Deadbat, 9 october 2019
Jedno jest wszystkim
I wszystko jest jednym
Lecz to nie wszystko jedno którym
Każde odbicie barwa kształt czy poza
Wszystkie jednego tworu są tylko wariacją
szaleństwem życia dostępnego zgodnie
z regułami nieznanej fizyki niezgody na niebyt
lub niebytu zagubionego jak kto woli
Tak też
metafizyki mnożyć można w nieskończoność
i na obrzeżach umysłu szukać skrytej duszy
lecz przecież i w najpiękniejszym nocniku
zawartość zgodna z przyrodą być musi
(sic!)
W końcu
Nie wiedzieć i nie czuć śmierci to przymioty
Żywy więc o czuciu i o wiedzy marzy
Lecz własnym umysłem i ciałem zwodzony
wciąż tylko setkami bodźców neurony swe karmi
bawiąc znaczeniami
(tu głowę pochylił skrywając uśmieszek cokolwiek złośliwy...)
Wszystko co znamy posiada granicę
ta siłą rzeczy ogranicza możliwą do poznania wiedzę
I jeśli półprawdę całym kłamstwem zwiemy
To każdy kto myśli lub mówi musi być kłamcą zapewne
mówiąc o części większej jedności przecież
Nazywając Bezimienne
w sposób uporczywy
szukając zasady
w każdej Anomalii
To nasz grzech pierworodny
znaczący chwilę narodzin pierwszej świadomej myśli
To niezrozumiałą zrozumiałością świata
choćby jego dostępnej naszym zmysłom cząstki
nasz największy zachwyt
oraz największe wykroczenie
przeciwko ludzkiej zwierzęcości
...
Każdy więc żyjący
kto wierzy że żyje
Wierzy że to co sam tak nazwał
jest właśnie tym samym
biedny obłudnik i ślepiec
przez innych po pustkowiu prowadzony ślepców
...
Swoje mają reguły i prawa własne
Bogiem je często podpierają
Jednym bądź setkami
Przeczuwając jak bardzo są same
wątłe i słabe
O dzieci
W kompulsywnej potrzebie
dania dla ludzkości dla "cywilizacji"
jakiejś formy życiu
i w miarę spójnego
oglądu dla świata
mówią sobie
Samemu sobie będąc Bogiem
ciebie zjemy
a oszczędźmy innych
i w garniturach drogich limuzynach
gdzie ulice miast licznych lampy świateł znaczą
wciąż "słaby to jadło
silnemu na sadło"
Tylko krwi tak nie widać
Subtelne przecież i wyszukane
narzędzia konsumpcji się stały
Jak bowiem w przyrodzie
i w życiu być musi
tak jak jedzenie
wobec grozy głodu
poprzedza świadomą refleksję
bezwględnie
Tak my zwiedzeni tym fałszywym blaskiem
ludzkiej "cywilizacji"
jedynym dostępnym
jesteśmy tym darem
zniewoleni i skazani
oddejemy ręce, życie i serce
Chorobliwy terror
przeczuwając przecież
przed jakim nas broni
Oto zło naprawdę konieczne
Lecz są i zawsze będą wśród nas też ludzie "Niezgodni"
Ludzie których system ten z własnej swej natury karze
Ludzie którzy w życia formie nam "proponowanej"
przeżyć nie są w stanie
Tych izolujemy jeśli to konieczne
Nie wiesząc w systemu giętkość lub ich adaptacje
aby naszego porządku nam nie zaburzali
przez czyny aspołeczne idee oszalałe
Oto psychicznie i społecznie "chorzy"
Choćby tylko twierdzili coś innego niż "rządcy"
Dla nich są więzienia i obozy pracy
Samym swoim istnieniem udowadniają mi dobitnie
Zawsze każdego systemu muszą być ofiary
Ludzi tych nazwiemy przestępcami
I właśnie nie najgorsi są ci co z porządku chcą czerpać
na własnych zasadach i dla korzyści własnej
Ponieważ chciwość system wchłonął i adaptował dawno
Najgorsi są ci przecież
co porządek ten pragną dziś jeszcze obalić
Ich istnienie napełnia moje serce
chłodną grozą
przecież każda akcja choćby trwałą najdłużej
oczekuje reakcji.
Deadbat, 9 october 2019
Oto utopia naszej marnej twierdzy
Oto w szczęśliwości bytowanie wieczne
Naprzeciw stanowi własnej świadomości
trwamy jeszcze przecież w tym świecie
Ubawione anioły czy szatani smutni
Oszukani setnie
i bezwartościowi
Choć na swój sposób cwani
i nie bez wartości
Każdy jak małe arcydzieło
artysty pomylonego
zabawka czasów rzeczy innych ludzi
kiedy niepotrzebna porzucana w błocie
Kiedy użyteczna wieszana bez zwłoki
na pierwszym świeczniku tuż przy głównej drodze
To jasne że nie poszukując szukamy przecież najusilniej
bez tchu na tej pozbawianej powietrza planecie
Nie bez nadziei
choć już bez wiary w nadzieję
patrzymy jak gdzieś krąży ponad teraźniejszym truchłem
nienazwana myśl przesycona lękiem
jakby przeczucie nieznośne niejasne własnej skończoności
że musi być coś więcej
i to może dlatego
szukamy jeszcze
przecież
czegoś szukamy jeszcze
Deadbat, 28 september 2019
Kiedy widzę kamień w ręce twojej
Kiedy czuję smak krwi w ustach swoich
Wiem tylko że nie mam nic poza tą wiarą
Której twoja pięść wściekle zaciśnięta
pragnie mnie pozbawić
To jakby malowidłem zaprzeczać symfonii
Nie mam żadnych praw ani żadnej wiedzy
(Być może nigdy nie istniały i istnieć nie będą)
Nie głupszy jestem być może lecz i nie mądrzejszy
Pragnę tylko nadać temu zdaniu sensu
Zanim czarną kropką skończy się nad ranem
czasem czyjejś śmierci
(Ten kolejny nieprawdziwy koniec)
Pragnę tylko palec skierować do góry
Jeden z tych których właśnie nienawidzisz
(Te które jak wierzysz przeciwko tobie zawsze skierowane
żeby upokorzyć i skompromitować)
szkodzą tobie wnosząc relatywizm
Tam gdzie ty już musisz widzieć tylko własną prawdę
(Zbyt daleko to zaszło)
Tam gdzie tobie czyny są potrzebne
w twojej doktrynie proste czyste jasne
Szarość wartości i znaczeń natury i pragnień
zabija to co pozwala ci w pełni
uwierzyć że jesteś jedynym prawdziwym
Życia i Prawdziwego Słowa szafarzem
Tak więc nienawidzisz
Lecz zanim siłą swoją znów podejmiesz próbę
mojej wiary jaką by nie ona była rozkładu i degrengolady
zastanów się chwilę może po mnie przyjdzie
silniejszy od ciebie i z twoją cię zgładzi
(Może to jedyny ludzki dobór naturalny)
Deadbat, 27 september 2019
Zanurzyłeś kiedyś swoje dłonie
W szarej codzienności pełnej smutków i ran letniej brei
(Tym boleśniejszych czasem im mniej realnych zarazem)
Czy kiedykolwiek szukałeś w niej czystych
diamentowych barw szczęścia z niemal histerycznym zapałem
tych grudek chwil które mówią że warty każdy twój wysiłek
chociaż wiesz już na pewno
że samo sięganie szalonego ślepca
sprawia w pierwszym rzędzie
jego absolutną jałowość
I gasząc pragnienie tylko wzniecasz ogień
Oto mięso i krew
Oto rzeźnia w tobie
Oto na ołtarz wyuczonym tańcem
zmierzasz prowadzony rytualnym krokiem
Wszyscy zostaliśmy namaszczeni tym życiem
W czego imię oddasz dzisiaj swoje namaszczenie
Twoje pierworództwo w czyje przejdzie dłonie
Nie masz prawa żądać nic w zamian
nic przecież nie wniosłeś
Odrzuć miłe kłamstwa
wiesz że wszystko już było
i będzie nadal po "Tobie"
Błagam opuść mury twego więzienia spokojnie
w tej rzeźni gdzie światło nieprawdziwym światłem
miejsce które tak naprawdę nigdy nie jest miejscem
I kiedy ujrzysz nieświętego kapłana z rytualnym nożem
na chwałę i dla dobra masowej konsumpcji
nie walcz i nie rozpaczaj
pochyl pokornie głowę
Deadbat, 9 september 2019
Nie wiedziałem
Nie chciałem wiedzieć
że jesteś tak blisko
mojej pamięci i jaźni
Dziś
Każdy wzrok każde światło każdy ślad kartka i kamień
Wszystko cokolwiek gdziekolwiek i kiedykolwiek czułem czy widziałem
Jest tutaj z nami
To tak piękne i tak straszne
jednocześnie
Mogę przeklinać błagać płakać i pamiętać
Mogę żałować tęsknić i przepraszać
Te wszystkie niezawinione winy są tak blisko
wszystkie niewypowiedziane kłamstwa spijane namiętnie
z ust nocy niepocałowanych
Oto moje demony pokłońcie się wszyscy i przywitajcie
Jak blisko jest myśl od środka ziemi
Jak nieubłaganie narasta i pulsuje pragnienie
I to zdumienie
(Ta chwila
Ta czerń miasta przetykana rozbłyskami kolorowych świateł
wiruje i pędzi w absolutnej ciszy przed siebie idealnie obojętnie)
Po prostu
Jesteśmy bo nie umiemy tu nie być
Zbyt często z wzrokiem wbitym w ślady na podłodze
Te nieważne ślady codzienności są przecież najcenniejsze
Czyż nie?
