Yaro, 4 grudnia 2018
wyblakły
późnej jesieni kontrast barw
łąk zielone pąki źdźbła traw
podziwiać wiosną i latem
wdychać zapach
poza betonowym miastem
szaro zimno sypie śniegiem
wiatr chłodzi planety wielki plac
pola puste wymarły niby świat
ycie dzieje się gdzieś w norkach
w zastygłych zagajnikach w karmnikach
zawieszonej słoniny dla sikory nie brakuje
szamocze polem szaro biało
horyzont zastygł na parapecie
ziarna małym chlebem ptakom
co nie odlatują zamieszkają
między ludźmi pośród trosk
Yaro, 2 grudnia 2018
jak dwa pośladki spięte w bezruchu
on kocha ją ona oszukuje
ale w sumie spędzają razem popołudnie
na framudze sikora wydziobuje ostatki
między zębami mam kawał chleba
wychodząc do kuchni dogaszam światło
ciułam drobne w wakacje są potrzeby
upływają dni jak syrop na kaszel z alkoholem
lubię gdy nocą tulisz się do mnie jak do portfela
zapach twego ciała egzotyczny
nic więcej nie potrzebuję
w ramionach twoich umierać
nie wierzę w cuda jedynie
w kształty kobiecego uda
Yaro, 29 listopada 2018
na wzgórzu
wszechwładny ciężki karabin maszynowy
obserwatora szkła lornetki odbijają światło
wściekły telegrafista trafiony przez snajpera
w wyczekiwaniu na rozkaz
sierżanta oczy ma we łzach
za chwilę poleje się krew pot i łzy
pragnę na święta spotkania z rodziną
za drzewem pochowam marzenia sny
pogodny ciepły wrzesień
zgrzyt bagnetów zakładanych na karabiny
amunicja wyliczona co do sztuki
kaprale wiedzą co za chwilę się stanie
komenda naprzód padła
salwa za salwą
upadam ranny chce się spać
sanitariusza głos wkłuta morfina
bandażuje szyję wstaję biegnę dalej
pod powiekami sen wspomnień
niezdobyte wzgórze
karabin zamarł na chwilę
plac apelowy uroczyste
awanse medale na sercu
Yaro, 28 listopada 2018
to okruchy nie promocja
dostać kawał ości
siedemdziesiąt procent że nie pozostaniesz na noc
odgadłem zamiast czekoladek są marzenia
tak niełatwo domknąć rozdział
po obniżce cen
wierzyłem lecz wiary zbyt mało całkiem
jak na lekarstwo
sam wśród zabawek we własnym niebie
byłaś losem los ktoś mi skradł
jak skarb jak spokojny sen
przyszły dzień nie będzie naszym dniem
nie znam cię nie pamiętam przez demencję
co przystaje z nogi na nogę
zapomniane witraże samotne bramy ciężkie senne płoty
opadłe powieki nie leżą mi na szalach oko łzawi
zatopiony w bursztynie blask dawnych nocy
śniłem lepiej
oszukany w piątek czarny świat poukładał
się nie dla mnie
Yaro, 28 listopada 2018
w tą i z powrotem
pod górę za rozumem
w tą i z powrotem
z górki przypomnieć sobie po co
cała ta wspinaczka
zajrzeć w pustkę
w głębię duszy
ogień co płoną
kamieniem zwęglonym się skrzy
serce spękane niczym dzban
co wodą rosił skroń
upalnym sierpniem
gasił pragnienie żniwiarza
wydarte kartki z kalendarza
znaczą czas co upłyną
ogień zbladł w piecu
za oknem szary deszcz
przy budzie mokry pies
jego też szkoda
Yaro, 26 listopada 2018
odchodząc w dal
zapominanych dźwięków
w niewczas
słuchałem płyt
zapisany głos muzyki czar
na taśmach starych jak świat
tyle zapamiętałem że gra
w duszy mrok
strzaskane serce drga
zasypiam zziębnięty jak pies
wszystko już było nie ma nikogo
odejść najłatwiej jak tchórz
w cień gdzie czekasz wyroków
długo nic
wibruje czas
opętanych dźwięków
Yaro, 24 listopada 2018
życie białą kartką
niezapisaną
rzuconą na blat
z boku kałamarz pióro
zapisujesz każdy dzień
słowo emocje
rozstanie zwycięstwa porażki
jak liść pod drzewem jesienią
czerwienia żółty zgniły zatem
śmierć przejściem przez próg
zatrzaśnięte za sobą
drzwi na amen
znicz na grobie
płonie żywym ogniem
wierszem w waszej głowie
zapisać się wiecznym
przyjdź będzie dobrze
Yaro, 23 listopada 2018
w dosłowność przystrajam cię
w każdą nocy czerń
każdy dzień niby inny
podobny twoim słowom
zakładam kajdany życia
ukucia stalowe są zimne
ciężar słów spadających
podobnym gromom haraczą duszę
przemęczony boleścią
wieszam się na krzyżu
zadając pytanie dlaczego
każdą chwilą cierpię za nic
natura pozwala nam na całe mnóstwo
wskazuje drogę którą pójść mógłbym
w moralnym kanonie konam
wychodzę ze skóry bo ten który
zmartwychwstał bywa u mnie czasem
Yaro, 23 listopada 2018
libretta są bez prestiżu
wychodzące boso z cienia
autorskiej wyobraźni
jaźnią istnienie obustronnego poświęcenia
biorąc na barki miłość jak ranną sarnę
dwa razy tyle darując na kwesty
nie licząc na przyszłe niestabilne czasy
zbudowane w sercu miejsce
byś weszła w nie bez fleków
zmrok zamknięte oczy
gwiazdy wspięły się wysoko
na niebie w mgławicach naznaczone imię
płynę ze wspólnym uczuciem
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
22 września 2025
wiesiek
22 września 2025
Belamonte/Senograsta
22 września 2025
Belamonte/Senograsta
22 września 2025
Belamonte/Senograsta
22 września 2025
Belamonte/Senograsta
22 września 2025
Belamonte/Senograsta
22 września 2025
smokjerzy
21 września 2025
Arsis
21 września 2025
violetta
21 września 2025
wiesiek