Poetry

Arsis
PROFILE About me Poetry (298) Prose (146)


Arsis

Arsis, 22 april 2024

Westchnienia w otchłani nocy

Okno otwarte na oścież… Ściana pełna okien. Zasłony powiewają. Wybrzuszają się firanki…

Za oknami szepczą… Szeleszczą tkliwie topole.

I w tym deszczu żółtych liści księżyc idzie na przestrzał. Przenika ciszę pełną oddechu.

Pada u moich stóp smugą światła.
Zanurzam się w niej.
I płynę. Posrebrzony.

Przepływam przez całą amfiladę
jednakowych pokoi,
w których noc. W których milczą puste fotele, jarząc się lekko. Całe w odpryskach gwiazd.

Kurz osiadł na sztućcach, talerzach…

Portrety na ścianach.

Spoglądające
w ciemność
owale twarzy.

Na mnie — rozsnuwającego pajęczynę mroku.

Bo i cóż mi innego zostało?

Gdzieś
tam,
daleko…

W głębokościach opuszczonego domu.
Zaraz po gongu wielkiego zegara
westchnienia mojej umarłej matki.

Albo umarłego jeszcze przed nią ojca.

Pojawiają się w samotnych snach.
Takich tułaczych, jakby to były filmy drogi. Swoiste road movies po dzikim zachodzie.

Są… I znowu ich nie ma.

Albo znowu są,
lecz
gdzie indziej.

W miejscu o innej symbolice znaczeń.

Objechali już chyba
wszystkie stany
mojej podświadomości
swoim wysłużonym fordem „junkiem”.

To dziwne,. bo nigdy takiego nie mieli za życia.
Pewnie wynajęli go za niebiańskie grosze. Z dala od metropolii.

Podroż pośmiertna
rządzi się swoimi prawami.

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-22)

***

https://www.youtube.com/watch?v=u48ZFYfpExI


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Arsis

Arsis, 20 april 2024

Zona (Strefa)

(Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)

***

Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi,
które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.

Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd…
Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…

Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz?
Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?

Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy.
Bardziej na powrót wskrzeszony.
Pijany. Duszący się językiem w gardle.

Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.

Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy.
Padającymi pod kątem
strumieniami, protuberancjami…

Ktoś tutaj był (byli?)
Bez wątpienia.

Byli bez jakiegokolwiek celu.
Obserwował (ali)
z powodu śmiertelnej nudy.

Więc oto bije mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.

Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.

Tylko po co?

Piknikowy
śmietnik?
Być może.

Więcej nic.
Albowiem nic.

Te wszystkie skazy…

Raniące ciała
artefakty
o upiornej obcości.

Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek,
próbujemy dopaść
umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii

Przedmioty w strumieniach
laserowego słońca.
W zimnych okularach mikroskopów…

Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.

Bez rezultatu.

*

Zaciskam
powieki.

Otwieram.

*

Przede
mną
pajęczyna.

Srebrna.

Na całą elewację opuszczonego domu.
Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?

Pajęczyna, jak pajęczyna…

Jadowita w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.

Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…

Te głosy. Te zamilkłe.
Wryte w kamień
w formie symbolu.

Nie wiadomo po co.
Kompletnie nie do pojęcia.

Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza,
co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.

W szumie przeszłości.
W dalekich lasach.
W jakimś oczekiwaniu na łące…

Elipsy.
Okręgi.

Owale…

Kształty w przestrzeni…

Fantomy przemykające między krzakami rozognionej gorączką róży.
W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…

Rozpędzonych przez co?

Przez nic.

Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki.
Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.

Sprawiają, że widzę swoje
odbite w lustrze
znienawidzone JA.

W głębokich odmętach schizoidalnego snu.
Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe.
Pozbawione fizycznego sensu.

(W barze na rogu podają właśnie czarci pudding w promocyjnej cenie)

Dużo tu tego.
W powietrzu. I w ziemi.

W nagrzanych od słońca
koniczynach, liściach babiego lata.

Krążyłem tu wokół
jak wielo-ptak.
W kilku miejscach jednocześnie.

I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie.
Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł

Tak bardzo daleko…

Wystarczy dotknąć złotej sfery,
aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…

Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)

***

https://www.youtube.com/watch?v=l-6H38NmQkI


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Arsis

Arsis, 18 april 2024

I uleciał cały ten zgiełk

Spójrz. Ten deszcz padał w 1954. I pada dalej. Dalej. Ten deszcz. Albowiem deszcz…

Nocne ulice miasta w żółtawych kręgach światła.
Migający neon. Bar dla samotnych ze znudzoną obsługą w brudnych kitlach.
Ktoś siedzi za szybą.

