Julka | |
PROFIL O autorze Przyjaciele (5) Książki (1) Poezja (37) Proza (1) Wideo wiersz (3) Pocztówka poetycka (12) |
Julka, 1 września 2013
Dudniły kroki po ulicach
błękit zasnuły czarne ptaki,
plując śmiercią.
Skowronki z pieśnią szły w szeregach
z nadzieją w sercach i odwagą
w złowieszczą mgłę.
Wiosenne twarze zachmurzone;
padały jak pod kosą kwiaty -
dlaczego? Za co?
Krew – życiodajny cud natury,
stał nominałem niewymiernym -
okup za wolność.
A dzisiaj - gdzieś tam, pośród lasu;
omszały i obrosły zielem,
leży kamień.
I czasem tylko dzika róża
zapłacze nad nim rosą z rana,
czy z wieczora.
Nie zapomnijmy że to było przecież...
Julka, 17 czerwca 2013
Słowo kocham - w każdych ustach miłość znaczy!
Nie skreślajmy go z pisowni ni z poezji.
Wszelkie inne, najwznioślejsze, brzmi inaczej -
i zwyczajnie trudno będzie w nie uwierzyć.
Słowo kocham żyje w sercach dobrych ludzi.
Nie daj Boże, by przestało kiedyś istnieć.
Co wzruszenie, czy też skruchę w nas obudzi?
Lub uczucia, wciąż potrzebne najprawdziwsze…
Tkliwość bliźnich zapisana w prostych słowach,
Jest przesłaniem dla najbliższych jak modlitwa,
niekoniecznie musi pojąć wymiar Boga,
gdy potrafi w głębi serca szczerze wytrwać.
Piszmy pieśni o dobroci - nie o niczym.
Piszmy wiersze nieskażone marginesem.
Znów bardowie powracają na ulice -
znów historia naszą polskość w świat poniesie.
Julka, 15 marca 2013
Nie do wiary
Posłuchajcie opowieści -
ale numer, ale heca!
Toż to w głowie się nie mieści -
kto księgarnie wciąż zaśmieca.
Dzierży imię grafomanki;
ciągle krzyczą – nic nie warte!
Więc samotnie staje w szranki
Z białym duchem - i w zaparte.
Wydać gnioty wbrew elicie?
Mieć odwagę, - czyste kpiny!
E tam kpiny – samo życie.
Wciaż fałszywych świętych czcimy.
A przykłady widać jasno.
Tam gdzie wynik sam się pisze,
chociaż krytyk nie przyklasnął,
czytający drążą ciszę.
Kpiny grubą nicią szyte,
że banały – ciut pokory!
Licz się z licznym czytelnikiem -
co banały czytać skory.
http://pisarze.pl/component/chronocontact/?chronoformname=Wydawnictwo
Julka, 14 marca 2013
Są na świecie rożni ludzie
i uczucia różnej miary.
Czasem łatwo ulec złudzie
znając przyjaciela zarys.
Czas arbitrem bywa szczerym;
wyda niecne poczynania
i z niepewnej atmosfery
twarz ukrytych prawd odsłania.
Gdy w uścisku czyjejś dłoni
bicie serca się usłyszy,
czy pomyśleć można o nim,
że nie skrzywdzi nawet myszy?
Julka, 12 stycznia 2013
Niepewność
/Adam Mickiewicz/
Niepewność
/parodia - Julka/
Wolę udawać, żem nie jest rogaczem,
lecz szlag mnie trafia, kiedy cię zobaczę;
Że zadowalasz obleśnego głąba
I jeszcze kasy wciąż ode mnie żądasz.
A mimo tego, dręczy mnie pytanie:
Czego ja nie mam? Co widzisz w tym chamie?
W oczach mi stoisz, podobna do głazu
Odwracam myśli od twego obrazu;
Przeklinam chwile, gdy się po nich kręcisz
I jak ta żmija, wijesz się w pamięci.
I znowu sobie zdaję pytanie:
Czego ja nie mam? Co widzisz w tym chamie?
Z tej nienawiści roznoszą mnie żale,
Że nie panuję już nad sobą wcale;
Nawet uciekam od znajomej drogi,
By w takiej złości nie wejść w jego progi -
Gdzie jest odpowiedź na moje pytanie:
Czego ja nie mam? Co widzisz w tym chamie.
Życzenia śmierci tobie bym nie skąpił,
I po truciznę do piekła bym wstąpił;
Dziś zamiast żądzy, gorzałką się poję,
by cię utopić w niej razem z tym gnojem.
I znowu sobie zdaje pytanie
Czego ja nie mam? Co widzisz w tym chamie.
Czasem gdy wściekły, nienawiścią płonę,
Straszna myśl moje jestestwo owionie,
Że trzeba skończyć to haniebne życie;
Lecz widzę obraz – jak się ucieszycie,
Który mi nowe zadaje pytanie:
Kiedy zmądrzejesz - ty głupi bałwanie?
Kiedym to pisał, diabeł myślą władał,
Wszystkie te słowa w rymy mi układał;
Aż się zdziwiłem, nie wierzyłem sobie,
Że nie spostrzegłem i co on chce, robię;
Więc zapisałem na końcu pytanie:
Czy to nienawiść? Czy to udawanie?
Julka, 19 listopada 2012
Lubię kiedy kobieta
/Kazimierz Przerwa Tetmajer/
Lubię kiedy mężczyzna
(Parodia – Julka)
Lubię, kiedy mężczyzna szaleje w napięciu,
kiedy jak dzikie zwierze grąży się w przejęciu,
oczy pałają żądzą, usta plotą brednie
i wargi ślepo błądzą za zdrojem bezwiednie.
Lubię, kiedy rozkoszy pragnie oniemiały,
I drżące wbija palce, pastwi się nad ciałem,
Sapie, jak rozpłodowy byk ciężkim oddechem,
wtedy ja się odsuwam z szyderczym uśmiechem.
I lubię ten wstyd, kiedy duma mu zabrania
przyznać się, że nie sprosta sile pożądania.
Syci ją, a w efekcie nic się nie odmienia,
z drwiącą miną przenikam lękliwe spojrzenia.
Lubię, gdy się przemienia w padalca koło mnie
pokonany, malutki i zły nieprzytomnie.
Lubię bujać w obłokach, figle takim płatać,
co myślą, że są pępkiem kobiecego świata.
/ Julka/
Julka, 6 września 2012
Do kraju tego gdzie kruszynę chleba
podnoszą z ziemi przez uszanowanie
tęskno mi Panie
Norwid
Skrzypnęła zawiasami zardzewiała brama.
Witały mnie jaskółki spod zmurszałej strzechy;
sekretne zakamarki i młodzieńcze grzechy.
zaszeleścił dąb stary, o dziwacznych planach.
Tęsknota w oddaleniu wciąż jest taka sama.
Zmówi się wspólnie pacierz, klęcząc przed obrazem.
Do każdego posiłku usiądziemy razem.
Wtem - bocian zaklekotał nowych czasów dramat.
Kto teraz mówi pacierz wraz z całą rodziną?
W starym domu zostały tylko te wspomnienia.
Godziny się skurczyły, dawny zwyczaj minął.
chleb dzisiaj się nie liczy tak, jak limuzyna.
Lecz kto ceni wartości, zwyczajów nie zmienia,
i szacunku do chleba, nauczy też syna.
Julka, 8 lipca 2012
Wydawać by się mogło, że za każdą maską,
fałszywa twarz się kryje - i można odgadnąć
według własnej koncepcji skuloną niejasność.
Lecz to balansowanie – nie jest miarą żadną.
Kiedy poranne słońce aż raziło w oczy,
nie śmiały się pokazać na jawie potwory.
A gdy jasność pochłonął oligarcha nocny,
duch do sennych majaków okazał się skory.
Ociemniały nie maca z próżności przed sobą.
Nie pyta, czy niebieskie są jego źrenice.
Nigdy nie wie, co nagle stanie się przeszkodą.
Któż jest pewny, że poznał jego tajemnice.
Jeża można podziwiać, choć nie można głaskać.
Skryty w ciszy nie zawsze marzy o oklaskach.
Julka, 9 kwietnia 2012
Zmienia się pogoda, wszystko bywa zmienne.
Szaleje przyroda, a szczególnie w maju.
Czemu tak uparcie nosisz swe kamienie
z zasępioną miną, gdy inni śpiewają?
Popatrz ile kwiatów na wiosennej łące.
Są lekkie i piękne, zechciej coś odmienić.
Pozwól, żeby cienie rozświetliło słońce,
spróbuj nosić kwiaty, zamiast tych kamieni.
Stwórca czyste niebo zawiesił w błękicie.
Błękit tonie w chmurach, kiedy lecą gromy.
Podatny zjawiskom, człowiek swoje życie
marnuje w słabości – siły nieświadomy.
Julka, 9 kwietnia 2012
Tylko śmierć jest pewna
Gdzie przebywałeś Boże, kiedy Cię nie było?
