Kasiaballou vel Taki Tytoń | |
PROFILE About me Friends (23) Poetry (99) Prose (16) Photography (10) Diary (13) |
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 18 august 2014
przed lustrem jak nad niesforną rzeką
kotwiczysz z przekonaniem a nawet upewniasz
że nie przegląda się dwa razy nie wchodzi
w tę samą kobietę. może przepłynie
niedokonalna niezauważalna
na wzór nurtu wiru albo cienia
gubionego w bezsłoneczne południe.
nie sposób spiąć ostrych krawędzi
przęsłami z nagich ramion kiedy filary
na chwiejnych stopach. strach
przed kamienistym dnem brukowanym
gruntem który uciekając każe biec
w pokutnym kapturze na czole spopielonym
od rozgorączkowanych marzeń spoconych
fantazji.
mojżesz upuścił niejedną tajemnicę potłukł
odpowiedzi i nie wiadomo czym jest ta chemia
wilgotna od kwaśnych czerwieni błękitnych zasad
bo lakmus wskazuje niejednoznacznie
na może
a morze
kocha
my.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 18 august 2014
poczciwy syn brat może nawet mąż
równie szlachetnych kobiet. ciężko przepić do słów
- uszczknęłam paniom z serc zapieprzyłam najlepszego
na roku. bach bach i leżę
pod semaforem stukot
zębów o szyny a przecież tak uważałam
przy skoku. jak odkolorować sińce wytłumaczyć
guzy i pulsowanie za pętelkami szepty szepty
o uwalnianiu słodkiej nuty Flowerbomb. rozchodzi się
o ciebie kiedy dobijasz żeby rozbić
nie tylko moje Etniesy. niczym dróżnik Andrzej
- ten od wsuwania świętych stóp
w trzydziesty szósty numer bezradności i wymachiwania
krzyżem przed pociągami niewiadomych
relacji. to wszystko
przypomina jakieś złodziejskie pieprzenie. zaraz po
zasypiam przy Stachurze. zrywasz się boso
w skubniętych przeze mnie wierszem podarowanych
ostrogach.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 17 august 2014
lewitacja w fazie REM unosi ponad
niedoskonałości. można uchylić lufcik
w chmurach i dostrzec kontrasty; święci pomykają w hawajkach
innym Bóg porozdawał kolorowe skrzydła - pocieszające
że Pe ominęło.
jego nadmiar nadal stoi
nie ogarniając igielnego ani dlaczego dostaję refluks
na widok daszka a'la Stallone i że ciebie też dopadają
mdłości. często zwracamy
zdjęcia korespondencję - słowo. lekko opadam odpadam
ale bezdomny pan Gienek już czeka w asekuracji
żeby mnie pozbierać ze wspomnień
po twoim perłowym uśmiechu. powinno wystarczyć
na mamrota.
Pe w roli Kaszpirowskiego postawił na wodę i wyjebał
barek. już nie kontroluję przerobu
owocowych gumek. udaję ślepą anielicę
żeby wypracować boski kompromis. Pe w roli uzdrowiciela
zapomina wypieprzyć jednej
flaszki a ja się nie doliczam durexu. zrywasz kontakt
z Piekłem w obłokach i odchodzisz - w tej kwiecistej koszuli
przypominasz śniętego A. który się nawrócił na wspomnienie
ile we mnie słodyczy nakładasz na twarz kakao
udając niekumatego Murzyna. trawię
bez zapojki kiedy dajecie
z buta.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 16 august 2014
Postanowiłam cię udomowić. Weź moje rękawiczki
zabierz parasol. Zostaniesz osobistym kleptomanem.
Chcę mieć pewność że nie zmarzniesz nie przemokniesz
kiedy postanowię spacer w siebie. Tam jestem
najbardziej wilgotna chłodna bo wymagająca.
Rozpalisz ognisko przez pocieranie. Stara technika
w wydaniu domorosłego skauta. Rozgość się tak
żebym poczuła w sobie obce ciało.
Kiedy wyłonisz z sinusoidy euforie i depresje
urok zsuwanych rękawic porzucanego parasola
zaczniesz mnie rozkradać od początku.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 16 august 2014
Okrakiem. Udawaliśmy huzarów - pamiętasz jeszcze
krzesła rżące pod naporem feromonów? A jednak
zdejmujesz mnie tylko przy nowiu a ja udaję taboret. Mówisz
że nie ma się o co oprzeć a przecież staram się
nie być łatwa.
Podsysana między kwadrami dosiadana w kibitkach
pluję milionami hipotetycznych przedłużeń miecza. Nie będzie
z nas warkoczyków z niebieskimi wstążkami chociaż kur zapiał
nieraz.
Mam nadal gładką cerę i brak
widoków na różowego syna. Piotrze
przetoczmy aż po krew.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 15 august 2014
wołają góry których razem nie zdobędziemy
więc po co tak krzyczą
przed ścianą puszczy rzucam grzebień
niech zgęstnieje i tak brak w niej ścieżek
do leśniczówki gdzie gajowy potrafił zmieniać
zły poranek w dobrą noc
wiesz; jaskinie zdeflorowane solo nie kryją dziewiczych tajemnic
a morze - ono tylko wzmaga tęsknotę kolumbów
skazanych na bezdomne dryfowanie
papierowymi okręcikami
puszczam jeden wypełniony słowami
może trafi na przypływ osiądzie na stałym lądzie
i opowie jak zawzięcie do ciebie płynął
skrawkiem przemakalnej celulozy
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 15 august 2014
żar w rąsiach
kołdra namiot
pod świstak
w rzeczpospolitą
zawija bystrzak
ekran przyciemnia
redtube to znista!
głośnik wycisza
kto zacz?
- purysta
poukładana
nawet od środka
tylko po zmroku
pas swój zdejmuje
po knebel sięga
gdy ma być słodka
kto zacz? pierdolec?
no skąd!
- bigotka
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 15 august 2014
O poezyjo!
orgii bogdanko ty mi co rano na mleczku warzysz
kluseczki lane pyzy na skwarce ino nie grywasz mi na fujarce
panno siodłata
gęsio zaradna ty południami grzejesz kwaśnicę
placek uprażysz gacie scerujesz
ale nie dajesz chwycić za cyce
damo z lisiczką
a przed zachodem krówki odcedzisz dolejesz grzańca
tylko podpłomyk nieco odstrasza i nogi puchną od skurczu w jajcach
łanio aniele
skarbie na skale czysta i sztywna jak te obrusy
co je krochmalisz egzorcyzmami siarką odymiasz względem pokusy
jesteś mi muzą
ostaniesz weną pokłony rymem u stóp ci mnożę
ale jak będziesz sztukę pierdolić to kwintesencję sąsiadce włożę!
- Bolec Literat -
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 14 august 2014
Co mam? Dłonie w kieszeniach
dziury. Nimi nocą wylatują myśli
podobne do nietoperzy.
"Idzie na burzę" mówisz a ja łudzę się
że ta cisza to tylko chwilowe załamanie
pogody. Gwiżdżę łobuzersko zadzieram
daszek.
Zaprzyjaźniony wróbel przysiada
żeby się tylko zesrać i zerwać
do lotu. Zazdroszczę skrzydlatym
lekkiego trawienia.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 14 august 2014
Jestem dziurawa. Przelatują przeze mnie
jaskółki niezwiastujące wiosny. Sikorki
straszące zimą i gołębie
nieprzynoszące pokoju. Słowa - ptaki
których nie potrafię zatrzymać
w ażurowych wersach. Świergot wróbli. Tylko
pozazdrościć prostolinijnych fraz
o potrzebie przynależności do stada. Wron
krakanie że nie ma takiej dziupli szczeliny
nie ma i uskoku w którym z braku puenty
mógłby się zagnieździć rozkukany podrzutek.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 13 august 2014
Bez względu na pogodę warować
przy uchylonym oknie czekać
wzdychać tęsknić. Podawać drób
faszerowany wyznaniami. Uzupełniać
dietę o witaminę Pe i podrapywać
w punkcie Gie. Kiedy się wybiera
na kicie zapalać światło
na tarasie a kiedy wraca
piać z radości. Piłować pazurki
swoim ulubionym szklanym pilniczkiem
nucąc przy tym metalową muzę - nie żeby drzeć
koty ale energicznie wyczesywać
pod włos grzebieniem gęstym
od wzruszeń. Czyścić uszka
wilgotnymi zapewnieniami
o uwielbieniu nie szczędząc
przy tym komplementów. Zwierzać się
z braku piątego palca u trzeciej stopy
a inność z pewnością zostanie zrozumiana
i doceniona. Pozwalać na hodowlę pcheł
oraz na sadystyczne harce z białymi myszkami
nawet w pościeli. Okazywać podziw
względnie spolegliwość. Czyścić kuwetę
deklamując poezję. Oznaczać jego teren
ulubionymi perfumami.