Pochylony nad talerzem owsianki.
Czy kaszy mannej podlanej owocowym sokiem.

Nie wiem. Twarz skryta w dłoniach.
Zgarbiony profil. Wytarta szara marynarka…

Lśniące kocie łby…

Sunie powoli zgrzytający tramwaj, strzelając iskrami z pantografu.

Powiedz mi.
Jak długo już cię nie ma?

Skąd?

Od kogo
to bijące,
nagłe cierpienie?

Milczysz…

Wiem.
Nie jest lekko .

W kaskadach powietrza aerozol drobinek wody.
Rozpryskują się na twoich wargach i rzęsach…

Skapują z gzymsów krople ciężkie jak niebo. Jak cała bez ciebie wieczność.

Przykładam ucho do rynny.
A w niej jakieś kołatania, wiry strumieni.

Pochylone słupy latarń nad trotuarem.
Porozwieszane sznury prądu od jednej do drugiej…

I znowu: od drugiej do następnej…

Kołtuny.
Supły…
Szmaty…

Samochód tapla się w kałużach pełnych wody.

Księżyc uśmiecha się do mnie.

Nie. To nie księżyc,
tylko globus biura podróży na dachu stylowej kamienicy.

Przechylony…

Przejdę
pod nim.

Przechodzę. Niech spadnie i zmiażdży…

W antykwariacie
kurz na witrynie.
Na blacie. Na okładkach książek…

Obok precjoza. Muszelki.
Żaglowiec w butelce.

Wydłubana
w korze
maska czarownika.

Chiński cesarz budowniczy.
Wypchany słowik zapomniany na półce.

Kto tu jest? Czy jest tu kto?

Przykładam twarz
do zimnej szyby,
wypatrując najmniejszego szczegółu wśród mżących pikseli samotności…

Lecz jedynie wiatr targa połami
dziurawego płaszcza
a wraz z nim szumi w uszach piskliwa cisza.…

A więc nie ma tu ciebie.
I nigdy nie było…

Za płotem szeleszczą płachty folii
na placu budowy.
I tarmoszą się nisko przy wilgotnych grudach rozkopanej ziemi.

Te zmory.
Te widma ze snu
udręczone cierpieniem.

Szpalty fruwających gazet niczym łopoczące ptaki lepiące się do skroni…

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-18)

***

https://www.youtube.com/watch?v=DuqPzDBVAVo


number of comments: 0 | rating: 5 | detail

Arsis

Arsis, 14 april 2024

Abyss

Podziemny test nuklearny… A więc te monstra przechodzą przeze mnie. Idą na wskroś,
rozsyłając wokół promieniotwórcze bakterie.

Idą na przestrzał. Przez całą amfiladę pokoi, w których noc.
W których mrugają obskurne światła kinkietów na ścianach…

Pochwyciła mnie w swoje szpony ostra jak brzytwa
gorączkowa maligna,
podczas której obijam się o ściany. W półmroku. W ciszy. W łomotach bijącego serca.

Przywieram do zimnej powierzchni.

Zlizuję tynk…
Te osypujące się mikroskopijne grudki gorzkiego kwarcu…

W plątaninie
pajęczyn.
Kurz na języku…

Całuję lodowate, martwe usta. ..
Jak bardzo martwe?
Jak kawał zimnego mięsa.

A więc
to tutaj.

Żelazne, skorodowane drzwi z zatartym napisem:

STAYING IN THIS PLACE MAY RESULT IN CANCER

Zwisające fragmenty nie wiadomo czego.
Jakieś szmaty…

Bijąca woń
zgnilizny.
Odór rozkładu…

Otwieram. W zgrzycie.
Skrzypieniu. Mordędze naporu…

W powietrzu czai się woń czegoś bardzo przykrego. Nowotworowe guzy naciekają plątaninę
żeliwnych rur…

Z betonowej bryły grobowca… W betonowej bryle pęknięcia.
Odłupane fragmenty od natarczywych prób wydostania się na zewnątrz.

Przez kogo? Przez, co?

Odór rozkładu PRZYTŁACZA.

W pulsującym, czerwonym świetle stroboskopu
dudnią w głowie kopyta pędzących po moich śladach diabłów.

Dudnią udziwacznione chorobą zmory.
Widziadlane kreacje
psychodelicznych fascynacji.

Coraz tu
ciaśniej
i gęściej.