Skąd Ci przyszło do głowy stworzyć świat i ludzi;
potrzebne akcesoria, nienawiść i miłość,
i odchodzenie jednych, by przyjść mogli drudzy.
Po wszystkim się schowałeś w majestacie bożym.
Gdy upłynęło czasu bez zasięgu wstecznie,
człowiek wygodne mity jako prawdy mnożył.
Zlepił ojca i matkę, co żyć mieli wiecznie.
Lecz zwalił im na barki swej rozpusty winę
za sprawą pośrednika, sprytnego szatana.
A kobiecie przypisał kuszenie ewine -
i tak powstała farsa do dziś powtarzana.
Czy wygoniłeś z raju Adama i Ewę;
przekląłeś dozwolone kazirodcze plemię?
Skutki przekleństwa widać, lecz nikt tego nie wie,
czy było tak naprawdę - miłość karą w gniewie.
A gdy rozpustny człowiek tonął już w przewinach,
niedaremnie się podszył w podobieństwo Twoje .
Przebiegle rozumując, wymyślił Ci syna
na odkupienie grzechów, zmartwychwstania zdroje.
Niejeden świętej prawdy zrozumieć nie umie.
Wierzyli w to uczeni, wątpiła czereda.
Czy syn zostawił światu dowody w całunie?
Bogów się namnożyło - tylko śmierć jest jedna.
Julka, 7 kwietnia 2012
Itak i nie
Rozsiądźcie się wygodnie i zamknijcie oczy.
Medytacje rozpoczną delikatne tony,
jakby leniwy strumyk doliną się toczył
monotonnie pluskając; albo ożywiony
w zacienionym ustroniu pośród drzew pomyka
i coraz głośniej pluszcze w nierówne kamienie,
a w tle świergoty ptaków i arie słowika
wyobraźnią scalone, myśl nadąża przenieść.
Idźmy ścieżką za biegiem muzycznej przygody,
która czasem przycichnie, brzęcząc trzmieli rojem,
jakby przez ciało płynął spokojny nurt wody
i w zasłuchaniu znikły ciągłe niepokoje.
Trwać medium w zagubieniu; nie wracać do siebie.
Nie dogasać na zgliszczach, nie płakać nad nimi.
Lecz nagle głos wyrywa dziury w złudnym niebie,
wwierca się z nachalnością tak, tak - jak na kpiny.
Tak powiedz sobie tak, tak, a bunt cię roznosi,
i wszystko w tobie krzyczy; nie, nie, nie - broń Boże!
By czasem nie przytaknąć tobie ślepy losie;
nie jestem psem – to po co wkładasz mi obroże.
Julka, 6 marca 2012
Kobieto – siostro, matko, żono,
ósmego marca - jesteś wielka!
W tym dniu mężczyźni kasę trwonią -
tej kwiat, tej serce, tej butelka.
Albo drobiażdżek jakiś złoty,
lub słodki całus, życzeń karta.
Ważne gdy czynią to z ochoty
i mówią - jesteś tego warta!
A przy tym ogniu dwie pieczenie,
nierzadko upiec im się uda,
gdy jakiś skryty grzeszek drzemie.
Przymilne gesty czynią cuda!
Och wy mężczyźni – ideały,
czym byście byli bez kobiety?
Dajcie się kochać przez rok cały.
Ona wciąż jabłko ma – niestety.
Julka, 6 grudnia 2011
Jesteś mi tak bliski, choć przestrzeń nas dzieli.
Każdego dnia czulej całujesz mnie słowem.
Masz w swojej skarbnicy rzadki dar wymowy,
w wyrażaniu uczuć na listowej bieli.
Zasypiam z tęsknotą w błękitnej pościeli,
czuję że ktoś lekko gładzi moje włosy,
i szepcze cichutko, zostań ze mną - proszę.
Jak zaczarowana przytulam się śmielej.
Dzień odsłania niebo szarą mgłą spowite,
deszcz po szybach spływa, wiatr kołysze drzewa,
wyczekuję nocy - tęsknię za błękitem.
Niespokojne serce drażni ptasi śpiewak,
niepewność wydziera krzykiem myśli skryte.
Wymarzone szczęście z wiatrem się rozwiewa.
Julka, 5 grudnia 2011
Dlaczego wyśmiewają sławienie miłości?
Preferują nijakość bez sensu i celu.
Przeciwnicy harmonii - wymyślili czeluść,
zsyp na słowika, gdy ich antynomię złości.
Od kiedy kawalkada wyruszyła szumnie,
straciły barwę serca, uczucia, i kwiaty.
Depcze sklepienie nieba, idąc szarym światem-
na kwiecistość języka nonszalancko plunie.
Choć natura umiera pod butem człowieka,
obudzą się z hipnozy przyszłe pokolenia.
Uderzą laską w skałę, znów popłynie rzeka,
przez zdeptane lazury, po minionych cieniach,
które przeżyły swoją świetność wymuszoną,
na błazeńskich czerepach, z królewską koroną.
Julka, 28 sierpnia 2011
Zamknięte w głuszy myśli, łopocą skrzydłami,
jak ptaki zdolne latać, uwięzione w klatce.
W odrętwiałym sam na sam, przewodzą nad nami
i wtedy bardzo chcemy w czyjeś oczy patrzeć.
Gdy się zmienią w dźwięk głosu, martwieją powoli,
dając się nieść w potrzebie chęci pustelnika.
Obnażona natura bez tamy swawoli,
spragnionemu słuchacza, łatwo się wymyka.
Wyjęte kosztowności w przypływie słabości,
nierzadko lokowane są zbyt lekkomyślnie.
Nie czynić wbrew logice, byłoby najprościej,
lecz jak przekonać język - żeby zechciał myśleć.
Julka, 28 sierpnia 2011
Korzyć się dla siebie – czynem, a nie swadą.
Szybko się rozwieje, bez znaczenia zginie,
nie pozostawiając namacalnych śladów,
ani o poprawie, ani zmytej winie.
Czymże jest modlitwa? – Pokorą przed Bogiem.
Z naszych serc zrodzona, najczęściej w potrzebie.
A on jest przestworzem, więc go dotknąć mogę,
własną wyobraźnią widzieć tak jak siebie.
Reszta jest legendą, starą jak Bóg Ojciec,
tworzoną przez wieki, by się nim zasłaniać.
Znaczące umysły, hołdując głupocie,
wymyśliły Boga z toporem nad nami.
A on jest tym, czym chcesz żeby był dla Ciebie.
W niczym nie przeszkadza, i o nic nie prosi.
Sam wybierasz miejsce - czy w piekle, czy w niebie,
gdyż piekło i niebo - w swojej duszy nosisz.
Julka, 26 sierpnia 2011
Gdzie ma go szukać oślepły wędrowiec,
o białej lasce w zachwyty ubogi.
On nam ze swadą słowem nie opowie,
choć niestrudzenie zdąża w jego progi.
Czeka jak więzień za murami celi,
na wolność, z której jemu się wyłoni.
Słyszane co dzień, ciemną noc z nim dzieli
w wyobrażeniu i dotyku dłoni.
Ociemniałymi bywają widzący.
(Bez wrażliwości zmysłów nie nasycisz.)
ich wszystko na nie - wizję piękna mąci.
W duchowej pustce mkną w pościg za niczym.
Piękno aż krzyczy byśmy je poznali.
Jesteśmy życiem i jego zasłoną.
Piękno to wieczność, mówił Gibran Khalil
Wieczność i piękno - Matki Ziemi łono.
Julka, 15 sierpnia 2011
przynieś mi w podarunku kanciaste kamienie
róże to już przeżytek, patetyczny banał
znajdź jakieś nowe słowa daj im inne brzmienie
wciąż szepczesz kiczowato - ten kram już nie dla nas
wymyśl czym mnie tak bardzo[*] - zadziw pokolenie
transkrybuj rzeczowniki jak nikt jeszcze dotąd
dlaczego chcesz być ze mną cała w słuch się zmienię
rzuć zdaniami ekspresji nie jak wszyscy plotą
Amor to byk z rogami często strzela z procy
ręce mu wyrastają na każdą potrzebę
zapomnij wyraz kocham gdy chcesz w lewo zboczyć
wtedy będzie ci sfinksem świnią lub amebą
ze zrozumieniem pojmę choćbyś zakodował
codziennie zbieram klucze do enigmy czasu
i jakże mnie rozpiera duma narodowa
że biorę udział w uczcie - niezwykłych frykasów
Julka, 14 sierpnia 2011
godoł górol do górola
dwie głodziny godoł
jakoz ciyzko młoja dłola
tamtyn nic nie podoł
wiys có jo do ciebie godom
przeciek zdar juz gybe
za guptokiym nie przepodom
cóz to zgrywos rybe
i łocios mu nie ulzyło
pedzioł a do corta
modrymu by wystarcyło
gupiymu nie worto
wreście tamtyn tak płowiedzioł
modro twłojo młowa
jo zek myśloł cichło siedzioł
przezuwołek słowa
nie tyn modry có łodpowiy
a nic nie rłozumiy
a tyn có ułozy w gowie
i łodpedzieć umiy
Julka, 13 sierpnia 2011
Dopóki wciąż tu jestem, chcę poznać nieznane.
Węże wspomnienia syczą, wypełzają cichcem.
Nieokiełznane wolą, moich myśli panem,
ukazują obrazy, których widzieć nie chcę.
Nie do wiary, że człowiek, tyle przeżyć może,
jakby był niezniszczalny, nie do pokonania.
Obdarzony mądrością, krzywdy od współ-stworzeń,
tarczą rozsądku zmoże, dobro chcąc osłaniać.
O ślady moich kroków, rozsianych po świecie,
znaczących między byłam, jestem, dokąd będę?
Znikną drogi, lecz trwania wicher nie wymiecie.
Niewidzialna tam jestem; rozproszona wszędzie.
I coraz mnie ubywa, coraz bardziej ginę.
Dróg niewiele zostało, jak sił do przebycia,
czas wyznacza granice i istnień krainę,
zmienia przeszłość nie wiedząc, że nadejdzie spryciarz.
Julka, 12 sierpnia 2011
Wtargnął do nieba błyszczący złotem,
pewny swych zasług na bożej ziemi.
A Bóg powiedział - wrócisz tam kotem,
by swoją butę w pokorę zmienić.
Poznasz co czuje bezbronne zwierzę,
gdy ktoś cię kopnie, zdzieli kamieniem,
wtedy zrozumiesz, że w równej mierze,
wszystkim stworzeniom dałem tę ziemię.
Julka, 5 sierpnia 2011
Dlaczego kotom nie dał Bóg mowy?
Nie mógł wymyślić słów w żaden sposób.
Ginące w mękach stają się słowem
w kocim języku, rozpaczą głosu.
Kiedy świat stwarzał, wizję roztoczył.
Opatrzył w serce każde stworzenie.
W dobry wzrok koty na żywot nocny,
a ludzi w duszę z czystym sumieniem.
Kłos się kołysał ziarnem do ziemi,
żeby się człowiek i zwierz nasycił.
żadnej różnicy nie czynił z niemi.
każdej istocie dał śmierć po życiu.
Lecz nie pomyślał co będzie potem,
że taka sama krew cieknie z rany
i równą w bólu znosi golgotę
człowiek, czy zwierze poniewierane.
Kiedy zobaczył nieludzkie czyny,
Nad bezbronnością, opieką zwane,
śmierć i cierpienia bez żadnej winy,
pomyślał - człowiek kupczy z szatanem.
Wszedł między zboża, kłos w górę zsunął,
zostawił czubek dla psa i kota.
Odszedł do nieba, skrył się za łuną,
przygotowuje sąd po żywotach.
Julka, 2 sierpnia 2011
Kiedy były małe, ściernisko kłując ubóstwo,
sklejało palce lepką czerwienią. A później,
zaczęła się stroma kamienista droga
i poszukiwanie własnego skrawka świata.
Kamienie dorastały podobnie jak stopy,
bezwiednie związane ze sobą na dobre i złe,
tak nieodstępnie, od miasta do miasta.
Pod chmurami - razem, choć nie w jednym celu.
Mnożyły upadki (niby niechcący,) a tak boleśnie.
Świetliki nad bagnem i metamorfoza.
A gdy rosły kwiaty, padały deszcze, balsam
na gojące się rany - i znów świeciło słońce.
Najgorsze są niepożądane zaskoczenia.
Przeleci prosta linia, która już nic nie znaczy.
Zimne stopy staną w pozycji pionowej
i tylko - niewiadoma długowieczność.
Julka, 1 sierpnia 2011
Pierwsza wybucha z pąka najpiękniejszym kwiatem.
Nie ma dla niej przeszkody nie do pokonania.
Zjawia się nagle wiosną, ma kolor szkarłatu.
Otwiera bramy niebios, piekielne zasłania.
Najczęściej traci skrzydła i spada z błękitu.
W piekle straceńców świata wyobraźnią kona.
Wnet nowe zaproszenie do szczęścia wyczyta,
na twarzy lata, które okaże się ponad.
Dojrzała i gorąca, wydaje owoce.
Pochłonięta bez reszty troską dojrzewania,
nie spostrzega, że blakną obrazy w pozłocie
i coraz bardziej proza poezję przysłania.
Spadanie w liczebności przytłacza ciężarem
srogiej tortury piekła z madejowym łożem.
Wydawać by się mogło - dzieje jak świat stare.
Gdzie odchodzi rozsadek, wszechmogący Boże?
Nim się kieruje jesień, mądra doświadczeniem.
