Yaro, 9 kwietnia 2018
trzęsącą karoserią
prosto z komisu
odzierałem ze rdzy
w twoim kierunku
zwijałem asfalt
wyczuwalny zapach gum
ser na skarpetach
nieświeży oddech
papierosowym dymem w oczy
zatarty alternator
wiersz spełnia treść
Yaro, 8 kwietnia 2018
polna droga piaszczysta
dookoła pachnie chlebem
kłos zerwany na wypieki
żniw końca nie widać
podzieliłbym chleb pomiędzy wszystkie głodujące narody
między dzieci starców i chorych
ciałem chleb i winem popić
przełknąć słowa Boga
usnąć w błogim śnie
bez butów i pokochać ludzi
wzniecić iskrę nadziei
zbawić świat od powrozów
Yaro, 8 kwietnia 2018
zadbam o siebie
nikt mnie nie rozumie tak jak
samotność w sercu
sam na kawałku nieswojej ziemi
zamykam oczy
z ptakami wznoszę się wysoko
jedynie szczyty
których nie przeskoczę
wystarczy mi dolina
pełna wspomnień
odchodzisz dusza płacze
smutno jakoś inaczej
dom duży a dla mnie zabrakło miejsca
na progu usiadłem przed drogą w nieznane
zamykam oczy
z ptakami wznoszę się wysoko
jedynie szczyty
których nie przeskoczę
wystarczy mi dolina
pełna wspomnień
rozstanie bywa zapomniane
ostatnie słowa jak amen
na nowo odkrywam drogę
którą podążałem by spotkać ciebie
zamykam oczy
z ptakami wznoszę się wysoko
jedynie szczyty
których nie przeskoczę
wystarczy mi dolina
pełna wspomnień
Yaro, 8 kwietnia 2018
tyle dróg dał Bóg
którą wybrać by nie iść w kierunku piekła
choć większego od ziemskiego nie ma
brnę po kolana by odbić się od dna
wyciągam dłonie do nieba
nie wiele mi potrzeba
słonecznych poranków
wschodów i zachodów słońca
na sen łyk ciepłego mleka
wieczorem przy ognisku nucić po cichy
szept modlitwy i wznieść się wewnątrz siebie
księżyca okręgu słabego światła ciała niebieskiego
bez lęku i obaw pokochać świat w ramionach cały
wyciągam dłonie do nieba
nie wiele mi potrzeba
słonecznych poranków
wschodów i zachodów słońca
na sen łyk ciepłego mleka
dobro by za nami szło a zło skryło pazur
złe wilki żeby odeszły w cień lasu
finiszuję gdy układam głowę do snu
śnię dobrze bo jesteś przy mnie
Yaro, 8 kwietnia 2018
na progu zakłopotany
sączę słowa
przychodzą wieszcze bardy
zmieszany czerwienieję cały
zaśpiewać nie zaśpiewam
pragnę niewiele
garściami odmierzać spokój
bykiem zahaczać świerki
czuć zapach jałowcowy
kochać życie
praca nie popłaca
zaharowany o świcie
zliczam ostatnie gwiazdy
Yaro, 3 kwietnia 2018
dziękuję za spędzony wspólnie czas
za wytrwałość i łzy na koszuli białej
przytulona do mej piersi
pozwól nam wytrwać
gdy lato i gdy w sercu zima
ile potrzeba serca i rozumu
by zrozumieć się nawzajem
bo kochać to za mało czasem
by zrozumieć świat
i to co pod stopami umyka
brniemy po kolana w życiu
wciąga nas chaos bycia
zatrzymam te chwile co uciekają
rozpływam się w zieleni
znikam w szumie wiatru
pozwól i zatrzymaj ulotność
ile potrzeba serca i rozumu
by zrozumieć się na wzajem
bo kochać to za mało czasem
by zrozumieć świat
i to co pod stopami umyka
Yaro, 3 kwietnia 2018
zamknęliście mnie w klatce
dostaję kąski niesmaczne
słuchać muszę waszych płyt
bo to jest dobre
inne rzeczy to wstyd
wolnym pragnę być
Bóg nie pozwala zniewalać
budujecie więzienia dla
drzew i jego cienia
giń w nieprawdzie świnio zła
nie nauczaj jak żyć
bo nie potrafisz być
kasę doić jak żyd
skundlony cieć
wolnym pragnę być
Bóg nie pozwala zniewalać
budujecie więzienia dla
drzew i jego cienia
Yaro, 31 marca 2018
za sobą wlekę
stary pomięty prochowiec
nada się psu do budy
po co mi wytarty z dziurami
szkoda że nie wróci mi tych paru chwil
przenoszonych na plecach
tych spotkań zdejmowania zakładania
ostatni kadr jak z kina film
prochowiec w szatni wisiał
pomiędzy paltami z mysich psiutek
teraz nim targa wiatr
pies ma ciepło grzeje kości
nie zmarznie przecież wiesz
siedlisko pcheł
szkoda mi go jest
czy prochowca czy psa
Yaro, 31 marca 2018
upływa czas tu na kawałku ziemi
nas co raz mniej i mniej
świat polega na twardych wartościach
przynajmniej mój
stąpam lekko po puchowym dniu
cisza wieczorem gdy moknę
deszcz płacze szlocha
spokojnie kałuże rowki
pod kopułą wspomnienia
przestrzeń nie zawsze pusta
w niej nie ma nas
liście prawie zielone uspokaja pejzaż łąk
lasy poważne oddają szelest i trzask gałązek
wolny przynajmniej takie mam mnie manie
zadowolony nieskażony niczym rzeka
uciekam w góry azylem schronienie
letnią wieczorową porą
sianem pachnie zawsze zdrowo
zapracowany wracam do domu
odpocznę przy ukochanej
dzieci już śpią
ściągam buty taki rozzuty zasypiam
dobry rok by wiele pozmieniać
nie mam postanowień są zmartwienia
radę dam gdy ruszam w góry z Rafałem
on wie znając mój świat
polewam mu herbaty by prąd płyną w nas
a las dał się pokonać choćby raz
jakbym był pierwszy na ziemi
na więcej nie ma szans mówię sobie
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
11 września 2025
Sztelak Marcin
11 września 2025
smokjerzy
11 września 2025
wolnyduch
10 września 2025
sam53
10 września 2025
Sztelak Marcin
10 września 2025
sam53
10 września 2025
smokjerzy
9 września 2025
absynt
9 września 2025
Arsis
9 września 2025
Arsis