wielu trzyma!
A w niebiosach nie znajdziesz w locie wspomożenia.
Nie żeglarz żeś! Nie krzykniesz, gdy nadziei mało,
Z radością, gdy przed tobą pojawi się ziemia.
Bo ona wszystko przyjmie w swe zachłanne wnętrze,
Stal skrzydeł i ulotność twoich młodych marzeń.
Sknery i liczykrupy w fotelach, naprędce
Spiszą cię w bilans stratą, zamkną łańcuch zdarzeń.
Dzisiaj płaczę nad tobą i nad sobą płaczę!
Com ja, Dedal, uczynił, krzesząc marzeń ogień?
Nieśmiertelność za życie! Czy mi Bóg wybaczy?
Pazurami rozdzieram głębiej rany obie.
I dziś płaczę nad miastem, co nas wychowało,
Które nas w ulic siatkę złowiło za młodu.
Tyś skrzydła mu przyprawił! A teraz tak mały
Leżysz krwawy na placu, jak zwiastun zachodu.
I nie wiem, czyj smutniejszy jest z wyżyn upadek?
Ikara, w krwi kałuży, czy miasta, w bezruchu?
Nad kim się bardziej smucić, gdzie udać po radę,
By uratować resztkę do latania ducha?
Bez skrzydeł – zwykłe miasto! Bez skrzydeł – kaleka!
Zastygnie już na zawsze w zabytek epoki.
Podskoczy, nie pofrunie, nie spojrzy daleko,
By wiedzieć, gdzie kierować w przyszłości swe kroki.
Zamrze niebo nad miastem, gdy Ikar nie stanie
Na krawędzi, by frunąć z matczynego puchu?
Wbrew ciążeniu? Wbrew ludziom? A po nas zostanie
Tylko chichot wśród nocy i przekleństwo wnuków?
Andrzej Talarek, 18 august 2015
Gdy ją dostrzegłem pierwszy
raz zdawała się być
wielkim nagromadzeniem kwiatów
emanacji piękna
życia
innym razem mówiła do mnie językami
płomieni
które pulsowały zimnym sercem
nieskończonego
gdy zacząłem rozumieć
uchyliłem ukradkiem zasłonę twarzy
zobaczyłem piękne i straszne
zakochany w tajemnicy pragnąłem
trwogi która zwielokrotnia
doznania
rosła we mnie i obok mnie
i była
przerażająca w swoim pięknie
groźna i wciągająca
dzień za dniem przysposabiałem
siebie naginałem
czas i przestrzeń do wyobrażenia
bez lęku
dawno temu
spuściłem ją ze smyczy
praw
pętających mnie od dzieciństwa
drepcze za mną łagodnym cieniem
wierny pies
żyłem
by oswoić śmierć
Andrzej Talarek, 18 august 2015
w każdej kropli rosy można znaleźć
zwierciadło duszy
zwielokrotnione uczucia radości
pomnażane w nieskończoności
łaskocą jasnymi nitkami światła
jak łatwo zamienić okruch uśmiechu
w niekończącą się radość
deszczowego zmartwychwstawania
jeszcze chwilę temu
poświęćmy
czas który nam dano na zwielokrotnianie
małych
w ogromie wielości złóżmy
ofiarą miłą bogu
bądźmy
ludziom w radości przydatni
Andrzej Talarek, 15 july 2015
pamiętając Stanisława Barańczaka
ziemia usuwa się spod nóg, a nam wciąż lekko jest, jak w tańcu,
nie dostrzegamy płytkich śladów, po tych co przeszli i zniknęli;
mało kto czuje lęk, bo jak go przyjmować z trzewi matki ziemi.
a dygotanie jej podnieca, jakby do tanga nas wciągnęła,
i bandoneon głos oddaje, jak pies posłuszny, rany liże
stare, rozpada się, a nowe krwawi poczęcia pępowiną.
ziemia usuwa się spod nóg, jak krzesło, mebel doskonały
gdy siedzieć na nim, jeśli stoisz, może być częścią szubienicy,
kopnięte lekko, pada obok, jak jabłko, za to ty zawiśniesz,
Newton ci ojcem krzesła-jabłka, ciążenia schemat ciąży myślom,
wraca dziedzictwem niepokornym, jakby ciążyło w ciele matki.
nieumiejętnie plon swój zbierasz i ziarno wokół rozsypujesz.