Z ostrożnością przez wizjer obserwuje gości.
Nieskora z rozrzutnością dzielić serca mienie,
stara się rozszyfrować za czym bywa pościg.
Wreszcie przychodzi zima. Zmrozi serca lodem.
Amor połamie strzałę i wyrzuci w przestrzeń.
Jak dobrze, że pór roku w życia niepogodę
nie zabiera się w drogę, która czeka jeszcze.
Julka, 30 lipca 2011
jak ćma - oślepła w ogień lecę,
a gdy za mocno mnie przypala,
opuszczam nieprzyjazną świecę
i zrozpaczona błądzę z dala.
Uratowana od spalenia,
łatwo ulegam słabej woli.
Znów szukam ciepła przy płomieniach,
nie pamiętając jak to boli.
O Boże, czemu ciągle błądzę,
powracam na tę samą drogę.
Czy lubię cierpieć, ależ skądże.
Chcę żyć inaczej, a nie mogę.
O daj mi, Panie, moc przetrwania
lub płomień uczyń niegorący,
niech trzeźwość myśli mnie osłania,
nawet gdy wpadnę tam niechcący.
Julka, 13 lipca 2011
Jesteś skąpy przed i po, a to wielka wada.
Chcesz - nic dla mnie nie czynisz, sięgasz jak po swoje.
Pojęłam, gdy poznałam zwyczaje owada,
który dogodzić damie dwoi się i troi.
Nie dość, że wizerunkiem jesteś przy nim muchą,
ma na ogonie haczyk, a ty? Nic nie widzę.
Zdobywa dla niej prezent, czasem bywa krucho,
gdy się w Sidlisza sieci uwikła w intrydze.
Duża zdobycz. Dozuje limit- rozkosz dla niej.
Tylko czasem przywabi chętnego sąsiada.
Droga do apogeum usiana ćwiekami.
A dama? I z zazdrości i z posiłku rada.
Wyciągam z tego wnioski - od dziś będzie zmiana.
Prezent zadecyduje, dużo albo mało.
Przytargasz wór kiełbasy, może być do rana.
Skończyło się darmowe używanie ciała!
Pytasz skąd taki pomysł? To nie moja wina,
podglądałam owada - co dla NIEJ wyczyniał...
Julka, 12 lipca 2011
Kogo przychylny los ukołysze -
wieniec laurowy włoży na skronie,
sen go unosi w nocy zacisze,
serce wzajemną miłością płonie…
Lecz jakże dziwnie jest na tym świecie,
ludzie o takim szczęściu nie krzyczą,
ale gdzie spojrzysz, w wierszu, w gazecie,
słowa przeżarte smutkiem, goryczą.
W jednej istocie uczuć bez miary,
jak w wielkim kotle miesza się co dzień.
To chce umierać trawiona żarem,
to znowu jęczy, zmrożona lodem.
Stwórca się śmieje, widząc ten blamaż.
Dał wolną wolę i zakpił sobie,
za przewodnika dając szatana,
by za plecami człowieka pobiegł.
Z raju wygnani, wciąż go szukamy.
A szatan mówi - raj jest na ziemi,
i otumania nas wskazówkami -
jak łatwo żadnych problemów nie mieć.
Julka, 11 lipca 2011
Myślisz głupku, że ja jestem autobusem?
Gdzie się wpychasz ponad normę w czasie szczytu?
Nie myśl sobie, będzie jak chcę, nic nie muszę.
Już niejeden ci autobus dupę wytłukł.
I uważaj, bo zajedziesz za daleko.
Czuwaj nad tym, by wysiadki nie przeoczyć.
Zapomniałam przez twój zapał, ech, człowieku,
no wiesz o czym - przestań pieprzyć, bądź uroczy.
Jak się wdarłeś, to niech frajdą będzie finał.
Nie dla ciebie, tylko wspólny, albo biada!
Nie poradzisz, to nachalnie nie zaczynaj.
Może ci się tylko przyśnić autostrada.
Gdzie ten cymbał?
Julka, 10 lipca 2011
Czasem, choć nie chcę, piszę wiersze smutne,
kiedy się nie śmieję, ale i nie płaczę.
Czart siedzi w sednie, połamał mi lutnię,
bezsens obrazy przekręca dziwacznie.
W mrocznej przestrzeni zagubiłam duszę,
i tylko cienie szarą mgłą spowite.
Magicznym kołem Wenera porusza,
promienie szczęścia pryzmat łamie świtem.
Mylne złudzenia nikną w mocy słowa.
Topię w odmętach pamiątki matacza.
