24 kwietnia 2011
„Wiersz autobiograficzny – kiedyś każdy przekroczyć musi swój Rubikon, a stamtąd nie ma już odwrotu…”
Motto:
„Bohater
liryczny tego wiersza znajduje się w ciemnym pokoju. Pokój zamknięty na klucz,
tak że Nikt z zewnątrz nie może doń wejść. Jedyny blask w tym pokoju to gasnąca
właśnie świeczka, która na potrzeby tego wiersza przemienia się w znicz.
Bohater schyla się jakby w pół i rzyga. Bardzo metafizycznie rzyga. Wreszcie
kładzie się na wznak i próbuje dookreślić werbalnie swój stan: jest na
krawędzi, ostatnie równoważnia przełamała się wpół. Nie potrafi się przestroić,
upadnie. Zamyka oczy i mówi do mnie: pisz. I ja piszę…”
„Brejkam ‘świadomość
literacką’”,
Paweł Barański
Jest taki czas w ciemną zimową noc, gdy skuta jej mroźnym oddechem, w mdłym blasku tylko na wpół wypalonej świecy, próbuję dookreślić siebie na rozdrożu.
Jest taki czas w życiu każdego człowieka, gdy uda się przekroczyć ten newralgiczny bardzo próg i pojawia się paląca potrzeba spłodzenia autobiografii, by poprzez zwerbalizowane wspomnienia choć odrobinę spowolnić bieg czasu i wyryć piętno na kartach naszej historii; i chyba też po to, by nie przeminąć tak zupełnie bezdźwięcznie – niezauważalnie wnikając w pośmiertną nicość…
I tak oto teraz, staje się ten mój czas, by zostawić ślad bosych stóp na piasku, błękitnym atramentem na zawsze zmienić siebie w stos liter, kropek i przecinków…
I tak oto w tej jednej chwili, gnana właśnie tą palącą potrzebą, piszę dziś, stojąc tu właśnie, na rozdrożu, pełna nadziei i zwątpienia, równie dobra jak i zła, niezgłębiona jeszcze i nieodwracalnie zmieniona, ten całkiem autobiograficzny wiersz – wyryjcie go na moim nagrobku na wieczne spoczywanie amen.
Wypluwam słowa, bardzo metafizycznie rzygając zwerbalizowanym potokiem Myśli.
Ten stan nie da się ująć w ramy normalności.
Ten stan gdy „brejkam” moją „świadomość literacką” i cicho nucę piosenkę o końcu świata…
Przebyłam długą drogę na samo dno piekła i powróciłam…
Mogłabym w tę noc szeptać ci wprost w małżowinę historie jakich nawet w najdzikszych snach
nie śniłeś kochany… Ale boję się zgasić ten mdły blsk w twoich oczach nim skończy się ta noc, jedna jedyna…
Nauczyłam się sztuczek, co budzą i zdziwienie, i zachwyt i wzgardę zarazem, jednakże nawet i wzgardzona, muszę napisać ten wiersz do samego końca.
A potem już tylko wycie głodnych wilków na płaskowyżu spustoszonym wewnętrzną wojną jaźni z instynktem, zakłóca ostateczną ciszę po bitwie, a grunt zroszony krwią tu poległych płodzi obficie i logarytmicznie tłuste bękarty tego, co za nami…
Lilith
2 marca 2011 roku, Sosnowiec
- Poland
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga