11 czerwca 2022
Wracam
Wracam. Wracam do siebie, do domu splątanego pajęczyną mroku. Wracam. Już nie muszę. Już nie trzeba… Wracam tam, gdzie moje miejsce. Już poznaję pierwsze neony niedosiężnych gwiazd. Już poznaję… Biegłem, potykając się i klucząc. Biegłem bez tchu. Lecz, nie dobiegłem i tak naprawdę nigdy nie miałem dobiec. Lecz, nigdy…
Próbowałem wyrwać się z uścisku beznadziei. Próbowałem… Lecz nie stało się nic szczególnego. Ot, witali mnie i żegnali mili ludzie zapięci na ostatnie guziki, uwiązani pod eleganckie krawaty. Nie trzeba. Naprawdę, dajcie już spokój. Próbowałem. Próbowałem z całej mocy, sięgając szczytów awangardy a może ariergardy? Jakie to ma znaczenie… Nie ma żadnego znaczenia w słonecznym potoku podwieczornego spaceru. W otumaniającej woni kwitnących kwiatów. W samotnym spacerze. W obcowaniu ze swoim własnym cieniem. W liczeniu kamiennych stopni w zacienionej części parku... Moje szczypiące oczy. Moje załzawione oczy od zgiełku wirujących pyłków…
Miałem pojechać na cmentarz, ale nie pojechałem. Od tej pory matka gniewa się na mnie. Zresztą, wszystko się na mnie gniewa albo w ogóle nie zwraca uwagi. Drzewa szumią tak, jak szumiały dotąd w cienistości. Milczą omszone zielonkawe pnie, kamienie. Milczą… Wszystko milczy, poruszając poprzez liście milczącymi ustami leśnych bogów. Toną w półmroku przedmioty, jakieś popiersia, rzeźby, wykute przez nie wiadomo kogo obojętne twarze…
Śnię? Błądzę na jawie? Nie pamiętam. W środku czerwcowej nocy czy w środku upalnego dnia? Nie pamiętam. Ale pamiętam samotny spacer w duchocie późnego popołudnia. Nacierały na mnie promienie słońca spoza gęstwiny bujnych drzew. Śniłem w półmroku wilgotnych paproci i pokrzyw. W mdławej woni dojrzewających krzewów. W niklej woni perfum.
Właśnie piszę kolejny list do n i k o g o. Piszę kolejne wersy… Słońce. Słonce. O, słońce! Jakżeż mnie upajasz swoim olśniewającym tchnieniem… Podążam twoim śladem. Idę. Idę. Wciąż idę krętymi ścieżkami nie przechodząc wcale. Labirynty myśli. Meandry przemyśleń. Idę. Idę w zgonie brzęczących owadów. W koniczynie rozpełzłej przy ziemi, wdychając woń roztartej dłońmi macierzanki. W zgiełku szalejących wróbli… W piskliwych śmiechach bawiących się dzieci… Zaciskam mocno powieki. Otwieram. Ćwiczę zamykanie i otwieranie powiek. Jakiś obłok wznosi się i odpływa. Taje. Czyja to dusza pomknęła do nieba?
Krok za krokiem, powolny chód. Spacer w płynącej powietrzem białej wacie. W szeleście traw i szpalerze rozchwianych drzew… W rozgwarze bezczelnej samotności… Co ja zrobiłem? Co zrobiłem, że kroczysz w błotnistym, wilgotnym powietrzu? W milczeniu? W znoju czerwcowego skwaru? Powiedz. Nie powiesz. Wiem…
Wracam. Już wracam. A może, odchodzę? Odchodzę w niepamięć i nieistnienie. Już rozpoznaję pierwsze oznaki śmierci. Wydaję mi się, że umieram raz po raz, z każdym uderzeniem serca. Umieram, podążając do ostatecznej pustki w rozkwicie letniej woni. Jesteś? Nie ma ciebie? Już dobrze, nie musisz mi odpowiadać. Nie ma takiej potrzeby. Muzyka w mojej głowie. Przystanąłem w cieniu wielkiego drzewa o dziwnym zapachu, a może rozłożystego krzewu, który zaszedł mi znienacka drogę? W rozgałęzieniach jaśnieje snop deszczu. Przetacza się urwistym potokiem, nagle zbudzonym. Przechodzi melancholią słodkiego zapachu. Wstrząsając swym drżeniem. Jakbyś mogła powiedzieć, chociaż jedno słowo. Jedyne… Ale nie powiesz. Nie masz takiej potrzeby. Wracam do swojego miejsca. Dotykam palcami ceglanego, spleśniałego muru, wykruszając spomiędzy zaprawę. Przystaję w gąszczu splątanego wieloziela, wyrosłego bujnie i gorzko. Chłonę parną wilgoć wzruszoną westchnieniem nadciągającego zmierzchu…
Nie. Nie trzeba. Naprawdę, nie trzeba. Już nie proszę. Nie wzdycham. Nie rozpaczam. Łez już nie ronię… Pojąłem wreszcie.
(Włodzimierz Zastawniak, 2022-06-11)
***
https://www.youtube.com/watch?v=UrnX8nN3_V0
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga
21 listopada 2024
4. KONTAKT Z RZECZYWISTOŚCIĄBelamonte/Senograsta
20 listopada 2024
FIANÇAILLES D'AUTOMNEsam53
20 listopada 2024
2011wiesiek
20 listopada 2024
3. Uogólniłbym pojęcieBelamonte/Senograsta
20 listopada 2024
Mówią o nich - anachronizmMarek Gajowniczek
19 listopada 2024
Bielszy odcień bieliMarek Gajowniczek
19 listopada 2024
Niech deszcz śpiewa ci kołysankę.Eva T.