Kasiaballou vel Taki Tytoń | |
PROFILE About me Friends (23) Poetry (99) Prose (16) Photography (10) Diary (13) |
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 2 august 2014
Twój pies daje radę. Ja chyba też. Przeszliśmy szkolenie
z posłuszeństwa. Nadal warujemy
chociaż tak naprawdę przestaliśmy czekać. Piotr
mówi że z obsesji można się wyleczyć. Tak jest
z natręctwami. Jesteś wyczuwalnym śladem
na wciąż zaróżowionej skórze. Egzemą w sierści
której nie powinno się drapać. Piotr teraz bywa
bardzo ważny ale nie wydaje poleceń. Wie
że reagujemy tylko na twój głos. Smaruje blizny
czasem donosi świeżą karmę. Oszukuje
że się dobrze goimy. I bierze nas. Mopsa na spacer
a mnie na wytartym progu. Nie wchodzi dalej. Pies
warczy a ja mam dobry pretekst żeby wyć.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 5 july 2014
poznasz po galopce. stare druty oplatają
młode gały a leciwe dewoty rzygają same
chętne do nadstawiania ale metryka
rzuciła wąsem pod nos zamiast
na podpiździe. zmanierowane oseski odmawiają
wpierdalania mięsa zapominając na czym wyrosły
maturalne szczeciny na klatach. w obawie przed rakiem
celebrytki obcinają cyce a dziewczyna z brodą pomniejsza
chuja nadmierną gestykulacją. dzisiaj jestem inna: pierdole grzyba
w sutannie i pożeram kurczaki nabierając przekonania
że cierpiały mniej od życia zafundowanego przez refundowaną
profesurę.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 25 august 2014
Mówią że jest ślepa jednak
wcale nie trzeba przecierać kontaktów
żeby zauważyć brak
przyborów do golenia zjechanego krążka
czy torby na siłownię. Kobiecie niepotrzebna
witamina A żeby dostrzec niekochanie.
Wystarczy powonienie i nieobecność
podejrzanych zapachów. Wtedy wie
że na jej terenie panoszy się obca
którą bezskutecznie spłukujesz
dodatkowym prysznicem zmywasz w kałuży
spędzasz deszczem. Z małych niedomówień
duże przemilczenie.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 26 august 2014
w tamto południe
umarło dla mnie słońce. pozbawiona nawet cienia
cieniem kładę się
do milczącego łóżka. głęboko
w dół zimnieję martwieję żeby nie powielać
czego nie można wykrzyczeć
nawet w noc i w dzień
wychodzą zawieruszone po kątach
szepczą szepczą
przypominając jak bardzo nie wolno
kochać niewczas
to zabija światło.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 10 april 2015
kibol goli potylicę pod dziarę sentencji łacińskiej; jedynej jaką zna
ten kudłaty przy murze poznał więcej dlatego spina usta w cegłę kiedy
ciotka weronka decyduje się na permanentny makijaż; też chce pocierpieć
i teraz będzie gotowa; jakby co
tamtej kobiecie potłukło się lustro tak że nie było co sklejać; na progu kuchni
chłopak odebrał telefon i po prostu nie wyszedł pod trzepak; nikt nie zauważył
bo kołnierzyk z odklejonym uśmiechem i flagą pod pachą wpasował się w kadry
gdy w tym czasie jakaś matka paliła nocną koszulę; już nie będzie spała
w hałas
syreny wyją od umierania dzwony pękają
dymi się w szkle przelewa i tylko kutas czas nie staje
ale strzela fleszami z nadpalonych knotów
a przecież -
kwiaty bezszelestnie odchodzą od korzeni
drzewa umierają w szeptach korników
pożoga stapia dzioby w niejednej koronie
na cmentarzysku nawet słonie opuszczają trąby -
tutaj cisza pod kolanami
zapomina zmilczeć
______________________
11 kwietnia 2010
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 16 august 2014
Okrakiem. Udawaliśmy huzarów - pamiętasz jeszcze
krzesła rżące pod naporem feromonów? A jednak
zdejmujesz mnie tylko przy nowiu a ja udaję taboret. Mówisz
że nie ma się o co oprzeć a przecież staram się
nie być łatwa.
Podsysana między kwadrami dosiadana w kibitkach
pluję milionami hipotetycznych przedłużeń miecza. Nie będzie
z nas warkoczyków z niebieskimi wstążkami chociaż kur zapiał
nieraz.
Mam nadal gładką cerę i brak
widoków na różowego syna. Piotrze
przetoczmy aż po krew.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 13 august 2014
Bez względu na pogodę warować
przy uchylonym oknie czekać
wzdychać tęsknić. Podawać drób
faszerowany wyznaniami. Uzupełniać
dietę o witaminę Pe i podrapywać
w punkcie Gie. Kiedy się wybiera
na kicie zapalać światło
na tarasie a kiedy wraca
piać z radości. Piłować pazurki
swoim ulubionym szklanym pilniczkiem
nucąc przy tym metalową muzę - nie żeby drzeć
koty ale energicznie wyczesywać
pod włos grzebieniem gęstym
od wzruszeń. Czyścić uszka
wilgotnymi zapewnieniami
o uwielbieniu nie szczędząc
przy tym komplementów. Zwierzać się
z braku piątego palca u trzeciej stopy
a inność z pewnością zostanie zrozumiana
i doceniona. Pozwalać na hodowlę pcheł
oraz na sadystyczne harce z białymi myszkami
nawet w pościeli. Okazywać podziw
względnie spolegliwość. Czyścić kuwetę
deklamując poezję. Oznaczać jego teren
ulubionymi perfumami.
Tak dopieszczony będzie
dobrze żarł i nagle
zdechnie.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 20 august 2014
pisze się we wnętrzu dłoni
zabieranej z obawy
przed niespełnialną bliskością
mimo to rozmieszkałeś doliny
na stałe wpisany w życiolinie
które nigdy się nie przetną.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 31 december 2014
Armandowi
Glajtem ponad młynami Kładem przez skansen
gdzie Frasobliwy krzyżuje drogi rozpamiętując rozjazdy
żeby w opłotkach wysłuchiwać skarg wypatrzonych
za tobą oczu Zabrakło łez
nad mijającym dlatego nie zamrugam
Do Siego z którym znowu przyszło się witać w zajeździe
Pod Zziębniętym Kominem
bezpański zapiecek i sękata ława w puste misy
nie zwiastują ocieplenia przy nieporuszonej
pierzynie Gaśnie łuna nad jeziorem
ostatni kłusownik dusi palenisko Tak jak ty
wszelki ślad po zapomnianych
sidłach Jestem tutaj żeby pozostać
niepodebraną zwierzyną
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 28 march 2015
Tak wiele prozą powiedziane
a wciąż nie bliżej nam lecz dalej
w naręczach wierszy pokutujesz
z ogromnym żalem dziś rymuję
i nie zbuduję żadnej twierdzy
i nie zatrzymam cię frazami
ani sekwencji całą garścią
jesteś już cieniem coraz dalej
przebiegasz obrzeżami myśli
topniejesz lodem na języku
może byś chociaż mi się przyśnił
przecież nie zastawiłam wnyków
mogłabym wyśnić nasz ułamek
zmieścić uczucie gdzieś pod kreską
a licznik oddać ci kochanie
żebyś zaprosił po sąsiedzku
poczułabym się bardziej ważna
obdaruj proszę mnie swym czarem
a potem odejdź wraz z porankiem
czas wskaże jak postąpić dalej.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 27 march 2015
Chrystus piechotą przeprawił się przez wodę podobno
pokonał kręgi wiary i kartę dziejów Moja prababcia też
przekroczyła Bug żebym dziś mogła napisać: Warszawskie Dzieci
nie pochodzą tylko znad Wisły - biorą się
z obrzeży mapy Pytasz czemu
nie całuję prałata w pierścień a biorę
w usta Zastanawiam się dlaczego adorujesz
za popem wokół ołtarza chociaż znasz smak
łechtaczki W akcie pojednania
może weźmiemy cywilny Uświęcimy profanum
aktem z liberalnego magistratu
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 1 august 2015
tyle słów tak wiele obrazów
a nie potrafię uchwycić twojego profilu
rozmywasz się giniesz
w spoconych porankach
może zbyt intensywnie wysypiam cię w sobie
schowanego za migotaniem przedsionków
przytulonego do piersi nachylonego
nad łonem gdzie osuwasz się mój pępuszku świata
po linii bioder ku ogrodowi
który dawno nie zaznał czułego dotyku sadownika
tyle nadziei tak wiele oczekiwań
a nie potrafię nawilżyć twoich warg podzielić się
wszechobecną wilgocią która wsiąka samotnie
w osobne przebudzenia
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 20 august 2015
wysypiałam twój t-shirt. był ze mną
za dnia karmiliśmy łabędzie. kochają tak
że kiedy drugie pochłonie styks popełniają
samotność. w sklepie
z bielizną łaskotał kark a podskubywanie
przypominało niesforne palce właściciela. przytulał się
do piersi kiedy puszka ulicznego grajka zadźwięczała
rozmienianym sumieniem. zaczęło smagać. biegliśmy
pod nabrzmiałymi chmurami
a on ujawniał przechodniom krągłości
których nawet ty nie jesteś w stanie ukryć
w dłoniach. po kąpieli
wybierał balsam i padło żądanie
obecności na poduszce. szwy drażniły zaułki
którymi pozwalasz sobie przejazdem
pobłądzić. parowanie zapachniało
brzoskwinią a rozcieranie aż po
gęsią skórkę śnieniem o mocowaniu
na krawędzi zmysłów. podtrzymywałeś
przybijając do śliskiej ściany. sięgam otarć
które nie pozwalają na słowo
więcej.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 14 august 2015
jeśli z naszego drzewa pozostał popiół
a iskrzenie można wpisać między bajki
dlaczego wciąż czuję cię w sobie. upajasz się
zaprzeczeniami że nie pomieszkiwaliśmy w tropikach. zamówiłeś zimny kontener
na gorące albumy i krążki z koncertów. nie chcesz żebym była częścią duszy
drżeniem ciała pikselem wpisanym w pamięć więc jakim cudem
każdej nocy przynosisz pod okno garść ciem. gaszę światło
bo lękam się oczu dookoła głowy. dręczy odwłok skorpiona
który dzwoni o bruk. sen o tobie połyka wspomnienia
pożera dobre wróżby i tu nie spotkasz żadnych krasnoludków
a jednak bez ciebie jestem niczym
baśń pozbawiona morału.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 15 august 2015
był taki moment że ciągnęły się za mną bataliony
chociaż nie pobudzałam werbli. były takie chwile
ale szeregi same podnosiły larum. dla ciebie
porzuciłam armię zdjęłam materię ze sztandaru
i zaszyłam się na tyłach. do dzisiaj
echo niesie odgłosy szturmów
ale to nie ja wzniecałam bitwy. wojny wybuchają
i przestawiają rączym pióropuszom w lotkach.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 27 july 2014
dzisiaj jest ten dzień kiedy składam pokłon
bogom za cud stworzenia Achillesa z piętą
w chmurach.