Coraz bardziej zawile.

Coraz częściej zawadzam o jakieś pogięte,
powyginane blachy
o nieznanym przeznaczeniu.

W opuszczonej fabrycznej hali frezarki opuszczają głowy. Jak podpierający ścianę ludzie
w kolejce do NICZEGO.

Puste. Wybebeszone.
Cuchnące smarem, chłodziwem, krwią…

Wypatroszone
artefakty
industrializmu.

Próbuję wyłapać licznikiem Geigera
uciekające po ciemnych kątach cząsteczki straszliwej radiacji.

Wysypują się zewsząd
w piskliwym szumie.

Coś tu umarło.
Lecz, nie wiadomo, co…

Jakieś pradawne jestestwo
o nieznanej proweniencji.

Zalegające teraz w formie
trudnego do zdefiniowania symbolu.
.
Na podłodze stosy powyrywanych z notesów kartek…

Poowijane w gazety
metalowe skrawki
nie wiadomo czego…

Jakieś szafy. Gabloty z powybijanymi szybami. I twarze, nie-twarze. Ale, czy to są
twarze?

Patrzą się na mnie. Nie patrzą.

Jakieś eksponaty.
Monstra nie z tego świata:

Neurofibromatosis, Proteus syndrome… — i mnóstwo innych etykiet, opisów…

Pod spodem brunatne smugi zakrzepłej formaliny. Rozlane wokół kałuże…

Materace cuchnące moczem.
Pokryte szarym pyłem
stosy szpitalnych łóżek.

Korytarze. Spirale…
Zakosy. Zakola. Schody. Zejścia. Piwnice.

W mroku. W półmroku…

Odgłosy czyichś kroków. Dziecięcych truchtań. Starczych szurań. Dalekich skowytów..

Lecz oto wyłania się z mroku
korpus kobaltowej lampy.
Mordującej niegdyś potokiem światła.

Coś żywego. Wciąż żywego.
Rozłażącego się w szmerze nieskończonego wzrostu.

Kiedy idę, liżą mnie po twarzy zwisające zewsząd fragmenty skóry z resztkami siwej sierści.

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-14)

***

https://www.youtube.com/watch?v=UNuvfpRrIGs


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Arsis

Arsis, 10 april 2024

Miłość jest pragnieniem

Spójrz, jak słońce prześwieca przez gałęzie topoli. W chłodnawym jeszcze wietrze. W cichym
szumie.
Na płaszczyznach liści migoty i lśnienia. W jednym skurczu miliardy iskier, znienacka…

Coraz wyżej wznosi się stos.
Nieba…
Liściowe bożki. Drzewne tchnienia w podszeptach niedomkniętych ust.

Kocham cię, wiesz?
Odpowiedz…

Kładziesz mi palec na ustach w rozchwianym cieniu topoli,
jakby to było pierwsze spotkanie, ostatnie rozstanie…

Drzewa, obłoki. Kwiaty… Plejady gwiazd…
Słońce rozparte jak twój uśmiech.

Leżę, zapadając się w twoich długich włosach, którymi można przykryć wszystko, co zimne.

W wysokiej trawie wyczuwam
ciepłe wargi.

Rozchylone. Zroszone
tkliwym majem…

Jezioro westchnień
pełne rosy…
Ale jaki bije od niego blask!

Czy wiesz?
Odpowiedz…

W jakimś niedomówieniu szepczesz moje imię.

Blisko. Bliżej…

Na granicy oddechu.

Układasz mięśnie twarzy w odpowiedni grymas… do pocałunku…

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-10)

***

https://www.youtube.com/watch?v=kG3BhCKWJmo


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Arsis

Arsis, 1 april 2024

Anemoia*

(Z cyklu: Określenia)

Widziałem cię. Widzę nadal. A raczej twój cień na ścianie. Ten oto cień, co wydłuża się
pod wieczór.

W słońcu. W nadciągającym zmierzchu gorącego lata.
Gdzieś tam, w przestrzeni pustego pokoju. W opuszczonym teraz miejscu.

Siadam pośrodku na samotnym krześle
i wpatruję się w czerwonawą smugę,
która pełznąc po podłodze, przymila się do mnie w jakiejś nostalgii przemijania.

Zmierzch zalewa ściany,
jakby to było
powolne
zamykanie powiek.

Teraz,, kiedy przychodzą do mnie wszystkie te zjawy.

Czymkolwiek są.

Czym
one są?

Nie
wiem.

Nic
nie
wiem.

