melkart, 28 września 2020
Nie rozumiem, na co muszę wiecznie
pod prąd płynąć,
by dotarłszy do celu
bez śladu ginąć.
Czemu bogowie pełni zazdrości,
w swej godnej wielkości,
ofiarują wzruszeń chwilę,
każąc na niedoli tyle?
Po co walczę daremnie,
i nawet pył nie zostanie ze mnie,
gdy polegnę w życia boju
- chwila szczęścia i spokoju.
Wszyscy odwiecznie za czymś gonią,
nieświadomie siły trwonią,
pełni złudzeń i zawodów,
zrywając osty z rajskich ogrodów.
melkart, 1 października 2020
Jak bardzo pragnąłbym pogrążyć swe ciało
w szale martwych uniesień, przeplatanych
rozkoszną ironią zwątpienia. Ja, birbant,
hulaka, hultaj słowa, amant filozofii,
ulegam sile chwil pozbawionych uroku,
bez kłamstwa, całej obłudy
skrywanej pudrem wysublimowanych konwersacji,
masek skrywających strach przed odrzuceniem.
Męczą mnie kobiece powaby,
podkreślane szatami niby to skromności, niby wyuzdania.
W mym sercu rozkwita sentyment do psoty,
nawet iście barbarzyńskiej, byleby nie być zmuszanym
do brania udziału w maskaradzie istnień!
Dosyć bali, trunków doprawianych najdzikszą rozkoszą ciał
- zawsze głodnych, zawsze spragnionych.
Pożądam zagubionej nimfy,
najpotężniejszej ze wszystkich.
Pragnę tylko Prawdy!
melkart, 28 września 2020
Pallado, piękna bogini mądrości,
dlaczego zagrzewałaś tak gorąco Homera,
by wlał mi w pierś zapał herosów
- jam nieśmiały, strachliwy przyjaciel chwały;
wolę spoglądać w cudze puklerze.
Achillu, wybacz, w swe mięśnie nie wierzę!
Żyję jak filozof, dumny z myśli tysięcy;
nie wytrzymałbym w biegu gwałtownym,
za słabym, by w gniewie szalonym
rzucac wyzwanie światu.
Łuk mój i strzały ukryte w serca obłoku,
miecz wsadzony między księgi, a tarcza – stoi z boku.
Nie stąpam równo w poczcie bogów, nie żądam sławy.
Zamiast miecza przyobleczon w ideały,
lgnę w zacisze, i tylko czasem chwytam pióro do ręki,
zupełnie nieświadom, że karcę nim lęki.
I wkrótce w rydwan poezji zasiadam...
i krew nadziei, i żądz łzy w bojach zaprawiam.
Aresa szybkonogiego wojny boga wołam:
"Stań naprzeciw, już się nie chowam!
Staw mi pola, chcę poczuć smak oręża,
chcę poczuć co to znaczy zwyciężać!
Krwawym grotem w umysłach pozostać,
ja, mierny poeta, Homera nie godna postać".
Gdy rankiem budzę się z czaru Iiliady,
wstaję radosny, lecz wstaję blady,
wiedząc, że Ślepiec świadkiem był chwały,
a w starciu z Nm – jam zbyt słaby.
melkart, 28 września 2020
Małe księzniczki w sukienkach od Armaniego,
noszą swe dzieci na ustach, twarzy i piersiach
- mają farbowane włoski.
Puste lalki w tuszu Maybelline,
tańczą w takt wymuszonych wymiotów.
Na smukłych szyjach świecą brylanty
obłudy i fałszu.
W blasku soczewkowatych oczu,
prześiwtuje obraz głodu i arogancji,
wkomponowanych w uśmiech z botoksu.
Wenus z Milo, powiedz coś o współczesnej Fryne.
Więc śpijcie w kroplach jadu kiełbasianego,
śnijcie warstwami silikonu!
W telewizji ktoś radośnie gaworzy,
tuląc w dłoniach atomy czasu – krem na noc.
Natura nie śmie uchodzić za piękno,
terroryzowana wyidealizowanym obrazem śmierci!
Więc brawo, zniszczmy Naturę!
Po co nam ona, skoro nóż plastyka
stał się dłonią Boga?
A chłopcy pragną bogiń z fotografii,
okupionych milionami bezsensownych wyrzeczeń,
tak samo głupi jak ich upadłe boginie.
melkart, 28 września 2020
W szkarłacie zmierzchy toną,
muskając obłudy dojrzałe żyto...
Śnimy o świecie mglistych ros,
targani wiatrów mocą.
Nie mówimy o problemach wcale,
nieskończonością podtekstów, poruszając
coraz dalsze dale,
niepomni, że żyjemy tu, i teraz!
melkart, 29 listopada 2013
Więc tak? Odchodzisz bez słowa?
Wyjeżdżasz po cichu, głucho, od nowa?
Kiedyś błogosławiłem twe odmiany
bawiłem się nimi, w cichości targany emocjami,
bom wiedział, że powrócisz.
Nieraz widywałem wymowną odmianę twych oczu,
więc stałem milcząc w okna przezroczu,
wyczekując drżących dłoni.
Dziś spoglądam z wyrzutem ku nieboskłonie,
szepcząc, że nic z uczucia nie pozostało.
Niegdyś najmilsza, dziś to za mało.
Pragnę tylko wrześniowej ciszy, spokoju duszy,
zaś twój brak równowagi, świat mój kruszy.
Wydarłaś fundament przebaczenia,
więc precz, precz kobieto bez sumienia!
melkart, 1 października 2020
Nawet gdybym dojrzewał do skargi Hiobowej,
nie zamilknę! Gore we mnie płomień
- feniks czynu. Nie pragnę modlitw, których
znaczenia nie pojmuję.
Nie pożądam bogów z telewizji
- celebrytów ułudy i zakłamania.
Chcę krzyczeć z całych sił, by
wywlec przeklętą pychę i gniew.
Muszę zerwać kajdany ograniczeń,
i bić, i walczyć ze słabościami – po swojemu;
szalenie roznamiętniony
niczym Ikar, wzlecieć ponad padół,
i spaść do morza! Raz, tysiąc, milion razy
wyłaniać się ze śmierci,
w pełni sił, z nowym horyzontem czynów i myśli.
melkart, 29 listopada 2013
Ostatni z mego pokolenia.
Sam wszystkich pochowałem.
Widząc, jak człowiek się zmienia
przezornie się nie zmieniałem.
Czym kochał ludzi - może przyrodę?
W przeszłość patrzyłem chromym wzrokiem...
Wielbiłem miłość i pokorę,
Zbratany ze śmiercią i krwi potokiem.
W spiż zakułem słabe serce,
Tłumiąc szepty, gasząc wszelkie prawa.
Niczegom nie pragnął więcej
Ponad pustki brawa.
melkart, 1 października 2020
Skrył się raz Diabeł w mroku czeluściach -
i słuchał, i patrzył, notując skrzętnie
jak Bóg świat lepił.
Zapragnął Mistrza zwyciężyć w tym dziele,
więc zabral się z rozmachem do pracy,
lecz stworzył niewiele.
Woda i glina, cudowne tworzywo, spod ręki jego spływały.
Co ulepił – niszczało, a że wówczas
wszystko twórczą mocą kipiało,
życie raz poczęte – umrzeć nie chciało.
I Diabła wstyd ogarnął, rozpacz rozum odjęła,
więc wypuścił na ziemski padół wszystkie swe dzieła.
I w ten sposób pojawiły się wszelkie plagi i cierpienia.
melkart, 6 lipca 2015
Wernisaż odbył się w ogromnej sali.
Tłum się zachwycał - a wszyscy stali.
Ściany były groźne, całe z zimnej stali.
Ludzi nie stało - tylko świetlnie szarobiali
Trzepotali skrzydłami konających rąk.
melkart, 2 maja 2011
Małe księżniczki w sukienkach od Armaniego,
noszą swe dzieci na ustach, twarzy i piersiach
- mają farbowane włoski.
Puste lalki w tuszu Maybelline,
tańczą w takt wymuszanych wymiotów.
Na smukłych szyjach świecą brylanty
obłudy i fałszu.
W blasku błękitnych oczu,
prześwituje obraz głodu i arogancji,
wkomponowanych w uśmiech z botoksu.
Och, Wenus z Milo, czy tak wygląda współczesna Fryne?
Więc śpijcie w kroplach botoksu,
śnijcie warstwami sylikonu!
Ktoś w telewizji radośni gaworzy,
tuląc w dłoniach atomy czasu - krem na noc.
Natura nie śmie uchodzić za piękno,
terroryzowana wyidealizowanym obrazem śmierci!
Więc brawo, zniszczmy naturę!
Po co nam ona, skoro nóż plastyka
stał się dłonią Boga!?
(A chłopcy pragną bogiń z fotografii,
okupionych milionami bezsensownych wyrzeczeń,
tak samo głupi jak upadłe boginie).
melkart, 22 maja 2012
Cóż mi ze skrzydeł, skoro nie wzlecę w dal.
Serce płonie, lecz ciało zamarło w stal.
I czasem, na chwilę, wzbijam się w przestworza
- współczesny Ikar -
by z rozpaczą na ustach zniknąć wśród wyśnionych mar.
Zbyt liche mam skrzydła, zbyt słabą pierś,
by nie ranić się o słów krawędzie
- krwi czerwona struga - tak było, i tak będzie.
melkart, 9 lutego 2013
Chwyćcie smoleński sztandar i wplećcie w krajobraz Polski, a mowę wężową uczyńcie hymnem. Niech łoskot języków stanie się werblem. Wzniećcie ognisko, pożogę olbrzymią, co stłamsi demokrację - ladacznicę najcyniczniejszą! Pogrom uczyńcie dla tych do krzyża nie noszą; za ciszę i zadumę ćwiartujecie buntowników! Za inne poglądy, niczym zadżumionych, wykluczcie spod opieki prawa, niech w pogardzie dla ludzi zabrzmią krwawe brawa. W krwi utopcie liberałów, innowierców - moralności karłów - wszak Toruń wam wieszczy poznanie boskich zamiarów. Wojownicy dobrowolni, skąpani w zuchwałej chwale, gdy Polska upadnie - miejsce do siebie żale! Więc naprzód, więc z drogi! Zawistni Polacy, marsowi kawalerzyści.
melkart, 2 grudnia 2013
Cóż że błoto i popiół
Że chwasty porosły łany zboża
Wychudła szkapa leży pod osmaloną gruszą
Na majdanie trupy
Przed i za nami
Prochu brakło
Cisza i smród śmierci
A gdzie wódz?
hetman wesoło popija
Nie bacząc na wynik walki
Szlachta dostojnie uciekła
Zamiast szabli niosąc szklanicę wina
Wróg zewnętrzny odparty
Wewnętrzny wciąż butnie hula
Wszystko co pozostało
Sarmacka tradycja
melkart, 2 grudnia 2013
Dziś już wiem - na tych ulicach nie mieszka nikt
godny uwagi! Niczyjego czoła nie zdobią myśli
- widać tylko odrażające grymasy przejmujące żalem.
Spotykam kobiety z głowami do poruszania,
do obnoszenia stert niepotrzebnych kosmetyków, maści i próżności.
Z odsłoniętymi nogami-biustami skrywają pustkę,
a pod stanikiem, zamiast serca - lista zakupów!
W słuchawkach na uszach, nie słyszą niczego,
trajkocząc o wszystkim, bez sensu.
Brak intelektu kryją wybuchami nieszczerego śmiechu.
W źrenicach błyszczy brak zrozumienia,
okraszony srebrem męskich spojrzeń.
I tylko jedną Kasię zamkniętą mam w szufladzie,
która obdarza pocałunkami zwątpień, zawahań,
myśli przeczystych jak smak książek,
z uśmiechem najszczerszych intencji.
Jest mi zagadką i rozkoszą przyszłości,
lecz obawiam się, że swoją nieumiejętnością
pozbawię jej duszy, albo skradnę jej duszę.
melkart, 6 lipca 2015
Miłość to pomoc,
gdy z bólu sama nie możesz zawiązać sznurówki.
Miłość to chwila
milczenia, rozmowy w smutku, radości, rozterce.
Miłość to oddanie,
gdy ostatnia złotówka idzie na lizaka.
Miłość to spotkanie
nie tylko ust i ciał.
Miłość to wzajemność -
rozwiązanie niepowiązanej jedności.
Miłość to wspólnota
bycia razem, nawet gdy jesteśmy daleko.
Miłość to ja,
a Ty co wybrałaś?
melkart, 5 lipca 2015
Czy śnieg oczuwa niepokój, gdy topnieje?
Czy sen krwawi tuż przed przebudzeniem?
Czy trawa krzyczy podczas koszenia?
Czy serce gdzieś bije pomimo skonania?
A ja wciąż, tak naprawdę nie wiem
Czemu odczuwam rozterki.
Co mi wolno, i czemy decyzje bolą?
Nie wiem. Czasem nic nie wiem jak Sokrates.
Odczuwam zbyt wiele - wszystko w pustce.
Nie znam spokoju. Znam tylko wewnętrzny niepokój.
Gniew - na kogo? na siebie? na świat?
Nienawidzę martwych motyli - wiszę w pajęczynie odczuć.
Samotny? Roztrzaskany niczym bukiet w rozbitym wazonie.
melkart, 6 października 2020
Można być bogiem i leżeć na bruku.
Można być nikim – często gościć w druku.
Można być bohaterem zamkniętym w celi,
Można być bandytą okrytym chwałą bieli.
Można żyć nawet po śmierci,
Można skonać, egzystując tylko w ćwierci.
Więc jakiś jest sens tego dziwnego świata,
Gdzie mijają dni, mijają lata -
a wszystko co było, to tylko strata.
melkart, 8 października 2020
Pewnego razu w "Biedronce",
gdy jasno zaświeciło słońce
pojawiła się jadowita żabka
i zaczęła skakać po ladach.
Narobiła szumu
siejąc panikę wśród tłumu.
Nasikała pod kasę,
i to wcale nie licząc się z czasem.
Zjadła dwa banany,
gdzie pająk był schowany.
Poczynała sobie coraz śmielej,
aż spotkała boa dusiciele.
Ze strachu wpadła na pączka,
puszczając sutego bączka,
i uciekła do lasu,
krzycząc: "O co tyle hałasu?!"
melkart, 8 października 2020
Dusza – moje skryte i groźne ustronie,
zamykam na klucz. Boję się, że wolna
nawiedzi mnie zjawą, namiętną
obsesją kochania. Wlewam w siebie
eliksir cierpienia, doskonałego obojętnością,
pieczętując swe męczeństwo.
Zarzucam coraz to nowsze kajdany,
ktłrymi skuwam lotnego ducha.
Wymyślam dokuczliwe kłopoty,
aby niedorzecznymi podszeptami nie dosięgł
mojego jestestwa. Taki drobiazg,
21 gram uwięzionych w zjadliwej skorupie.
Zagłuszam skrupuły perwersyjną lubieżnością
de Sade'a. Udręczam każdy cal ciała
autoagresywną nienawiścią, byleby nic nie czuć!
Utrzymuję związki z diavolami, bym wreszcie przeklęty,
mogł doznać szaleńczej pustki.
Nie pragnę miłowania, nie pragnę współczucia!
A ludzkość zdeprawowana miłosierdziem,
garnie się w moje objęcia.
Im ohydniejsze przedsięwzięcia podejmuję,
tym więcej gwałcą moją samotność!
Rozkład ich wabi...
O skrzydlate demony,
włochate gniewem, krostowate owady
wygnane z Raju – Precz ode mnie! Precz!
melkart, 8 października 2020
Jestem powiernikiem obłudnych oczu,
przyjacielem szanownych kłamstw,
kamratem zakamarków dusz, z których nie ma powrotu.
W sercu noszę gmatwaninę gniewu i nadziei,
drżące żądze, lepkie sny,
tańczące w takt niegranej melodii.
Wokoło roztaczam arię uniesienia,
ulegającej w chwilach rozgorączkowania
słodkiej udręce przyzwyczajeń.
Jestem tu, więc jestem nigdzie.
Płonę emocjami, tonąc jednocześnie
w bezmiarze niespełnienia.
Wędruję niespokojnym duchem,
znacząc sobą miejsca i ludzi.
Pluję fantazją radości i czernią
bystrej wymowy. Czasem morduję nadzieją.
Kim jestem! Czym jestem!
Nie-Bóg, już nie człowiek.
Sen, mara, pajac, szarlatan,
debil i geniusz?
Czy jestem Poetą?
melkart, 8 października 2020
Żaden nie wie człowiek
przez ile dzikich mrugnięć powiek,
błakając się – ginie cudna róża.
I tylko czas, jak wyrok anioła stróża,
wieści niesie niedostrzegalne na placach.
Nieruchome katedry otaczają chłodnym marmurem
ciała minionych bogiń – zimnym murem
mistrzowskiego inwentarza.
melkart, 8 października 2020
Umarłaś i nie wiesz o tym nic.
Z tobą skonał mój duch -
z czerwonych ust pozostał puch w pierzynie
i nieskończony szkic.
Gdybym wiedział jak mam cię mało
wiódłbym nas przez lasy gwiazd,
by każdy czas, każde miejsce
stało się tobą.
Teraz nie mam nic.
I gdy idę cmentarną aleją
spuszczam wzrok...
Z niedokończonego obrazka
bieleje śmierć znanych kiedyś lic.
melkart, 13 października 2020
Spotkałem raz panią o czerwonych ustach.
Skuszony zerwałem owoc przelotnej znajomości,
lecz była to istota istotnie pusta,
pozbawiona zalet poza magią swej nagości.
Upojna noc zamiast rozkoszy przyniosła zwadę,
bom stracił dla Pani przemożną dotąd rozwagę.
Nieszczęsny zbieg okoliczności,
żem zamiast serca poznał smak niewieściej próżności.
melkart, 13 października 2020
O wichrze, bracie mi jedyny!
Ileż przyszło rozbić mu marmurów
planów i marzeń.
Choć trud bywał daremny,
z szaleństwa przekleństwem – bezustannie
rozbijałem siebie.
O wichrze, namiętnym gnamy podmuchem
wznosiłem się ponad ziemią,
by skrzydlatym duchem,
ponad błahostki, ponad granice,
zjednoczyć się w nirwanie.
Nie żal mi zbitego kamienia,
ni fontann łez.
Potrafię nadal kochać, a to największym
dziełem artysty jest!
melkart, 13 października 2020
Powiększają ogrody rozkoszy,
aby w całej pysze okazałością przestrzeni
nadać kolor i ornament
zwiewnym chwilom rozkoszy – bez miłości.
Bezwstydem skrywają dusze,
obnażone bezwolnym zezwierzęceniem.
Nagość uwięziona w poprawkach natury,
sterczy procesją wieżyczek i jędrnej
mieszaniny zachwytu, falujących brązów i karminów.
W odglosach rozpasania
uwięził patetycznośc i nudną prostotę.
I tylko Niebo cicho spogląda,
na świat pozbawiony głębokiej duchowości.
melkart, 13 października 2020
Gdzie ci sławni prorocy i śpiewy anielskich zastępów?
Bóg zstąpił ze swych niebiańskich ostępów
W trudną toń ludzkiej chwały,
Tylko po to, by uwypuklić jaki człowiek mały!
Cóżeś nam dał, poza krzyżem wbijanym w ziemię?
Ileż cierpień, klęsk... Na co to brzemię?
Nam rozkosz – tu i teraz – bogactwa i luksusy,
Róg obfitości, wszelakie pokusy,
A nie wstrzemięźliwość, skromność czy szacunek!
Boże Miłosierny, weź z powrotem podarunek,
Nim sponiewierany, ponownie wkroczysz w ziemskiego burdelu bramy.
Precz! Żegnaj! Bądź dalej u siebie,
A my skąpiemy się we własnym niebie!
melkart, 6 października 2020
Rzym ma władzę, ja zaś mam prawo,
więc zgodnie z prawem, mą krzywdę skąpam krwawo!
Niech zstąpi na mnie bogów łaska,
by zatopić sztylet w bezimiennych maskach!
Strzeżcie się gniewu utajonego i żalu!
Erynie i charpie będą mym orężęm,
wiedźcie jakim strasznym jestem mężem!
... Zresztą dość tej próżnej gadaniny!
Na krwawe słowa nie będę strzępił zatrutej śliny.
Bogowie, co odpuszczacie ludzkie przewiny,
krew jak rzeki, nienawiści ogień
rozpostrę swego błysku okiem.
Ozłociwszy kurzem, gliną i piaskiem
wszelkie pokoleń kości, a wrzaskiem
rozplenię demony zbrodni!
Przyświecą im stosy, i ludzie – bracia pochodni.
Od dzisiaj jam potwór w człowieczej skórze,
jakem więc bestia, dam upust swej naturze!
A to wszystko za krew mych niewinnych dzieci...
a więc krew winnych zbrodni – niech leci, i leci!
melkart, 6 października 2020
Biegły wiatry po twarzach zastygłych
w daremnym triumfie. Radosnych smutkiem,
i smutkiem radosnych pogrzebał pył i gruz.
Wrogowie z obrońcami – solidarni
w pobojowisku miasta. Cisza. Spokój.
A pewien jestem, że jeszcze
chwilę temu słyszałem strzały i krzyki...
Bóg osądzi – Wstyd czy Chwała.
Wybaczcie mi Powstańcy, że w zaciszu
ronię nad wami łzy. Daliście nam Wolność
Wyboru – nie potrafimy jej dźwigać.
Może to kwestia czasu, aż przyjdziemy
z kwiatami – choć raz zjednoczeni,
by pył zielenią rozkwitał...
melkart, 6 października 2020
Ilu bogów jest na świecie – dzisiaj trudno zliczyć.
A w żadnego nie wierzę! Próżne są ich całuny
i krwawe pręgierze, tabuny cudów – wieczna ułuda.
Cóż z tego, że prorocy, że zbawcy, że wieszcze?
Na Boga! To nie boskość jeszcze!
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
18 maja 2024
....wiesiek
17 maja 2024
Tęsknoty byt intencjonalnyDeadbat
17 maja 2024
1705wiesiek
16 maja 2024
Kremvioletta
16 maja 2024
Śladem Strusia PędziwiatraMarek Gajowniczek
15 maja 2024
1505wiesiek
15 maja 2024
ToastJaga
14 maja 2024
Szczęścievioletta
14 maja 2024
Z pamiętnika duszyMisiek
14 maja 2024
Wyznanie majoweArsis