Saranova, 30 october 2010
po raz enty z kolei
nieprzytomnie szybko
odwrócona klepsydra
przesypuje ziarenka
złotą jesienną nutą
żółto-zielony płaszcz
wiecznego drzewa
przesiewa słońce
z deszczem na przemian
babie lato roztańczone
w rytm hip-hopu
buntuje się zaciekle
przed mrożonką lata
zamykaną w słojach
pamięci dziecięcej
o lekkim płaszczyku
czerwonego kapturka
wyobraźnia podsuwa
kwiaty na szkle
towarzyszące drutom
migającym w dłoniach
na zimowym fotelu
rozbujanym leniwie
tęsknotą za słowikiem
w końcu szelest piasku
obudzi w klepsydrze
nową wiosenną baśń
Saranova, 18 october 2010
marzenia, nadzieje, optymizm
warte są tyle, ile mocy w tobie
by cierpliwie znosić oczekiwanie
jeszcze jeden dzień, miesiąc,
a może jeszcze długi, gorzki rok?
noce plączą się w supły gniewu
na chwilę tracisz poczucie czasu
znów mylą się rachunki i rachuby
zegar stoi oniemiały ze wstydu
bo zapomniał w porę bić na alarm
słowa pocieszenia już spóźnione
milczenie pogardliwie uśmiechnięte
dąży ku nieskończoności bez jutra
rozczarowanie, zawód, strach
pętają duszę siecią bezradności
nie warto walczyć wśród pustki
Saranova, 16 october 2010
chłodne szpony mrocznych obaw
dotykają niespodziewanie serca
które spłoszone kurczy się
niczym mocno sprany łachman
nie powiedzie się żadna ucieczka
do magicznej krainy iluzji
granice jej zamknięte zasiekami lęku
majaczą we mgle kłamstw
na ostatniej drodze ślady złudzeń
wiodą ku udręce pułapek
stworzonych z wiary i nadziei
by unicestwić wersety obietnic
pożółkłe drzewo marzeń usycha
na samotnej ziemi
niczyjej
z pogardą dla szeptanych modlitw
rzucanych na stos ofiarny losu
i tylko sagan nienawiści podlanej żółcią
wrze w jądrze rozpalonej gwiazdy
podtrzymując światłem zbędne życie
na jeszcze jeden zawrót głowy
Saranova, 13 july 2010
przymykając powieki znów widzisz rampę
wściekły krzyk pędzi tłum ludzi skulonych
a ty, do dzisiaj czujesz woń dymu po nich
pamiętasz swój strach i spojrzenia na druty
przetrwałeś mękę, zęby zaciskając do bólu
szeroko otwartymi oczyma wielbisz życie
gdy patrzysz na odwrócony rogal księżyca
twoja jane ponownie włącza I will survive
to o tym, jak ocalałeś z piekła nienawiści
by dać świadectwo...
w każdy szabas wciąż liczysz najbliższych
już pora byś u kresu dni
znów stanął na tej ziemi popiołami żyznej
i zatańczył taniec zwycięstwa
z pogardą plując w ogłupiałe twarze
wszystkich podpalaczy świata
przed bramą anus mundi
tańcz, tańcz disco kamilu !
Rodzinie Korman z...podziwem.
Saranova, 9 july 2010
przełknęłaś już swój ostatni kęs chleba
mrok i zimny czajnik bezlitośnie drwią
obnażając nędzę
przerażona pustką dławisz się szlochem
drżące dłonie wędrują szukając ocalenia
bez nadziei
znalazłaś tylko pajęczyną omotaną butelkę
przeglądasz kalejdoskop czasu przeszłego
wertujesz lata
w poszukiwaniu niewybaczalnego błędu
wołanie o ratunek znów w krtani więźnie
dawno ogłuchli
gdy piekło płomieni obejmuje twe ciało
patrzysz im z wyrzutem prosto w oczy
i odchodzisz samotna
myślałaś, że tą ofiarą męki okrutnej
okupisz wiekiem zgarbiony los bliźnich?
