Paweł Kołodziejski, 13 sierpnia 2010
Na rękach krew własnych wierszy
kiedy przychodzą nagle w sercu nocy
a ty kołyszesz się między snem a jawą
one stukają jak ziarna piasku
o szybę twojego umysłu
szmer narasta
mąci błogostan
lecz ty szczerząc zęby
odpychasz od siebie kolejne słowa
dusząc je szelestem kołdry
sznurem nocnej lampy
wreszcie szczelnie zamykasz
jedyne ważne oko udając kamień
maleńkie dłonie słabną
z główek sączy się pleśń
czujesz sól pod powieką
ale wytrzymujesz moment słabości
zmęczony wewnętrzną walką
przerażony swoim czynem
zasypiasz teraz na dobre
następnego dnia pomiędzy
przetarciem oczu a poranną kawą
dyskretnie zmiatasz strzępy wiersza
do plastikowego worka który
po śniadaniu trafi na śmietnik
Paweł Kołodziejski, 7 sierpnia 2010
stąd jakby krok bliżej do Grecji
brązowe chmury piją wodę
przez słomki rynien
jest gwar malutki
w wąskich przełykach ulic
w piwnicach palona gorzałka i wino
zwiezione z łagodnych stoków Egeru
barwy są zbite jak w uczniowskiej palecie
są ślepe zaułki i Kręta kocimi wybita łbami
są trzy gramy chloru i cztery eteru
Paweł Kołodziejski, 7 sierpnia 2010
Pomimo gróźb i zapowiedzi
oraz niepokojących zjawisk na niebie
poranki nieodmiennie stukają w rolety
lipy kwitną mały strumień
niesie kajaki sosnowych igieł
wiek się przełamał prawie niepostrzeżenie
i kroczy dalej krzemowa dolina
komputery stawiają kolejne słupy
kwiaty podają do ust swoje kielichy
na brzegu lasu kępy jeżyn zbroją się
w delikatne kolce
zatem nic się nie stało
świat zachwiał się tylko na moment
ale już po chwili zakwitły parasole na Rynku
i wiadomym było że równowaga jest przywrócona
martwią się trochę dekadenci
wstydliwie spychając skórzane płaszcze
w przepaście szaf
uśmiechem gorzkim witają nadejście mody na pastel
wokoło wszystko dobrze
nawet zmiany rządów jakby niewidoczne
jakby przestępczość spadała
i jakby złoty wiek odbijał się w starym lustrze
śpiew sam ciśnie się do gardeł pełnych wina
tylko kanałami odległych stacji
o zmierzchu płyną złowieszcze bąble
lecz przywykliśmy do nich jak do komarów
w letnie wieczory
zaprawdę wszystko wszystko dobrze
nad krawędzią stołu schnie skrawek pomarańczy
i tylko wiatr gwiżdże sobie na to wszystko
zmąca wodę i porywa gazetę
Ogołaca dęby
Podcina deszcz
Niech się nikomu nie zdaje że zna swoją chwilę
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga