Laura Calvados | |
PROFILE About me Friends (51) Poetry (103) Prose (3) Photography (46) Graphics (10) Postcards (19) Diary (94) |
Laura Calvados, 9 december 2012
Ślady po Saraj znikają.
Pamięć po Saraj znika. Głos
znika twarz znika uda usta
miedziane włosy lalki.
Krochmalona chusteczka,
kołnierzyk. Papierośnica.
Buty.
Klucze do domu. Klucze do domu. Klucze
do domu.
II
Tęsknię za tobą
http://youtu.be/nUDhwAphm_0
Laura Calvados, 6 december 2012
Przychodzenie do miejsc.
Przychodzenie miejsc.
Poszukiwanie.
Odnajdywanie. Odchodzenie
do miejsc. Odchodzenie.
Powracanie.
Po
wracanie.
Pamięć.
Laura Calvados, 24 november 2012
I
Królowa nic, tylko siedzi i czesze swoje złote włosy.
Mówią, że wróci zimą. Że wróci przed Świętami. Że jak właśnie spadnie z niej całkiem ten wielki śnieg. Za miesiąc, to znaczy, myślę i zawiązuję supełki na rogu sukienki, żeby pamiętać.
*
Kaj tylko przekazuje listy Królowej. Na adres w Heidelbergu; mówi, że wszystkie dochodzą, ale ja wiem, że Królowa nie czyta. Tylko czesze swoje złote włosy. I ogląda się w ciemnym lustrze.
Noszę wodę do pieca w małych rączkach; metalowe wiadro przecina skórę. Niania opatruje mi ranę. Niania boi się Królowej, mówi, żeby nie patrzeć za okno ani w lustro, żeby nie płakać więcej, bo Kaj już nie wróci. Niania nie wie gdzie on jest. Skulonymi palcami szybko żegna się trzy razy. Skórę ma słoną.
Królowa pisze w liście, że wróci, kiedy wróci i żeby nie być głupią i o nic już nie pytać. Tylko czekać cicho. Jest strasznie zajęta i nikt nie może tam wchodzić, tylko musimy czekać, choć wiem, że nie na mnie czeka i ja nigdy nie wejdę.
Wróbel w mojej kieszeni niecierpliwie kręci główką. - Jeszcze nic, mówię, wsypując w ciemność garść suchej jarzębiny.
Sanie są pełne lisich skór. Zimą Królowa wróci i będzie mnie całować po białych plecach i zamarzniętym czole. Teraz, kiedy wysyłam jeszcze te kolejne listy to Kaj mówi, że Królowa nie wierzy ale nigdy nie odwraca twarzy. Czegoś bardzo się boi.
Oczy masz wąskie jak szparki; zaciśnięte usta, malinowa kreska na ćwierć palca.
Królowa obiecała, że w końcu się spotkamy. Kaj patrzy za okno w stronę ciemnej ścieżki.
Wróbel wyfruwa z kieszeni. Nie będę więcej patrzeć w tę stronę. Nie mam cię czym karmić. Więcej nie pamiętam twoich białych oczu ani jakie masz zimne ręce. Złote włosy wielkie jak wschodzący księżyc zasłaniają mi rozsypane
wszystko.
Uwielbiam twoje lodowate pocałunki. Iskry jak łzy skapują mi wtedy po ramionach.
Laura Calvados, 12 november 2012
- zaparłem się Ciebie
z rozpaczy drzewo
nie chce mnie
przyjąć
Laura Calvados, 14 october 2012
I
Tego dnia kiedy Niemcy palili Żydów przed twoim domem twoja druga żona była jeszcze małą dziewczynką chowającą się w stodole na dźwięk spadających bomb. Dawno już nie nosiłeś tefilin, a twoja druga wnuczka, Saraj miała się właśnie urodzić -
za pięćdziesiąt jeden lat.
Tego dnia kiedy Niemcy palili Żydów przed twoim domem był wrzesień jabłonie w twoim ogrodzie na wzór boskiego - uginały się pod brzemieniem poznania dobra i zła. Pozostało ci trzydzieści pięć lat życia do mroźnej zimy ’76.
Tego dnia kiedy Niemcy palili Żydów przed twoim domem twój nowy Iradam błyszczał do słońca; walizki zatrzymane na granicy nie wróciły nigdy ażurowa serweta prezent dla narzeczonej skądinąd też nigdy nie wróconej spłowiała tylko nieco
na Majdanku
Laura Calvados, 4 august 2012
Saraj cała jest lękiem.
Miedziane druty na jej głowie drżą. Oczy bezpańskie psy porzucone ledwie, jeszcze śpią pod bramą; nie wejdą już nigdy.
Do domu wnosili nas wszystkich pojedynczo. Wywożenie było wspólne. Na jednym drewnianym wózku przeciążonym od ciał wszystkich sióstr (ciało Chaima wyniesiono osobno, był zupełnie taki niepodobny).
Saraj oszalała ze strachu.
Miedziane druty wypadły jednej nocy jak porażone gromem. Ciała spadały kolejno, wózek złamał się pod nami wreszcie, aż mężczyzna ukląkł z wysiłku wynosząc nas wszystkie na rękach, znowu pojedynczo. Patrzyłam jak Saraj zakrywa usta ręką tak, że nie było widać wcale twarzy, jakby miała tylko puste miejsce po wszystkim.
Saraj zabrała matkę.
Nikt nie wymienił imienia, nie padło ani słowo. Zamknięto pokój i tak drzwi zostały jeszcze wyważone; okna bez szyb. Dym gryzł mnie w oczy, choć widziałam tylko przez jedną powiekę. Zdjęto nam buty.
Saraj nie nosiła butów.
Ciała opadły na dno. Dół zasypano wapnem więc miałam znowu jeszcze bardziej białe usta. Śmiałyśmy się – małe dziewczynki - do swoich białych ust. Chaim leżał nieruchomo, jakby spał bardzo znowu zmęczony. Matki nie widziałam już nigdy.
Saraj z łysą głową nie wyglądała jak mała dziewczynka.
Nie tylko my byliśmy w dole, także inne małe dziewczynki podobne trochę do nas. Niektóre poznałam, choć miały zamknięte oczy i nie uśmiechały się. Wtedy już wiedziałam, że Chaim nie śpi; nie jest zmęczony. Z nosa, na białe wapno twarzy ciekła krew. Nie widziałam jego rąk, tylko inne, zupełnie obce, ciemne ręce jak zasypują nasz dół całkiem nagle robi się ciemno wtedy zaczęłam płakać, Saraj złapała mnie za ramię.
Na wszystko jeszcze raz opadły liście.
Laura Calvados, 25 july 2012
Saraj nie żyje.
IV
Po raz pierwszy zabito ją w pociągu. Także ja nie zdążyłam jej powiedzieć, że wyjeżdżam na Ałtaj; już raczej nigdy się nie zobaczymy.
Wzięłam w dłonie jej nieruchomą głowę: długo myślałam jaka jest do mnie niepodobna.
-
Saraj nigdy nie była podobna do nikogo. Najpóźniej ze wszystkich nauczyła się mówić. Nie ogoliła głowy. Nie modliła się.
Uciekła.
Matka ani ojciec nie płakali. Saraj nienawidziła domu. Nie kochała nikogo. Z jednym palcem obciętym za nieposłuszeństwo zawsze tylko milczała.
-
Saraj nie żyje.
V
Po raz drugi zabito ją w mieście. Saraj zawsze bała się miasta. Chodziła tylko jedną ulicą, po lewej wzdłuż muru. Na drodze Saraj stanął mężczyzna. Wysoki.
Saraj uklękła. Nie wstała.
Matka ani ojciec nie płacze. Nikt nie płacze po Saraj.
Ciernie wyciągam z palców co dzień rano. Krew ma kolor dojrzałych malin.
Laura Calvados, 22 july 2012
I
Święta Teresa od Dzieciątka Jezus nie sprawi, że okaleczona siostra wróci do domu, uzna swoją winę; na powrót ucałuje pierścień matki i płaszcz ojca. Ogolą jej głowę: miedziane druty opadną pod drewniany stołek. Chaim zamiecie wszystkie włosy niespiesznie zachowując jeszcze wbrew zakazowi jeden mały pukiel z głowy siostry (na potem jak powie) - może sie jeszcze przydać, kiedy będziemy próbowali znów ją przywołać.
II
Saraj wywieziono, żeby nigdy nie wróciła. Zapomniała jezyka, którym mówi. Więc wtedy właśnie, ona nie wróci.
Matka ani ojciec nie płacze. Nikt nie płacze po Saraj. Tylko jest cierń, wielki jak stare drzewo z ogrodu Synaj.
III
Cierń jest podzielony między cztery osoby tak, że każdy ma swoją część i ona wystarcza. Saraj nic nie wie o cierniu.
Albo też wie, ale udaje, że nie rozumie już nic w naszym języku.
Laura Calvados, 21 july 2012
Chciałabym wejść do twojego pokoju jeszcze raz, ale nie mogę.
Ręce czarne od jagód, zaciśnięte noszę w kieszeni. Wiem, że czekasz na mnie przy stole, ale matka nie pozwala ruszyć drzwi. Nienawidzę jej za to; co dzień mówię pacierz do świętego Józefa, żeby umarła. Nie mogę wejść do twojego pokoju, więc stoję pod twoimi oknami i myślę, czy mnie tam znajdziesz. Jestem taka płaska i mała, że mnie prawie nie widać, więc chyba i ty mnie nie widzisz - myślę sobie wreszcie, dlatego zmarznięta i zła wreszcie odchodzę.
Matka waruje klucz dzień i noc tak, że chyba już stał się częścią jej tłustego, wstrętnego ciała. Wydaje się, że nie ma szans; chyba nigdy już cię nie zobaczę. Dlaczego nie możesz po prostu wyjść do mnie? Przecież wszyscy podobno to robią. Ona nie odpuści, bo wie, że tam jesteś dokładnie właśnie i dlatego nikomu nie da wejść, tylko sama ciągle tam siedzi, że niby tylko ona ma prawo bo mówi, że cię urodziła przecież. Nienawidzę jej za to, ale już nie modlę się, żeby umarła. Myslę tylko o tym, żeby cię spotkać.
Jutro minie trzy lata.
Laura Calvados, 22 may 2012
I
kiedy zmarli wstają z grobów płoną
domy, które wybudowali; giną
zwierzęta, które przynieśli; kobiety
milkną, tracą słuch; piersi
wysychają źródła Eufratu
II
matki noszą wodę w kamiennych stągwiach
zmarli przychodzą po matki uspokajają
czarne twarze poją mlekiem (matki
nie ustają w płaczu)
III
cierpliwe zwierzęta wracają na dźwięk
twojego głosu Adonai utulić matki
zmarłych (matki
nie ustają w płaczu)
IV
kiedy zmarli wstają z grobu kamienne
stągwie pękają milion lat potem matki
wchodzą do źródła; kiedy zwietrzałe ciało
usypane z popiołu roznosi wiatr znad Morza
Czerwonego
-
twoje spierzchnięte wargi pełne soli całuje
wąż
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
24 november 2024
0018absynt
24 november 2024
0017absynt
24 november 2024
0016absynt
24 november 2024
0015absynt
24 november 2024
2411wiesiek
23 november 2024
0012absynt
22 november 2024
22.11wiesiek
22 november 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 november 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
21 november 2024
21.11wiesiek