Nie mają w twarzach wzruszenia ani trwogi.
Takie obojętne oblicza,
jakby wyszły ze starych fotografii o popękanej emulsji zwietrzałych barw.

W tle domy z drewna, kamienia i cegły.

Pełne ulice, tramwaje...
Fasady w słońcu.
Podwórza. Schody w półcieniu…

Mozaika
wejść
i wyjść.

Jawi się coś w tym spojrzeniu chiaroscuro. Jak w obrazach
mistrza Caravaggio.

Wychodzą skądś.
Przechodzą.
Zatrzymane w kadrze jakiegoś miasta unisono …

Drzewa
olśnione
blaskiem
.
Mury kamienic w świetle padającym z ukosa.

Pod grubą warstwą pyłu nawarstwione przez lata skamieliny przeszłego czasu.

Przeziera ze wszystkiego
jakaś dręcząca tajemnica słońca.

Faluje na wietrze.

Tu i gdzie indziej. Albo nigdzie. Albowiem nigdzie…

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-03-31)

***

*) Z jęz. starogreckiego: nostalgia za przeszłością, za dawnymi czasami, w których się nie żyło.

***

https://www.youtube.com/watch?v=Fnl28YLElaI


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Arsis

Arsis, 31 march 2024

Fernweh*

(Z cyklu: Określenia)

Patrzę. Spoglądam w dal. W tę przestrzeń senną, gdzie bezkres otwiera się cichą rozpaczą.

A, gdzieś tam — ty. I ty. I, tylko ty. Albowiem tylko ty, moja jedyna.
Spadasz na mnie wiatrem
z otchłannych pól. Wiatrem wonnym i tkliwym.

Idzie przez rozfalowane żyto uderzeniowy szturm jakiejś tęsknoty. Poprzez kwiaty
i cienie strzępiastych obłoków,
które snują się po tej ziemi ciężkiej…

… w której było coś
jedynie chwilą.
Albo nigdy nie było…
… bądź było, nie będąc wcale…

Słyszysz,
jakie to
ciche wszystko?

I w tej ciszy światło nasyca głębię,
wpadając mi prosto w ramiona rozwarte szeroko na przyszłość.

Otulam je. Przytulam. Przygarniam jak kwilące dziecię.

Trzymam je tylko przez moment, przez ten krótki moment. Bowiem uskrzydla się
i wzbija strzeliście.

Wywija się słowiczym śpiewem
w gałęziach topoli.
Smukłej jak palec na ustach.

Cóż takiego
stało się
przed chwilą?

To tylko przypomnienie,
błysk sennej iluminacji,
po której stałem się na powrót ślepy niczym pień pochylonego drzewa.

Ślepy
bez
ciebie…

Jak ten brodaty faun,
co zanurza swoje ręce w czarnej wodzie.

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-03-31)

***

*) Z języka niemieckiego: tęsknota za rozległą przestrzenią, za nieosiągalną dalą.

***

https://www.youtube.com/watch?v=crWM8ogZ18M


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Arsis

Arsis, 26 march 2024

La Douleur Exquise*

(Z cyklu: Określenia)

Ja też widzę. Widzę to. Tak, widzę. Spójrz tam, gdzie i ja spoglądam. A spoglądam w przesyt
nieba, w którym szumi rzeka bezkresnego czasu.

… i ten powolny przepływ obłoków niosących w sobie jakąś tajemnicę…

Widzę to!

A czy ty… Powiedz. Czy ty…

Kocham cię w tej tęsknocie przestrzeni i blasku.
W słońcu. W szeleście
nadbrzeżnych łodyg i traw…

Widzę tę całą jaskrawość,
którą i ty dostrzegasz.
I słyszysz całą tę muzykę ziemi.

I czujesz ją w muśnięciach spływających po twojej twarzy.

Skąd? Od kogo ten
powiew tęsknoty?

To westchnienie
jak ocean wielkie?

Rozmijamy się we śnie niczym mary pełne sennego znoju, co wrastają w ciszę
wieczornego wiatru.

Omiatasz mnie
włosami
i wzrokiem.

I w takim zbliżeniu
na grubość kartki papieru, źdźbła trawy…

W migocie liści. W światłocieniach.
W kontrastowym pejzażu chiaroscuro.

Powiedz mi.
I mów wciąż.

I jeszcze…

Wiesz? Płonę…

Tak oto toczą się w blasku spienione fale.
W plusku srebrzystych ryb opadających płetwą.

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-03-26)

***

*) Określenie z jęz. francuskiego oznaczające ogromny ból w sercu, z powodu pragnienia kogoś, z kim nigdy się nie będzie

***

https://www.youtube.com/watch?v=eXYcDf62WdQ


number of comments: 1 | rating: 5 | detail

Arsis

Arsis, 24 march 2024

Entropia

Zgliszcza. Ruiny. Zbutwiałe drewno połamanych stropów. W kurzu i pyle unicestwienia.
Wiatr szeleści liśćmi. Zamiata. Kołysze. Wiatr za oknami. W mojej głowie. We mnie
i wszędzie…

Coś tutaj, gdzieś, coś… Coś tutaj i tam. Albo nigdzie.

W powietrzu. W szumie.
W piskliwym szumie.
W skowycie. W astmatycznym oddechu nocy…

Ptaki. Słońce…

Nie. Tylko omszone kamienie i spróchniały konar zwalonej wierzby…

Coś się przemieszcza w swoim powolnym prologu pędu,
jakby zatopione w jakimś zaczynie nie wiadomo czego…

Wychodzą mi naprzeciw,
przerażając rozmiarami.
Idą w wietrze niezmordowani, niezmordowane.

Stąpają po swoich dawnych śladach poprzez śmiertelną ciszę.

Umarłem na powrót.
Umieram nadal
zmęczony zmartwieniem.

I wzdycham do cienia. Do nocy,
której wilgoć pokrywa rdzawą powłoką tory wśród ostów wysokich, lepkich i zgniłych.

Nadbiegają znikąd i giną w sinej otchłani mroku…

Gdzieś, coś…

Daleki odgłos pędzącego składu. Cichnący powoli w okrutnej przeszłości.

Czarna ziemia.
Miękka breja.

Błoto…

To tutaj…
Tak, pamiętam…

Samotne
drzwi
do umarłego…

Zgon opuszczonych domów a wokół truchła ciężkie jak przypomnienie.

To już jest obłęd tęsknoty o tym dawno minionym życiu.

Pośród wonnych maciejek ciągle te same twarze.
Choć z każdym muśnięciem w odrobinę innej korekturze zdarzeń.

Zacierane przez atrofię pamięci w projekcjach sennych imaginacji.

Zaciskam
powieki.
Otwieram.

Wokół jakieś galaktyki. Spiralne eseje.

Miliardy mrugających nie wiadomo do kogo neonów
nad pustymi witrynami sklepów.

A więc, znowu miasto.
Przesyt światła w tej nocnej scenerii.

Zakurzone szyby nieistniejących wystaw,
które oglądała kiedyś moja nieżyjąca już matka.

Tutaj szła, wracając z pracy do domu. I wraca nadal, mimo strasznej odległości.

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-03-23)

***

https://www.youtube.com/watch?v=8uKFlUuDgwE


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Arsis

Arsis, 14 march 2024

Grobowiec na atolu

Gdzieś na krańcu. Na krawędzi szkła, na zakrzepłej strudze krwi, zwisają resztki cienia
z kawałkami siwej sierści.
Te oto reszki, sponiewierane w tę i we w tę. Te oto tam i tam… Te oto…

Krew jakaś, jakby nie krew. Ale na pewno rdzawa smuga,
która drąży żelbetonowy mur przeciwatomowego bunkra. Rdzawa smuga. Smugi…

Nuklearne
purchle…

Zgrzybiałe,
zrakowaciałe narośla.

Napromieniowane błyskiem flesza w potwornym natłoku gorąca
jak spod kobaltowej lampy
z wyrzutami śmiertelnego strumienia.

Kto tam idzie? Kto tam się tak kolebie i chwieje?
Kto, albo co?

Czai się w półmroku i patrzy.
Wypatruje swojej ofiary
w cienistym tchnieniu, wielkim…

W częstokrotnych oddechach, coraz szybszych,
jak podczas sennego koszmaru, który naciera zewsząd piskliwym szumem gorączki.

I czeka na dogodny moment pośród ostów
rosnących między
czarnymi kamieniami.

Między murem a korzeniem.
Między czymś a czymś, między czymś a niczym.

Albo niczym
a niczym…
… w gęstej zawiesinie
sennego
unicestwienia…

W ciemnych kątach laboratorium
pęcznieją
nowotworowe guzy.

Naciekają sąsiednie ściany
w cichym szmerze nieskończonego wzrostu.

Na popękanych kineskopach martwych telewizorów
jakieś poruszenia,
odbicia zdeformowanych twarzy…

W wilgoci i kurzu poplątane, zleżałe taśmy od szpulowych magnetofonów.
W pokrywającym wszystko pyle czernieją nagłówki spleśniałych gazet
o kolejnych próbach wniebowstąpienia, gdzieś na Pacyfiku, wśród kokosowych palm.

Zatarte w połowie ślady
z resztkami
betonowych kołysek,
spalonych w potoku straszliwej radiacji.

Milczący świadkowie przeszłości.
Wielokrotnego wschodu słońca po niewłaściwej stronie.

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-03-14)

***

https://www.youtube.com/watch?v=RsTDKuZ4RsE


number of comments: 1 | rating: 3 | detail


  10 - 30 - 100  



Other poems: Drżenia niewidzialnych membran, Fluktuacje, Muslimowo. Szczypce śmierci, Norylsk. Nieskończony deszcz, Dudinka. Beton i stal, Nierzeczywista, Underground, W deszczu spadających ptaków, Nieuchwytne, Nadejście, Nokturn, Składasz się z ciągłych powtórzeń, Bądź, Weltschmerz *, Nic, Nie było tam nic oprócz pustki, Rozpad połowiczny, Śmiercionośny serwis gracza na trawiastym korcie, Kocham cię, Wychodząc w słońce światłością się staję, Obecność, Nieobecność, Złuda, Wyznanie majowe, Pamięć, Jasność enigmatyczna, Chciałem ci powiedzieć…, Biały szum, Stalker experience, W ciszy, Westchnienia w otchłani nocy, Zona (Strefa), I uleciał cały ten zgiełk, Abyss, Miłość jest pragnieniem, Anemoia*, Fernweh*, La Douleur Exquise*, Entropia, Grobowiec na atolu, Byliśmy we śnie, jesteśmy, Ptaki śpiewały o tobie, Schizoid man, Jesteś, Misterium III: Drugie przyjście, Misterium II: Kolęda, Cicho, Misterium, Twoja twarz w snopach jaśniejącego deszczu, To wszystko przybywa z samotności, Bo tak, Odejście, Rozpad pamięci, Psychodelium, Budowanie wieży, Ocean zapomnienia, Oczekiwanie, Byliśmy, Przeszywa mnie tęsknota twojego widzenia, Coś ruskiego się zwaliło, Dwie miłości, Operation Greenhouse, Truchła, maszkary, szkielety…, Biała melancholia, czyli życie w epoce oszołomienia, Tajemnica światła, Kocham, Unisono, Tutaj nie ma już nic, Rozdarcie, Drzewa, liście, wiatr…, Tęsknota w słonecznych prześwitach, Oczekiwanie, Zatrzymaj się, obejrzyj…, Preludium do wieczności, Otchłań zapomnienia, W kołysce dłoni mych, Spójrz na mnie, Immersja, Ohyda, Wiem, mamo, Umiem ciebie na pamięć, Poza nami, Kocham cię, Niespełnione, Kiedy tak, Idą poprzez mury, podłogi, szyby…, Miłość, Komorebi, Może, Migotanie, Opuszczenie, Otchłań martwego domu, Kocham cię, Ocean, Nie chcę, abyś była historią, Drżąca, Jest w nas, Nocne misterium, Ręce, dłonie, gesty..., Cienie, Na ile starczy sił, na ile starczy życia, Jesteśmy, Echa, Forsaken, Inny, Krzyk, Przebłyski szczęścia, Jesteś westchnieniem, Łąki pamięci, Wracam, Czy mnie znów słyszysz?, Byłaś, Do kogo to mówię? Do samego siebie, Zamiast wiersza o miłości, Suita na młoty i świdry, czyli remontowy hardcore, To, co zostało, Kobieta w gęstej czerni rozwianych włosów *, Idę, Bądź, Odejście, I omiata wiatr, Śnię, Ślad, Powrót, Cryogenic memory, Nighthawks, Matko, moja jedyna!, Epsilon Eridani, Miejsce oczekiwania, Chiaroscuro, Szczegóły milczące, Negatyw, Jesteś taka piękna, Strefa ciszy, Gdzie ucieka wiatr?, Widzę ciebie w ciągłych powtórzeniach, Maj, Cicha korelacja, Introversion VII: … spopielony tynk, Wasteland, Jesteś?, Miała takie smutne oczy, Trying to Kiss the Sun, Introversion VI: … metamorfoza kształtu, Point of Know Return, Nic, Powiedz..., Introversion V: … od nikogo, Insomnia, Rozbłysk,

Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1