20 lutego 2024
Odlot
Błyski flesza. Atak stroboskopowej maligny. W pulsującej nerwowo czerwieni czyjeś twarze. Częściowo zatarte. Nieostre. O nieustalonych rysach. Twarze zapomnianych. Twarze tak jakby o popękanej, pożółkłej emulsji. Ktoś, gdzieś tutaj coś. Nie wiadomo, co. Milczące szepty. Niejasne gesty dawno umarłych. Przechadzają się powoli i giną w mrocznej czeluści drugiego pokoju, kiedy noc rozlewa się granatowym atramentem samotności. Jedynie mdławy poblask wiszącej lampy dogorywa stopniowo w tej milczącej projekcji sennych widziadeł…
Przedmioty wokół. Rzeczy. Zakurzone popiersia obserwują przestrzeń w swojej kamiennej egzystencji. Mówią i szepczą w piskliwym szumie śmiertelnej gorączki. Kto tu jest? Dlaczego milczą te mary, te widma, te przeklęte zmory?
W opuszczonym od wieków pokoju krzesła i stół. Na stole wazon pęknięty na wpół z pękiem suchych melancholii. Przeglądam się w lustrze serwantki, lecz nie widzę niczego poza mrokiem rozpadliny. Zapalam światło. Oblewa mnie mdława aureola żyrandolowego blasku. I kiedy opieram się plecami o trzydrzwiową szafę, wyrastają mi natychmiast obrysowane na fornirze skrzydła motyla. Staram się unieść lekko jak ptak ku słońcu. Ogromny ciężar przytłacza mnie jednak, próbując stoczyć się w otchłań z wielkim łoskotem konającego wszechświata. Osuwam się. Siadam, podpierając się o kolana zgiętych nóg. W chłodnym kącie sanktuarium drżę. Opadający kurz wiruje jak te ciche, zalęknione metafory. Pełno ich tu. Pokryły wszystko szarym pyłem przeszłego czasu.
Ktoś miał do mnie przyjść. Oczekuję jego albo jej? Kto miał przyjść, nie przychodząc wcale? Wzmaga się coraz bardziej atrofia pamięci. Szepczę w szarpiącym za poły koszuli oddechu nocy. Przypływy i odpływy. Wdech i wydech… Szelest wiatru za oknem. Szeleszczące liście topoli. Gną się gałęzie, roztańczone w księżycu cienie na ścianie. Nie od dziś. Od wieków całych. Stłoczone lękliwie chwieją się i kołyszą. Tuż za oknem. Daleko. Gdzieś niebywale blisko…
Są na wyciągnięcie ręki te bezcielesne w swojej bezcielesności istoty. Bezgranicznie puste tą pustką pełną powietrza. Puste i pełne zarazem nieujarzmionej przestrzeni. Takiej szeleszczącej, szemrzącej i cichej. Kto tu jest? Echo odbija się w oddali. Powraca wciąż… I słabnąc, zatacza coraz wyższym lotem kręgi, aby jeszcze, choć raz jeszcze… Niczym jaskółki wznoszące się do nieba. Pełnego gwiazd. Pełnego mgławic. Galaktyk… Pustki…
W moich dłoniach szeleszczące stronice gazet. Jakieś referaty o powstawaniu gatunków. W czasopismach… W pożółkłych, poplamionych, prześwietnych foliałach… Gdzie ty jesteś? A gdzie ja jestem? Znowu dopada mnie zmora przeszłości, która tłamsi i miażdży…
Mrugam szczypiącymi powiekami, myśląc i analizując wszystko we śnie, w sen wnikając następny. Albo jeszcze następny… Albo nie wnikając, tylko śniąc na jawie, widząc rozwarte szeroko ramiona umarłego dawno ojca, upodobnionego do krzyża. I wznosi się. Leci. Leci… Leci jak ptak…Aż już nie dostrzegam jego oczodołów zlepionych mokrą, czarną ziemią… I w ogóle cały tak jakby wyjęty z obsypującej się ziemi… Jakiś taki zmarniały. Opowiadający swoje, moje dzieje. Opętany dmuchawcami w jakimś lekkim jasnowidzeniu…
Skąd to nagłe wniebowstąpienie w aromacie konwalii, jaśminu? Nie wiem. Ale widzę jak rozwiesza się białym krzyżem wysoko nade mną. Rozwiera powoli swoje skrzydła w liliowej aureoli, w słońcu. I przytula się do tego słońca w gorącej, doniosłej godzinie lata. I jak odlatujący ptak przegina szyję w milknącym, mewim krzyku…
(Włodzimierz Zastawniak, 2024-02-20)
***
https://www.youtube.com/watch?v=wR4pOKc3E_M
21 grudnia 2024
2112wiesiek
21 grudnia 2024
Wesołych ŚwiątJaga
21 grudnia 2024
Rośliny z nasieniem i bezdobrosław77
21 grudnia 2024
NEOMisiek
21 grudnia 2024
Mgła pojmowaniaBelamonte/Senograsta
20 grudnia 2024
Na świętavioletta
20 grudnia 2024
Zamiast ibupromudoremi
20 grudnia 2024
jeszcze jeszczesam53
20 grudnia 2024
2012wiesiek
20 grudnia 2024
Pastorałka trochę kulawajeśli tylko