ziemia usuwa się spod nóg, słowa nie mają dawnych znaczeń,
słowniki piszą nowe ludziom, poszukującym swych ekspresji,
w tym świecie kołyszących bioder, w tym danse macabre równanym w ziemię,
która faluje jak łan zboża, jak świr modlący się do słońca.
nos coraz dłuższy ma codzienność, małżonka biustu i pośladków
święci kuchenną rewolucją ponurą słotę października.
ziemia usuwa się spod nóg, niezrozumiałym woła głosem
ten, który nieproszony przyszedł i gospodarza zabił młotkiem,
i na dywanie nad nim modły odprawił z twarzą uśmiechniętą.
jak wielki jesteś, który wracasz, na ziemię ci przyobiecaną.
jak możesz mówić, że nieprawda, gdy prawda jedna jest w tym świecie,
a jeśli śnisz w relatywizmie, wszystko ci wezmą, coś miał swoim.
Andrzej Talarek, 22 april 2015
Iwonie
Nie umiem stwarzać światów
bardziej lirycznych niż mój własny
rozpięty jak pajęczyna pomiędzy dziesięcioma palcami
wskazaniami serdecznymi małymi przykazaniami
a wiecznością
to świat bez pękniętych rur i aort
mózg i komputer pracują w nim bez porażeń
a miłość jest jak przejrzyste powietrze
przez nie podziwiam piękno
ból dziewiętnastu z Siloe nie boli
i rozważam nieskończoności w których
doskonały Bóg akceptuje moją nudną radość
nie urodzi się z niej diament wiersza
chrzczony bólem
krwawiącego boga
może gdybym był głodny
a nikt nie dałby mi jeść
albo chory i nikt by mnie nie odwiedzał
ghostwriter mojego ducha stworzyłby mnie na nowo
w nowy podmiot liryczny
życie nie jest warte wielkiej poezji
którą rodzi ból hioba
a jednak są jak awers i rewers
życie i śmierć
Andrzej Talarek, 21 april 2015
tymczasowo zmieniłem nietrwałą pełnosprawność
w kalectwo
już nie chodzę dumnie wyprostowany jak homo
erectus
sapiens
zachwycający się rozbuchaną wiosną
której erotyzm drażni zdrowe zmysły
a chore doprowadza do bólu
bez zręczności homo habilis pokonuję
każdy stopień
jaki życie i schody kładą na mojej drodze
ona nadal jest
nie wiem czy dla kalekich
przystępna
pomimo że leży pomiędzy
tym co jest i będzie
wystarczy znowu stać się
dwunożnym marzycielem
marzenia jednonożne
są jak jednorożce
niespełnialne
kuleją
jak ludzie
Andrzej Talarek, 19 april 2015
pozostałość
jako produkt spalania
oczywistość
gdy nie pytamy z czego
i dlaczego
jego pyliste cząsteczki osadzają się na twarzach
w płucach na butach
bezboleśnie
zrodzone z bólu drażnią spojówki
wyciskają łzy
cząsteczki popiołu są szare
z białymi ziarenkami kości
rozsiane w ziemi wrastają w nią znakami
trudnymi do odczytania
pozostałość to pamięć do rozdzielenia
mak kosteczek dla kopciuszka
popiół dla macochy
czy lepiej się nie urodzić?
nie czekać nie szukać?
lecz jeśli jest wybór
to musi być coś przed
i coś po
popielec pokutny
bezcielesny
postny
pozostałość
po nim radość?
Andrzej Talarek, 18 april 2015
za rękę prowadzony
krok po kroku
łączony
od środka
w układy bardziej przystosowane
z fragmentów dna z tępymi końcami
w buforze ligacyjnym zamykany na trwale
introdukcja gatunku pożytecznego biocenozy
wiążąca zewnętrze wewnątrz
intro ligare
ostatnim etapem ewolucji jest
introligator ze skłonnościami do introwersji
zdolny do introspekcji ostatecznie
intronizowany jako człowiek
pan stworzenia
introligator
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
22 november 2024
22.11wiesiek
22 november 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 november 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
21 november 2024
21.11wiesiek
21 november 2024
Światełka listopadaJaga
20 november 2024
2011wiesiek
19 november 2024
Niech deszcz śpiewa ci kołysankę.Eva T.
19 november 2024
1911wiesiek
19 november 2024
Jeden mostJaga
19 november 2024
0011.