Yaro, 14 maja 2021
nauczony życia w kraju
jak być butnym nietolerancyjnym
mówią że to my Polacy
kłamstwem karmią
nauczyciele z podwórza
nauczyli jak pić wódkę
jak by nie można żyć inaczej
spojrzeć trzeźwo na rzeczywistość
niszczą naród ci bez korzeni
wydrzeć siłą od lat ziemię obiecaną
kłamstewka dookoła niewinna mowa
żyjmy ludzie inaczej nie jak judasze
czytając ten wiersz dziwka zapłacze
jestem zdenerwowany bo cenzurowany
idąc ulicą nowy ład wzorem dla pederastów
uciekła energia gdzie czas honoru i dumy
łatwiej się sprzedać móc się pochwalić
zarobiłem a ty ile masz szans
naprzód schizofrenię pcha otępiały świat
nie zapomnę swojej tożsamości
znam imiona przodków są tutaj wśród nas
Yaro, 7 maja 2021
biegnę nie mając sił
pamiętasz byliśmy młodzi
spalone extra mocne
zapach ciała smak ust
piękny biust
romantyzm zapatrzenie
ból wspomnień długie pocałunki
żyje w nas i nie ominie
czas spędzony razem
zapominamy lecz te chwile nie miną
żyje w nas czas
widziałaś we mnie Kurta
kocham cię
kocham cię
niewiele mam czasu
umrę po mnie zatrze czas na płycie kurz
wspomnij o mnie choć raz
będzie dobrze nam
po przeciwnych brzegach
płyńmy do siebie gdy zawoła Bóg
gdy zapukam do drzwi
otwórz mi
Yaro, 6 maja 2021
szare betonowe oczy
na twarzach malują
obciągnięty świat zmarszczek
odbite podkowy na leśnej drodze
czujesz jakby po tobie przebiegł
i głośno rżał
to pierwszy krok w nowoczesną przepaść
zastanowienie w lustrze obojętność
nazywana życiem po pachy w cemencie
Yaro, 2 maja 2021
kwiaty bez wody
ojej na balkonie samotne
dzieci kwiaty na wiecznym głodzie
usychają w palącym słońcu Woodstocku
na trawie ciało i w głowie lsd
we włosach wiatr i krótkie chwile
intensywne życie
za szybkie jak dla mnie
Yaro, 2 maja 2021
rozpędzony na niebie wóz
duszę w ciało wiózł
bardzo przepraszam
za pierwsze w życiu słońce
za pierwszy oddech
podziękować
zapomnieć niechcący
za życie
Boże
bardzo przepraszam
za głód co dokuczał
dziękuję zbyt późno
za matczyne mleko
za grzech
za oszukaną miłość
Yaro, 20 kwietnia 2021
każdego poranka patrzę w lustro
po drugiej stronie
ta sama twarz z workami pod oczami
toczy się życie nie wiem czy piękne
możliwe że odbicie żyje własnym rytmem
powtarzają że czas wymysłem dla mas
łatwiej kontrolować niewolników
czas po tamtej stronie ucieka w przeciwnym kierunku
kręci dynamo po kole przyszłych dni
po drugiej stronie lustra płynie rzeka
rozkwita las tętni życie w warstwach tęsknoty
kolega z lustra podobny do mnie
idzie do roboty rozbity szklany
w kilku kawałkach uważaj na drodze ślisko
spotykamy się wieczorem przy wspólnej toalecie
by zgolić jednakowo zarośnięte brody
lecz dzielą nas przeciwne strony
z błyskiem w oku wyrażamy siebie
mimo szkła pomiędzy nami
Yaro, 10 kwietnia 2021
jak przez igłę przewlec nitkę
zbyt krótkie dni
przeciskane przez wąskie drzwi
kuszony kolorem kasztanów
twoich włosów wokół dłoni
przy niezapomnianych nocnych chwil
wychodzę z siebie staję nagi
chwyciłaś mnie na wyłączność
zgaszona nadzieja bo świat
będzie jedynie prywatny jak linie papilarne
otacza bezsilności czas
otwiera zamyka powieki jak drzwi
kolorem czerwonym zachodu słońca
jak w winie wykąpani
zapadamy w otchłań kosmosu
lub jakiejkolwiek galaktyki
niedaleko Helios centrum
uderzeniem gorąca
czekolady pieszczeniem podniebienia
wybucham lawina w twoim urządzeniu
Yaro, 10 kwietnia 2021
Malowane słowem
na podstawie obrazu Mai Borowicz
,,Ewa odchodzi”
umarł świat otarłem łzę z policzka spieczonego słońcem
za dużo nieszczęść dostałem od ludzi