Tak dopieszczony będzie
dobrze żarł i nagle
zdechnie.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 13 august 2014
Być może są takie pojemne słowa którymi można
wyartykułować ten ż (...) l
- gdzieś się zawieruszyły
Być może jest taka pełna mowa w ruchach
którymi się daje wygestykulować ten b (...) l
- jakoś je pogubiłam
Być może można przetłumaczyć aramejskie zło
na pojmowane po grecku rzymskie dobro
- nie znam
takiego translatora
Być może jestem jeszcze za mała
w poniżeniu niezupełna w obnażeniu niekompletna
w przerażeniu a moje zaufanie niedostatecznie
zrujnowane
Być może nie dostrzegasz we mnie boskiego
przebaczenia - patrz uważniej - nie mam butów
dłoni nie mam a dobijam się mocuję z wierzejami
do tych łąk zielonych strumieni przejrzystych gajów
cichych gdzie pozwalasz bardziej chromym i tylko boso
Być może już mnie po
zbawiłeś pozbawiając wiary w Twoje dzieło
na niepodobieństwo proszę błagam weź sobie
i pamiętanie żebym nigdy nie za (...)
wróciła
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 12 august 2014
Masz swój drzeworyt. Jesteś dębem gładkim płaszczem
opinasz pień napinasz konary. Ponad Styks nie sięgną
kiedy ten ruszy kręgami jemu wyjawisz jedno imię
co wyrywało ostrze osłaniało korę przed samookaleczeniem. W sobie
odnajdziesz porozmienianą odwagę. Rzece się pokłonisz
odsłaniając korzeń nie oddasz uśmiechu. Mnie omiń i nie pozdrawiaj
albo uderz w Zawiszę jak na początku poderwij
legiony. Nie ma niezawodnych kiedy na zawodności budowałeś
dlatego dostarczyłam spoiwa rozchyliłam kolana. Oddałam siłę
żeby się z ciebie pachołkowie nie natrząsali. Nie ma sukcesu
bez werbli. Nie ma
szlachetnych środków na końcówce bata sperma i krew. Wiem Arturze
zatem ukryjmy łzy. Przytul się póki jeszcze mam cię
czym otulić przysłonić od wideł. Obmyję twoje członki
zanim halny porwie chustę spopieli gniazdo w dym pośle
pióro i stopi rozkraczony dziób. Za każdym razem
będzie w tobie
mrocznym puchem odrastać. Po ostatnią komunię
nie odkupisz alby. Lekko wpuszczony na świecznik
pod ciężarem ostatniej koszuli pójdziesz za obietnicą czystych
szmat.
*
To mówi ta która pozostanie w obrotach
aż do skończenia Ziemi jedyną matką
twoich nieskończonych dzieci. Przepraszam
w obliczu niedoskonałości. Pochyl się ze mną
do kurwy nędznej albo zajeb żebraczkę
za miłość.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 12 august 2014
Na początku było założenie
nietrzymania nogi na drugiej. Zbyt przekrwione uda
pozbawione żylaków. Na łydkach na mózgu
na słowach. Opierałeś skronie o pewność
ukrzyżowania. Uświęcając namaszczałeś
Arturze i poświęciłeś. Pozostała pieczęć i chęci
domykania rozognionej kipieli. Nie tobie studzić
i popadać w zachwyt. Wypluj tę pieczeń
znad karuzeli karmazynowych języków. Napawaj się
zapachem. Jeszcze
wina! Pończochy w prążki niczym floresy na zebrze. Zakłamują odległość
zwodzą oczopląsem bujają okrągłym blatem. Wiem Arturze jak byłoby
i o ile lżej gdybym pozwoliła skopiować Edypa. Nie pozwalam
na sprzeniewierzenie przytulam twój miecz do sparowanego czoła. Okładam
koci mięsień kochanka płatkami jaśminu. Wciąż pachniesz
kosztelą rozdarowywaną wygłodniałym afroHelenom. Tyle
uskrzydlonych i pustych w łonach. Chwytają się
za warkocze gubiąc kierpce pozbywają miąższu. Spływa soczystą strużką
po zasiniałych kostkach. A przecież krew podobna
w spokrewnionych dziurkach u nich pokorniejsza głupsza. Ciszej tam
nad rozchylonymi Graalami. Płaczę
nad ich złością co krasie nie służy. Usługując
wcześniej zrzuciłam trzewiki zdjęłam ze ściany drewniane zwierciadło. Jest w splocie
ponad gagami. Rozkoszny Arturze skąpany w rumieńcach
stoicko przełykam po ostatnie wypieki. Stoją Heleny w znakach
zapytane pod haftowaną chorągwią stroją się we wrzaski. W górę! Ponad góry! Cisną się
kamyki do dłoni a pogarda oblizuje wargi. Nie ma wiary
dla taniej koronki u zubożałych podszewek. Chuj z cepelią kutas
na cekinach. Nie ocieraj się. Na twarzy niewiele a pod kurzem
niedostrzegalne spąsowienie. Moje ci ono podarowane
rycerską pięścią kiedy odbierałam wstążkę niebieską tasiemkę
spod nadgarstka.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 12 august 2014
Robbie jajogłowieje i ogarnia że ze mnie już nic
zupełne bezmałpie Nie groziłeś reinkarnacją Rabbi
ale jeśli już podaruj eM futerko kangura Tym razem
niech podskakuje rozumniej Uszczęśliwiony że jestem
pantofelkiem
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 12 august 2014
Duchy w kalendarzach nie tarmoszą Robbie wyłaź
z tej kipieli Kto ci nastukał w czubek
żeby zaiwanić hydrze teleskop To nie wyspa
dla lunatykujących goryli Przestań straszyć
zapaleniem laskowych orzeszków Brakuje motywu
do zdychania Dosyć chlapania bananem Zapomnij
o kokosowym koktajlu z serduszkiem spod para
soli Nie mamy ochoty
skraplać się w obliczu kosmatej bezintymności a ty
powodu do obchodzenia
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 11 august 2014
Sam się oswoiłeś podjadaniem włoskich orzechów Nic nie wyjdzie poza
udar Robbie podarowałam ci garstkę z lądu i imię żebyś wiedział
czym jest dar Słowa które przetrwało nawet tutaj Nie wchodzimy
do siebie Unikamy jak morskiej hydry Trójzęba z niewiadomą
na garbie Krąży w chocholim dryfie
zachowasz sierść bo nie poluje na kosmatych Krąży wokół istoty
pozbawionej ludzkiego ciała i stworzenia obdarowanego
duszą Nie masz powodu więc dlaczego wyjesz? Robbie
zahipnotyzowany skałą lunatykujesz majaczysz
niesamodzielnie Dlatego sam
iskaj futro wyjadaj wosk z uszu zlizuj sól Poczuj różnicę
temperatur która dekatyzuje nie tylko jedwabniki Między czworonogiem
a jajogłowym Pomiędzy Rabbim a Robbie'm przecinak Zbyt głęboki
wąwóz żeby go tytułować subtelną nierównością nad poziomem
horyzontu
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 11 august 2014
Objawem największej pychy, najgorszym przewinieniem przeciw życiu jest przeświadczenie, że mogę je oceniać i jednoznacznie osądzać. Osądzając poddaję wartościowaniu. Wartościując zestawiam i porównuję - ze swoim, ubogim i niedoskonałym duchem wartości. Wyrokując ryzykuję pomyłką, myląc się, sam ulegam, upadam pod mylnymi wyrokami. Ulegając nie podniosę się. Zestawiając i porównując, oceniając i osądzając brata, sam się wydaję na osąd Tego, który nas obu sądzić będzie. A kiedy ulegam pokusie, czy nie wodzę siebie na pokuszenie? Kiedy kusi mnie, żeby brat pochylił głowę przed dostojniejszym, przed spadkobiercą rodu naszego? A przecież nie przed moją dostojnością powinien łamać kolana. Nie mnie oczekiwać bicia czołem, bo nad nami sprawiedliwsza korona. A jednak. Tak leczę własne kompleksy, tak usprawiedliwiam własne słabości. Tak wyrywam z korzeniami własne pokusy. Tak wyjaławiam duszę, strojąc ciało w ciernisty tombak. A przecież raniąc do żywego wymawiam gościnę duszy. Raniąc brata, sobie okaleczam. Tak tracę swoje czoło, tracę brata, tracę duszę. Czy tak chcę służyć koronie, brukiem wykładając podjazdy?