dzisiaj jest ta ulotna chwila kiedy składam dłonie
przed boginiami za stworzenie Achillesa z piętą
złożoną między moimi piersiami.
dzisiaj jest ten moment kiedy składam wszystko
co do poskładania za dar wszelkich słabości Achillesa
z piętą pod pietą z dwojga serc.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 10 august 2015
za trzecią górą gdzieś w ciemnym lesie
zamieszkał skrzacik co Jankiem zwie się
kiedyś był drwalem siekierką machał
chciał dom budować lecz zleciał z dachu
mówiła sowa że spadł z wrażenia
kiedy wypatrzył ów cud marzenie
włosy anielskie twarz malowana
myślał że nimfa no leśna dama
lecz kiedy w oczy spojrzał dziewczynie
coś nim szarpnęło i po drabinie
runął jak długi wnet stał się mały
czary prawdziwe no nie do wiary
co miała w oczach ta białogłowa
nie wie ni zając ni wilk ni sowa
od tamtej pory stał się odludkiem
kto by tam zechciał być z krasnoludkiem
lecz nie wie Janek że w zagajniku
jest mała norka po lisim smyku
w niej pomieszkuje polna mysz szara
kiedyś dziewczyna lecz jako mała
wpadła w odmęty złego wodnika
ten się oświadcza dziewczyna czmycha
łotr za ucieczkę czar na nią rzucił
i jasne liczko w mychę obrócił
sowa co w gwiazdy często zagląda
dziób tylko marszczy gdy ją oglądam
nasuwa mi się takie pytanie
czy się spotkają i co się stanie
bajka nerwowa w mocnych rumieńcach
trzymajcie kciuki za tych odmieńców
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 16 august 2014
Postanowiłam cię udomowić. Weź moje rękawiczki
zabierz parasol. Zostaniesz osobistym kleptomanem.
Chcę mieć pewność że nie zmarzniesz nie przemokniesz
kiedy postanowię spacer w siebie. Tam jestem
najbardziej wilgotna chłodna bo wymagająca.
Rozpalisz ognisko przez pocieranie. Stara technika
w wydaniu domorosłego skauta. Rozgość się tak
żebym poczuła w sobie obce ciało.
Kiedy wyłonisz z sinusoidy euforie i depresje
urok zsuwanych rękawic porzucanego parasola
zaczniesz mnie rozkradać od początku.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 15 august 2014
O poezyjo!
orgii bogdanko ty mi co rano na mleczku warzysz
kluseczki lane pyzy na skwarce ino nie grywasz mi na fujarce
panno siodłata
gęsio zaradna ty południami grzejesz kwaśnicę
placek uprażysz gacie scerujesz
ale nie dajesz chwycić za cyce
damo z lisiczką
a przed zachodem krówki odcedzisz dolejesz grzańca
tylko podpłomyk nieco odstrasza i nogi puchną od skurczu w jajcach
łanio aniele
skarbie na skale czysta i sztywna jak te obrusy
co je krochmalisz egzorcyzmami siarką odymiasz względem pokusy
jesteś mi muzą
ostaniesz weną pokłony rymem u stóp ci mnożę
ale jak będziesz sztukę pierdolić to kwintesencję sąsiadce włożę!
- Bolec Literat -
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 25 july 2014
jeszcze parę wierszy niechlujnie przewieszonych
przez wspomnienia. dosychają beznadziejnie
wypatrując dłoni które zebrałaby je przed deszczem.
kilka fraz piosenki jeden refren o ciągnięciu w górę
chociaż toczy się nam odwrotnie
ku kolejnej ciszy: siąpi bez widoków
na przesilenie bez perspektyw na porządną burzę.
coraz dłuższe włosy coraz krótsze chlipnięcia
pod nosem nucenie bielejących nut happysadu
i już wiem że tylko osamotnienie jest tak trudne
do wyrażenia.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 15 april 2015
- Armandowi -
jabłoniowy sad: tam najedzeni grzechem porzuciliśmy
lniane koszule. w dolinie rozkoszniał nasz jordan
gdzie z duszą na ramieniu chrzciliśmy chętne ciała
wyznając wiarę w siebie bo przecież chodziło o przetrwanie
niejednej pustynnej burzy. pamiętasz jeszcze? rozwiązłość myśli
na wzór ostatniego kuszenia albo roztargane drzewo
którego dziupla skrywała intymności niczym skarb azteków
wykopany na skraju epoki. biegliśmy w wirtualną erę
niczym w deszcz mając gdzieś meksyk daty i szerokości
żeby boso przyprawiać planetę o kolejny obrót. tak pisze się
bitmapowa historia prastarego uczucia które ma siłę
wznoszenia i moc obracania w ruinę. zliczasz cegły? ważysz
spoiwo? odmierzasz baryczne niże? na widnokręgu
wśród łatwopalnych słów dwa cienie turlając się gonią horyzont. niedojrzałe
owoce zerwane przed czasem przez porywisty cyklon: co w nas
z tamtych gejzerów? tylko szlam i garść popiołu? w pamiętniku
bladozielone notatki wciąż pachną papierówkami i obietnicą
że nie przestaniesz wpisywać mnie w siebie. dlaczego nie dostrzegasz
kolorów? rozciągasz panoramę na czerń i biel. składam pocałunek
jak pieczęć pod ostatnim słowem z twojego zero-jedynkowego e-booka.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 27 october 2014
jesień jesień
nie znoszę rudej dziwki w stanie odmiennym
zamiast rodzić uśmierca
grabię martwe liście na wypłowiałym trawniku
wypalanie nie użyźnia a jałowy dym
tylko morduje pędy ozon i moje libido
jestem zdarta do kości skąpa dla drapieżników nawet
pasożyty spieprzyły do wdzięczniejszego żywiciela
mówią że złota a ja dodaję: chujowa pogoda wredna meteopatia
nawet kiedy przestaje smagać i tak padam na pysk
prozak popijam myślami o wiośnie wtedy nos mi zakwita
a feromony łaskoczą w pięty
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 19 january 2015
w dłoniach
i geometryczne ruchy rozgorączkowanej stali
żebyśmy już nie stali pod swoimi obrazami
niestali w wierze że przemówią
niech nic nie wystaje z ram więc
w ramach porządków po
żądni porządnego uporządkowania
rząd po rządku wycinamy
się z siebie
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 18 june 2015
fascynacje odciągają od gniazda
albo robią za kukułki ale bez obaw
nie podrzucam jajek. przybywam wieczorem
kiedy ze strachu przed utratą ciepła domykasz okiennice. zjawiam się
jak dobry sen w nadziei że zostawisz uchylony lufcik
dla wychłodzonej turkawki i przyjmiesz pod wymoszczoną strzechę
parę zagubionych skrzydeł. będę niema nie zbudzę domowników. wykradnę cię tylko
na krótką wędrówkę brzegiem rozgorączkowanego serca.
wersja beta:
fascynacje odciągają od gniazda
albo udają kukułki ale bez obaw
nie podrzucam jajek. przybywam wieczorem
kiedy domykasz okiennice. zjawiam się
jak dobry sen w nadziei że uchylisz lufcik
dla turkawki i przyjmiesz parę zagubionych skrzydeł. będę niema
nie zbudzę domowników. wykradnę cię tylko
na krótką wędrówkę brzegiem serca.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 14 august 2014
Co mam? Dłonie w kieszeniach
dziury. Nimi nocą wylatują myśli
podobne do nietoperzy.
"Idzie na burzę" mówisz a ja łudzę się
że ta cisza to tylko chwilowe załamanie
pogody. Gwiżdżę łobuzersko zadzieram
daszek.
Zaprzyjaźniony wróbel przysiada
żeby się tylko zesrać i zerwać
do lotu. Zazdroszczę skrzydlatym
lekkiego trawienia.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 8 july 2014
na przeczesanych myślach pozostawia szadź
gładzi alabastrowe policzki i sunie z posmakiem szronu
na wargach po zbielałej szyi pozbawianej pulsującej iskry
ośnieżonymi kciukami ucisza falowanie pagórków
schładza niesforne szemranie strumyka i układa
w wieczność na odchodne jeszcze liźnie stygnące
stopy aż po nieśmiertelną lodowatość wnętrza
profilowanego przez frazy śmiertelnie wypośrodkowane
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 26 june 2014
jednym ruchem ręki umiem spiąć
półkule skleić kontynenty oceany
pozlewać w jedną toń a jednak
nie potrafię parą z dłoni zebrać
siebie ciebie w jedną garstkę
piasku.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 17 august 2015
świat się kręci wokół iglicy maleńka
stokrotko polna - nie myśl sobie
tylko uwierz a opowiem ci poligon
visy chcą dorwać pierś ja rwę do ciebie
wyrwanej wybranej i takiej nieświadomej
że świat się kręci wokół iglicy
i wokół bandaży żebyś wiedziała
jak pachnie bohater - nie ma hełmu
na małą główkę stokrotki polnej
ale są artylerzyści
bo poligon to nie fitness club
chociaż się kręci alegoriami wokół iglicy
- tu ciało sprężyste tam ciał cała armia
wyposażona w myśli o polnym kwiatuszku
co się wysiewa na linii zasieków
i tak się kręci wokół iglicy
że nawet konstruktor działa podziałał
żeby działało działa kręcenie
wokół iglicy - nawet w okopach
zerkasz na LUFĘ później na ŁOŻE
lub też niezbędną niczym niezbędnik
KOŁYSKĘ ale tym się akurat nie frasuj
mam sprawny HAMULEC WYLOTOWY
i kontroluję ZAMEK - to twój ci on księżniczko
poligonowa dlatego nie pojmuję kabekaaka słów
co płaskim lotem kopią OPOROPOWROTNIK
kiedy wszystko się kręci wokół iglicy
ta ARMATA jest wielka!
nie myśl sobie nie myśl tylko uwierz
a tymczasem
poleruj…
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 9 august 2014
Czas zatrzymany na poboczu
kartki. Margines
z niedotrzymanym terminem niedowiezionym
światłem. I Pióro w dłoni
wciąż żywe
pomimo klepsydry na murze
i krzyża za nim. Zanim wypalona
do czerwoności stanę się jedną z tych cegieł
[spod ściany płaczu] oddaję ciepło
żeby twoje imię tak szybko nie zachodziło
szronem. Ty tam a ja tu zastanawiam się
które z nas pozostało na zakręcie.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 28 april 2015
jestem kolorowym ściegiem. biegnę z tobą
w bluzie z kapturem. chowamy się
przed szorstkim światem hałaśliwych reklam
smartfonów tabletek na pozorną bliskość
i podobnie karykaturalne szczęście.