Ciesz się z istnienia - tak niejeden powie.
Nie wie, że czasem i rzeka zawraca.
Nim wieczne mroki nad triadą zawisną,
nim władca czasu zadzwoni niemile,
kto zna na życie receptę magiczną,
która je szczęściem w zmierzchaniu upije.
Julka, 8 lipca 2011
Jesteś jak zachód słońca - zwiastunem ciemności.
Przez ciebie coś się kończy, czego nie zatrzymam.
Wizerunkiem pozujesz przemęczeniu w czynach,
kaprysem tego świata zapraszając w gości.
Udajesz, że się wcale nie męczysz przed metą.
Bieg z zadyszką na pokaz, chęć niemalejąca,
lecz coraz trudniej będzie nosem chmury strącać.
Wiem symptomie jesieni, wiem, wiem - to już nie to.
A czy się komuś marzy ta szczęśliwsza ziemia,
bez końców i zachodów, choć płaczący w splinie ?
Czasem przychodzi we śnie, ale mnie tam nie ma.
Są zielone ogrody, tylko nie wiem czyje.
Jest pod dostatkiem ciszy, spokoju i cienia,
lecz ja kocham hałasy wśród słów - jestem, żyję!
Julka, 6 lipca 2011
Tybetańskie gongi, tybetańskie dzwony,
prowadźcie w nieznane, w wyobraźni nisze.
Kołysana dźwięcznym, miło brzmiącym tonem,
widziane obrazy wyraźnie zapiszę.
Zaczęła się podróż wesołym akcentem.
Rozbawione słońce lizało skraj lasu.
Rozświetlona zieleń, skradła nimby święte,
migotała w tańcu - wtem słońce przygasło.
Zacienioną głuszą pasmo nowej drogi,
gliniastej i grząskiej, leśnym duktem zwanej,
wiodło wśród przyschniętych, w igliwie ubogich,
szarych świerków, czyniąc w wyobraźni zamęt.
Smutny pejzaż lasu doszedł do polany,
tak mi dobrze znanej, jakbym tu już była.
Tybetańskie dźwięki, wtórujące tony,
obudziły w sercu zapomnianą miłość.
Okruchy radości zmieniły się w rzekę,
wśród kamiennych głazów płynącą pieniście.
Kiedy przerażona zaczęłam uciekać,
znów ten sam brzeg lasu, słońce, rude liście.
Tybetańskie dzwony ścichły w tle ponurym,
przed oczami miałam szmaragdowo-szary
obraz krajobrazu, jak martwą naturę.
Zamiast dzwonów - głośno bijące zegary.
Julka, 29 czerwca 2011
Mądry Stwórca zrozumiał potrzebę istnienia
zaczynając na niczym stawiać pierwsze kroki.
Pomyślał, co uczynię, niech ma sens głęboki.
Wyciągnął rękę mówiąc - niech się stanie Ziemia.
Sześć dni ciężko pracował, każdy czyn oceniał
na wieczność parafując rzecz swoim imieniem,
a gdy stworzył człowieka, tchnął w niego sumienie,
by z rozsądkiem używał głowy i ramienia.
Siódmego dnia spoczywał, lecz go nurtowało,
czy nie za długie ręce przypiął człowiekowi.
Może jeszcze wszystkiego będzie mu za mało?
Gdy zapomni żyć z sensem, jeśli się znarowi,
zniweczy moje dzieło, (co by się z nim stało;)
Ale zasnął zmęczony, a sens został w słowie.
Julka, 27 czerwca 2011
Wśród niezbadanych kniei, urwisk i ostrych skał,
snuła się kręta droga, wtem ktoś zawołał chodź.
A na każdym zakręcie, drogowskaz mylny stał,
wskazywał cztery strony, lecz w jedną z nich się szło.
Jak wybrać odpowiednią, by znaleźć wspólny cel.
Wcale nie było łatwo przez zagmatwany szyk.
Choć dwoić się i troić - choć włos na cztery dziel,
zdawało się już blisko i nic - pryskało w mig.
Rozterka była ciężka, ważyła kilka ton.
Szumiała nurtem rzeki, męczyła strasznym snem.
Uginały się mosty - po co taszczyłam ją?
Wgryzła się w życia sedno - teraz na pewno wiem.
Wybrałam nie tę drogę - zgubiłam strony trzy,
lecz w mąk przeobrażeniu diament osiąga szlif.
Z trudem zdobyta wartość pomaga dalej iść,
zrozumieć, że omyłkę najlepiej nazwać NIKT.
