Kasiaballou vel Taki Tytoń | |
PROFILE About me Friends (23) Poetry (99) Prose (16) Photography (10) Diary (13) |
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 25 june 2014
Ptak do którego nikt nie mierzył z procy
spadł mu z nieba delikatnie przechylił głuchawy
kapelusz. Ale pieczary są wytrzymałe. Potrafią
ostrzyć zęby na złomie. Miękko wygodnie pod ściółką
nadstawiać małżowiny polerować rondo. Kiedy kosze
pełne Najwyższego w przeliczeniu na twardy
nominał. Ten użyźnia rozrost słoniowych atrybutów. Spodnie
imitują zwierza wywrócone kieszenie składają się
w uszy. Wystarczy wysunąć trąbę.
W mrowisku sinusoidalny ruch o znamionach
posuwistych. W znakach w stygmatach w bólu
uszlachetnia się tylko purchawka. Krzyk umacnia
umoczonych w szambie które tym razem trąciło
leśną perfumerią. Im dalej dalej tym bliżej bliskich
tym niemniej coraz mniej fałszywych opieńków.
Panno Wiślana zdejmij przepaskę zrzuć
pas cnoty. Twoją piczkę toczy grzyb.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 16 march 2015
Kukałeś zaklinając pomyślność
w klatce ciepło ale bezwietrznie
Niegłodno jednak przyziemnie
Quasi Eden brukowany różnicami
na miarę Wielkiego Kanionu
I popatrzyłam a lustro strzeliło
focha Zebrałam niemal sto
odłamków po uderzeniu
spóźnionej wiosny I uchyliłam
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 6 august 2015
nałożyłeś opaskę zawoalowałeś oczy. wyciągam ręce
potykając się o szale z przysłoniętą samotnością i nagim pożądaniem. kręci mną
i obraca niesprawiedliwa ziemia. wyczuwam piłę w twoich rękach
krwawe wióry kochanie wyglądają wyroku
za to że zamiast miłości zwiastowały rżnięcie.
moja ciemności
boję się
bagiennej otchłani przecież niosę kruchość tulę
w dłoniach przeświecalne serce.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 18 august 2015
nie znoszę jej nie cierpię faktu
że cię ma. rozporządza rozrusznikiem
który powinien należeć do mnie.
pomykasz mercem twoja ona audi
a ja za wami tico. stać mnie na rovera
ale są bezawaryjne i nie mogłabym liczyć
że mnie popchniesz.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 13 march 2015
Antek się wreszcie wyżenił kiedy Tośkę wybudzono
ze śpiączki. Pan Gienek znalazł dom i przygarnął Kajtka
po detoxie a ja jestem proszę ciebie przerażona. Pustką
po moich podmiotach lirycznych.
Łatwiej pisać kiedy się wszystko pieprzy. Można zapalić
czerwone w tunelu czasem zawracać wykolejone pociągi
przekierowywać myśli na jedyny właściwy tor. Czuję się
cholernie poskładana w rubika.
Nawet komornik nie zagląda odkąd spłaciłam dług
za energię. Jemu też jestem potrzebna jak to koło
ratownikowi po sezonie. Został mi jeden spory nałóg
pisany wielkim zaimkiem. Walkę z wiatrakiem
oddam walkowerem. Na wzór Ikara
możesz eksponować ramiona kolekcjonować
woskowe trofea zamiast dobrej puenty
tłuc między żebrami zardzewiałym śmigłem.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 10 april 2015
kibol goli potylicę pod dziarę sentencji łacińskiej; jedynej jaką zna
ten kudłaty przy murze poznał więcej dlatego spina usta w cegłę kiedy
ciotka weronka decyduje się na permanentny makijaż; też chce pocierpieć
i teraz będzie gotowa; jakby co
tamtej kobiecie potłukło się lustro tak że nie było co sklejać; na progu kuchni
chłopak odebrał telefon i po prostu nie wyszedł pod trzepak; nikt nie zauważył
bo kołnierzyk z odklejonym uśmiechem i flagą pod pachą wpasował się w kadry
gdy w tym czasie jakaś matka paliła nocną koszulę; już nie będzie spała
w hałas
syreny wyją od umierania dzwony pękają
dymi się w szkle przelewa i tylko kutas czas nie staje
ale strzela fleszami z nadpalonych knotów
a przecież -
kwiaty bezszelestnie odchodzą od korzeni
drzewa umierają w szeptach korników
pożoga stapia dzioby w niejednej koronie
na cmentarzysku nawet słonie opuszczają trąby -
tutaj cisza pod kolanami
zapomina zmilczeć
______________________
11 kwietnia 2010
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 27 april 2015
powiedziałeś odejdź już
nie potrafię zaprzeczać jak nikt
przystajesz do zainfekowanego zsuń się
albo zacznij kasłać może wypadnę
wracając w siebie uciekam niczym
ostatni ale niepierwszy któremu pisane dochodzenie
po kantach trójkąta
ta wilgoć kochanie i słota toczą drabiniasty
bywasz pod żeby za moment odnaleźć i mnie
na deskach wozu ze śliskiego drewna
które nie powinno krzyżować
nieumiarkowanych co przepijają do przystanku
gdzie oberża pod siedmioma grzechami
kiedy trzeciego jak grypy nie sposób wykasłać
wszystkie główne niech zniesie ta obłożna miłość
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 28 january 2015
A kiedy już się stanę i tobie stanie
się drzemka; według słów przysięgi
podzielimy ten karton na dobre
a na złe pluć będziemy. Przed siebie
patrząc w przyszłość
z perspektywy chodnika
lepiej widać. Zabiegane podeszwy
przepędzimy jednym machnięciem
splecionych dłoni. Beztroskę
rozdzielimy tym na świecznikach
ciemniej niż pod latarnią. Zaśniemy w kącie
wolni od snów o kontach
a lewe prawo mamony
już nas nie skaże
na prawe kostiumy i garnitury.
Tak bogatych w nieposiadanie
lis nie podejdzie a i wilk ominie
i nie opuszczą dziury w kapeluszach
pełne bożych krówek zwiastujących mannę.
Dlatego nie nam obawiać się
głodu i samotności też
roześmiejemy buzię.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 10 july 2014
otwierać kobietę na dwa
kochać w podejrzanych pikselach
nie jestem wielka
ale tylko ja jeszcze potrafię cię znosić
do arki
pośrodku cytrynowe drzewko zasadzone jak u kostnera. na wodzie
sczytujesz z pleców tatuaże. zawsze lubiłeś wietrzne dzieci. wierzą
w miasto na dnie. jest tak rzeczywiste jak twoje tętno potrzebne do bicia
piany w skrzelach.
z rzęsami na płucach (mówisz) nie można bez celu. celę wijesz i uważasz że masz
cela. nie prosiłeś o sekstant po prostu doznałeś wiedzy w palcu; boży wystarczy
porozpinać skórę przed innymi i najlepiej na drewnianym maszcie. zdjęci zapachem popłyną
żeby nie kotwiczyć w nadziei. (rozumiem) blada jest i w ogóle nie powinna być tak kolorowa.
tratwa na drzewie liście imitują fale dla poszumu o barce. słowa łamane
jak gałązki. od pierwszego patyczka śpiew uprzedzał; nie zmienisz syreny
w dorsza. nie wiedziałam że człowiek potrafi aż tak: do siódmej kory nie wiedziałam jak
powiedzieć że trzymam koszyczek jagód że tutaj rośnie przede wszystkim jodła i że może
mam alergię albo przemożne natręctwo - że może za uszami szumi nam nowa
megasensoryczna baśń.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 8 july 2014
na przeczesanych myślach pozostawia szadź
gładzi alabastrowe policzki i sunie z posmakiem szronu
na wargach po zbielałej szyi pozbawianej pulsującej iskry
ośnieżonymi kciukami ucisza falowanie pagórków
schładza niesforne szemranie strumyka i układa
w wieczność na odchodne jeszcze liźnie stygnące
stopy aż po nieśmiertelną lodowatość wnętrza
profilowanego przez frazy śmiertelnie wypośrodkowane
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 15 august 2014
wołają góry których razem nie zdobędziemy
więc po co tak krzyczą
przed ścianą puszczy rzucam grzebień
niech zgęstnieje i tak brak w niej ścieżek
do leśniczówki gdzie gajowy potrafił zmieniać
zły poranek w dobrą noc
wiesz; jaskinie zdeflorowane solo nie kryją dziewiczych tajemnic
a morze - ono tylko wzmaga tęsknotę kolumbów
skazanych na bezdomne dryfowanie
papierowymi okręcikami
puszczam jeden wypełniony słowami
może trafi na przypływ osiądzie na stałym lądzie
i opowie jak zawzięcie do ciebie płynął
skrawkiem przemakalnej celulozy