kochamy w wewnętrznych kieszeniach
składając los w dłonie gotowe razem
wyplatać przędzę. ofiarować sobie to
czym cerujemy podziurawione mostki.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 20 may 2015
zanim zwiniesz się w kłębek poszukując początku
na zakończeniach nerwów nie przegap impulsu
który swoim tempem pozwala składać dłonie
ale nie w domek dla ślimaka. uważaj na obrastanie
chityną i wznieś się proszę ponad pancerz
żebym mogła uścisnąć. nie poznasz smaku
bezdroży z chałupą mięczaka na grzbiecie.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 8 july 2014
przynoszę rozgrzebane serce
na odciętej dłoni. niewidome oczy
wpatrzone we wczoraj. przynoszę
garstkę fraz i uncję wspomnień
niewidomym oczom po odciętej dłoni
rozgrzebane serce.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 6 august 2015
nałożyłeś opaskę zawoalowałeś oczy. wyciągam ręce
potykając się o szale z przysłoniętą samotnością i nagim pożądaniem. kręci mną
i obraca niesprawiedliwa ziemia. wyczuwam piłę w twoich rękach
krwawe wióry kochanie wyglądają wyroku
za to że zamiast miłości zwiastowały rżnięcie.
moja ciemności
boję się
bagiennej otchłani przecież niosę kruchość tulę
w dłoniach przeświecalne serce.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 2 july 2014
podejdź bliżej
spieniona pyszczko co ślinę toczysz rodem z jądra
Ziemi. nie obawiaj się
to tylko lniana serwetka w rogi. zachowasz swoje
stwardniała raciczko. mam więcej materii
na tę okoliczność usiądź w progu poczekaj
na siostrzane odbicia.
podejdź i ty
wzburzona mordko co lawinę spuszczasz rodem z grzbietu
Rysów. nie obawiaj się
to tylko wyciągnięte członki. nie stracisz swoich
przechłodzona łatko. mam więcej brzozowych pieńków
na tę sposobność usiądź przy palenisku poczekaj
na braterskie odblaski.
tyle w nich z bydlątek ile w nas energii
z odnawialnych źródeł.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 27 june 2014
pobłądził mój ideał. Podchodził do nóg
kiedy oczekiwały dłonie. Składał spojrzenia na szyi
unikając dysków spod powiek. Taplał się w błocie
po odpływach pozornie przeoczając uniesione fale
zadarte koronki. Rozdawał w wiaderkach kumplom
wznosząc fortecę. I brnął w wojnę
na babki osuwał się w czeluść. Omijał otwarte
przestrzenie. Skrzypiał u bram wieszał się
na okiennicach przy uchylonych wrotach
schodził z drogi. Opacznie nazywał
siostrą czasami przyjaciółką. Kiedyś zawyłam
kochanką. Zakrzyczałam w noc i odmówiłam
księżycowi blasku burzom piorunów. Właśnie wtedy
mój pogubiony ideał podał knebel sięgnął po kit
posłużył się silikonem. Nie rozpowiadano jak
podglądał kolorową bieliznę podbierał przepaski. Kiedyś
wezwał do mnie znachorkę którą spienił wyzywając
od różnic przezywając matką.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 8 august 2015
a kiedy zapragniesz powrócić ucieszy się zdezelowany komin
na którym chrust oczekuje przywrócenia świetności. pamięta
że tylko ty potrafiłeś tak wymościć gniazdo. wyglądając przez okno
wietrzę pierze żebyś poczuł że jestem z tobą chociaż dzielą nas
horyzonty. przesypuję przez palce puch wyobrażając sobie
że to twoje włosy. poprawiam niesforny kosmyk
pod którym w mimicznych zmarszczkach zapisane myśli. obiecaj
że kiedy już zechcesz pobyć wyartykułujesz te najprostsze
a złote zachowasz na kolejną rozłąkę. wiem o tobie więcej
niż zeszłej wiosny i nie przeszkadza mi że nie przynosisz dzieci
ani kolorowych snów o wspólnych tropikach.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 12 march 2015
Jest prosty a relacje przypominają spiralę
której się pozbyłam. I tak nie zabezpieczyła
przed przewijaniem. Jak w starym kinie
trzymasz mnie za rękę ja ciebie za słowo
pewnie doczekamy kolejnej premiery. Razem
chociaż podzieleni na role. Gram w kronice
ty stoisz za obiektywem kontrolujesz napięcie
żeby nie wyrastało ponad
czarno-białe kadry. Milimetr po milimetrze
tracę czucie w języku jednak tobie się udaje
zachować dobre samopoczucie. Do mnie należy
poczucie humoru prawo wyboru żelu
i sucha cipka.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 26 august 2014
Odkąd nauczyłam się oddychać nie tylko tobą
już tak nie boli. Potrafię reglamentować odruchy
kontrolować mimikę i nie dzielić się doznaniami. Piotr też
robi postępy
w pojmowaniu na ile można płodnie nie znosić
czyjejś obecności między nami. Coś mi mówi
że po wszystkim
powinnam sobie znaleźć jakieś zajęcie. Wiesz
skoro nie można transparentnie po żyć
chciałabym chociaż poumierać w sobie
wykrzyczeć cię
z imienia.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 27 april 2015
powiedziałeś odejdź już
nie potrafię zaprzeczać jak nikt
przystajesz do zainfekowanego zsuń się
albo zacznij kasłać może wypadnę
wracając w siebie uciekam niczym
ostatni ale niepierwszy któremu pisane dochodzenie
po kantach trójkąta
ta wilgoć kochanie i słota toczą drabiniasty
bywasz pod żeby za moment odnaleźć i mnie
na deskach wozu ze śliskiego drewna
które nie powinno krzyżować
nieumiarkowanych co przepijają do przystanku
gdzie oberża pod siedmioma grzechami
kiedy trzeciego jak grypy nie sposób wykasłać
wszystkie główne niech zniesie ta obłożna miłość
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 30 april 2015
najpiękniejsze rozdawałeś spragnionym muślinu
który ścinał rozmarzone główki. w poczuciu spełnienia
po kolejnym podboju wyposzczonych rąk głodnych
twoich kompozycji. stałam obok
z pustym wazonikiem wpatrzona
w zręczność alabastrowych dłoni
oczarowana finezją gestów mową sprężystego ciała
ale nigdy do mnie nie przemówiłeś
czerwoną różą. tułam się
po ostatnim rzędzie z przeznaczeniem w dłoniach
kupione gdzieś w markecie
żółte tulipany.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 29 january 2015
a rowery w stojakach bez kłódek
na niepotrzebnych bramach i żadnych płotów
kargula pawlaka ani ojca kaśki
co to wysoko grodził. możesz być spokojny
i o swój szczepek oliwny. im dalej od słońca tym bliżej
rezerwatu dlatego nie spotkasz wolnej sarny
objadającej plantację. w jula milczą bramki
nikt nie strzela
samobójów wiesz - husqvarna służy do pielęgnacji
ekosystemu i nawet tarantino potrafi
sobie odpuścić kręcenie
obrazami celem przebicia
sztuczną juchą scenarzysty autentycznej masakry
piłą elektryczną. a kiedy zapytasz
o złoty środek szwed nie skojarzy z ostatecznym strzałem
bo w żyłach barbarzyńska niepamięć
o utemperowanym sąsiedzie bezrękim złodzieju krwawym
jeźdźcu pozbawionym myśli. czysty kraj i taki neutralny
no nie?
zwłaszcza w oblczu zlizywania z palców
plam po kartkowaniu
starego testamentu.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 9 march 2015
niech pan się czule dziś odpieści
język mam suchy od spółgłosek
myśli kołaczą w inne wrota
a pan ma w nosie brzydki włosek
nie; no nie mogę się przekonać
słuchamy całkiem innej muzy
pan mi Conrada zacytował
ja mam w ruletkę spore długi
co do wymagań proszę pana
niejednorodna chemia spala
zakwasem grozi z rozgadania
w zasadzie kawał z pana W...ałła
wiem że zażywa pan pasjami
"niebo" niebieskie już od rana
proszę pochować te pensetki
nie będzieM szukać w stogu siana
słowa wilgotne w dzień marcowy
pod pomnik Łajki przekieruję
w kosmos popłyną ansów litry
pan mnie tym wiadrem irytuje!
żuraw też studni nie rajcował
ceber drewniany - ja piórkuję!
inny zasysa a ten chlipie
w pompę drągala przemianuję
coś pojechało nie do rymu
pociąg ostatni też odchodzi
ale na skrzydłach; żeby Pan Mój
toczył co panu nie wychodzi
słońce to taka kula ognia
pan chyba nie zna się na kulach
pewność mam przy tym; były korki
kiedy pan zdawał "o figurach"
przysięgam na ten kamień Łajki
że grzeczna będę mniej mobilna
niech pan nie pisze piórem lepkim
w postanowieniu wytrwam pilnie
żeby te mdłości ustąpiły po
wersach na podusi w glutach
a słowo daję; w klasztor pójdę
boso lub w ołowianych butach!
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 29 july 2015
może lepiej nam było w getcie. woda niczym rynsztok a rynsztok niczym
kiedy chleb czarny jak moje warkocze i niezbywalny jak twoje rude dzieci.
żeby tak nie darły gąb niedomagały bez mleka i miodu żylibyśmy. gdybali
zgodnie dymali dozorcę który stróżował całkiem koszernie chociaż przaśny.
baranie! trzeba było nie dozorować stróża tylko czekać na Mesjasza.
pustostan nie Eden ale piwnica kryta dechą. a propos owieczek -
podobno Jezus też był rudy. nigdy się nie przyznawałam ale ja w Niego wierzę
i nie wierzę plotkom; był śniadym brunetem o którego się modliłam
ale jakimś cudem wyżebrałam ciebie. wiem wiem - Bóg nie zna dowcipów
o totalizatorze. na nieszczęście ty się ciągle kiwasz a ja nie mam szczęścia
do typów na chybił trafił.
