16 december 2012
Myrtus
Moja twarz stała się pobrużdżona i szorstka – marzyłam,
by zrzucić korę, przybrać ciało ciepłe jak wybrzeża Paphos.
Płód kiełkował ospale; w szczelinie, pod sęczkiem.
Razem z wiosną odeszły pierwsze soki, a wkrótce pokarm
szalenie wonny, żywiczny. Tylko patrzyłam na ciebie;
ukruszonego z lędźwi, mojego grzechu i wszystkich snów,
których nie potrafiłam wyśnić do końca. Zasypiałeś na obcych
rękach. Ja – w połogu, z nabrzmiałymi pąkami sutków,
ramiona zaplótłszy w dziecięcą kołyskę, czekałam
z dnia na dzień stając się coraz smuklejsza, nieodporna
na chłód i gibka. A wtedy powróciłeś z rozdartym udem,
cały kwitnący i zapytałeś – myślisz, że teraz łatwiej
będzie mi wschodzić do niej? Korzonki wpuściłem
głęboko - nie wyrwą przecież, nie zabiorą mnie stąd.
Wzeszedłeś nazajutrz, z samego rana. Więdliśmy cierpliwie:
jedno ze zgryzoty, drugie na boskich ustach.
24 january 2025
24.01wiesiek
24 january 2025
Klaudiaajw
24 january 2025
Relaksajw
23 january 2025
Jowitaajw
23 january 2025
2301wiesiek
23 january 2025
jesieńBezka
23 january 2025
***supełek.z.mgnień
23 january 2025
Tip Toe Through The Tulips.Eva T.
23 january 2025
Nikiajw
22 january 2025
....wiesiek