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 19 august 2014
niechciane przez pamięć niesforne
kukułki nie potrafią opuścić tylko dręczą
gniazdo tłuką okiennicami
od szóstego wymiaru
nie sposób udźwignąć bo wypieranie poza
upychanie pod cokolwiek zawodzi
sen przerasta poduszkę i nie pomaga
zapalenie światła zatrzaskiwanie cieni
w dyskretnym puzderku a trzeba wyspać
marę jak jego ostatnią podkoszulkę
sprać insygnia wypruć inicjały wybielić
najcieplejsze kolory
ktoś już przechodził
przez piekło więc nie wydarzy się nic
czego by nie znały edeńskie legendy anielskie
przypowieści boskie bajki. wszystko
dla cherubinowej często arktycznej
ale docelowo całkiem rajskiej
- spokojnej nocy.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 14 march 2015
Jeśli rośliny lubią słuchać
to przecież nie znaczy
że potrafią myśleć.*
Napisy powypadały z nawiasów. Zbyt wolne
zaskrzypiały wielkimi literami. Nie wczytuj
się tak nie wsłuchuj. Jeżeli musisz porzucić
niech to będzie chityna
którą postanowiłeś obrosnąć. Już czas
przemianować może nawet zredukować
wiarę do rangi czczego domniemania. Uczucie
nazwijmy po imieniu; biologią chemii
żeby współczynnik prawdopodobieństwa
nie zakłamywał odczytu. Jestem zaborcza
dlatego potrafię zazdrościć
Wojaczkowi. Miał swoje szklane damy ciche
rozsądnej pojemności. Białe myszki szeptały
a on im przestrzeń odstępował kolczyki
nakładał. Ech życie
może zapętlone u puenty
ale stać go było na dragi sznur
ciasny jednak na własnej gałęzi.
A po tobie jakie powidoki? Rwetes w konarach
głośniej niż we włoskiej wiosce. Busz i dzikie zachody
gdzie najarani szamani coś pierdolą
o oczyszczającym deszczu. Nawet szczury pouciekały
do biur i zapieprzają za niszczarki. Nic tylko pokląć
w cichym kiblu
kiedy na wzór chińskich tortur
w milczeniu sondujesz splot bezdusznie
obracasz gorącymi trzewiami.
_____________
cyt.własny
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 13 march 2015
jestem z tych które nie potrafią
kiedy słowa jak metal o metal
dotkliwiej niż gwoździe
odwracasz się
tylko po to żebym mogła kolejny raz spojrzeć
na krzyż i rozpiąć na nim zawiedzione ramiona
przez nie i nieprzerwaną siłę piszczeli
wciąż się podciągam rozpaczliwie wypatruję
gąbki z dłoni i nie wiem już co gorsze
pragnienie czy rozczarowanie
w oczekiwaniu na włócznię
cierpliwie przeliczam drzazgi
z twoich ust
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 23 july 2015
maleńki smuteczek i torcik bez świeczek
ogromne potrzeby i pogoń za chlebem
guziczek pętelka głęboka studzienka
a nad nią Kasieńka wygląda Jasieńka
historia jak z bajki pęk loków i lajki
że ciągle wpatrzona choć woda spieniona
od blasku jej oczu od kłosa w warkoczu
studzienka aż pęka w niej nie ma Jasieńka
gdzie jest ten jedyny pytają dziewczyny
w tym lustrze zaklęty ach co za wykręty
Jasieńku Wodniku tu chłopców bez liku
przybywaj o świcie po swą gołębicę
niemądra dzierlatka co wbija się w latka
i czeka w wypiekach a czas hen ucieka
zostanie przy studni aż wieś się wyludni
poczeka na Jaśka bo taka z niej Kaśka
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 15 august 2014
O poezyjo!
orgii bogdanko ty mi co rano na mleczku warzysz
kluseczki lane pyzy na skwarce ino nie grywasz mi na fujarce
panno siodłata
gęsio zaradna ty południami grzejesz kwaśnicę
placek uprażysz gacie scerujesz
ale nie dajesz chwycić za cyce
damo z lisiczką
a przed zachodem krówki odcedzisz dolejesz grzańca
tylko podpłomyk nieco odstrasza i nogi puchną od skurczu w jajcach
łanio aniele
skarbie na skale czysta i sztywna jak te obrusy
co je krochmalisz egzorcyzmami siarką odymiasz względem pokusy
jesteś mi muzą
ostaniesz weną pokłony rymem u stóp ci mnożę
ale jak będziesz sztukę pierdolić to kwintesencję sąsiadce włożę!
- Bolec Literat -
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 11 august 2014
Sam się oswoiłeś podjadaniem włoskich orzechów Nic nie wyjdzie poza
udar Robbie podarowałam ci garstkę z lądu i imię żebyś wiedział
czym jest dar Słowa które przetrwało nawet tutaj Nie wchodzimy
do siebie Unikamy jak morskiej hydry Trójzęba z niewiadomą
na garbie Krąży w chocholim dryfie
zachowasz sierść bo nie poluje na kosmatych Krąży wokół istoty
pozbawionej ludzkiego ciała i stworzenia obdarowanego
duszą Nie masz powodu więc dlaczego wyjesz? Robbie
zahipnotyzowany skałą lunatykujesz majaczysz
niesamodzielnie Dlatego sam
iskaj futro wyjadaj wosk z uszu zlizuj sól Poczuj różnicę
temperatur która dekatyzuje nie tylko jedwabniki Między czworonogiem
a jajogłowym Pomiędzy Rabbim a Robbie'm przecinak Zbyt głęboki
wąwóz żeby go tytułować subtelną nierównością nad poziomem
horyzontu
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 17 july 2015
(I) - Wyprostuj się
Zaniechaj modlitw do kamieni nie klękaj
przed kwiatami Proszę nie daj się
zwieść kameliom Żarłoczne korzenie
bezskutecznie sięgają chromego ciała
przez które stoję duszą obok Przy nikim
bo kimże jesteś albo kim byłam i skąd
miałaby się brać boża łaskawość
kiedy nawet najdroższy nie wysłuchał
za życia puchu miernego miałkiego prochu
po nim a jednak świadomość żywa Właśnie tak
doświadczamy: ty namiastki ja nieskończoności
piekła Straciłaś posadę wtedy utraciłam
Armanda a jednak posiadamy tak wiele
wspólnego w niczym I niczego i nikogo
do odzyskania
(II) - Wianki
Zerwij ze mnie kwiaty i podaruj
dziewczętom niech wyplatają
dla pierwszego o brzasku Mnie
niedany przecież
puszczałam się niewierną rzeką chociaż
oddałam temu jedynemu Tak jak on zerwij
zedrzyj wreszcie aż po skończoną niepamięć
(III) - Spod monolitu
Przychodzisz wiedziona sercem chociaż odeszłam
w niekochaniu Twoja obecność orzeźwia kwiecie wygładza
szorstkie epitafium Kiedy płaczesz litopsy zakwitają
ciężarem człowieczego milczenia Opowiedz wioskę Nanine
ogrody i tamto wzgórze Zrzuć ze mnie fałszywe kamienie
w których zaklęte pamiętanie o przerdzewiałej magistrali
rozhukanego Paryża
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 10 august 2014
skłonna do grzechu skuszę się wyszeptać
że wciąż czuję w sobie dom
coraz bardziej i jeszcze bardziej bez ciebie
tylko zyskuje
zabite okna martwe klamki u drzwi. jestem
zblazowaną wycieraczką z tekstem
nikomu niepotrzebnego powitania. udaję ważną
ale to poza bo przecież poza tobą obłęd
nawet podłoga jest gdzieś w miejscu sufitu.
brakuje energii a bez światła tylko kot
w mojej głowie głucho stąpa po rachitycznych kątach
a oniryczne cienie starają się malować
miłosne freski na niekochanych
ścianach.
skłonna do szeptu skuszę się zgrzeszyć
że wciąż czuję w sobie ciebie
coraz bardziej i jeszcze bardziej
bezdomnieję.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 18 august 2014
poczciwy syn brat może nawet mąż
równie szlachetnych kobiet. ciężko przepić do słów
- uszczknęłam paniom z serc zapieprzyłam najlepszego
na roku. bach bach i leżę
pod semaforem stukot
zębów o szyny a przecież tak uważałam
przy skoku. jak odkolorować sińce wytłumaczyć
guzy i pulsowanie za pętelkami szepty szepty
o uwalnianiu słodkiej nuty Flowerbomb. rozchodzi się
o ciebie kiedy dobijasz żeby rozbić
nie tylko moje Etniesy. niczym dróżnik Andrzej
- ten od wsuwania świętych stóp
w trzydziesty szósty numer bezradności i wymachiwania
krzyżem przed pociągami niewiadomych
relacji. to wszystko
przypomina jakieś złodziejskie pieprzenie. zaraz po
zasypiam przy Stachurze. zrywasz się boso
w skubniętych przeze mnie wierszem podarowanych
ostrogach.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 25 august 2014
Przyszedł nad ranem. Zmierzył temperaturę
wychłodzonych prześcieradeł. Osłabienie. W oknach
rezydenci kratują ażurowymi witrażami. Uciekam
niczym mucha w kierunku innego otworu ale
klamka zdążyła przyrosnąć do martwych drzwi.
Nie musiał o nic pytać. I tak nie wiedziałabym
co odpowiedzieć. Jak opowiedzieć o starej lesbie
samotności. Nie odstępuje na krok chociaż
mijamy się w preferencjach. Mam tylko ją. Teraz
popija kawę z porannym gościem. Wierszem
którego nie umiałam napisać. O facecie
którego nie potrafiłam.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 11 august 2014
Objawem największej pychy, najgorszym przewinieniem przeciw życiu jest przeświadczenie, że mogę je oceniać i jednoznacznie osądzać. Osądzając poddaję wartościowaniu. Wartościując zestawiam i porównuję - ze swoim, ubogim i niedoskonałym duchem wartości. Wyrokując ryzykuję pomyłką, myląc się, sam ulegam, upadam pod mylnymi wyrokami. Ulegając nie podniosę się. Zestawiając i porównując, oceniając i osądzając brata, sam się wydaję na osąd Tego, który nas obu sądzić będzie. A kiedy ulegam pokusie, czy nie wodzę siebie na pokuszenie? Kiedy kusi mnie, żeby brat pochylił głowę przed dostojniejszym, przed spadkobiercą rodu naszego? A przecież nie przed moją dostojnością powinien łamać kolana. Nie mnie oczekiwać bicia czołem, bo nad nami sprawiedliwsza korona. A jednak. Tak leczę własne kompleksy, tak usprawiedliwiam własne słabości. Tak wyrywam z korzeniami własne pokusy. Tak wyjaławiam duszę, strojąc ciało w ciernisty tombak. A przecież raniąc do żywego wymawiam gościnę duszy. Raniąc brata, sobie okaleczam. Tak tracę swoje czoło, tracę brata, tracę duszę. Czy tak chcę służyć koronie, brukiem wykładając podjazdy?
Chcę się poczuć. Poczuć lepszy? Mądrzejszy? Użyteczniejszy? Wartościowszy? Nieomylny? Sprawiedliwszy? Pełniej oddany koronie? Chcę się poczuć mniej winien, ale czego? Poszukiwania? Nie poszukiwać, to wegetować, wegetować, to nie błądzić, nie błądzić, to nie żyć, nie żyć, to nie mieć potrzeby czucia. Poszukiwać przez czucie, to zaprzeczać rozumowi, zaś nadmiernie używanie rozumu, to zaprzeczanie czuciu, zaprzeczanie miłości. Zaprzeczać miłości to nie kochać, a nie kochać, to nie odczuwać potrzeby czucia. Dopóki tylko kreślę w swoim duchu nie mnie skreślać ducha brata. Dopóki brat mój ciałem nie zakrada się do mojego spichlerza, dopóki nie wyprowadza bydła z mojej obory, nie bierze w progu żony mojej, dopóki nie uśmierca moich dziatek, dopóki nie sięga po szablę, dopóty nic mi do ducha jego pochwy. Mój pas pokrywa patyna. Mój miecz zjada rdza. Każde zło wyrządzone bratu mojemu wróci pod moją strzechę. Zarazi ziarno pleśnią, zarżnie bydło, zhańbi moją kobietę, przerwie ród na osesku, ożywi metal i uśmierci ducha. I nie schyli głowy przed Tym, który sprawił, że Ziemia się kręci dla nas obu. Dopóki Ziemia się obraca, nie obrócę się przeciwko bratu mojemu, żeby Ten co nią obraca nie odwrócił się ode mnie. Dlatego unikam brata, żebym nie popadał w pychę, nie sprzeniewierzył życia, nastając na inne istnienie.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 29 june 2014
- Andrzejowi Bursie poświęcam -
sczytuj jak apokryf ostrożnie obracaj w palcach. dzban rozbity słowami
ostatnich z pustyni. na skały zesłana przez szarańczę pierwszego
lica pozbawiona; staję naprzeciw prawnuków Proroka z wiatrem w miejscu głowy
i na ich bezgłowie nastaję.
popatrzmy na ten las ponad jeziorami; miarowo i miękko rozczesuje witki. dwa wzgórza
drżące nad brzegiem pszenicy; w jej kolebce padołek pulsuje. ogród w dolinie wilgotnieje
strumyk. linie łagodne niecki aż do stóp moreny. pejzaż poezji obraz ziemi której płodów
nie sposób pojąć posiąść ale tylko pożądać; niczym pierwszej ażeby znienawidzić
jak ostatnią z niebyłych. niwa tak barwna jak barwne ikony; liczne i odmienne niczym
nieodmiennie liczne źrenice na zwojach.
stąpanie po śladach dochodzenie do wizji a każda jak osnowa z hieroglifu. przeżuwana w słońcu
zaślepia i pod dyskiem srebrzanym; liście rozpalają najchłonniejsze domysły. we mgle podążali
ku fatamorganie; za dnia dzieci Twoje po zmroku same niesforności. pod derkami piąstki z trwogą
supłały w grzywach najpoczciwszym mułom. zadziwiona byłam ułomna bo ciekawa; odcisków Panie
na sieci wyplatanej misternie.
zajrzyjmy do jądra na pegazowym włosiu; wokół osi jak wokół tych przez które wszystko
ponoć pierwotnieje - niepodobna; archanioł kruczasty goreje pod biegunami patriarchat
na prąciach ponapinany. zawsze wyżej głów a jednak poniżej kołatania w żebrach. tutaj
biała ciemnogłowa przy stołach oliwnych z okruchów spisuje. pióro gęsie nie przetrwa
bowiem srebrne stalówki w proch tylko w proch przez samoobracanie.
światłość nie nastawała. tedy Sędziwy - który był z pochodni ale przez usta chrome dogasał -
wargami tymi namaścił najgorliwszego i rozkołysano drewnianego konia. Gorliwy tak jak ja
nosił na nadgarstku symbol Ryby i Twoim imieniem pozdrawiał. świadoma misji pewna
że u źródła przemyje źrenice - przyjęłam wędrowca co nie tylko wiekiem był Tobie bliźniaczy. gest Rabi
każdy wielbił a oddech pochłaniał. wiara w Ciebie i jego niewiara w niewiastę spawiły że nie z piersi
nie ze strumyka ale z żyły utoczyłam. zapytał o łono: tak - w wizjach do niego jak my do Ciebie
należeć by mogło: wtedy się zachłysnął i długo przełykał. obiecał nie przemienić krwi w wino skwaszone
a przeżuwaczy omijać; im Panie zesłałeś próby boleśniejsze. wymodliłam sen bo majaczył
i skoro kur kazałam uchodzić ale przed pierwszym pianiem sam uciekł. stałam na progu tak lekka
jak on wiedzą objuczony i ufna w Słowo jak on słowem pozbawiony złudzeń.
spójrzmy w tłum faryzejski; przelewa się przez barykady setników upajanych Pismem. niewiasty
papirusowe chusty rozkładają ale nie ma czego przykryć i na co nakładać. nagie od pragnień
przeciw pragnieniom występują z brzegów: bo pragną diabolicznie lecz w ciszy gdy tymczasem mnie
nakazałeś Panie pragnienia wykrzyczeć - Prawdy o dziatwie Twojej nie zaciemniać. tam stoi ten
co pieczęcie pozamieniał; któremu wyprawa pozornie w zmysłach zamieszała. aorta nieosłonięta
a ciecz pieni metalicznie. gejzer tryska skrzepami bo dusza zaparta; wypływają poronione sny poranione
nadzieje. nie jest mi dane zrozumieć dlaczego w cieniu Drzewca sieci sprzeniewierzył; znając tylko jadło
z mojego ogniska ogień do alkowy przeniósł: wszak pożoga serce tylko rozgrzewała. poznałam ten wiatr
co włosy wybujał ale słów już nie rozpoznawałam. nie na moim progu obcięto mu myśli; przerośnięte rozetami
zakwitają od posadzek zakorzenione w podkolorowanych mozaikach. stóp niegodnam przykładać; w polu
nucić wolę wszak ono sprawiedliwsze od dziedziny samozwańca. czoło przysłaniam ażeby i mnie morowe
nie odrętwiło powietrze.
wieża Babel wytoczyła kamienie ponownie wykradziono ognień; tym razem pod śmierć na Drzewcu.
ta płomieniowi odmówiła; blask od wieży odbity zamieniła w prometejskie konanie. będzie odrastać
bowiem siebie kamienują własne podpalają chuci. ze zwierciadła tłuczonego ale nie we mnie
błękit pokruszono - wolna od pokory te litery składam - przed żywiołem i przed jaskrą chroń mnie
Panie.w żałości i żalu doświadczam po Prorokach rozdzierania kobierca; przez braci w Prawdzie
nieprawdziwych. zdejmij mi ten żal i żałość i to imię mi zdejmij albo naucz nosić godniej ażebym
nie musiała na bezgłowie nastawać. obce mi jak zemsta kasty; do dna z Twojej woli
ale zanim na skały powrócę - wybaczam - niezapytana i niepoproszona Ciebie tylko o kolebkę
poezji dopytam;
Panie Jezu:
poetą trzeba nie być
albo być szalonym
żeby nie zaślepnąć
być trzeba ostatnią?
- wybacz Jędrek
ale nie potrafię.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 25 march 2015
nie! nie chcę chusteczki. podaj mi podsuń
swój rękaw. wypłaczę się przez smarki
zniewieściałych facetów i męskie baby. tak!
mam to w nosie. nie! nie wiem skąd. są
i mnie tarmoszą. tak! za wiersze.
radzisz żebym kichała? bo ty mówisz
i masz!
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 13 august 2014
Być może są takie pojemne słowa którymi można
wyartykułować ten ż (...) l
- gdzieś się zawieruszyły
Być może jest taka pełna mowa w ruchach
którymi się daje wygestykulować ten b (...) l
- jakoś je pogubiłam
Być może można przetłumaczyć aramejskie zło
na pojmowane po grecku rzymskie dobro
- nie znam
takiego translatora
Być może jestem jeszcze za mała
w poniżeniu niezupełna w obnażeniu niekompletna
w przerażeniu a moje zaufanie niedostatecznie
zrujnowane
Być może nie dostrzegasz we mnie boskiego
przebaczenia - patrz uważniej - nie mam butów
dłoni nie mam a dobijam się mocuję z wierzejami
do tych łąk zielonych strumieni przejrzystych gajów
cichych gdzie pozwalasz bardziej chromym i tylko boso
Być może już mnie po
zbawiłeś pozbawiając wiary w Twoje dzieło
na niepodobieństwo proszę błagam weź sobie
i pamiętanie żebym nigdy nie za (...)
wróciła
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 28 january 2015
z kredą w ręku. wszystkie betonowe płyty noszą twoje imię. nosi i mnie
kiedy nie ma dokąd uciec wzrokiem. bezradnie podnoszę na obojętnych
podróżnych. szukam żeby po raz kolejny nie znaleźć. potykam się
o gąszcz zelówek skąd tylko wrastanie w przystanek.
pożądany tramwaj lubieżnie wygina tory stękają. odjechanemu tłumowi
jest tak dobrze jak nam nie było dłużej napisane: na tym chodniku
tłok i gwar a ja zapominam czym pachniesz zaraz po. obijana
między ramionami zupełnie obcego mężczyzny.
spoconą nocą nie dojdziesz i dniem nie dojedziesz. tam
pod semaforem nieobecna pasażerka w zaspanej podkoszulce
skreśla kolejne kółka żeby krzyżykami zabijać czas. całkiem
przeczekana i taka zielona - z ręką w kredzie rysuje czerwone
stop.