dosyć wypatrywania gwiazd romantyzmu reumatyzmu też nie wyglądam
dlatego poszukam wyspy. obiecanej w kalendarzu przez okres ochronny
a ja nareszcie mam i kalendarzyk i okres. aha; kapelusz pod ławką puszka
na ławce a dzieciaki poszły się bawić w doktora. no co się tak gapisz? odłóż
tę poobijaną trąbkę; przecież bardziej brudne i obrzezane niż moja kiecka
i twój pogrzebowy interes - już nie będą.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 31 july 2015
w rześkie poranki gorące południa parne wieczory tropikalne
noce - pragnę
i nie musisz być dla mnie
mocarnym atlasem półboskim achillesem zmysłowym parysem
wystarczy że popatrzysz jak oczekując kwilenia wiję
na surowej skale
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 11 january 2015
Tobie ASie
obrazy zza firanki. bez obrazy
ale przewidywalne niczym
napar z ekspresu. decydowałem
tylko o ilości ziaren i jak mocno będę
pod ich wpływem stąpać żeby pobiec
a nawet pofrunąć w siebie. na spotkanie
lustrzanego odbicia. bawiło się mną wzorem
beczki śmiechu - wiesz - wtedy jeszcze chwytałem się
marzeń bliski stanu odklejenia
od parapetu. z paletą w dłoni można
jednym ruchem pędzla szerzej rozchylać panoramę sięgać
rozleglejszego horyzontu żeby porzucić
okienne ramy. stańczyk którego rozpoznałem
w sobie odstawił farby zmył z dłoni tęczę. przysiedliśmy
nad brzegiem rzeki a on wskazywał obłoki
skąpane w płynnym zwierciadle. nic nie było
na wyciągnięcie ręki - wiesz - rozpadało się
i zobaczyłem ziemię w deszczowym uścisku
z niebem. i zrozumiałem że doświadczam
nie odrywając stóp widzę
bez różowych okularów. most
z którego nie muszę skakać w dół
żeby dotknąć tego co ponad. niezwodzony
fantazyjnymi kontrastami znów stoję
za firanką. ze mną słodycz latte we mnie
gorzkawe wiersze.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 14 august 2014
Jestem dziurawa. Przelatują przeze mnie
jaskółki niezwiastujące wiosny. Sikorki
straszące zimą i gołębie
nieprzynoszące pokoju. Słowa - ptaki
których nie potrafię zatrzymać
w ażurowych wersach. Świergot wróbli. Tylko
pozazdrościć prostolinijnych fraz
o potrzebie przynależności do stada. Wron
krakanie że nie ma takiej dziupli szczeliny
nie ma i uskoku w którym z braku puenty
mógłby się zagnieździć rozkukany podrzutek.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 12 january 2015
wielkieś mi uczyniła pustki pod klęcznikiem moim
moja droga Sutanno tym zniknieniem swoim
mnogo w nas a jakoby nikogo nie było
jedną fioletową Stułą a tak wiele ubyło
dziś Młot twój w całej ozdobie wspominam i opisuję
bo tęskno po tobie
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 13 march 2015
Antek się wreszcie wyżenił kiedy Tośkę wybudzono
ze śpiączki. Pan Gienek znalazł dom i przygarnął Kajtka
po detoxie a ja jestem proszę ciebie przerażona. Pustką
po moich podmiotach lirycznych.
Łatwiej pisać kiedy się wszystko pieprzy. Można zapalić
czerwone w tunelu czasem zawracać wykolejone pociągi
przekierowywać myśli na jedyny właściwy tor. Czuję się
cholernie poskładana w rubika.
Nawet komornik nie zagląda odkąd spłaciłam dług
za energię. Jemu też jestem potrzebna jak to koło
ratownikowi po sezonie. Został mi jeden spory nałóg
pisany wielkim zaimkiem. Walkę z wiatrakiem
oddam walkowerem. Na wzór Ikara
możesz eksponować ramiona kolekcjonować
woskowe trofea zamiast dobrej puenty
tłuc między żebrami zardzewiałym śmigłem.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 10 july 2014
otwierać kobietę na dwa
kochać w podejrzanych pikselach
nie jestem wielka
ale tylko ja jeszcze potrafię cię znosić
do arki
pośrodku cytrynowe drzewko zasadzone jak u kostnera. na wodzie
sczytujesz z pleców tatuaże. zawsze lubiłeś wietrzne dzieci. wierzą
w miasto na dnie. jest tak rzeczywiste jak twoje tętno potrzebne do bicia
piany w skrzelach.
z rzęsami na płucach (mówisz) nie można bez celu. celę wijesz i uważasz że masz
cela. nie prosiłeś o sekstant po prostu doznałeś wiedzy w palcu; boży wystarczy
porozpinać skórę przed innymi i najlepiej na drewnianym maszcie. zdjęci zapachem popłyną
żeby nie kotwiczyć w nadziei. (rozumiem) blada jest i w ogóle nie powinna być tak kolorowa.
tratwa na drzewie liście imitują fale dla poszumu o barce. słowa łamane
jak gałązki. od pierwszego patyczka śpiew uprzedzał; nie zmienisz syreny
w dorsza. nie wiedziałam że człowiek potrafi aż tak: do siódmej kory nie wiedziałam jak
powiedzieć że trzymam koszyczek jagód że tutaj rośnie przede wszystkim jodła i że może
mam alergię albo przemożne natręctwo - że może za uszami szumi nam nowa
megasensoryczna baśń.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 4 may 2015
szeptucha ciężko odrzuca lekki grzebień
z kości słoniowej. już nie będzie rozczytywać
barwnych kosmyków. rozkłada bezradne
ręce nad puklem bezpańskich myśli: puste
i takie ciii sza sza. nikt nie tłucze
szklanek nie zgarnia rozsypanej
soli. leży na progu obok cukru i siarki
nieprzybita podkowa. zabrakło guseł
żeby cofnąć albo tylko sercem przekierować
słowa jak parowozy na mniej ślepe tory. para
uszła bocznicą omijając gwizdek. niemy
peron na zapomnianym dworcu. bezdomny czas
zasnął pod ławką. zabrakło czcionek na prozę
i nikt nie pochyla się nad wierszami ale jest tekst
ponad pojemną i całkiem głośną KROPKĄ.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 29 june 2014
pod moim oknem koc
wilgotnieje na zmianę pogody
już się uodporniłam
przed moimi drzwiami wycieraczka
zarasta kurzem na deszcz
jeszcze przyjdzie czas
ale zanim wytrze buty
zwinie koc i wynajęte panienki
spod mojego okna
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 12 april 2015
jest silnym mężczyzną z rodzaju
kobiecych wędrowniczek Pojawiła się
w błyskach piorunów wychyliła z puszczy Miała zielone
kosmyki i orzechy w oczach a angielski podbródek
otulony szczeciną Nie musiałam pytać o imię Było
wytatuowane pod żebrem Dotknęłam żeby się upewnić
że wciąż tam jest O jedno muśnięcie za daleko Speszona
poszybowała nad Berdyczów pozostawiając mnie
w środku burzy Zaszyłam się w lesie
z nadzieją że odzyskam zieleń ale
jej promyk dopadło fatum Odebrało orzechy
i już nie będzie mi dane pieścić
silnej szczeciny na delikatnym
angielskim podbródku
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 14 march 2015
Jeśli rośliny lubią słuchać
to przecież nie znaczy
że potrafią myśleć.*
Napisy powypadały z nawiasów. Zbyt wolne
zaskrzypiały wielkimi literami. Nie wczytuj
się tak nie wsłuchuj. Jeżeli musisz porzucić
niech to będzie chityna
którą postanowiłeś obrosnąć. Już czas
przemianować może nawet zredukować
wiarę do rangi czczego domniemania. Uczucie
nazwijmy po imieniu; biologią chemii
żeby współczynnik prawdopodobieństwa
nie zakłamywał odczytu. Jestem zaborcza
dlatego potrafię zazdrościć
Wojaczkowi. Miał swoje szklane damy ciche
rozsądnej pojemności. Białe myszki szeptały
a on im przestrzeń odstępował kolczyki
nakładał. Ech życie
może zapętlone u puenty
ale stać go było na dragi sznur
ciasny jednak na własnej gałęzi.
A po tobie jakie powidoki? Rwetes w konarach
głośniej niż we włoskiej wiosce. Busz i dzikie zachody
gdzie najarani szamani coś pierdolą
o oczyszczającym deszczu. Nawet szczury pouciekały
do biur i zapieprzają za niszczarki. Nic tylko pokląć
w cichym kiblu
kiedy na wzór chińskich tortur
w milczeniu sondujesz splot bezdusznie
obracasz gorącymi trzewiami.
_____________
cyt.własny
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 25 march 2015
nie! nie chcę chusteczki. podaj mi podsuń
swój rękaw. wypłaczę się przez smarki
zniewieściałych facetów i męskie baby. tak!
mam to w nosie. nie! nie wiem skąd. są
i mnie tarmoszą. tak! za wiersze.
radzisz żebym kichała? bo ty mówisz
i masz!
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 9 august 2015
oczekujesz aż z ust popłynie lepka strużka. chcesz się sączyć
przełykany do ostatniej drgawki. sięgasz po tytuł
najlepszego szermierza. sprawdziłam na własnej organice. miałam cię
aż po skurcze posiadając pod piórem dosiadałam
w słowach obracając lubieżnie oblizywałam się z ciebie. przyjdź
pod moje okno z nagą szpadą. będę wyglądać cięcia
w okolicy podbrzusza skoro nie zostało nic
z profilowanych ostróg którymi jak nikt inny
ujeżdżałeś nie ciało ale serce syreny. teraz oczekuję tylko rozognienia
przerywanego pchnięciami stalowego chłodu i wyhamowania tuż przed
żeby po chwili przyspieszyć. mogę droczyć się
między niestosownymi przygryzieniami języka. najbardziej rozchyla mnie
pewność że pomimo jęków jednak nie przestaniesz. oczekuję wyciszenia
zanim zdecydowanie dobijesz
do ostatniego bastionu i zdążysz skłamać o febrze
która dopada podobno nie tylko lędźwie. a teraz odsuń się
chcę zapomnieć
że byliśmy na oddech.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 15 june 2015
kolejne rozdroże a jedynym kierunkowskazem
zakręcił ranny sokół. był na wyciągnięcie ręki
ale nie potrafiłam zatrzymać tej bliskości.
popatrzył na mnie zjawiskowy ptak pod ścisłą ochroną
i zostawił po sobie pióro. podnoszę delikatnie przytulam
do ust żeby złożyć ostatni pocałunek. przez moment
poczuć zapach wiatru poznać namiastkę podniebnych
wojaży.
miał wiele do przekazania ale tylko zakręcił
azymutem i teraz nie wiem już w którą stronę patrzeć
jaki kierunek obrać żeby raz jeszcze skrzyżować spojrzenia
poznać historie blizn i zrostów i nareszcie razem
odkażać każdą świeżą ranę.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 13 august 2014
Być może są takie pojemne słowa którymi można
wyartykułować ten ż (...) l
- gdzieś się zawieruszyły
Być może jest taka pełna mowa w ruchach
którymi się daje wygestykulować ten b (...) l
- jakoś je pogubiłam
Być może można przetłumaczyć aramejskie zło
na pojmowane po grecku rzymskie dobro
- nie znam
takiego translatora
Być może jestem jeszcze za mała
w poniżeniu niezupełna w obnażeniu niekompletna
w przerażeniu a moje zaufanie niedostatecznie
zrujnowane
Być może nie dostrzegasz we mnie boskiego
przebaczenia - patrz uważniej - nie mam butów
dłoni nie mam a dobijam się mocuję z wierzejami
do tych łąk zielonych strumieni przejrzystych gajów
cichych gdzie pozwalasz bardziej chromym i tylko boso
Być może już mnie po
zbawiłeś pozbawiając wiary w Twoje dzieło
na niepodobieństwo proszę błagam weź sobie
i pamiętanie żebym nigdy nie za (...)
