|
| smokjerzy |
| PROFILE About me Friends (18) Poetry (402) Prose (17) Photography (127) Postcards (3) Diary (92) | |
smokjerzy, 23 november 2017
posypiesz oczy popiołem świtu
zdemaskujesz ciszę pełną okien kościołów i zdrad
w małej klepsydrze uwięzisz całą krew
niech się przelewa
z godziny w godzinę ze snu w piasek
z bezczynności w głód
cieniom podarujesz imiona i przestrzeń
nakarmisz kota rozpalisz w kominku
z sufitu zmyjesz ślady stóp
wypijesz kawę o smaku i zapachu
kiepskiej puenty
smokjerzy, 22 november 2017
mam mózg
a udowodnił to już homo erectus w paleolicie
rozłupując kamiennym narzędziem
czaszkę nieuważnego antagonisty
mam cztery kończyny oczy do patrzenia
uszy do słyszenia nos do wąchania zęby do miażdżenia
to wszystko ma również świnia sąsiada
która nie wie że jej sensytywna dusza umrze
uwędzona na zimno w świątecznej kiełbasie
i ma to mój kot który do nieśmiertelności podchodzi
z zadartym ogonem
smokjerzy, 22 november 2017
oderwałem się od rzeczywistości
(znieczulony więc bezboleśnie)
teraz biegamy osobno
ona - szczęśliwa że pozbyła się idioty
ja - przeświadczony że jutro będzie lepiej
a w wieku stu dwudziestu lat chętnym odrastają zęby
przestałem również wierzyć
w dogmatyczną świętość weryfikacji
co pozwoliło mi na swobodne drapanie się po kostkach
oraz nałogowe picie soku z kiszonej kapusty
bez uciążliwego myślenia o możliwych konsekwencjach
komara uznałem za brata krwi
najwierniejszego przyjaciela czlowieka
jego prawo do bzykania
za niezbywalne
smokjerzy, 21 november 2017
tak
wystarczy zamknąć oczy
przestrzeń pomiędzy nosem a kwiatem
rozrasta się w nieskończoność
nagle zmartwychwstałego dzieciństwa
po raz kolejny umiera szara jaszczurka
bułka o smaku słońca łąki nieba
pachnie świeżo kręconym masłem i poranną modlitwą
staruszka z kołtunem na głowie i błękitem w oczach
czerpie wodę ze studni
głębokiej jak sen zmęczonego dniem chłopca
na drzewach rosną miecze
świetlista rusznica szlachetnego wodza
połyka roztocza z wyliniałego dywanu babci
w chwilę później wypowiada wojnę złu
czyhającemu w cienistych zaułkach baśniowego ogrodu
jezioro jest oceanem niespokojnym
ze zwalczającymi się okrętami zakazów i pokus
boską mennicą po brzegi wypełnioną drobnymi monetami
srebrno-złotych rybek
jeszcze raz brodata koza pożycza rogi od diabła
by zmierzyć się ze sztachetą w płocie
za którym kuźnia zionie soczystymi przekleństwami kowala
w smoczym ogniu dopala się lipiec
znów mogę biec bez końca bez końca przed siebie
ciągnąc ze sobą czystą radość bogatą kolekcję siniaków
wiarę w niezmywalny brud czystych rąk
biegnę z żywicą w płucach wiatrem w kieszeni
piaskiem we włosach
obok chichocząc pędzi w nieznane mój los
gnają jak sfora szczeniaków
szczęśliwe przypadki
tylko sens zwątpił w siebie tylko czas stoi
bo wie
że w końcu otworzę oczy
i zasnę
smokjerzy, 20 november 2017
a gdy odejdę to nie do gwiazd
na co mi blichtr zbyteczny blask
wystarczy dół i ziemi pył
krótka notatka (tu człowiek był)
kiedyś odżyję w rajskiej jabłoni
spoczniesz w jej cieniu perłę uronisz
a ja nieśmiałym gałązki dreszczem
i liśćmi ciszę swą wyszeleszczę
czujesz - jestem - kocham - nie płacz
smokjerzy, 19 november 2017
wciąż lgną do siebie dłonie
choć już pięćsetny
zachód zgasł
i nie wiem ile musi spłonąć
by znowu w dotyk
przekuć czas
ja cały jestem z wiatru ze światła
jesteś ty
aktorzy dwóch teatrów
tęsknoty jeden krzyk
wciąż
muśnięć pragną usta
niezapomniany twoich smak
nie tak
smakuje pustka to miało być
nie tak
na dworcu obcych światów
w międzyprzestrzeni
głodnych ciał
szept przeszedł w staccato
i umarł
tam gdzie stał
ja cały byłem z wiatru ze światła
byłaś ty
aktorzy dwóch teatrów
jednoaktowy krzyk
smokjerzy, 19 november 2017
dosiadłem siebie
wierzgał drapał gryzł
spadałem
szybciej niż katowski miecz
pode mną
ziemia wrastała w ciszę
smokjerzy, 17 november 2017
to z jego żebra
bóg stworzył patriotę (wyklętego)
kota (z sobie tylko wiadomych powodów)
maczugę (kij bejsbolowy do drapania się po plecach)
kominiarkę (żeby nie marzła twarz)
macicę (żeby mnożył się patriotyzm)
jednak bez zbędnej reszty - cała kobieta powstała
dopiero gdy patriota poskarżył się
że nie ma kto posprzątać
na koniec bóg unicestwił samego siebie
by w niczym
nie ograniczać swego dzieła
no i
stało się
smokjerzy, 17 november 2017
jest taki czas
złudzenie
taki sen
gdzie szept rozrywa ciemność
na strzępy eksplodujących oddechów
a dotyk spływa po skórze ławicami dreszczy
ciało pochyla się w ciele
na pięciolinii pleców dogasa ostatni krzyk
w nagłym rozpoznaniu
skłaniają się przed sobą szczyty
jest kształt kilku słów
co układa się w usta
i oczy
z których wypływa świt
tam kiedyś przybędę
w kołysce dłoni płochliwy ptak serca
składa ofiarę ze skrzydeł
tu jestem
tu czekam
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
10 november 2025
wiesiek
9 november 2025
wiesiek
8 november 2025
wiesiek
7 november 2025
wiesiek
7 november 2025
Jaga
5 november 2025
wiesiek
5 november 2025
wiesiek
4 november 2025
Jaga
3 november 2025
wiesiek
2 november 2025
absynt