____________________________________________________
inspira - http:/www.youtube.com/watch?v=i0J6iq-C_YQ
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 27 june 2014
pobłądził mój ideał. Podchodził do nóg
kiedy oczekiwały dłonie. Składał spojrzenia na szyi
unikając dysków spod powiek. Taplał się w błocie
po odpływach pozornie przeoczając uniesione fale
zadarte koronki. Rozdawał w wiaderkach kumplom
wznosząc fortecę. I brnął w wojnę
na babki osuwał się w czeluść. Omijał otwarte
przestrzenie. Skrzypiał u bram wieszał się
na okiennicach przy uchylonych wrotach
schodził z drogi. Opacznie nazywał
siostrą czasami przyjaciółką. Kiedyś zawyłam
kochanką. Zakrzyczałam w noc i odmówiłam
księżycowi blasku burzom piorunów. Właśnie wtedy
mój pogubiony ideał podał knebel sięgnął po kit
posłużył się silikonem. Nie rozpowiadano jak
podglądał kolorową bieliznę podbierał przepaski. Kiedyś
wezwał do mnie znachorkę którą spienił wyzywając
od różnic przezywając matką.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 16 august 2014
Okrakiem. Udawaliśmy huzarów - pamiętasz jeszcze
krzesła rżące pod naporem feromonów? A jednak
zdejmujesz mnie tylko przy nowiu a ja udaję taboret. Mówisz
że nie ma się o co oprzeć a przecież staram się
nie być łatwa.
Podsysana między kwadrami dosiadana w kibitkach
pluję milionami hipotetycznych przedłużeń miecza. Nie będzie
z nas warkoczyków z niebieskimi wstążkami chociaż kur zapiał
nieraz.
Mam nadal gładką cerę i brak
widoków na różowego syna. Piotrze
przetoczmy aż po krew.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 10 july 2014
to takie smutne kiedy miód zastyga w szkle
pitna żywica utrwala owocowego singla
przez lampkę więcej widać
nie trzeba przecież być atlasem
żeby w palcach obracać świat
nie należy
do siłaczy i mrugających gwiazdek
może mierzyłeś blask zamiast obmywać bose
faraonki zawsze wracają
ze stóp pod żebro
zieleń ma jeszcze tyle odcieni jasnych
spojrzeń ponad
fajansowe półmiski pełne złotych rybek
które poprzyrastały do sałaty
po wróżbie z łusek
odpraw śnieżynki i tandetnego mikołaja
z białej czekolady nikt nie tłoczy kakao
odpukam w niemalowane kiedy
przez próg przeniesiesz
warkocze lnu może nawet jedwab
na jedynie słuszną stronę aksamitnej poduszki
a wiosenne kwilenie pootwiera futerały
udomowionym cykadom
przepijam do tych co jeszcze kołują
na czas zwiastowania
nawet malowane usta oddają korale
zdejmują perły przed
swoim lądem zwyczajnych spraw
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 12 august 2014
Masz swój drzeworyt. Jesteś dębem gładkim płaszczem
opinasz pień napinasz konary. Ponad Styks nie sięgną
kiedy ten ruszy kręgami jemu wyjawisz jedno imię
co wyrywało ostrze osłaniało korę przed samookaleczeniem. W sobie
odnajdziesz porozmienianą odwagę. Rzece się pokłonisz
odsłaniając korzeń nie oddasz uśmiechu. Mnie omiń i nie pozdrawiaj
albo uderz w Zawiszę jak na początku poderwij
legiony. Nie ma niezawodnych kiedy na zawodności budowałeś
dlatego dostarczyłam spoiwa rozchyliłam kolana. Oddałam siłę
żeby się z ciebie pachołkowie nie natrząsali. Nie ma sukcesu
bez werbli. Nie ma
szlachetnych środków na końcówce bata sperma i krew. Wiem Arturze
zatem ukryjmy łzy. Przytul się póki jeszcze mam cię
czym otulić przysłonić od wideł. Obmyję twoje członki
zanim halny porwie chustę spopieli gniazdo w dym pośle
pióro i stopi rozkraczony dziób. Za każdym razem
będzie w tobie
mrocznym puchem odrastać. Po ostatnią komunię
nie odkupisz alby. Lekko wpuszczony na świecznik
pod ciężarem ostatniej koszuli pójdziesz za obietnicą czystych
szmat.
*
To mówi ta która pozostanie w obrotach
aż do skończenia Ziemi jedyną matką
twoich nieskończonych dzieci. Przepraszam
w obliczu niedoskonałości. Pochyl się ze mną
do kurwy nędznej albo zajeb żebraczkę
za miłość.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
31 may 2024
3205wiesiek
30 may 2024
3005wiesiek
30 may 2024
Over Your DreamSatish Verma
29 may 2024
2905wiesiek
28 may 2024
2805wiesiek
28 may 2024
Watching A MiracleSatish Verma
27 may 2024
Stąd do wiecznościJaga
27 may 2024
No ComplaintsSatish Verma
26 may 2024
Between Whips And TetherSatish Verma
25 may 2024
Travesty Of TruthSatish Verma