7 lipca 2024
Biała pustka zimnych ścian
To było tutaj. Albo tam. Szukam. Wciąż szukam. Kręcę się w kółko jak niedorozwinięte dziecko. Albo jak ktoś dotknięty pewną formą autyzmu. Dotykam ścian, macam palcami, otwierając przy tym w zdziwieniu oczy. W ścianach, w tynku mikroskopijne grudki kwarcu. Pęknięcia. W ścianach chłód, lodowate milczenie bezdennej otchłani. Falują w przeciągu rozpełzłe pajęczyny. Pod sufitem blask wiszącej lampy. Jakieś nocne przyzywania wychodzące z mroku drugiego pokoju, niezrozumiałe szepty. Przytłumione głosy nie wiadomo kogo, nie wiadomo czego. I nie wiem czy jeszcze śnię, czy żyję na jawie. I tu, i tam bezwład i apatia. Żywi i umarli. Razem. Twarze widziane pod różnymi kątami. W mikroskopijnych błyskach. W jakiejś bioluminescencji promieniującej z każdej rzeczy. W kurzu osiadającym na moich włosach i rzęsach.
Słyszałem przez sen krzątającą się po domu moją umarłą już matkę. Coś przestawiała. Przenosiła. Stukała… Na koniec wyszła, zamykając na klucz wejściowe drzwi. Wyszła tak, jakby miała niedługo wrócić. Tak, jakby wychodziła do pracy. Tknięty przeczuciem pobiegłem do jej pokoju. A tam? Nic. Uprzątnięty do samych zimnych ścian. Pusty tapczan przykryty jedynie białym prześcieradłem. W kuchni, w łazience oślepiająca biel doskonałej ciszy. A więc wyszła, zabierając ze sobą wszystko. Tylko po co? Sprzątnęła po sobie wszystko to, czego nie zdążyła uprzątnąć za życia. Zostawiła po sobie absolutną nicość. Pustkę świdrującą uszy piskliwym szumem gorączki. Wszystko białe aż do oślepienia. Ogołocone. Wyczyszczone do cna.
Chwytam za telefon. Wybieram drżącym palcem numer. Ale numer jakiś taki mi nieznany. Czy to był jej? Nie pamiętam. Zapomniałem w tej nasilającej się z każdą chwilą atrofii pamięci. W telefonie głos. Lecz to nie jest głos mojej matki. Głos jakiejś starszej kobiety, choć ciepły. Mówi do mnie, jakby zaskoczona. Mówi tak jak się mówi do kogoś, kogo się nie słyszało wiele lat. Głos podobny do głosu mojej nieboszczki babki. Ale raczej obcy, mimo że jakiś taki znajomy. Mówi do mnie: „Ach, dziecko. Maluszku...” Rozłączam. Nie chcę słyszeć. To nie ona. To nie jest moja matka. To ktoś całkowicie obcy. Obcy. Obcy! I tylko udający kogoś bliskiego mojemu sercu. Rozłączam. Naciskam wiele razy, lecz głos nadal trwa. Roznosi się echem w czasoprzestrzeni. I kontynuuje to swoje: „Ach, mój ty maluszku…” Wreszcie ustaje. Przerywa w połowie zdania. Kończy swój wywód, jakby z opóźnieniem, z poślizgiem, które może się wydarzać jedynie we śnie. Naciskam dalej. Wybieram numer. Kolejny. I kolejny. Bez rezultatu. Matka urwała kontakt. Zmieniła go, bądź skasowała. Telefon wypada mi z odrętwiałej dłoni. Jego stukot rozchodzi się echem po korytarzach mojego mózgu. Siadam na podłodze, opierając się plecami o chłodną powierzchnię ściany. Obejmuję rękami zgięte kolana, zaskoczony tym nagłym zniknięciem. Tym bezsłownym opuszczeniem.
A ojciec? Może on coś wie? Wpatruję się w pusty po nim fotel. W to wgniecenie na siedzeniu. W ten osiadły na nim srebrny kurz. Przenoszę wzrok na regał z książkami. Na te broszury pożółkłe przez lata. Lecz i tam nie znajduję odpowiedzi. Ojciec przepadł w poprzednim śnie, kiedy mnie żegnał w pustym, samotnym domu, gdzieś na kazachskim stepie. Dlaczego właśnie tam? Nie wiem. Kiedy odchodził, zmienił się pod wieczór w cienistą chimerę o twarzy całkiem nierealnej, w jakiś bezkształt nieznany. W nic.
Otwieram z trudem ciężkie żarna powiek, jakby pełne piasku. I siedzę dalej, oparty o ścianę ze zgiętymi kolanami. Słucham odgłosów swojego serca. Swojego oddechu. Szeptu. Albowiem mówię coś do nie wiadomo kogo. Do kogo to mówię? I co mówię? Nie wiem. Nic nie wiem. Albowiem nie rozumiem nawet swoich własnych słów. To taki bezwładny potok wypływający z krtani. Stłumiony. Przyduszony. Ciężki. Albo lekki, jakby odrodzony na nowo jakimś impulsem. Jakbym rodził z niczego jakąś oczywistą rzecz. Rzecz, która przepada zaraz potem w tym lodowatym milczeniu ścian. Zbyt prędko, niestety… Dlatego nie usłyszy nikt.
Nikt.
(Włodzimierz Zastawniak, 2024-07-07)
***
https://www.youtube.com/watch?v=Xb-Yy-Sd2DE
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga
21 listopada 2024
4. KONTAKT Z RZECZYWISTOŚCIĄBelamonte/Senograsta
20 listopada 2024
FIANÇAILLES D'AUTOMNEsam53
20 listopada 2024
2011wiesiek
20 listopada 2024
3. Uogólniłbym pojęcieBelamonte/Senograsta
20 listopada 2024
Mówią o nich - anachronizmMarek Gajowniczek
19 listopada 2024
Bielszy odcień bieliMarek Gajowniczek
19 listopada 2024
Niech deszcz śpiewa ci kołysankę.Eva T.
19 listopada 2024
RozbitekYaro