Yaro, 17 marca 2015
niepotrzebny dzień jak my
powoli chyli się za horyzont
noc naciąga skórę powiek
źrenice rozwierają szklany połysk
idę powiedz gdzie
utulę cię do snu
niepotrzebny nie znaczy nic
prócz chwil potrzebnym być
stary sweter kilka dziur
brudny na skwerze miasta
przyjacielu nie odchodź
przyjdź powiedz że kochasz
niepotrzebny dzień jak my
powoli chyli się za horyzont
noc naciąga skórę powiek
Yaro, 16 marca 2015
po strunach do ciebie będę szedł
zwinięte myśli naznaczone marzenia
fale pienią z gór przejrzystych czysta toń
napełnione natchnieniem białe żagle
gdzie horyzont skrawkiem lądu sennym wierszem
na ustach marynarza gdy kres żeglowania
w miejscu osiąść mielizna obok ciebie
ostatnim rejsem rozstać się i ujrzeć znajomą twarz
jestem obłokiem na twoim niebie w dłoni ciepła dłoń
ciszą otuleni wpatrzeni w miliony gwiazd
nie ma przypadków wszystko waży los
według zasad zalet i wad
pokochało serce sercem
zbudził świt życie stęsknione miłości
Yaro, 12 marca 2015
w moim sercu słońce słabnie
księżyc jasny nocny jastrząb
widziałem dziś kruka zły znak
śnią się wydarzenia których nikt nie pozmienia
wydarte karty historii
chowają mędrcy o białych włosach jak śnieg
Atlantyda żyje w naszych słabych od kłamstw mózgach
aleją kwitnących sadów
gdzie piękno barwi tęczówki na niebiesko
wolniej płynie czas zatrzymany w kroplach chwil
odwieczny strach napędza kalendarz gruby od dat
gdy zabraknie wody zaschnie goryczą w gardle
dzień zapłonie drogą do domu
prawdy ukryte gdzieś pod kawałkiem ziemi
grubymi szczeblami wyrwany w pogoń do luster weneckich
ujrzeć swoją postać
bat spętał stopy pozostały ślady czerwieni na plecach
czy tego jesteśmy warci by kilku mniej znanych
kopali szczęście na padole ukrytej prawdy
szukam drogi nie cieszy ziemskie szczęście którego brak
niebo istnieje daleko może tuż pod powieką
śmierci nie oszukam a może jednak
daj znak mój Panie
Yaro, 12 marca 2015
Śmierć mieszka w nas
kryje się w snach
nie uciekniesz przyjacielu
nie zamkniesz przed nią drzwi
dopnie swego
kiedy zechce
przychodzi we śnie
obudź się
nie wytrzeszczaj oczu
odejść przyjdzie czas
całokształt zapisany w gwiazdach
życie krótkie ciekawe
ubrane w niepozorne zabawy
Yaro, 9 marca 2015
już tylko wiatr między oknem a drzwiami
goszczą dźwięki jęki
stare pianino drży
skrzypek na dachu usypia kolejne akordy
przy kominku dziadek pali fajkę
na kolanach u matki dziewczę blade
śmiechem przygłusza smutna muzykę wujka
wierci się myślę ma robaki
na tych nutach strach zawodzi
coś mu kurne nie wychodzi
smęci od południa a gdzie kaczka po syczuańsku
babciu podaj obiad głodna woła dziewczę
instynkty pierwotne biorą górę gastronomi nad muzą
Yaro, 6 marca 2015
pragnę nie zjadać siebie wzajemnie
tak niewiele pragniemy a ciągle mało
zazdrość najgorszy z gości
serca te same to samo powietrze
jednak ciągle za mało
tak sobie myślę
tak sobie śnię
wyjdę na swoje
śmierć godzi
wyciąga wnioski po same kości
czuję że nie wierzę w świat
tyle nieprawdy w koło
otoczony czarną kurtyną zła
wycinam wyjście
uciekam gdzieś gdzie nie ma mnie
a nic prócz chwil
piękno gdy nocą
przy ognisku grzeję dłonie
tak sobie myślę
tak sobie śnię
wyjdę na swoje
Yaro, 5 marca 2015
życie za krótkie za długie
jednak starcza dla wszystkich
bliska śmierć ciała
przejście kładką w stronę domu
w kosmosie tyle miejsca
ziemia zbyt ciasna
kropla w zakamarkach powiek
powiew nadziei zmartwiony zaraz odpocznij
zanurzam świadomość w oceanie nieskończoności
podążam w stronę domu
Yaro, 5 marca 2015
promienie zachodzącego słońca
odbite od lustra wody
żółte liście pod stopami
małe stopy Beaty
małe stopy jesieni
otulona w szept żołędzi
wydarta kartka z zeszytu
zapisana wierszem
zwykła
kończy się wspaniały dzień
jesienny piękny
wrześniowy sen marzeń
nie powtórzy się nigdy
nie będziesz karmiła zmysłów
zielone serduszko na szyi
nie zabije więcej a biło
Caro nie zaszczeka
młode wino nie smakuje
wrześniowy sen marzeń
promienie zachodzącego słońca
muchomor czerwony
żółtych liści szelest pod stopami
Yaro, 5 marca 2015
nad gardłem przepaści sterczę
niczym wbity osikowy kij
nie dbam o strach przecież skrzydła mam
od samolotu z dawnych wojennych lat
gniew pośród nas zabija zazdrość
za parę złoty gotowi zasztyletować z litości pobić
przy drogach grzech namiętnie rozkłada nogi
wystarczy skusić się odjedziesz zadowolony
z przybitym sumieniem do podłogi
nikt ręki nie poda jedynie grzeszny anioł
nad gardłem przepaści sterczę
niczym wbity osikowy kij
nie dbam o strach przecież skrzydła mam
od samolotu z dawnych wojennych lat
wolny ptak chwyta pod skrzydła powietrze
na wietrze latawiec unosi dobre wieści
pod rękę z Panem Bogiem wolnym marszem do nieba
dwie wejściówki mam chodź gdy potrzebujesz dobrych rad
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
14 września 2025
absynt
14 września 2025
wiesiek
14 września 2025
violetta
14 września 2025
smokjerzy
13 września 2025
sam53
13 września 2025
wiesiek
13 września 2025
sam53
13 września 2025
dobrosław77
12 września 2025
sam53
12 września 2025
Yaro