Chcę się poczuć. Poczuć lepszy? Mądrzejszy? Użyteczniejszy? Wartościowszy? Nieomylny? Sprawiedliwszy? Pełniej oddany koronie? Chcę się poczuć mniej winien, ale czego? Poszukiwania? Nie poszukiwać, to wegetować, wegetować, to nie błądzić, nie błądzić, to nie żyć, nie żyć, to nie mieć potrzeby czucia. Poszukiwać przez czucie, to zaprzeczać rozumowi, zaś nadmiernie używanie rozumu, to zaprzeczanie czuciu, zaprzeczanie miłości. Zaprzeczać miłości to nie kochać, a nie kochać, to nie odczuwać potrzeby czucia. Dopóki tylko kreślę w swoim duchu nie mnie skreślać ducha brata. Dopóki brat mój ciałem nie zakrada się do mojego spichlerza, dopóki nie wyprowadza bydła z mojej obory, nie bierze w progu żony mojej, dopóki nie uśmierca moich dziatek, dopóki nie sięga po szablę, dopóty nic mi do ducha jego pochwy. Mój pas pokrywa patyna. Mój miecz zjada rdza. Każde zło wyrządzone bratu mojemu wróci pod moją strzechę. Zarazi ziarno pleśnią, zarżnie bydło, zhańbi moją kobietę, przerwie ród na osesku, ożywi metal i uśmierci ducha. I nie schyli głowy przed Tym, który sprawił, że Ziemia się kręci dla nas obu. Dopóki Ziemia się obraca, nie obrócę się przeciwko bratu mojemu, żeby Ten co nią obraca nie odwrócił się ode mnie. Dlatego unikam brata, żebym nie popadał w pychę, nie sprzeniewierzył życia, nastając na inne istnienie.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 10 august 2014
Tutaj nikt nie stawia oczu w alert kiedy wchodzę
w gorący akwen bez majtek Jak w nas zaraz po
larum kiedy się wczuwałam a ty stękałeś
że za ciepło Pamiętasz Robbie? Robi mi
jak ty wtedy Zawstydzony i pospieszny w braniu
zimnego natrysku Kto za
jebał?
Pewnie pytek ale spych na Saszę Temu wszystko się klei
do łap do fiuta Jak forsa zza slipów dorabiana w klubie
pod latynosem Wilgotnym niczym kobiety przy których bywa
w krótkich chwilach sobą Na wzór kleptomana Bimbam
z sowietem w hamaku Nie będzie z nas unii On ryzykuje
cerkiewną dumą aż po łagier Ja wszechdemokratycznym ejcem Po
ujowej minecie przy pospiesznym odsysaniu kompleksów
spod napletka I to jest uczciwsze od rzymskich okiennic
w białe gołąbki Od zlodowaciałych moren które schładzają
naturalne rozognienie stóp Tradycyjna bezmiłość alarmuje nadaje
ton kiedy sczytujesz kolejnego esema od lawendowej matki Ona nie zna
właściwości desek Kwestionuje korzeń Celuje żeby bolcem przybić
w klimat Globalne ochłodzenie
na niebieskiej fladze koło jałowych gwiazd Gorące niesforne stado
bez bacy chłodzone zimną wodą z misy Poncjusza Poza w dybach
tradycji W kontrze niekontrolowany poślizg po Maryi wspomaganej lubrykantem
z Józefa Lek na twoje wątpliwości Na ten afrykański głodek Na dylematy
aż po sowieckie gwałcenie człowieka ot - cała ta bezkochana sztuka kazania Kurs
ku Soczi
*
chciałam być ciasna w arterii Słowo
ale zamiast księcia głodnego grochu przybił skorpion
ze strychniną w chuju Zakłuł aż po zastrzał
w dziurce Wprowadził się w szparkę wszedł
jak hera w żyłę żeby uzasadnić potrzebę odwyku Teraz dopuszczam
byle jakiego dilera i nie dbam w jakim stylu
odcina kupony
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 10 august 2014
Wbrew naturze Spięta
w ciup Zostałam -
Szałas w lepszym stanie niż moje uczucia
do czasu przez miejsce Egzotyczne dzioby potrafią
perliściej Są mi oddane
jak żadne usta Bezwarunkowo mam nadzieję
a nawet pewność że w końcu trafiłam
pod właściwą palmę Dojrzałe nasiona
soczyście przerastają owocnię
aż po najsłoneczniejsze oczekiwania
z tych nienakreślonych przez kurs
