8 sierpnia 2022
Nic. Eigengrau
Nocy, moja jedyna, moja bogini mroku i zapomnienia. Ściekają resztki jadu z twoich kłów. Z zakrzywionych szponów zwisają kawałki mięsa. Cuchnące. Robaczywe. Zgniłe… Jesteś samotna i naga. Rozbita pikselami ciszy. Zbliżam się do ciebie w wewnętrznej szarości bytu. Widzisz mnie? Pełznę. Czołgam się. Przytulam do lodowatych ścian, muskając palcami popękane struktury, przedzierając się przez pajęczyny i kurz… Widzisz mnie? Schodzę ze schodów nagi. Wspinam się, ściskając mocno drewnianą poręcz. Przeciskam się przez ciasny korytarz unurzany krwią, niczym przez rodny kanał. Rodzę się. Umieram za każdym razem, kiedy widzę twoje rozedrgane gwiazdami, przyzwyczajone do przestrzeni oczy. Płynę. Unoszę się. Idę? Dokąd prowadzi mnie ta wizja? To nagłe widzenie bezkresu? Czuję, że ktoś jest we mnie. Kłębi się i miota. Chybocze się we śnie…
Otwieram oczy. Widzę, że dnieje. Nie! to wisząca lampa oślepia mnie i rani. Leżę na podłodze, ściskając nogę fotela, kanapy… Czekam, aż coś wyjdzie z ciemnego przedpokoju. Dostrzegam jedynie niewyraźne majaki, rozmyte kontury w wielkim lustrze stojącego trema. Co to za bóstwo? Skąd przybywa ta trwoga. Z jakiego zaświata? Słyszę jakieś nieustanne szepty, jakby mniszą modlitwę. Mlaskanie. Przełykanie śliny. Lecz nie pamiętam słów modlitwy. Nie pamiętam niczego. W pokoju obok, ktoś wciąż umiera. Nie potrafi pogodzić się ze śmiercią. Nieartykułowane dźwięki, niezrozumiałe słowa… Próbuje przekrzyczeć mistrza ceremonii. Lecz z marnym skutkiem. Bowiem zagłusza wszystko piskliwy szum straszliwej gorączki, która pali ściany, przedmioty, rzeczy…
Śmieją się, śmieją się wszyscy święci z obrazów i zdjęć. Śmieją się umarli z rodzinnych fotografii.
Straszliwe światło. Grzyb eksplodującej bomby wodorowej. Ścinająca z nóg uderzeniowa fala. Unoszę się, gdzieś w przestworze. W innym wymiarze czasu. Rzucony w przestwór straszliwą siłą. Stare gazety. Czasopisma. Zakurzone książki w szarych, płóciennych okładkach. Jakieś ględzenia, mieszają się z naukowymi faktami. I nacierają na mnie. I szarpią za poły koszuli. I szarpią za włosy. I drapią. Kłują. Kaleczą… Zdjęcia,. Wciąż zdjęcia… Czarno-białe, kolorowe… Zdjęcia Nowosybirska z lat 50. XX wieku. Pomnik Lenina na placu w towarzystwie kamiennych rewolucjonistów. Lenin wskazuje wyprostowaną dłonią świetlistą przyszłość. Pchające wózki matki. Rozbawione dzieci. Kłębiąca się zieleń drzew. Pachnące kwiaty… Młode pary idą do swoich nowych mieszkań.
Nowosybirsk jarzy się spokojem i jakąś nieokreśloną melancholią. W błękitnym, rozsłonecznionym niebie błyskają drobne kropki, jakby rozpędzone cząsteczki promieniowania. Błyskają w całej widzialnej przestrzeni. Być może to efekt nagłego przeskoku w czasie. Nie mam styczności z mijanymi mnie osobami. Nie widzą mnie. Przechodzą przeze mnie. Zresztą wszystko tu jest jakieś dziwne, jakby pozbawione czasu. Jak wyświetlany film z dziwnymi przebłyskami na kliszy. Jewgienijo! Jewgienijo! Nikt mnie nie słyszy. Wołam do samego siebie. Wołam do s a m e g o s i e b i e…
A jak ja tę ziemię kocham. Depczę skibę po skibie. Płonę, naświetlony promieniowaniem czasu, cierpiąc na zaniki pamięci. Nie przewiduję zbyt długiego życia. Umrę na ławce w parku pod baldachimem rozłożystych drzew. I będą zerkać mi w oczy rozbawieni przechodnie. Urządzać roztańczone bachanalie nad rozkładającym się, cuchnącym truchłem samozniszczenia.
Na razie przesuwają się obłoki nade mną. Przesuwają się przesunięte w czasie. I szorują w milczeniu po ziemi cieniami w aureoli słońca. I znowu te szepty. Jakieś mnisze kazania… Błądzę wciąż po omacku. Choć tak bardzo spragniony znalezienia. Spójrz na mnie. Spójrz. O, bogini mroku i zapomnienia. Jestem bliskim śmierci zwierzęciem. Umrę, kiedy zmierzch kształty przedmiotów zjedna.
Byłem, gdzieś w międzyczasie. Lampa wisi wciąż nade mną i otula żółtawą otchłanią. Musiałem usnąć pod kołdrą ze starych gazet i czasopism. „Nowotwory w natarciu!" - Czytam w jednej z nich na pierwszej stronie z datą 2 października 1952 roku. „Diabły tasmańskie zagrożone! Pierwszy udatny test jądrowy przeprowadzony przez Wielką Brytanię, na wyspach Montebello! Fregata rzeczna HMS Plym, wyparowała!a. Potworne malformacje. Guzy. Narośla. Rodzące się dzieci-potworki... !"
Odrzucam. Zaciskam oczy. Wchłaniam zapach woskowej pasty. Próbuję wstać. Próbuję się podnieść. Bez rezultatu. Kto tam? Kto tam jest? Cisza. Dlaczego milczysz, zjawo? Cisza. Odezwij się, proszę? Cisza… Wciąż cisza… Piskliwa w uszach cisza…. Nic już mi nie zostało. Nic.
(Włodzimierz Zastawniak, 2022-08-08)
***
https://www.youtube.com/watch?v=ibCoe3s4-oA
21 grudnia 2024
2112wiesiek
21 grudnia 2024
Wesołych ŚwiątJaga
21 grudnia 2024
Rośliny z nasieniem i bezdobrosław77
21 grudnia 2024
NEOMisiek
21 grudnia 2024
Mgła pojmowaniaBelamonte/Senograsta
20 grudnia 2024
Na świętavioletta
20 grudnia 2024
Zamiast ibupromudoremi
20 grudnia 2024
jeszcze jeszczesam53
20 grudnia 2024
2012wiesiek
20 grudnia 2024
Pastorałka trochę kulawajeśli tylko