próżny gest
beznamiętnie skwitowany słowami
„z przyczyn nieznanych spłonęła kobieta”
oni będą następni
Saranova, 5 july 2010
niepokojem oczekiwania znękana
tkwię między głazem rozpaczy
a szemrzącym strumykiem nadziei
wciąż niegotowa na rezygnację
niczym samotna kometa
przebiegam cały kosmos myśli
wybierając konsystencję słowa
odpowiedniego na pożegnanie
obracam je w ustach, smakuję
ciskam nim o kamienny spokój
płuczę w błotnistej strudze znaczeń
by w końcu wypluć z niesmakiem
głupia, po co ci w końcu jakieś słowo
samotność odchodzi w głuchej ciszy
nie zauważona wymyka się nocą
otulając mrokiem sporą garść porażek
Saranova, 2 july 2010
zostaje mi tylko
długie nocne oczekiwanie
niczym na rozwinięcie płatków
przez kwiaty wiosenne
wczesno poranna rosa
obficie zmoczyla rzęsy
aromat kawy i dym z papierosa
zamiast czułego pocałunku
finałowego dnia inauguracja
twarz polerowana w lusterku
forsowny trening uśmiechów
odprasowane gesty kurtuazji
nikt nie zauważy
nocy spędzonej w gęstwinie
wspomnień o pierwszej miłości
tak romantycznej
że nim dojrzała zwiędła
ślady ukryją mgiełką
barwy jaśminowe
i jeszcze tylko wargi
claudią pomalowane lekko
teraz już pora
czyżby to było wszystko?
Saranova, 6 june 2010
spojrzenie w szyby szklaną taflę
przygniata mnie gorzką tęsknotą
gdy opętana zazdrością patrzę
jak sobie stąpasz pewnym krokiem
podążasz do nieznanego mi celu
nie poświęcając nawet myśli żadnej
mechanizmowi ciała wspaniałemu
który pozwala ci iść tak ładnie
opieram na poręczach słabe dłonie
by mnie przeniosły nieco bliżej
śliskiego parapetu mignął koniec...
i oto znów spokojnym krokiem idę
Saranova, 1 june 2010
głuchy odgłos
stąpania potępionej
duszy
dudni rezygnacją
o sklepienie
jaskini samotności
pełnej tęsknot
a noc bez snu
okręcona smutkiem
jak katowskim
powrozem
co iskrę pokonał
zarzewia buntu
daremnego
budzi nietoperze
obietnicą
świtu bez nadziei
lśniącego martwo
czasu krawędzią
nierealną
echo zaklina
bolesnej drogi
prawdę nagą
pamięcią
kroków niezliczonych
zanim odnajdą
sens cierpienia
- piekieł bramę
gościnnie uchyloną
- tam nihil esse
prócz płomienia
Saranova, 25 may 2010
w mojej głowie
głuchy jęk rozpaczy
czerwoną rysą
soczystego przekleństwa
zakończony
powraca wciąż
potykając się o schodek
bezdennej głupoty
pieśń o zapachu
rozgrzanej słońcem
winorośli
nucona w rytm uderzeń
zieleni morskiej fali
o cichą biel wybrzeża
milknie gwałtownie
w zderzeniu ze słowem
co niszczy nadziei
marny promyk
mój gniew pączkuje
pulsacyjnie
kolczastym krzewem
powracam wspomnieniem
do listy krzywd
by teatralnym szeptem
wydać okrzyk protestu
lecz w końcu i tak
nie zostanie nic
prócz prawa pięści
2008-2010
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
22 november 2024
22.11wiesiek
22 november 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 november 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
21 november 2024
21.11wiesiek
21 november 2024
Światełka listopadaJaga
20 november 2024
2011wiesiek
19 november 2024
Niech deszcz śpiewa ci kołysankę.Eva T.
19 november 2024
1911wiesiek
19 november 2024
Jeden mostJaga
19 november 2024
0011.