nie do przyjęcia Pamiętam rezonans
południków odklejanie od akustycznych równoleżników
powstrzymywanie przed wskazywaniem na skarb Tutaj wypada
nie upuścić Bez zaskoczenia położeniem Ono nie obejmuje innych
szerokości pod którymi nie tylko dżentelmeni
na wymarciu Dlatego ktoś musiał zostać
damą
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 10 august 2014
skłonna do grzechu skuszę się wyszeptać
że wciąż czuję w sobie dom
coraz bardziej i jeszcze bardziej bez ciebie
tylko zyskuje
zabite okna martwe klamki u drzwi. jestem
zblazowaną wycieraczką z tekstem
nikomu niepotrzebnego powitania. udaję ważną
ale to poza bo przecież poza tobą obłęd
nawet podłoga jest gdzieś w miejscu sufitu.
brakuje energii a bez światła tylko kot
w mojej głowie głucho stąpa po rachitycznych kątach
a oniryczne cienie starają się malować
miłosne freski na niekochanych
ścianach.
skłonna do szeptu skuszę się zgrzeszyć
że wciąż czuję w sobie ciebie
coraz bardziej i jeszcze bardziej
bezdomnieję.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 9 august 2014
Czas zatrzymany na poboczu
kartki. Margines
z niedotrzymanym terminem niedowiezionym
światłem. I Pióro w dłoni
wciąż żywe
pomimo klepsydry na murze
i krzyża za nim. Zanim wypalona
do czerwoności stanę się jedną z tych cegieł
[spod ściany płaczu] oddaję ciepło
żeby twoje imię tak szybko nie zachodziło
szronem. Ty tam a ja tu zastanawiam się
które z nas pozostało na zakręcie.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 2 august 2014
Twój pies daje radę. Ja chyba też. Przeszliśmy szkolenie
z posłuszeństwa. Nadal warujemy
chociaż tak naprawdę przestaliśmy czekać. Piotr
mówi że z obsesji można się wyleczyć. Tak jest
z natręctwami. Jesteś wyczuwalnym śladem
na wciąż zaróżowionej skórze. Egzemą w sierści
której nie powinno się drapać. Piotr teraz bywa
bardzo ważny ale nie wydaje poleceń. Wie
że reagujemy tylko na twój głos. Smaruje blizny
czasem donosi świeżą karmę. Oszukuje
że się dobrze goimy. I bierze nas. Mopsa na spacer
a mnie na wytartym progu. Nie wchodzi dalej. Pies
warczy a ja mam dobry pretekst żeby wyć.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 27 july 2014
dzisiaj jest ten dzień kiedy składam pokłon
bogom za cud stworzenia Achillesa z piętą
w chmurach.
dzisiaj jest ta ulotna chwila kiedy składam dłonie
przed boginiami za stworzenie Achillesa z piętą
złożoną między moimi piersiami.
dzisiaj jest ten moment kiedy składam wszystko
co do poskładania za dar wszelkich słabości Achillesa
z piętą pod pietą z dwojga serc.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 25 july 2014
jeszcze parę wierszy niechlujnie przewieszonych
przez wspomnienia. dosychają beznadziejnie
wypatrując dłoni które zebrałaby je przed deszczem.
kilka fraz piosenki jeden refren o ciągnięciu w górę
chociaż toczy się nam odwrotnie
ku kolejnej ciszy: siąpi bez widoków
na przesilenie bez perspektyw na porządną burzę.
coraz dłuższe włosy coraz krótsze chlipnięcia
pod nosem nucenie bielejących nut happysadu
i już wiem że tylko osamotnienie jest tak trudne
do wyrażenia.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 10 july 2014
otwierać kobietę na dwa
kochać w podejrzanych pikselach
nie jestem wielka
ale tylko ja jeszcze potrafię cię znosić
do arki
pośrodku cytrynowe drzewko zasadzone jak u kostnera. na wodzie
sczytujesz z pleców tatuaże. zawsze lubiłeś wietrzne dzieci. wierzą
w miasto na dnie. jest tak rzeczywiste jak twoje tętno potrzebne do bicia
piany w skrzelach.