Posłuchaj i zrozum
I kocham cię i nie pamiętam już twojej twarzy
I wstyd czuję że przecież nadal tu ze mną jesteś
chociaż zbyt długie wieki ja już jestem bez ciebie
Przepraszam
Za to że nie potrafiłem cię z serca wyrwać z korzeniami
Że krwią ciałem i duszą nie potrafiłem przestać ciebie marzyć
Przepraszam
Moją całą planetą jest to dawno wyschnięte poczerniałe serce
Moim pożywieniem niewiele więcej niż to gęste powietrze
Przepraszam
Że jestem tu z tobą bo nie potrafię wyrwać ciebie z siebie
Wybacz i nie pamiętaj
Lecz doceniam to właśnie że wciąż tutaj jestem
przez ten tak prosty fakt że nigdy się nie nauczyłem
każdą ciała komórką przestać ciebie marzyć
przestać o Tobie milczeć
przestać kochać ciebie
Deadbat, 9 september 2019
I jeszcze boję się zasnąć
zbyt łatwo mój lęk wsiąka w pościel
Boję się zasnąć
gdyż wiem że ten sens mnie opuści
jeszcze zanim się jemu przyjrzę i nazwę
Boję się zasnąć
ponieważ prawda jest zbyt krucha
stłucze się i rozpadnie nim na dobre zasnę
Boję się zasnąć
Bo pytanie i odpowiedź nie będą już nic znaczyły
gdy wstanę
nie dla mnie
To jest jak wieczysta katedra Światła
któremu cień i mrok dają formę i barwę
To jest jak promień czarnego światła
co równoważy i tłumaczy każdy kształt każdą barwę
(...to jakby sam punkt widzenia nadawał sam sens a nie jedynie wykładnię)
Teraz tutaj wydaje mi się rozumiem coś zanim w pył się wszystko rozpadnie
Zanim sens pierwszy we mnie zamrze bezpowrotnie zgaśnie
Zanim znów sam zostanę
Deadbat, 7 september 2019
W mojej naturze jest milczeć
Lubię czekać na tę niepozorną chwilę
która przemija bezpowrotnie i bezimiennie
niczym kolejna fala na morzu
Aby zrodzić się ponownie odmiennie
Oto nadchodzi
I patrz to kolejna
Taka różna a taka tożsama
Tożsamość wypływa z niewiedzy
jest wynikiem poznawczego błędu
Kiedy patrzysz zmieniasz się patrzeniem
Kiedy słuchasz naprawdę
słuchaniem się stajesz
Kiedyś nadejdzie ta chwila
owszem już nadchodzi ten czas
Oto czas aby zagubić
Okpić kolejny raz prawdę
Tuż zanim opadną ostatnie złudzenia
I rozedrze się zasłona Świątyni
Lecz nie jest tak jak jest przecież
Tak jak i ja nie jestem kim piszę
Kiedy milcząc patrzę na liście
kiedy raz po raz szum morza chcę słyszeć
Ciche wołanie
I wszystko staje się mgnieniem
Deadbat, 14 july 2019
Witaj nieznajomy
Ty który nie znasz umysłu własnego osnowy
Witaj wrogu śmiertelny
Najbliższy przyjacielu
Rwiesz czas na fragmenty
i splatasz na krośnie jaźni
nowe wciąż wzory i nowe tkasz barwy
Starym wątkiem i nicią zetlałą przeplatasz
w pośpiesznie pisany
wątpliwej jakości gobelin
jeden mikrosupeł na wielkim obrazie
który sensu mieć nie może
jeżeli nie istnieje go Oglądający
Witaj złudzenie
które chwila po chwili opowiadasz nam siebie
wciąż niedowierzając że jesteś
istniejesz bo zrozumiałeś
jak i kiedy nie wiesz
że jesteś jedynie efektem stawania się
nie zaś stałym sobą samym
Dziś-teraz w tym miejscu-tutaj
patrzysz nie sobą
lecz jesteś Patrzeniem
My tobą nieświadomym będąc
żalimy się tobie
Tak drogo kosztuje nas twoja niewiara
