5 february 2024
Zasada Nieoznaczoności Heisenberga - SET
WYROBNIK
Umiem patrzeć jak łzawienie i umysł nieustanny;
Gdy dłuto uderza - a ja przeskakuję od źdźbła do promyka
W rześkiej i smutnej pogodzie.
Płonie znicz i są ptaszyska i w blask idą brzozy jak w umieranie.
Uderza deszcz, grad uderza, nocą była rosa; a teraz szron i błociska.
Potęga idzie przez zadumę.
Czerpię wody z wiadra. Szkliste są ulice. Prężyłem mięśnie -
Uczyłem się! Służyć dobremu Bogu.... Pokutować jak
Sąsiedzi - aż wyleje się szafirowy wodospad!
Jeszcze o kulach chodzę jak z Kozakiem walczyłem na noże;
I wierci Bóg tą kulą - i nie pojadę galopem. I myślę - Admirałem jestem
Czy chłopem?
Trzeba zostać wyrobnikiem.
SAPER
- Wierzę w wolność, ale nie w wolną wolę. To taki skrót myślowy. Bo wolności możesz pan doświadczyć, i to jest najpiękniejsza rzecz w życiu. Ale nie wierzę w wolną wolę, bo to, że pan pragniesz wolności, to się bierze z jakiejś warstwy głębszej, niezależnej od pana.*
- A zakładając, że byt jest lepszy niż niebyt, można też założyć, że piekło jest jakąś formą miłości.
- Albo nie jest wieczne, jak u Hindusów.
- Być może. Jak pan dojdziesz do własnych granic, to tam z drugiej strony się coś odzywa. Tylko trzeba się wsłuchiwać, bo to jest szept.
- Panie! Pan się niczego nie boisz?
- Ja się boję z każdym krokiem. Ale iść trzeba. To właśnie jest wolność. A wolność to jest najpiękniejsza rzecz w życiu, może najpiękniejsza w całym wszechświecie.
- Coś panu jeszcze powiem o wolnej woli i o Bogu. Bóg jest ponoć samą prawdą. Nie jest więc nieskończony, bo jest ograniczony przez to, że nie może być czym innym, niż prawdą, pięknem, dobrem. Owszem, jest nieskończony, ale w innym sensie.
- No i co?
- Jak tak jest, to on nas po prostu musi przeczołgać, bo nie może sprawić, żebyśmy mięli zasługę, jak jej nie mamy. A sam fakt życia na Ziemi jest już moim zdaniem zasługą.
- A piekło nie jest wieczne?
- Nie wiem. Może nie. Ale to jest gra, panie, to wszystko jest gra.
- A wolność?
- A wolność to jest najpiękniejsza rzecz we wszechświecie.
- To myślisz pan, że my przez tę wolność możemy próbować zrozumieć Boga? W końcu wiatr wieje, kędy chce...
DIALOG
- Wiesz? Lubię się napić. Jest noc. Sączmy sobie nasze trunki. Pobredźmy trochę o tym, co i tak zaraz minie.
- No, ja też lubię się napić. Ale co minie? Co masz na myśli?
- Wszystko minie. Świat jutro będzie inny. Nie zmieni tego żadna technologia ani żaden teokrata, żaden arystokrata, żaden merytokrata, żaden technokrata. Zmieni to twój umysł.
- E tam, pierdolenie. Jakby cały czas tak wszystko się zmieniało, to co by było? Weź sobie taką sytuację - wychodzisz z domu i masz klucze. A jak wracasz, to już się pozmieniało i klucz nie pasuje do zamka.
- Srał to pies.
- No dobra. Widzę, że na metafizykę cię wzięło. Mów, co myślisz.
- Co myślę. To nie ważne, co myślę, to nie ważne dla nikogo, a nawet dla mnie samego. Jak już powiedziałem, dziś myślę to, jutro co innego.
- I co, tu cię boli?
- Raz boli, raz nie boli. Zależy.
- Od czego?
- Jak to, kurwa, od czego? Od nastroju! Nie widzisz, że melancholię mam w sobie i powagę? Srał to wszystko pies, piękne jest to wszystko, ale mnie ciągnie na wyżynę.
- No i niewiele o tej wyżynie umiesz powiedzieć.
- Niewiele! Wejdże sam na wyżynę to zobaczysz, co sam powiesz.
- A komu to potrzebne?
- Nikomu. Mnie to potrzebne. Człowiek zwyczajny zadowala się miską ryżu i byle jaką dziewką. Człowiek ambitny miesza tam, gdzie nie trzeba mieszać. Jeden idzie pod drugiego a drugi pod pierwszego. Srał to pies. Więc jaka moja rola? Samotnego wędrowca, miłośnika gwiazd.
- I co w tych gwiazdach widzisz?
- Co widzę? Wiele. Ale widzę przez dym. Wszystko się zmienia. Mówiłem ci. Dziś gwiazda jest taka, jutro inna.
- To może tam gdzieś, jeszcze wyżej, znajdziesz jedność.
- Chuj że jedność, jaka jedność. Tu jestem, a wyżej - wyżej jest w mojej głowie. Co jest wyżej? Bóg czy mrówka?
- Jak to? Bóg!
- A przypatrz się mrowisku. Stań się mrówką na chwilę. Albo lepiej, bo tak jest - stań się całym mrowiskiem. Stań się korytarzem. Pracuj. Gryź. Układaj swoje mrówcze modlitwy. Bóg się objawił w mrowisku.
- No, ja nie wiem, co powiedzieć. Przecie to Bóg stworzył mrówki i mrowisko.
- Srał to pies, kto co stworzył a czego nie stworzył. To w ogóle nie ma nic do rzeczy. Dzisiaj stworzył, jutro nie stworzył, pojutrze skomlał, później mordował. Taki jest porządek, tak rzeczy następują po sobie.
- No i co?
- Dobre pytanie. Ja nie twierdzę, że to mnie jakoś przejmuje - że ludzie nie myślą o tym. Po co mają myśleć? Dobrzy są tacy, jacy są. Anarchiści i prezydenci. Są jak ten Bóg i mrówka.
- No to co robić, panie, powiedz mi, co ty robisz, żeby było lepiej?
- Mi jest zajebiście. Co mi potrzeba? Zarobić na życie a później myśleć. Uczyć się wszystkiego, co się nawinie pod rękę. Od ludzi się uczyć, od mrówek się uczyć, od wszystkiego się uczyć. Nic mi więcej nie potrzeba. No i wypić. A resztę srał pies, reszta się sama układa, co mnie obchodzi reszta? Niech się zeżrą, srał to pies. Taki jest odwieczny cykl.
- To w czym problem masz, kolego? Z tego, co widzę, to ty szczęśliwie żyjesz.
- A owszem, szczęśliwie! Ale nie widzisz, kolego, że wielka melancholia mnie złapała? Miejże w sobie coś z powagi.
- To się napijmy!
- Najpijmy się, pijmy całą noc, byle powoli.
MELANCHOLIA WĘDROWCA
Dziwny jest wędrowiec, który nie zna smutku. Jego serce przechowuje w sobie kamienie barwy węgla - niekiedy ogołocają go z wszelkiego życia... ale to nie smutek. To może z tego kamienia przyjdzie odpowiedź, Mądrość - na jego miarę! Bo widział różne światy i pyta - czy w górę, czy w dół, czy tutaj... Czy wolność i wiekuiste wędrowanie, przemijanie. Wzrost, trwanie, śmierć - po kole. A nie szuka jeszcze spoczynku, bo wielką radość mu sprawia wędrowanie. Nic go nie wzywa, a tylko przygoda. Czy jest w ogóle jaka wieczność, czy nie? Dalejże, w drogę...
Dziwny jest wędrowiec. Dużo pamięta, ale jakby nie rozumie. Był kilkukrotnie w jakichś niebiosach, chyba innych za każdym razem, tak, chyba zawsze to były inne niebiosa. Zalewały go spokojne wodospady anielskiego szafiru, leciał w złocistej i radosnej nocy międzygwiezdnej wolności, pijał trunki w laserowych miastach przyszłości z przyjaciółką o lodowatych jak Antarktyda oczach.
Bywał i bywa nadal w piekłach. Gdy nocował w górach ujrzał żelazny płomień pragnienia, mocy i spieczonej ziemi. Mądry i zły płomień z podziemi. Niekiedy budzi się słysząc chrzęst kolczugi i kolczastych butów, uderza go woń żelaza i smoły a demony wrzeszczą z mózgami na wierzchu, wykuwają broń. Dobrze im chyba w tym piekle. Demony szaleją lecz nie robią mu krzywdy, nie widzą go? Lecz czemu przychodzą? Gniotą się demony w piekle.
Jestże wreszcie wędrowiec na ziemi. Oblała go tkliwością światła ziemskiego jakaś bogini, której Imię jest przecież niewypowiadalne, chyba że - Róża? Bianka? Skąd to? Z nieba na ziemię? Z ziemi na ziemię? Bo nie z kosmosu przecież, zbyt ludzkie to było, zbyt śmiertelne, zbyt bolesne i zbyt radosne, zbyt matczyne, zaranne. I byłże wędrowiec w mrowisku, wśród ściśniętej i starej arystokracji - nadgryzionej w piękną, powietrzną zmurszałość oleistego słońca, takiego, które objawia się na tym świecie tylko w pośmiertnym trwaniu. I poruszał się o milimetr naprzód wśród wielkielkiej plątaniny wszelkich sznurów. Chyba Hiszpania.
Dalejże, w drogę... Niech wszystko wejdzie w palce! Znowu się co zaczyna, znowu pięknie będzie, znowu bliżej będą gwiazdy! Między dobrych "..." idę! A na razie, na razie... posłuchaj mojej żałostliwej klechdy... niech ucichnie wszelki cel i stanie się Krążenie! bo później - nie będzie na to czasu!
ZASADA NIEOZNACZONOŚCI HEISENBERGA - PODEJŚCIE PIERWSZE
I
- Przecież to se ktoś wymyślił. To były takie czasy, że se ludzie wymyślali. Znaczy w starożytności. Do XIX w. jeszcze wymyślali. A później przestali wymyślać.
- No to jesteśmy w czarnej dupie jak my nic nie wymyślimy.
- Panie! Co tu wymyślać? Już się nic nie da wymyślić. Tak do przodu wszystko poszło, że już nic nie wymyślisz. A nawet jak wymyślisz, to cię rozszarpią, zlecą się jak te szakale do padliny i rozszarpią na kawałki. Bo jesteś padlina. Panie! Ty i ja, my jesteśmy padlina.
- To co? Nic się nie da wymyślić?
- Nic. Tylko czekać. Wypijesz pan bimberku i los się odmieni. Na bimberek trzeba czekać, ot i co.
- A te szakale?
- Panie! Jak masz pan bimberek to szakale nie straszne!
III
- Panie! Jakby nie Freud, to byś mnie tu i teraz ze skrzydłami widział.
- To co ten Freud takiego zrobił?
- A spierdolił wszystko! Wszystko! Imperium zrównał z ziemią. Ja we Freuda niby nie wierzę. Ale co tam, wierzę czy nie wierzę. On i tak prześladuje, nadchodzi jak szarańcza!
- Pieprzysz pan!
- Jak Boga kocham!
- No i co?
- Jak to co? Trzeba czekać aż się los odwróci. Może dzisiaj, może jutro. A bimberek w tym pomaga.
- Pomaga!
- No widzisz pan, że prawdę mówię?
- Mówisz pan prawdę. Bimberek pomaga. Ale picie dobre nie jest.