Albo nic
Julka, 26 czerwca 2011
to była trudna walka o włos co istnienie
zwiesił na samym końcu nad urwiskiem gdzie się
błyskawiczna myśl rodzi czego można nie mieć
gdy się urwie i spadnie tam gdzie jeszcze nie chce
wszystko było a w niej już nie było niczego
czerwony świt i przestrzeń szarością spowita
przed oczami migały czarne płaty śniegu
myśli się rozpłynęły pozostał z nich cytat
kiedy się rozwidniło nikt nie miał aż tyle
bogactwa nigdy w życiu jakie odzyskała
całą ziemie i słońce i żółte żonkile
nie mieć to znaczy nie być - mieć to kwestia ciała
Julka, 24 czerwca 2011
Pedziała Hanka tak dło Walusia,
(bo cósik i ta pewnie przeskrłoboł)
Łod dzisiok nie śmys mie w nocy rusać
i przezwała gło łod dzieciorłoba
Młozes sie teros wynieś dło Józki.
Tam kozdy ze wsie mo costke swłojo.
Walek znoł có tło Hanki płogrózki.
Wiedzioł jak sie je w chałupie błojo.
Dar sie, Hanusia - jo sie zabije.
Chytkło płomierzył deski w stłodole,
myśloł, ze mu sie ciśnie na syje,
łoześmioła się i płosła w płole.
Kie sie wrłociła, trumna zrłobiono.
Płoźrała chytkło na łopis wieka.
,,Zegnoj Hanusiu - kłochano zono,
zlekcewozyłaś zycie cłowieka."
Płodniesła wiekło i zbledła cało.
Waluś tam lezoł, naprowde zimny.
Tak się mu zycie zakłójcyć miało.
Uwiyrzciez, nie był nik tymu winny.
Tak cy inacy, tło by się stało.
Przypodek inło wzion śmierz za kpiny,
kie mu kozała łopuścić ciało.
Nik nie zno miyjsca, ani głodziny.
(Regionalną gwarą podhalańską)
http://www.youtube.com/user/PortalPisarski?feature=mhump/c/10/hZbMSwIk8gk
Julka, 22 czerwca 2011
Nienasycony potwór o łapczywej paszczy,
pożera sens myślenia, mózg zasklepia woskiem.
Zdrętwiałe lękiem ciało na boczny tor taszczy
i wmawia nieustannie, że to wola boska.
W zniewolonym umyśle niezdarnie się plączą,
rozbite szczątki echa, dudnią coraz głośniej,
jak pędzący po torach, nieskończony pociąg.
Ścisnąć głowę i krzyczeć - szatan w siłę rośnie!
Zamienia się w spirale niebiesko-czerwone,
tańczące przed oczami, jak w balecie cieni.
W tym nierealnym świecie, podświadomość płonie
omotana niemocą, nic nie może zmienić.
Uzurpator w przebraniu, śmieje się szyderczo.
Ufnością swej ofiary z biesem się podzielił.
Wiarą czyny zasłania, przed ołtarzem sterczy.
Przez tydzień służy diabłom, a bogu - w niedzielę.
Julka, 7 czerwca 2011
Gdzie jesteś przyjacielu, wołam cię strudzona.
Powiedz, gdzie się ukryłeś i czekasz daremnie
i jak ja nie potrafisz poprzeczki pokonać.
Jeśli szukasz podpory, spróbuj znaleźć we mnie.
Na razie z ostrożności - tylko palec podam,
nauczona przez życie nie szafować sercem.
Gdy weźmiesz całą rękę, znów mi będzie szkoda,
że jak zwykle z nadzieją dziurę w dziurze wiercę.
Przyjaźń ślepemu szczęściu białą laskę daje,
żeby mogło prowadzić idących samotnie.
Lecz moje zabłądziło wśród dziecięcych bajek
odpocząć od bezsensu, omyłek i potknięć.
Myślę, że pośród chóru skrzydlatych postaci
jest czarownik, co bajki w rzeczywistość zmieni.
I Hiob swojego mienia na zawsze nie stracił.
Wierzyć w cuda - to jakby mieć szczęście na ziemi.
05. czerwiec 2011 rok
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
25 maja 2024
25.05wiesiek
25 maja 2024
Nieuniknionevioletta
24 maja 2024
24,05wiesiek
24 maja 2024
ZłudaArsis
23 maja 2024
2305wiesiek
22 maja 2024
Wyśmienicievioletta
22 maja 2024
2205wiesiek
22 maja 2024
Litania dla GazyDeadbat
22 maja 2024
Światło i cienieJaga
22 maja 2024
Na końcu świataJaga