pogardą się podcierałem stałaś obok spoglądałaś czesałaś włosy palcami
dotykałem twych ust ustami spieczonymi jak świeża skórka chleba
rozsypany dzień brukowana droga szara jak niespokojny sen
jak most przez który nie można przejść bo po drugiej stronie nie ma brzegu
zostań ze mną na chwilę nie śpiesz się dokąd uciekasz z naszych miejsc
dotykałaś ślubnych myśli gdy śniliśmy razem
pierwszy pocałunek w białych prześcieradłach
ulepieni z gliny Bóg stworzył nas oddech w nozdrza bym czuł byś żyła
oddychać chcę pełnią płuc brakiem powietrza duszę się
zaciskam palce pięści bezsilny lecz waleczny
gruz i smród rozdziera duszę mą nie wiem czy jest we mnie
beton szary czuć zapach pyłu i smród grzybów stęchlizna boli
rozdziera bloki pracę ludzkich chciwych rąk odchodzisz
kawałek po kawałku dzieci nasze umarły gdzieś na wojennym folwarku
zasypiam umarły sam ze sobą Bóg nade mną się nie pochyli
odszedł stąd zostałem pół kroku z tyłu nie dla mnie chwila spokoju
upadam wilgotny bruk śliski od wysuszonych łez i plam po krwi
w powietrzu zapach ludzkiego mięsa dogasa smutek na padole naszych snów
jeszcze ciebie mam na ułamek sekundy odchodzisz stąd rozpadasz się
kruszy się lud skruszona jak spękana ziemia gliniasta część naczynia
byłaś dla mnie naczyniem na rozczyn chlebowy by wypiekł bochen
odchodzisz jak Lilith od Adama
pod drzewem sam prosił Boga o towarzystwo
nie bądź na mnie zła kochałem cię teraz nie ma nocy nie ma dnia
zostaję znowu sam by pozamykać wszystkie drzwi świat umarł
i nie żyje w nas nadzieja na lepszy czas konam
śmierci nie ma nikt nie woła
cisza nigdy tak nie bolał jak boli teraz w tym smrodzie upale
szary dzień co nie budzi już nas odchodzi czas konam razem z tobą
dotykasz moich słów a obraz nas zamazany przez krew i łzy
rozsypany blok betonowy słup powalony jak pnie drzew
uciekam myślami w przeszłość gdzie sens miał sens
wiatr wiał i głaskał po głowie jak ojciec głaska za dobre uczynki
zapadam się w przepaści zapadam się w zdarzeniach
historii karty nie mają znaczenia
na antypodach niżej nawet piekła nie ma raj upragniony
był złudzeniem i kłamstwem dla ludzi by ich ugłaskać
prowadzić na rzeź jak cielęta nie zgrabne bydło wyszło z nas
kto za tym stoi sam na świecie zostaje ty mówisz że odchodzisz
moja Ewa umarła we mnie zasypiam ale zasnąć nie potrafię
zasypany popiołem poranek swąd siarki nie wiem co dziś zjem zapewne nic
nakarmię się snami i zapachem twoich włosów których już nie masz
uciekasz pomiędzy palcami jak woda nieuchwytna znikasz
rozsypana jak dzban pusty na wodę wodę życia w błękicie
beton brudnoszary rzuca zimny cień który utula beznadziejny sens istnienia
mimo ciepłego poranka jasność jest bardziej ciemna niż plamy na sercu
Ewa odchodzi kończy się świat umiera życie umieram
zabawa. Życie to jednak teatr w którym pokonany schodzę ze sceny
Yaro, 8 kwietnia 2021
żal tamtych dni
Gdzie wiatru szukać
W żaglach nie brakło
Zaś w polu ciągle za mało
Na zaoranym tańczą czajki
Zielona łąka pachnie latem
Śpiew ptaków klucz żurawi
Błądzę myślami zaspany
Ucieczka wspomnieniami
Jesteś moją ukochaną
Malowanym obrazem naściennym
W dłoniach puste ramy
Na ustach z zapytaniem
Samotnie żyć coś znaczy
Tyle co samotnym być
Wystarczy zatrzeć wymiary
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
12 maja 2025
Yaro
12 maja 2025
Yaro
12 maja 2025
wolnyduch
12 maja 2025
wiesiek
12 maja 2025
sam53
11 maja 2025
Yaro
11 maja 2025
wiesiek
11 maja 2025
Marcin Olszewski
11 maja 2025
Marek Jastrząb
11 maja 2025
violetta