Yaro, 7 maja 2018
sznur wokół szyi
w dłoniach dwie czerwone cegły
z pieca Martynowskiego
burzą świat niedoskonały
burzą prawdę i kłamstwo
mam dość
patrzenia przez małe okna
pokryte bezczelnie szarością
w głowie szum myśli niedoskonałych obrazów
w sercu migotanie szarpanie
pytam za co
widzę świat czarno-biało
blady księżyc smutne pejzaże
kiedyś wyśni się życie
prawdziwe bez obaw
jutra nienawidzę boję się
dziś nęka wysokimi progami
idę ze strachem pod ramię
uśmiech przygaszony nieśmiałym spojrzeniem
wszystko minie pory roku
burza i cisza przed nią
młodość starość
smutek radość
widzę
myślę
boję się
ucieczka od samego siebie
Yaro, 19 kwietnia 2018
jest dobrze
nie jest dobrze
tutaj na dole
w niewoli trwam
w strachu usypiam
świt wyrywa ze snu
w poniżeniu na potępienie ludzi
wydają matki dzieci światu
przetrwają najsilniejsi
brzmi hasło
wiara chwyta dusze
niewolnicy czyli my
by jeść mieć na chleb
niewolnikiem potrzeba być
kopać sobie dół
jeśli połkniesz przynętę
by stać się jak oni
chwytać dzień sałatę mieć
nie dzielić się z nikim
być twardym
serce mieć z kamienia lub skały
nie widzieć zła
być nim
bawić się
spalić Rzym
zająć Krym
zamykam oczy by śnić
uciekam stąd w mały świat
wypielęgnowany w niewoli
pamiętam śmiech dziecka
byłem nim
nikt nie pamięta
nikt mnie nie zna
jest dobrze
nie jest dobrze
tutaj na dole
w niewoli trwam
w strachu usypiam
świt wyrywa ze snu
Yaro, 18 kwietnia 2018
krzyczysz z daleka
zamknij drzwi bo muchy błota naniosą
siedzi skulony w kącie na taborecie
trzeszczy radio piszczy bieda
w łachmanach starych
idzie polem życie
zawiane wioski płonie zorza
kominy dymią szaro dookoła
stare płoty stare szopy
niezła wiocha
ryk krowy budzi psy
słychać ujadanie
uśpiony przy piecu
suszysz kalesony
twój dom miejsce schadzek szarych myszy
Yaro, 18 kwietnia 2018
nie jestem drzewem
chciałbym być
strzała pędzi z życiem
zobaczyła las
by drzewem się stać
drzewo cierpliwe
patrzy usłyszy słowa
zapisze na korze
zdziera niczym skórę
nie umiera rozsiewa nasiona
zrzuca okrycie
wiatr wśród nich wiruje
myśli w głowie
słowa liście
rozrzucam na zwykły papier jak malarz
maluję peptydami
od wewnątrz wypełniona przestrzeń
wiersze układam na regałach
reguły są jasne
nie życie pośród zieleni
umierają ludzie
toczą kamień kodują myśli
podli niesprawiedliwi
chciwość
posiadanie sensem istnienia
leśne ścieżki kładą chłodny cień
wzdłuż popielatych grobli
na których wierzby jak żołnierze salutują
w cieniu drzewa odpocznę
herbatą z igieł sosny
ukoję zmartwienia
pompują w siebie emocje
brzozy sterczą białe piszczele
czują nie zazdroszczą
nikomu nie wybaczą
chyba a jakże artyście
przenikają dreszcze zimna pościel
pędzle w wodzie
Yaro, 9 kwietnia 2018
trzęsącą karoserią
prosto z komisu
odzierałem ze rdzy
w twoim kierunku
zwijałem asfalt
wyczuwalny zapach gum
ser na skarpetach
nieświeży oddech
papierosowym dymem w oczy
zatarty alternator
wiersz spełnia treść
Yaro, 8 kwietnia 2018
polna droga piaszczysta
dookoła pachnie chlebem
kłos zerwany na wypieki
żniw końca nie widać
podzieliłbym chleb pomiędzy wszystkie głodujące narody
między dzieci starców i chorych
ciałem chleb i winem popić
przełknąć słowa Boga
usnąć w błogim śnie
bez butów i pokochać ludzi
wzniecić iskrę nadziei
zbawić świat od powrozów
Yaro, 8 kwietnia 2018
zadbam o siebie
nikt mnie nie rozumie tak jak
samotność w sercu
sam na kawałku nieswojej ziemi
zamykam oczy
z ptakami wznoszę się wysoko
jedynie szczyty
których nie przeskoczę
wystarczy mi dolina
pełna wspomnień
odchodzisz dusza płacze
smutno jakoś inaczej
dom duży a dla mnie zabrakło miejsca
na progu usiadłem przed drogą w nieznane
zamykam oczy
z ptakami wznoszę się wysoko
jedynie szczyty
których nie przeskoczę
wystarczy mi dolina
pełna wspomnień
rozstanie bywa zapomniane
ostatnie słowa jak amen
na nowo odkrywam drogę
którą podążałem by spotkać ciebie
zamykam oczy
z ptakami wznoszę się wysoko
jedynie szczyty
których nie przeskoczę
wystarczy mi dolina
pełna wspomnień
Yaro, 8 kwietnia 2018
tyle dróg dał Bóg
którą wybrać by nie iść w kierunku piekła
choć większego od ziemskiego nie ma
brnę po kolana by odbić się od dna
wyciągam dłonie do nieba
nie wiele mi potrzeba
słonecznych poranków
wschodów i zachodów słońca
na sen łyk ciepłego mleka
wieczorem przy ognisku nucić po cichy
szept modlitwy i wznieść się wewnątrz siebie
księżyca okręgu słabego światła ciała niebieskiego
bez lęku i obaw pokochać świat w ramionach cały
wyciągam dłonie do nieba
nie wiele mi potrzeba
słonecznych poranków
wschodów i zachodów słońca
na sen łyk ciepłego mleka
dobro by za nami szło a zło skryło pazur
złe wilki żeby odeszły w cień lasu
finiszuję gdy układam głowę do snu
śnię dobrze bo jesteś przy mnie
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
25 maja 2025
Marcin Olszewski
25 maja 2025
wiesiek
25 maja 2025
violetta
25 maja 2025
sam53
25 maja 2025
sam53
25 maja 2025
sam53
25 maja 2025
Belamonte/Senograsta
25 maja 2025
Yaro
24 maja 2025
wiesiek
24 maja 2025
violetta