wróciła
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 8 june 2015
zbyt duszno w złotym laurze? zawsze możesz odrzucić
nie tracąc głowy. nie chcę cię
przewiązanego odświętną wstążką ani codziennego
z listkiem na biodrach. a propos przysłaniania: w zbroi
bywa bezduszniej niż w wieńcu. bądź dla siebie
ekshibicjonistą - przymknę oko - ale bądź i się porozpieszczaj. rozbierz
z wczoraj obmyję cię dzisiejszą rosą. razem zaplączemy się
w jutrzejsze strugi deszczu. przy mnie prześpisz
ostatni pociąg i poznasz smak bezdroży. odrzucisz zarumienione
marzenia - tak - nie będzie rozkosznych poranków
po zasiniałych nocach. w zamian obiecuję że poczujesz
nas niejednym zmysłem. z palcami w wazelinie
nie pozwolę ci przegrać z korozją. wiesz
że ściemniam? a jednak podpisujesz
- śliną.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 12 august 2015
na katafalku
pusta skorupa. dokarmiała się osierdziem
z obwarzanka serc ale zeszła
bez jednego.
otulona chochołem
wydmuszka po nosatym pajacu
- toastując żarłaczył i przyszło
zadyndać na jelicie.
odpływanie z kokonu
a turban niczym
bandaż oplata resztki projekcji
o stu hurysach na które zabraknie
oboli. przez styks
prosto z mostu
do łodzi jeszcze zdążyło wskoczyć
naiwne truchło sprasowane
tirem kuszone ostatnim uderzeniem
wioseł.
wilgotny zmierzch
a ja czuwam pomimo
suchej cipki i sahary w oczach
będę
wspominać co anielskie
ale nawet bies nie ma mocy
lubrykanta
żeby wytrącić chociaż jedną
miarkę słonawego współczucia.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 18 august 2015
nie znoszę jej nie cierpię faktu
że cię ma. rozporządza rozrusznikiem
który powinien należeć do mnie.
pomykasz mercem twoja ona audi
a ja za wami tico. stać mnie na rovera
ale są bezawaryjne i nie mogłabym liczyć
że mnie popchniesz.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 10 august 2014
skłonna do grzechu skuszę się wyszeptać
że wciąż czuję w sobie dom
coraz bardziej i jeszcze bardziej bez ciebie
tylko zyskuje
zabite okna martwe klamki u drzwi. jestem
zblazowaną wycieraczką z tekstem
nikomu niepotrzebnego powitania. udaję ważną
ale to poza bo przecież poza tobą obłęd
nawet podłoga jest gdzieś w miejscu sufitu.
brakuje energii a bez światła tylko kot
w mojej głowie głucho stąpa po rachitycznych kątach
a oniryczne cienie starają się malować
miłosne freski na niekochanych
ścianach.
skłonna do szeptu skuszę się zgrzeszyć
że wciąż czuję w sobie ciebie
coraz bardziej i jeszcze bardziej
bezdomnieję.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 21 july 2015
a kolorowe szkiełka imitowały witraże. patrzyłam ze środka
piaskowego zamczyska. świat wydawał się układanką
w kalejdoskopie szczęśliwych zrządzeń losu. nie musiałam ubarwiać
każdego dnia bez ciebie. wierzyłam że zjawa z przeszłości
która straszy bezdomną miłością utkaną z babiego lata ma moc
rozpinania tęczy żebyś mógł sięgnąć baszty. u bram nikt nie zawołał
a budowla runęła pod naporem fali. zniknęła ostoja
dla wielobarwnej puenty bo kolorowe szkiełka tylko imitowały witraże
przez które patrzyłam na pusty dziedziniec. nie było świata
z kalejdoskopu tylko czarno-biały obraz po przypływie
który odbiera szczęśliwe zakończenia.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 21 march 2015
pielgrzym
miłował mawiać że nie jest z tych ów
o których lepiej nie mówić z zamiłowaniem
rozmiłowywał jej okolice a przecież była z tamtych
do przemilczenia. pozwalał sobie
nie najlepiej do niej przemawiać: popisywał się
znajomością połowy kasty do której nie należała. jak on
blisko przylegający chociaż nieprzyległy. popłynął
chłodnym szlakiem z gorącą
obietnicą nieopisywania kolejnych bożych ciał. znali swoje
miejsca święte potrafili na odległość. widokówek z wysp
uczepiała się tak kurczowo jak on oburącz chwytał
życie pisząc: wszystko kosztuje nawet znaczki
kiedy cenę wyznaczają krzyże. przy czwartym podobno
najlepiej płacą.
całospalenie
nic się nie wydarzyło: pod strzechą skutki
chwilowego załamania aury. zalana piwnica
nie zagraża fundamentom. budowla oparta
o kamień zniesie niejedną nawałnicę.
nic nie było: słabsze dni zbyt mocne wino
i rozszumiały się wierzby kuszące
zakazanymi gruszkami.
ty jesteś Piotr wierny Marii znany z wyrzekania się
myśli błądzących po Magdalenie. nadszedł czas
powrotu do Marty. po drodze kilka bezimiennych
odsądzanych od czci tylko dlatego że dawały
wiarę nie pytając Quo vadis.
nic się nie stało: moment niestabilności i zalana
Minerwa niezdolna ciskać piorunami. nie takie padały
po drodze do Emaus. ciebie obeszło przemienienie
zbroi w oślą skórę Kapitolu w pustynię ofiary w winną
igrania z krzesiwem.
wakat w nosie wolność w garści czyli Bóg honor i obczyzna
przepłaciła jak za egzamin na prawo
jazdy: oblała za pierwszym razem
olewając pozycję kolejnej do gniecenia
przez wykrochmalonego instruktora.
przebierała żeby się pozbierać ułożyć
w rabatkę wonnych róż ale
to wymagało nawozu: dużej ilości
banalnego gówna. zainwestowała
w odór i tandetną garderobę
niskobudżetowej premiery
na deskach
żeby zaistnieć w burlesce stać się
kwestią nieistotną dla ust
krytyka na miarę egzaminatora
pierwszego odjazdu.
__________________________________________
https://www.youtube.com/watch?v=CSyyl97nQeg
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 12 august 2014
Duchy w kalendarzach nie tarmoszą Robbie wyłaź
z tej kipieli Kto ci nastukał w czubek
żeby zaiwanić hydrze teleskop To nie wyspa
dla lunatykujących goryli Przestań straszyć
zapaleniem laskowych orzeszków Brakuje motywu
do zdychania Dosyć chlapania bananem Zapomnij
o kokosowym koktajlu z serduszkiem spod para
soli Nie mamy ochoty
skraplać się w obliczu kosmatej bezintymności a ty
powodu do obchodzenia
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 17 august 2014
lewitacja w fazie REM unosi ponad
niedoskonałości. można uchylić lufcik
w chmurach i dostrzec kontrasty; święci pomykają w hawajkach
innym Bóg porozdawał kolorowe skrzydła - pocieszające
że Pe ominęło.
jego nadmiar nadal stoi
nie ogarniając igielnego ani dlaczego dostaję refluks
na widok daszka a'la Stallone i że ciebie też dopadają
mdłości. często zwracamy
zdjęcia korespondencję - słowo. lekko opadam odpadam
ale bezdomny pan Gienek już czeka w asekuracji
żeby mnie pozbierać ze wspomnień
po twoim perłowym uśmiechu. powinno wystarczyć
na mamrota.
Pe w roli Kaszpirowskiego postawił na wodę i wyjebał
barek. już nie kontroluję przerobu
owocowych gumek. udaję ślepą anielicę
żeby wypracować boski kompromis. Pe w roli uzdrowiciela
zapomina wypieprzyć jednej
flaszki a ja się nie doliczam durexu. zrywasz kontakt
z Piekłem w obłokach i odchodzisz - w tej kwiecistej koszuli
przypominasz śniętego A. który się nawrócił na wspomnienie
ile we mnie słodyczy nakładasz na twarz kakao
udając niekumatego Murzyna. trawię
bez zapojki kiedy dajecie
z buta.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 22 march 2015
kolejni powinni zawrócić zanim wyruszą
albo wyruszyć żeby nie zawracać
silni wiarą że im się upiecze
na cenie słońca topniejącego
od ran okładanych lodowatą
kalkulacją: jak długo jeszcze
otwierać je newsami
bo łzy muszą byyyć
świeże
_______________________
marzec 2015
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 2 april 2015
nie dzielmy się niedzielnym
jajkiem ale codziennie częstujmy
Nowym które potrafi przytulać
Ziemię do Nieba i nie tylko
Słowem i niekoniecznie po
burzy
w koszykach w plecakach ryby różnobarwne
kłódki spod mostu teraz na łuku
Dawida
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 11 august 2015
O poezyjo!
orgii bogdanko ty mi co rano na mleczku warzysz
kluseczki lane pyzy na skwarce ino nie grywasz mi na fujarce
panno siodłata
gęsio zaradna ty południami grzejesz kwaśnicę
placek uprażysz gacie scerujesz
ale nie dajesz chwycić za cyce
damo z lisiczką
a przed zachodem krówki odcedzisz dolejesz grzańca
tylko podpłomyk nieco odstrasza i nogi puchną od skurczu w jajcach
łanio aniele
skarbie na skale czysta i sztywna jak te obrusy
co je krochmalisz egzorcyzmami siarką odymiasz względem pokusy
jesteś mi muzą
ostaniesz weną pokłony rymem u stóp ci mnożę
ale jak będziesz sztukę pierdolić to kwintesencję sąsiadce włożę!
- Bolec Literat -
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 21 august 2014
margaretko moja
bądź co bądź
mówiłeś
oceany otworzymy wszystkie
słońca w płatkach tym czasem
tymczasem
nabrzmiewałam w trymestrach okrąglała nadzieja
tobie wiotczały kolana i twardniały łokcie
kiedy fundament przerasta ramiona aż po żywopłot
między nami cichy staw w ogrodzie
margaretki
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 21 august 2014
pojechałam po bandzie. za ostro jak na martwą
arterię zbyt otępiała na żywą ucieczkę. zawiodły hamulce
między ołowianą stopą gorącym lewarkiem chłodnym
palcem na ustach. pękałam bezgłośnie miażdżona obrazami
ze wstecznego lusterka: klimatyzowane wnętrze grudzień w środku
lata i czerwień niebieskiego gabinetu na tyłach. czarny tatuaż
falujący na brzuchu tamtej kobiety. odjeżdżałeś w niej
w śmiertelnie euforycznej pozie.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 8 august 2015
znam słowa które wywabiają spod ziemi
parujące gejzery zwroty powodujące zawroty
biegunów i potrafię dotykać
w miejscu szwów żeby obracać
najdelikatniejszymi atutami ale
nie klękam
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 11 august 2014
Objawem największej pychy, najgorszym przewinieniem przeciw życiu jest przeświadczenie, że mogę je oceniać i jednoznacznie osądzać. Osądzając poddaję wartościowaniu. Wartościując zestawiam i porównuję - ze swoim, ubogim i niedoskonałym duchem wartości. Wyrokując ryzykuję pomyłką, myląc się, sam ulegam, upadam pod mylnymi wyrokami. Ulegając nie podniosę się. Zestawiając i porównując, oceniając i osądzając brata, sam się wydaję na osąd Tego, który nas obu sądzić będzie. A kiedy ulegam pokusie, czy nie wodzę siebie na pokuszenie? Kiedy kusi mnie, żeby brat pochylił głowę przed dostojniejszym, przed spadkobiercą rodu naszego? A przecież nie przed moją dostojnością powinien łamać kolana. Nie mnie oczekiwać bicia czołem, bo nad nami sprawiedliwsza korona. A jednak. Tak leczę własne kompleksy, tak usprawiedliwiam własne słabości. Tak wyrywam z korzeniami własne pokusy. Tak wyjaławiam duszę, strojąc ciało w ciernisty tombak. A przecież raniąc do żywego wymawiam gościnę duszy. Raniąc brata, sobie okaleczam. Tak tracę swoje czoło, tracę brata, tracę duszę. Czy tak chcę służyć koronie, brukiem wykładając podjazdy?
Chcę się poczuć. Poczuć lepszy? Mądrzejszy? Użyteczniejszy? Wartościowszy? Nieomylny? Sprawiedliwszy? Pełniej oddany koronie? Chcę się poczuć mniej winien, ale czego? Poszukiwania? Nie poszukiwać, to wegetować, wegetować, to nie błądzić, nie błądzić, to nie żyć, nie żyć, to nie mieć potrzeby czucia. Poszukiwać przez czucie, to zaprzeczać rozumowi, zaś nadmiernie używanie rozumu, to zaprzeczanie czuciu, zaprzeczanie miłości. Zaprzeczać miłości to nie kochać, a nie kochać, to nie odczuwać potrzeby czucia. Dopóki tylko kreślę w swoim duchu nie mnie skreślać ducha brata. Dopóki brat mój ciałem nie zakrada się do mojego spichlerza, dopóki nie wyprowadza bydła z mojej obory, nie bierze w progu żony mojej, dopóki nie uśmierca moich dziatek, dopóki nie sięga po szablę, dopóty nic mi do ducha jego pochwy. Mój pas pokrywa patyna. Mój miecz zjada rdza. Każde zło wyrządzone bratu mojemu wróci pod moją strzechę. Zarazi ziarno pleśnią, zarżnie bydło, zhańbi moją kobietę, przerwie ród na osesku, ożywi metal i uśmierci ducha. I nie schyli głowy przed Tym, który sprawił, że Ziemia się kręci dla nas obu. Dopóki Ziemia się obraca, nie obrócę się przeciwko bratu mojemu, żeby Ten co nią obraca nie odwrócił się ode mnie. Dlatego unikam brata, żebym nie popadał w pychę, nie sprzeniewierzył życia, nastając na inne istnienie.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 29 june 2014
- Andrzejowi Bursie poświęcam -
sczytuj jak apokryf ostrożnie obracaj w palcach. dzban rozbity słowami
ostatnich z pustyni. na skały zesłana przez szarańczę pierwszego
lica pozbawiona; staję naprzeciw prawnuków Proroka z wiatrem w miejscu głowy
i na ich bezgłowie nastaję.
popatrzmy na ten las ponad jeziorami; miarowo i miękko rozczesuje witki. dwa wzgórza
drżące nad brzegiem pszenicy; w jej kolebce padołek pulsuje. ogród w dolinie wilgotnieje
strumyk. linie łagodne niecki aż do stóp moreny. pejzaż poezji obraz ziemi której płodów
nie sposób pojąć posiąść ale tylko pożądać; niczym pierwszej ażeby znienawidzić
jak ostatnią z niebyłych. niwa tak barwna jak barwne ikony; liczne i odmienne niczym
nieodmiennie liczne źrenice na zwojach.
stąpanie po śladach dochodzenie do wizji a każda jak osnowa z hieroglifu. przeżuwana w słońcu
zaślepia i pod dyskiem srebrzanym; liście rozpalają najchłonniejsze domysły. we mgle podążali
ku fatamorganie; za dnia dzieci Twoje po zmroku same niesforności. pod derkami piąstki z trwogą
supłały w grzywach najpoczciwszym mułom. zadziwiona byłam ułomna bo ciekawa; odcisków Panie
na sieci wyplatanej misternie.
zajrzyjmy do jądra na pegazowym włosiu; wokół osi jak wokół tych przez które wszystko
ponoć pierwotnieje - niepodobna; archanioł kruczasty goreje pod biegunami patriarchat
na prąciach ponapinany. zawsze wyżej głów a jednak poniżej kołatania w żebrach. tutaj
biała ciemnogłowa przy stołach oliwnych z okruchów spisuje. pióro gęsie nie przetrwa
bowiem srebrne stalówki w proch tylko w proch przez samoobracanie.
światłość nie nastawała. tedy Sędziwy - który był z pochodni ale przez usta chrome dogasał -
wargami tymi namaścił najgorliwszego i rozkołysano drewnianego konia. Gorliwy tak jak ja
nosił na nadgarstku symbol Ryby i Twoim imieniem pozdrawiał. świadoma misji pewna
że u źródła przemyje źrenice - przyjęłam wędrowca co nie tylko wiekiem był Tobie bliźniaczy. gest Rabi
każdy wielbił a oddech pochłaniał. wiara w Ciebie i jego niewiara w niewiastę spawiły że nie z piersi
nie ze strumyka ale z żyły utoczyłam. zapytał o łono: tak - w wizjach do niego jak my do Ciebie
należeć by mogło: wtedy się zachłysnął i długo przełykał. obiecał nie przemienić krwi w wino skwaszone
a przeżuwaczy omijać; im Panie zesłałeś próby boleśniejsze. wymodliłam sen bo majaczył
i skoro kur kazałam uchodzić ale przed pierwszym pianiem sam uciekł. stałam na progu tak lekka
jak on wiedzą objuczony i ufna w Słowo jak on słowem pozbawiony złudzeń.
spójrzmy w tłum faryzejski; przelewa się przez barykady setników upajanych Pismem. niewiasty
papirusowe chusty rozkładają ale nie ma czego przykryć i na co nakładać. nagie od pragnień
przeciw pragnieniom występują z brzegów: bo pragną diabolicznie lecz w ciszy gdy tymczasem mnie
nakazałeś Panie pragnienia wykrzyczeć - Prawdy o dziatwie Twojej nie zaciemniać. tam stoi ten
co pieczęcie pozamieniał; któremu wyprawa pozornie w zmysłach zamieszała. aorta nieosłonięta
a ciecz pieni metalicznie. gejzer tryska skrzepami bo dusza zaparta; wypływają poronione sny poranione
nadzieje. nie jest mi dane zrozumieć dlaczego w cieniu Drzewca sieci sprzeniewierzył; znając tylko jadło
z mojego ogniska ogień do alkowy przeniósł: wszak pożoga serce tylko rozgrzewała. poznałam ten wiatr
co włosy wybujał ale słów już nie rozpoznawałam. nie na moim progu obcięto mu myśli; przerośnięte rozetami
zakwitają od posadzek zakorzenione w podkolorowanych mozaikach. stóp niegodnam przykładać; w polu
nucić wolę wszak ono sprawiedliwsze od dziedziny samozwańca. czoło przysłaniam ażeby i mnie morowe
nie odrętwiło powietrze.
wieża Babel wytoczyła kamienie ponownie wykradziono ognień; tym razem pod śmierć na Drzewcu.
ta płomieniowi odmówiła; blask od wieży odbity zamieniła w prometejskie konanie. będzie odrastać
bowiem siebie kamienują własne podpalają chuci. ze zwierciadła tłuczonego ale nie we mnie
błękit pokruszono - wolna od pokory te litery składam - przed żywiołem i przed jaskrą chroń mnie
Panie.w żałości i żalu doświadczam po Prorokach rozdzierania kobierca; przez braci w Prawdzie
nieprawdziwych. zdejmij mi ten żal i żałość i to imię mi zdejmij albo naucz nosić godniej ażebym
nie musiała na bezgłowie nastawać. obce mi jak zemsta kasty; do dna z Twojej woli
ale zanim na skały powrócę - wybaczam - niezapytana i niepoproszona Ciebie tylko o kolebkę
poezji dopytam;
Panie Jezu:
poetą trzeba nie być
albo być szalonym
żeby nie zaślepnąć
być trzeba ostatnią?
- wybacz Jędrek
ale nie potrafię.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 21 march 2015
podliczę
cię jak żadna ale nie wystawię
rachunku wzorem każdej poncjuszu
ukrzyżuj mnie nawet
nie poczuję
poddaję
serce hibernacji i spowalniam myśli
o smogu w oczach o ustach szeroko
rozochoconych które nic nie kosztują
dziwki
odcinają kupony
od hossy mam więc udziały
w bessie a ty w klapie
kolejny znaczek z miedzianą magdaleną
drogi
szelągu coraz taniej brzmisz coraz drobniej
brzęczysz
__________________________________________
https://www.youtube.com/watch?v=JmKLT59cTIc
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 12 august 2014
Robbie jajogłowieje i ogarnia że ze mnie już nic
zupełne bezmałpie Nie groziłeś reinkarnacją Rabbi
ale jeśli już podaruj eM futerko kangura Tym razem
niech podskakuje rozumniej Uszczęśliwiony że jestem
pantofelkiem
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 17 july 2015
(I) - Wyprostuj się
Zaniechaj modlitw do kamieni nie klękaj
przed kwiatami Proszę nie daj się
zwieść kameliom Żarłoczne korzenie
bezskutecznie sięgają chromego ciała
przez które stoję duszą obok Przy nikim
bo kimże jesteś albo kim byłam i skąd
miałaby się brać boża łaskawość
kiedy nawet najdroższy nie wysłuchał
za życia puchu miernego miałkiego prochu
po nim a jednak świadomość żywa Właśnie tak
doświadczamy: ty namiastki ja nieskończoności
piekła Straciłaś posadę wtedy utraciłam
Armanda a jednak posiadamy tak wiele
wspólnego w niczym I niczego i nikogo
do odzyskania
(II) - Wianki
Zerwij ze mnie kwiaty i podaruj
dziewczętom niech wyplatają
dla pierwszego o brzasku Mnie
niedany przecież
puszczałam się niewierną rzeką chociaż
oddałam temu jedynemu Tak jak on zerwij
zedrzyj wreszcie aż po skończoną niepamięć
(III) - Spod monolitu
Przychodzisz wiedziona sercem chociaż odeszłam
w niekochaniu Twoja obecność orzeźwia kwiecie wygładza
szorstkie epitafium Kiedy płaczesz litopsy zakwitają
ciężarem człowieczego milczenia Opowiedz wioskę Nanine
ogrody i tamto wzgórze Zrzuć ze mnie fałszywe kamienie
w których zaklęte pamiętanie o przerdzewiałej magistrali
rozhukanego Paryża
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 25 june 2014
Ptak do którego nikt nie mierzył z procy
spadł mu z nieba delikatnie przechylił głuchawy
kapelusz. Ale pieczary są wytrzymałe. Potrafią
ostrzyć zęby na złomie. Miękko wygodnie pod ściółką
nadstawiać małżowiny polerować rondo. Kiedy kosze
pełne Najwyższego w przeliczeniu na twardy
nominał. Ten użyźnia rozrost słoniowych atrybutów. Spodnie
imitują zwierza wywrócone kieszenie składają się
w uszy. Wystarczy wysunąć trąbę.
W mrowisku sinusoidalny ruch o znamionach
posuwistych. W znakach w stygmatach w bólu
uszlachetnia się tylko purchawka. Krzyk umacnia
umoczonych w szambie które tym razem trąciło
leśną perfumerią. Im dalej dalej tym bliżej bliskich
tym niemniej coraz mniej fałszywych opieńków.
Panno Wiślana zdejmij przepaskę zrzuć
pas cnoty. Twoją piczkę toczy grzyb.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 24 june 2014
moment w którym obawiali się przestąpić surowy próg
postąpić najsłuszniej a jednocześnie nie nastąpić
nawet na palec. Ta chwila sprawiła że nie mogli
wyprawić się razem. Rozprawić z sękatą przeszłością. Rozporządzić
kiedy rządziło urządzanie się według odmiennych praw. Bezprawnie
skarżeni mogli przez moment być i skargą i wyrokiem. Po roku
w zdartym brudnopisie ona zatrzymana na bezwonnym akapicie on wytarty
wciąż pachniał gumką.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 26 june 2014
wszędzie Gryzoldy Gryzmini ich
oseski Gryzmysie. chrum-chrum.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 29 june 2015
koncertują cykady: siedzę na ostatnim pieńku
w nocnej koszuli która opływa tylko twoje zakamarki. czekam
aż podejdziesz i sprawisz że będę
pierwsza. pokaż mi jak się wsłuchiwać
w leśną wirtuozerię. naucz boso stąpać po wrzosach. poprowadź
do takiej dziupli gdzie ogień w kominku stęskniony
kubek kakao i karminowa pościel zasłana oczekiwaniami.
te o brzasku ciekawią najbardziej. poznam cię
po zachłannie zsuwanych ramiączkach. przez namiętne kluczenie
strunami wiolonczeli zakoduję w jedwabiu
testosteron.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 23 july 2015
maleńki smuteczek i torcik bez świeczek
ogromne potrzeby i pogoń za chlebem
guziczek pętelka głęboka studzienka
a nad nią Kasieńka wygląda Jasieńka
historia jak z bajki pęk loków i lajki
że ciągle wpatrzona choć woda spieniona
od blasku jej oczu od kłosa w warkoczu
studzienka aż pęka w niej nie ma Jasieńka
gdzie jest ten jedyny pytają dziewczyny
w tym lustrze zaklęty ach co za wykręty
Jasieńku Wodniku tu chłopców bez liku
przybywaj o świcie po swą gołębicę
niemądra dzierlatka co wbija się w latka
i czeka w wypiekach a czas hen ucieka
zostanie przy studni aż wieś się wyludni
poczeka na Jaśka bo taka z niej Kaśka
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 19 august 2014
niechciane przez pamięć niesforne
kukułki nie potrafią opuścić tylko dręczą
gniazdo tłuką okiennicami
od szóstego wymiaru
nie sposób udźwignąć bo wypieranie poza
upychanie pod cokolwiek zawodzi
sen przerasta poduszkę i nie pomaga
zapalenie światła zatrzaskiwanie cieni
w dyskretnym puzderku a trzeba wyspać
marę jak jego ostatnią podkoszulkę
sprać insygnia wypruć inicjały wybielić
najcieplejsze kolory
ktoś już przechodził
przez piekło więc nie wydarzy się nic
czego by nie znały edeńskie legendy anielskie
przypowieści boskie bajki. wszystko
dla cherubinowej często arktycznej
ale docelowo całkiem rajskiej
- spokojnej nocy.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 15 august 2014
wołają góry których razem nie zdobędziemy
więc po co tak krzyczą
przed ścianą puszczy rzucam grzebień
niech zgęstnieje i tak brak w niej ścieżek
do leśniczówki gdzie gajowy potrafił zmieniać
zły poranek w dobrą noc
wiesz; jaskinie zdeflorowane solo nie kryją dziewiczych tajemnic
a morze - ono tylko wzmaga tęsknotę kolumbów
skazanych na bezdomne dryfowanie
papierowymi okręcikami
puszczam jeden wypełniony słowami
może trafi na przypływ osiądzie na stałym lądzie
i opowie jak zawzięcie do ciebie płynął
skrawkiem przemakalnej celulozy
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 13 march 2015
jestem z tych które nie potrafią
kiedy słowa jak metal o metal
dotkliwiej niż gwoździe
odwracasz się
tylko po to żebym mogła kolejny raz spojrzeć
na krzyż i rozpiąć na nim zawiedzione ramiona
przez nie i nieprzerwaną siłę piszczeli
wciąż się podciągam rozpaczliwie wypatruję
gąbki z dłoni i nie wiem już co gorsze
pragnienie czy rozczarowanie
w oczekiwaniu na włócznię
cierpliwie przeliczam drzazgi
z twoich ust
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 16 march 2015
Kukałeś zaklinając pomyślność
w klatce ciepło ale bezwietrznie
Niegłodno jednak przyziemnie
Quasi Eden brukowany różnicami
na miarę Wielkiego Kanionu
I popatrzyłam a lustro strzeliło
focha Zebrałam niemal sto
odłamków po uderzeniu
spóźnionej wiosny I uchyliłam
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 18 august 2014
przed lustrem jak nad niesforną rzeką
kotwiczysz z przekonaniem a nawet upewniasz
że nie przegląda się dwa razy nie wchodzi
w tę samą kobietę. może przepłynie
niedokonalna niezauważalna
na wzór nurtu wiru albo cienia
gubionego w bezsłoneczne południe.
nie sposób spiąć ostrych krawędzi
przęsłami z nagich ramion kiedy filary
na chwiejnych stopach. strach
przed kamienistym dnem brukowanym
gruntem który uciekając każe biec
w pokutnym kapturze na czole spopielonym
od rozgorączkowanych marzeń spoconych
fantazji.
mojżesz upuścił niejedną tajemnicę potłukł
odpowiedzi i nie wiadomo czym jest ta chemia
wilgotna od kwaśnych czerwieni błękitnych zasad
bo lakmus wskazuje niejednoznacznie
na może
a morze
kocha
my.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 28 january 2015
A kiedy już się stanę i tobie stanie
się drzemka; według słów przysięgi
podzielimy ten karton na dobre
a na złe pluć będziemy. Przed siebie
patrząc w przyszłość
z perspektywy chodnika
lepiej widać. Zabiegane podeszwy
przepędzimy jednym machnięciem
splecionych dłoni. Beztroskę
rozdzielimy tym na świecznikach
ciemniej niż pod latarnią. Zaśniemy w kącie
wolni od snów o kontach
a lewe prawo mamony
już nas nie skaże
na prawe kostiumy i garnitury.
Tak bogatych w nieposiadanie
lis nie podejdzie a i wilk ominie
i nie opuszczą dziury w kapeluszach
pełne bożych krówek zwiastujących mannę.
Dlatego nie nam obawiać się
głodu i samotności też
roześmiejemy buzię.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 24 august 2014
usiądź - proszę przez uprzejmość. wiem że nie upadniesz
z wrażenia. najgorsze mamy za sobą a przed nami
growler oszronione gniazdo uprzedzi kapitana
żeby nie musiał schodzić
ze mnie. ostatni odczuje brak
ciebie i chęci do zmiany kursu. bywają takie jednostki
którym nie po drodze z odkrywcami
dzikich kiedy nie są dziewicze. jednak zdążyłeś
się położyć. wiem jak ciężko wysiedzieć
w jednej. usiądź proszę - bez unoszenia też można
zmienić pozycję.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 25 august 2014
Przyszedł nad ranem. Zmierzył temperaturę
wychłodzonych prześcieradeł. Osłabienie. W oknach
rezydenci kratują ażurowymi witrażami. Uciekam
niczym mucha w kierunku innego otworu ale
klamka zdążyła przyrosnąć do martwych drzwi.
Nie musiał o nic pytać. I tak nie wiedziałabym
co odpowiedzieć. Jak opowiedzieć o starej lesbie
samotności. Nie odstępuje na krok chociaż
mijamy się w preferencjach. Mam tylko ją. Teraz
popija kawę z porannym gościem. Wierszem
którego nie umiałam napisać. O facecie
którego nie potrafiłam.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 28 january 2015
z kredą w ręku. wszystkie betonowe płyty noszą twoje imię. nosi i mnie
kiedy nie ma dokąd uciec wzrokiem. bezradnie podnoszę na obojętnych
podróżnych. szukam żeby po raz kolejny nie znaleźć. potykam się
o gąszcz zelówek skąd tylko wrastanie w przystanek.
pożądany tramwaj lubieżnie wygina tory stękają. odjechanemu tłumowi
jest tak dobrze jak nam nie było dłużej napisane: na tym chodniku
tłok i gwar a ja zapominam czym pachniesz zaraz po. obijana
między ramionami zupełnie obcego mężczyzny.
spoconą nocą nie dojdziesz i dniem nie dojedziesz. tam
pod semaforem nieobecna pasażerka w zaspanej podkoszulce
skreśla kolejne kółka żeby krzyżykami zabijać czas. całkiem
przeczekana i taka zielona - z ręką w kredzie rysuje czerwone
stop.
____________________________________________________
inspira - http:/www.youtube.com/watch?v=i0J6iq-C_YQ
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 10 august 2014
Wbrew naturze Spięta
w ciup Zostałam -
Szałas w lepszym stanie niż moje uczucia
do czasu przez miejsce Egzotyczne dzioby potrafią
perliściej Są mi oddane
jak żadne usta Bezwarunkowo mam nadzieję
a nawet pewność że w końcu trafiłam
pod właściwą palmę Dojrzałe nasiona
soczyście przerastają owocnię
aż po najsłoneczniejsze oczekiwania
z tych nienakreślonych przez kurs
nie do przyjęcia Pamiętam rezonans
południków odklejanie od akustycznych równoleżników
powstrzymywanie przed wskazywaniem na skarb Tutaj wypada
nie upuścić Bez zaskoczenia położeniem Ono nie obejmuje innych
szerokości pod którymi nie tylko dżentelmeni
na wymarciu Dlatego ktoś musiał zostać
damą
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 12 august 2014
Masz swój drzeworyt. Jesteś dębem gładkim płaszczem
opinasz pień napinasz konary. Ponad Styks nie sięgną
kiedy ten ruszy kręgami jemu wyjawisz jedno imię
co wyrywało ostrze osłaniało korę przed samookaleczeniem. W sobie
odnajdziesz porozmienianą odwagę. Rzece się pokłonisz
odsłaniając korzeń nie oddasz uśmiechu. Mnie omiń i nie pozdrawiaj
albo uderz w Zawiszę jak na początku poderwij
legiony. Nie ma niezawodnych kiedy na zawodności budowałeś
dlatego dostarczyłam spoiwa rozchyliłam kolana. Oddałam siłę
żeby się z ciebie pachołkowie nie natrząsali. Nie ma sukcesu
bez werbli. Nie ma
szlachetnych środków na końcówce bata sperma i krew. Wiem Arturze
zatem ukryjmy łzy. Przytul się póki jeszcze mam cię
czym otulić przysłonić od wideł. Obmyję twoje członki
zanim halny porwie chustę spopieli gniazdo w dym pośle
pióro i stopi rozkraczony dziób. Za każdym razem
będzie w tobie
mrocznym puchem odrastać. Po ostatnią komunię
nie odkupisz alby. Lekko wpuszczony na świecznik
pod ciężarem ostatniej koszuli pójdziesz za obietnicą czystych
szmat.
*
To mówi ta która pozostanie w obrotach
aż do skończenia Ziemi jedyną matką
twoich nieskończonych dzieci. Przepraszam
w obliczu niedoskonałości. Pochyl się ze mną
do kurwy nędznej albo zajeb żebraczkę
za miłość.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 10 july 2014
to takie smutne kiedy miód zastyga w szkle
pitna żywica utrwala owocowego singla
przez lampkę więcej widać
nie trzeba przecież być atlasem
żeby w palcach obracać świat
nie należy
do siłaczy i mrugających gwiazdek
może mierzyłeś blask zamiast obmywać bose
faraonki zawsze wracają
ze stóp pod żebro
zieleń ma jeszcze tyle odcieni jasnych
spojrzeń ponad
fajansowe półmiski pełne złotych rybek
które poprzyrastały do sałaty
po wróżbie z łusek
odpraw śnieżynki i tandetnego mikołaja
z białej czekolady nikt nie tłoczy kakao
odpukam w niemalowane kiedy
przez próg przeniesiesz
warkocze lnu może nawet jedwab
na jedynie słuszną stronę aksamitnej poduszki
a wiosenne kwilenie pootwiera futerały
udomowionym cykadom
przepijam do tych co jeszcze kołują
na czas zwiastowania
nawet malowane usta oddają korale
zdejmują perły przed
swoim lądem zwyczajnych spraw
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 11 august 2014
Sam się oswoiłeś podjadaniem włoskich orzechów Nic nie wyjdzie poza
udar Robbie podarowałam ci garstkę z lądu i imię żebyś wiedział
czym jest dar Słowa które przetrwało nawet tutaj Nie wchodzimy
do siebie Unikamy jak morskiej hydry Trójzęba z niewiadomą
na garbie Krąży w chocholim dryfie
zachowasz sierść bo nie poluje na kosmatych Krąży wokół istoty
pozbawionej ludzkiego ciała i stworzenia obdarowanego
duszą Nie masz powodu więc dlaczego wyjesz? Robbie
zahipnotyzowany skałą lunatykujesz majaczysz
niesamodzielnie Dlatego sam
iskaj futro wyjadaj wosk z uszu zlizuj sól Poczuj różnicę
temperatur która dekatyzuje nie tylko jedwabniki Między czworonogiem
a jajogłowym Pomiędzy Rabbim a Robbie'm przecinak Zbyt głęboki
wąwóz żeby go tytułować subtelną nierównością nad poziomem
horyzontu
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 26 june 2014
Pan w trakcie Pani po
pesteczce Jak dziwnie
los im pokojarzył Chapnął
a zdziwko wcale duże Ogryzek
śmignął tuż przed twarzą
Pan pastel Pani akwarela Pędzel
w olejnych - moc mikstury Pamięć
Hammerite wtarta w metal I nikt
nie zdziera klawiatury Nie strząsa
daty z kalendarzy Kolejny raz
się nie przydarzy Pani pamięta
pikowanie Pan czas -
ten nigdy nie przystaje
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 10 august 2014
Tutaj nikt nie stawia oczu w alert kiedy wchodzę
w gorący akwen bez majtek Jak w nas zaraz po
larum kiedy się wczuwałam a ty stękałeś
że za ciepło Pamiętasz Robbie? Robi mi
jak ty wtedy Zawstydzony i pospieszny w braniu
zimnego natrysku Kto za
jebał?
Pewnie pytek ale spych na Saszę Temu wszystko się klei
do łap do fiuta Jak forsa zza slipów dorabiana w klubie
pod latynosem Wilgotnym niczym kobiety przy których bywa
w krótkich chwilach sobą Na wzór kleptomana Bimbam
z sowietem w hamaku Nie będzie z nas unii On ryzykuje
cerkiewną dumą aż po łagier Ja wszechdemokratycznym ejcem Po
ujowej minecie przy pospiesznym odsysaniu kompleksów
spod napletka I to jest uczciwsze od rzymskich okiennic
w białe gołąbki Od zlodowaciałych moren które schładzają
naturalne rozognienie stóp Tradycyjna bezmiłość alarmuje nadaje
ton kiedy sczytujesz kolejnego esema od lawendowej matki Ona nie zna
właściwości desek Kwestionuje korzeń Celuje żeby bolcem przybić
w klimat Globalne ochłodzenie
na niebieskiej fladze koło jałowych gwiazd Gorące niesforne stado
bez bacy chłodzone zimną wodą z misy Poncjusza Poza w dybach
tradycji W kontrze niekontrolowany poślizg po Maryi wspomaganej lubrykantem
z Józefa Lek na twoje wątpliwości Na ten afrykański głodek Na dylematy
aż po sowieckie gwałcenie człowieka ot - cała ta bezkochana sztuka kazania Kurs
ku Soczi
*
chciałam być ciasna w arterii Słowo
ale zamiast księcia głodnego grochu przybił skorpion
ze strychniną w chuju Zakłuł aż po zastrzał
w dziurce Wprowadził się w szparkę wszedł
jak hera w żyłę żeby uzasadnić potrzebę odwyku Teraz dopuszczam
byle jakiego dilera i nie dbam w jakim stylu
odcina kupony
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 12 august 2014
Na początku było założenie
nietrzymania nogi na drugiej. Zbyt przekrwione uda
pozbawione żylaków. Na łydkach na mózgu
na słowach. Opierałeś skronie o pewność
ukrzyżowania. Uświęcając namaszczałeś
Arturze i poświęciłeś. Pozostała pieczęć i chęci
domykania rozognionej kipieli. Nie tobie studzić
i popadać w zachwyt. Wypluj tę pieczeń
znad karuzeli karmazynowych języków. Napawaj się
zapachem. Jeszcze
wina! Pończochy w prążki niczym floresy na zebrze. Zakłamują odległość
zwodzą oczopląsem bujają okrągłym blatem. Wiem Arturze jak byłoby
i o ile lżej gdybym pozwoliła skopiować Edypa. Nie pozwalam
na sprzeniewierzenie przytulam twój miecz do sparowanego czoła. Okładam
koci mięsień kochanka płatkami jaśminu. Wciąż pachniesz
kosztelą rozdarowywaną wygłodniałym afroHelenom. Tyle
uskrzydlonych i pustych w łonach. Chwytają się
za warkocze gubiąc kierpce pozbywają miąższu. Spływa soczystą strużką
po zasiniałych kostkach. A przecież krew podobna
w spokrewnionych dziurkach u nich pokorniejsza głupsza. Ciszej tam
nad rozchylonymi Graalami. Płaczę
nad ich złością co krasie nie służy. Usługując
wcześniej zrzuciłam trzewiki zdjęłam ze ściany drewniane zwierciadło. Jest w splocie
ponad gagami. Rozkoszny Arturze skąpany w rumieńcach
stoicko przełykam po ostatnie wypieki. Stoją Heleny w znakach
zapytane pod haftowaną chorągwią stroją się we wrzaski. W górę! Ponad góry! Cisną się
kamyki do dłoni a pogarda oblizuje wargi. Nie ma wiary
dla taniej koronki u zubożałych podszewek. Chuj z cepelią kutas
na cekinach. Nie ocieraj się. Na twarzy niewiele a pod kurzem
niedostrzegalne spąsowienie. Moje ci ono podarowane
rycerską pięścią kiedy odbierałam wstążkę niebieską tasiemkę
spod nadgarstka.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 18 august 2014
poczciwy syn brat może nawet mąż
równie szlachetnych kobiet. ciężko przepić do słów
- uszczknęłam paniom z serc zapieprzyłam najlepszego
na roku. bach bach i leżę
pod semaforem stukot
zębów o szyny a przecież tak uważałam
przy skoku. jak odkolorować sińce wytłumaczyć
guzy i pulsowanie za pętelkami szepty szepty
o uwalnianiu słodkiej nuty Flowerbomb. rozchodzi się
o ciebie kiedy dobijasz żeby rozbić
nie tylko moje Etniesy. niczym dróżnik Andrzej
- ten od wsuwania świętych stóp
w trzydziesty szósty numer bezradności i wymachiwania
krzyżem przed pociągami niewiadomych
relacji. to wszystko
przypomina jakieś złodziejskie pieprzenie. zaraz po
zasypiam przy Stachurze. zrywasz się boso
w skubniętych przeze mnie wierszem podarowanych
ostrogach.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 15 august 2014
żar w rąsiach
kołdra namiot
pod świstak
w rzeczpospolitą
zawija bystrzak
ekran przyciemnia
redtube to znista!
głośnik wycisza
kto zacz?
- purysta
poukładana
nawet od środka
tylko po zmroku
pas swój zdejmuje
po knebel sięga
gdy ma być słodka
kto zacz? pierdolec?
no skąd!
- bigotka
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
19 may 2024
Broken BridgesSatish Verma
18 may 2024
Misty MemoriesSatish Verma
17 may 2024
In TemperatureSatish Verma
16 may 2024
O TrinitySatish Verma
15 may 2024
ToastJaga
15 may 2024
Studying LifeSatish Verma
14 may 2024
NonethelessSatish Verma
13 may 2024
I Write With Red InkSatish Verma
11 may 2024
Everything Is BlackSatish Verma
10 may 2024
Wielki wypasJaga