z rzęsami na płucach (mówisz) nie można bez celu. celę wijesz i uważasz że masz
cela. nie prosiłeś o sekstant po prostu doznałeś wiedzy w palcu; boży wystarczy
porozpinać skórę przed innymi i najlepiej na drewnianym maszcie. zdjęci zapachem popłyną
żeby nie kotwiczyć w nadziei. (rozumiem) blada jest i w ogóle nie powinna być tak kolorowa.
tratwa na drzewie liście imitują fale dla poszumu o barce. słowa łamane
jak gałązki. od pierwszego patyczka śpiew uprzedzał; nie zmienisz syreny
w dorsza. nie wiedziałam że człowiek potrafi aż tak: do siódmej kory nie wiedziałam jak
powiedzieć że trzymam koszyczek jagód że tutaj rośnie przede wszystkim jodła i że może
mam alergię albo przemożne natręctwo - że może za uszami szumi nam nowa
megasensoryczna baśń.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 10 july 2014
to takie smutne kiedy miód zastyga w szkle
pitna żywica utrwala owocowego singla
przez lampkę więcej widać
nie trzeba przecież być atlasem
żeby w palcach obracać świat
nie należy
do siłaczy i mrugających gwiazdek
może mierzyłeś blask zamiast obmywać bose
faraonki zawsze wracają
ze stóp pod żebro
zieleń ma jeszcze tyle odcieni jasnych
spojrzeń ponad
fajansowe półmiski pełne złotych rybek
które poprzyrastały do sałaty
po wróżbie z łusek
odpraw śnieżynki i tandetnego mikołaja
z białej czekolady nikt nie tłoczy kakao
odpukam w niemalowane kiedy
przez próg przeniesiesz
warkocze lnu może nawet jedwab
na jedynie słuszną stronę aksamitnej poduszki
a wiosenne kwilenie pootwiera futerały
udomowionym cykadom
przepijam do tych co jeszcze kołują
na czas zwiastowania
nawet malowane usta oddają korale
zdejmują perły przed
swoim lądem zwyczajnych spraw
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 8 july 2014
przynoszę rozgrzebane serce
na odciętej dłoni. niewidome oczy
wpatrzone we wczoraj. przynoszę
garstkę fraz i uncję wspomnień
niewidomym oczom po odciętej dłoni
rozgrzebane serce.
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 8 july 2014
na przeczesanych myślach pozostawia szadź
gładzi alabastrowe policzki i sunie z posmakiem szronu
na wargach po zbielałej szyi pozbawianej pulsującej iskry
ośnieżonymi kciukami ucisza falowanie pagórków
schładza niesforne szemranie strumyka i układa
w wieczność na odchodne jeszcze liźnie stygnące
stopy aż po nieśmiertelną lodowatość wnętrza
profilowanego przez frazy śmiertelnie wypośrodkowane
Kasiaballou vel Taki Tytoń, 5 july 2014
poznasz po galopce. stare druty oplatają
młode gały a leciwe dewoty rzygają same
chętne do nadstawiania ale metryka
rzuciła wąsem pod nos zamiast
na podpiździe. zmanierowane oseski odmawiają
wpierdalania mięsa zapominając na czym wyrosły
maturalne szczeciny na klatach. w obawie przed rakiem
celebrytki obcinają cyce a dziewczyna z brodą pomniejsza
chuja nadmierną gestykulacją. dzisiaj jestem inna: pierdole grzyba
w sutannie i pożeram kurczaki nabierając przekonania
że cierpiały mniej od życia zafundowanego przez refundowaną
profesurę.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
11 may 2024
1105wiesiek
11 may 2024
Everything Is BlackSatish Verma
10 may 2024
Wielki wypasJaga
10 may 2024
Tangerines SingSatish Verma
9 may 2024
0905wiesiek
8 may 2024
0805wiesiek
8 may 2024
Touching EverywhereSatish Verma
7 may 2024
0708wiesiek
6 may 2024
Taking RevengeSatish Verma
5 may 2024
Poetic JusticeSatish Verma