26 august 2021
Paradoxia
PARADOXIA
condescending concepts
[Gombrowicz, Houellebecq, Amelia, Paweł z Tarsu]
A.
I
Obudziłem się dziś w piękniejszym świecie i paląc papierosa wśród grudek śniegu kontemplowałem przestrzeń pomiędzy budynkami oraz trajektorie lotu ptaków.
Lubię to miejsce. Jest tu blaszak, wymiennikownia, sporo zieleni i trochę błota. Być może przez cały dzień będę drapać się po brodzie i wodzić wzrokiem od zasłoniętego okna do sufitu pijąc cydr.
Krzyżyk wiszący nad drzwiami będzie przypominać mi o płaskim i pustym drżeniu śmierci, które noszę gdzieś w zwojach układu nerwowego, a która jest samotnością bez samotności.
II
Dobrze jest zmarznąć. Gdybym był nieco bardziej majętną osobistością, kupiłbym analogową lustrzankę i fotografował swoje podwórko - poza które nie ruszam się - w rozmaitych ujęciach.
Fotografowałbym prążki światła na niebieskich ścianach, wydostające się zza beżowej żaluzji i kanciapę sprzątaczek, gdzie spędzam czas mszy.
III
Myślałem ostatnio o chorobach psychicznych, chorobach somatycznych, przemocy, wyzysku i głodzie. Było niewesoło i prawdopodobnie niedługo znów zbierze mnie na kąpiel w piekielnej sadzawce.
Kwarantannę spędziłem żując gumy nikotynowe - nie palę w domu. Na skórce od banana leży dysk wymienny w czarnej obudowie. Zawsze lubiłem połączenie żółci i czerni. Prócz tego rumianek sprzed tygodnia, którym okładałem puchlinę nad lewym okiem.
Nie mogę przegonić dobrego humoru.
B.
I
Znaleźć jakieś słowo albo zdanie, od którego zaczyna się fantasmagoria klarowności i ciszy. Swojego czasu zbyt wiele uwagi poświęcałem przecinkom i średnikom.
Podoba mi się chmura nad błotnistą drogą: paradoks zmęczonej młodości który prowadzi w głąb percepcji, a tam poszukuje się nowego stylu milczenia. Pył unosi się w powietrzu...
Wszystko robi się dla zabicia czasu, bo równie dobrze można by wegetować i cieszyć się cichym pulsem życia - jemu nic nie jest potrzebne, nawet świadomość.
Lubię zmęczenie, bo wtedy nie muszę zajmować się niczym.
II
Mówiłem o skórce od banana. Ten temat porusza mnie do tego stopnia, że muszę dać sobie chwilę na znalezienie odpowiednich słów. Przejeżdżam paznokciem kciuka po obręczy fotela. Biorę głębszy wdech, jakbym miał wytłumaczyć coś swojemu dziecku.
Obok skórki od banana jest puste opakowanie gum nikotynowych, moneta 2 gr. i kilka wacików, które służy mi jako okłady na chore oko. Myślę, że to wszystko jest czymś wspaniałym.
Muszę zrobić sobie przerwę na papierosa.
Już pojąłem. Nikotyna jak zawsze rozjaśniła mój umysł: jest tylko początek. Nie ma trwania, nie ma końca, nie ma ciągu dalszego. Jest tylko nieustane zaczynanie na nowo. Ale rozumie się to tylko pod wpływem alkoholu albo żarliwej modlitwy. Ale to ostrze jest obosieczne.
III
Kiedy już wyluzowałem trochę, zdałem sobie sprawę, że wystarczy woda. To piękne, a jednak ten stan umysłu może nie potrwać zbyt długo. Czas, nareszcie, potrząsa pudełkiem puzzli.
Chciałbym być rozumiany jako ktoś, kto mówi o rzeczach zupełnie nieistotnych. [4,15, tamże]
17 november 2024
1711wiesiek
17 november 2024
Too PrudentSatish Verma
16 november 2024
1611wiesiek
16 november 2024
Collective LossSatish Verma
15 november 2024
1511wiesiek
15 november 2024
Wielki BratJaga
15 november 2024
In Your Own TempleSatish Verma
14 november 2024
0005.
14 november 2024
0004.
13 november 2024
Słońce w wielkim mieścieJaga