tyle życia wysiłku energii
bytów niepowstałych i nieupadłych bo nienarodzonych
aby odkryć na nowo
na jaki sposób trwać pragniesz w tej konkretnej chwili
W jakże nieświadomy sposób
chcesz widzieć słyszeć i rozumieć
W jaki istnieć wobec siebie
w jaki wobec świata
i w czasie
Który punkt jest twoim i zwiedzie twe serce
Czy nienawiść czy miłość
co droższe ci było jest i będzie dla ciebie
co cięższe do zarzucenia na wątpiące barki
trudniejsze do udźwignięcia
kiedy/jeśli/zanim się z tego otrząśniesz
co mocniej cię zrani
Życie każde jest zmianą
zagadką pierwotnie wpisaną w gobelinu ramę
i samo siebie o sobie potrzebuje marzyć
To co niezmienne nie żyje
więc wybrać brak zmiany
to wybrać nieszczęście tym większe tym cięższe
jeżeli więzienie świadomym
i boli
Deadbat, 11 july 2019
Oto jesteś
Przyszłaś
Przyszedłeś
Wiesz już że mamy jedyną prawdę o Tobie
Jedyną na jaką stać Ciebie
I byłeś/byłaś i jesteś numerem
Musisz od dziś zastąpić dwa albo trzy inne
Tak bardzo wierzymy że tak dobry/dobra jesteś
Tak tak by było najlepiej
Inaczej znajdziemy kogoś
kto nie będzie nam rzucał kłód pod nogi
kogoś innego lepszego
kogoś kto zechce
Tak wiem że bół lęk cierpienie
Że mdleją ci oczy i ręce
I myśli w kłebach się plączą
stygnąc gęstnieją niebezpiecznie
Nas nie stać na błędy i straty
Przede wszystkim jednak nie stać Ciebie
Dziś masz robić dłużej
Masz od teraz robić więcej i lepiej
Tak dostaniesz czas wolny
Dla swojej rodziny dla siebie
Kiedy to będzie możliwe
W idealnym terminie
(Jeśli tylko pracować będziesz w odpowiednim tempie)
Lecz nie dziś nie jutro i nie w tym tygodniu
Kiedyś napewno porozmawiamy
jestem Twym darczyńcą i przyjacielem
Przecież
troszczę sie o Ciebie
Jeżeli karzę to skutecznie
Karzę Ciebie tak naprawdę dla Ciebie
Żebyś było bezpieczne
wydajniejsze
takie jakim Cię postrzegamy
skuteczne
Za cały nasz zysk
jesteśmy Ci wdzięczni dogłębnie
Numerze
Wiesz że inaczej być nie może
dlatego wiesz że tak jest najlepiej
Ja tylko
Wykonuję działania na zbiorach
Tych niewygodnych liczbach z twarzami
Zbyt indywidualnych trzeba popodcinać
zanim zmienią się w idealne bonsai
(lub odpadną uschną i zapadną w sobie)
Przyjdzie kiedyś przecież piękny czas dla nich
Przyjdzie szczęśliwość i świętowanie wieczne
Kiedy biologiczno-mechaniczne zużycie
umieści ich już poza systemem
Deadbat, 9 july 2019
Piszę niepisaniem
niewierszem piszę
rozedrgane wiersze
Po drugie po pierwsze
Nie barwą ubarwiam
I streszczam bez treści
I jeszcze
Milczenie jest najwymowniejsze
Dlatego przemilczane
tutaj najważniejsze
To co jest
Gzyms kamieniem woła
a niebo powietrzem
W cichość życia
w jego nieustanny hałas
w jakimś bezzasadnym sensie
jestem bo piszę
niepisane wiersze
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
25 november 2024
2511wiesiek
25 november 2024
0019absynt
25 november 2024
Pod skrzydłamiJaga
24 november 2024
0018absynt
24 november 2024
0017absynt
24 november 2024
0016absynt
24 november 2024
0015absynt
24 november 2024
2411wiesiek
23 november 2024
0012absynt
22 november 2024
22.11wiesiek