- Nie jest! Jak się nie umie to nie jest! Bo pan pewnie pijesz na smutno.
- E tam.
- Ja wiem, że pan pijesz na smutno. Boś pan nigdy nic nie wymyślił, i dlatego pijesz na smutno.
- No tak. To niby po bimberku się los odwróci?
- A co, zły masz pan los? Dom pan masz pod miastem, tylko wejść trzeba.
- Ale mi się już nic nie chce.
- A mnie się chce, panie? A mnie się chce? Pij pan i nie pierdol. Życie jest piękne.
- Jest piękne. Ale już nie wiadomo, czy się chce żyć, czy umrzeć.
III
- W etykę pan musisz uwierzyć! Na początek napij się pan tego bimberku i zobaczysz, jak to przyjdzie łatwo - w etykę uwierzyć. Piękny pan się staniesz na chwilę. I świat też piękny będzie.
- Ale to minie, panie, ile można.
- A owszem. Wszystko mija. Elegancja też minie, bo pana robaki będą w grobie żarły. Już pana żrą. No i co? Co mi pan teraz powiesz?
- Trudna sprawa. Chyba musi tak być po prostu. Machnąć ręką i tyle.
- Jakby nie Freud to ja bym pana teraz ze skrzydłami tu i teraz oglądał.
- A daj mi pan już spokój z tym Freudem. Dobrze jest jak jest.
- Chuja jest dobrze i pan wiesz o tym.
- No bo tak jest. I co tu pan wymyślisz?
- W etykę pan wierzysz?
- Wierzę!
- Chuja pan wierzysz. W nic pan nie wierzysz.
- No tak, tak jest. Przejrzałeś mnie pan.
IV
- Ale ja ci powiem panie, z czego się biorą wszystkie problemy. Bo my nie mamy uczuć.
- Że co?
- Bo jak człowiek sobie wymyślał, to miał uczucia. A jak nie wymyśla to jest pustka.
- To to wszystko wymyślone jest? Panie, daj pan spokój! Bredzisz pan teraz.
- A ja nie wiem. Może wymyślone. Skąd mam wiedzieć? Może tak, a może nie.
- Że Bóg wymyślony jest? No, panie! To by była tragedia!
- A jakże!
- Pętlę by se można przyszykować.
- Jakby nie dzieci.
- Dzieci nie kochają, panie!
- Nie kochają. I co? Zostawisz pan że nie kochają?
- Ja panu na to pytanie nie umiem odpowiedzieć. Chrystus przykazał kochać. Ale już się nie chce, panie, czasami się żyć nie chce. A teraz to wchodzi sobie wzajemnie w paradę.
- A wie pan, o co chodzi? Żeby uwierzyć, że to jest na serio. Znaczy nie o to, że jak boli, to jest na serio. Ale że piękno też jest na serio. Tylko o to chodzi.
- Panie, do tego samego Boga trzeba!
- A jakże! No i co? Wierzysz pan teraz?
- A co pan tak ciągle z tym wierzeniem czy nie wierzeniem? Ja nie wiem, czy ja w Boga wierzę. Ale jak Boga nie ma, to jest tragedia.
- Albo epizod.
- Panie, nie pieprz mi pan już o żadnych epizodach.
- A bo co? Od pierwszego do pierwszego.
- No tak. I co z tego? Nie pieprz mi pan panie tyle o tym wszystkim. Musi być jak jest.
- No to na zdrowie.
- Pana zdrowie, bo ciekawie pan mówisz. Tylko już mi pan nie pieprz tyle.
17 november 2024
1711wiesiek
17 november 2024
Too PrudentSatish Verma
16 november 2024
1611wiesiek
16 november 2024
Collective LossSatish Verma
15 november 2024
1511wiesiek
15 november 2024
Wielki BratJaga
15 november 2024
In Your Own TempleSatish Verma
14 november 2024
0005.
14 november 2024
0004.
13 november 2024
Słońce w wielkim mieścieJaga