Stefanowicz

Stefanowicz, 24 may 2011

widziałem

przeze mnie początek i koniec
chłód słowa skroplony na skórze
nad głową w granatach rys nieba

odcienie cieknące przez dłonie
przede mną błękitu przedburze
w rzek mroźność się wtapia i wlewa

znajome obrazy łakomie
odbijam w lustrzanej naturze
znajome obrazy łakomie

w rzek mroźność się wtapia i wlewa
przede mną błękitu przedburze
odcienie cieknące przez dłonie

nad głową w granatach rys nieba
chłód słowa skroplony na skórze
przeze mnie początek i koniec


number of comments: 23 | rating: 9 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 8 september 2011

bezsenność

08.09.11                                                3:33
mimo ciemni bezciemność oprócz ciszy bezcisze
wydumane wymżone nibyzwykłe bezładne
nie wiem skąd jest co widzę po co wszystko to słyszę
i dlaczego choć spadam wiem że wcale nie spadnę
 
w nocy cienie znikają skoro tylko jest ciemność
tak bym chciał stać się cieniem ściemnieć zniknąć i zgasnąć
ale światło jest we mnie za mną pod i nade mną
jestem światłem a ono musi palić się jasno
 
chciałbym móc zapamiętać mroczną dłuż takiej chwili
w tle jest cisza a ciszę kryje czerni muzyka
za to pozór skupienia może tylko mnie zmylić
zamiast pustki jest pełnia znika czas i ja znikam


number of comments: 22 | rating: 16 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 8 november 2011

przesilenie

kolejne żółte liście spadają
masłem do dołu z mokrej krawędzi
ziemi... tej ziemi.
 
która to jesień w tym roku? - pytasz.
nie odpowiadam, patrzę i żółknę,
przechodnie krążą
 
dziwnie paskudni, paskudnie dziwni
i niewspółmierni, w deszczowej brei
niepogodzenia.
 
jedyne niebo jakie tu widać,
kiśnie odbite w brudnych kałużach
rdzawym błękitem.
 
nie patrzę w górę, co jeśli w górze
zostało tylko szare odbicie
płyt chodnikowych?


number of comments: 20 | rating: 15 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 18 november 2013

my niepiśmienni

w codziennych twarzach ślady zdarzeń
w zdarzeniach zwykła nieodzowność
i słowa wbite w kalendarze
w których zamarzną albo zmokną
 
dotknięci niepodzielną tremą
próbując siebie raz wykrztusić
wpadamy we wszechmocną niemoc
i zostajemy niemogłusi
 
możemy spisać się a jednak
w zapisie fałsz a w fałszu cisza
i bliżej jest do dna niż sedna
które by w ciszy ktoś usłyszał
 
zostaje pustka i zagadka
zamknięte usta w dole twarzy
w oczach litery tego światła
co nie potrafi się zestarzeć
 
a z liter jest coś więcej jeszcze
bezsłowny język głuchoniemych
wszechświaty naszych szczęść i nieszczęść
których wam nigdy nie spiszemy


number of comments: 19 | rating: 17 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 18 november 2013

pajac

Rozdmuchało się na dobre i na złe
trochę w liście, trochę w posmogowy strumień.
Na jesieniach siedemnaście nagłych mgnień
w zgniłym swądzie wiatru, szamba i perfumie.
 
Patrzysz w bok i widzisz jakiś biały błysk.
Krzesło, lampę, ekran, na nim czarną dziurę.
Przed ekranem uśmiechnięty biały pysk,
zagapiony w czarną dziurę jasny dureń.
 
Twarz Pierrota, jego wybielany frak
Farba zdradza, że się dawno nie malował.
I co z tego, że nie myśli wcale tak,
z gęby czytasz, że ten świat się nie podoba.
 
Znowu patrzysz w przód a wtedy oka kąt
chwyta lustro, w którym czysto się odbijasz.
Zamiast strachu czujesz tylko lekki świąd.
Za sumienie swędzi niedomyta szyja.
 
Biały Pierrot na klawiszach czarnych ślad
pozostawia pisząc białą uwerturę.
I w jesienny, rozwietrzony cyberświat
leci stukot z pierrotowej klawiatury.


number of comments: 18 | rating: 13 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 20 june 2011

kłębce

okno odbija zgasłe twarze
światłocień sieni a za oknem
przetacza się korowód zdarzeń
i każde takie nieistotne
 
jest niedorzeczność w cichej scenie
jakaś niezręczna rzeczyzwisłość
cóż gdy niczego już nie zmieni
to co tak łatwo kiedyś przyszło
 
wirują kłębce nad czajnikiem
kolejna parzy się herbata
prawda że byłem kiedyś nikim
teraz mam wszystko nie mam świata
 
spuchnięte myśli drętwy język
stolik a na nim słów międzyczas
chwytam się resztek tej poezji
co jest już tylko prozą życia
 
rozdwaja się wytarta lina
wiążąca codnia rytm i schemat
a choć jest z nami w nas i przy nas
niczego poza nią już nie ma


number of comments: 17 | rating: 18 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 26 december 2011

wiersze niemiarowe - Macondo

odejdźmy tam gdzie jest inaczej
zabierzmy sobie nie za wiele
 
zmyślonych pragnień i tłumaczeń
 
możemy się poruszać śmielej
w kieszeniach wszystko jest co znaczy
ciszą pisany głośny temat
 
jeszcze możemy więc odejdźmy
a drugiej szansy przecież nie ma
samotność tyje drwi i patrzy
 
daleka chwilom zapomnienia
odejdźmy tam gdzie jest inaczej
 
i wszystko jest a nas tam nie ma


number of comments: 16 | rating: 18 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 11 august 2011

rapa nui

a kiedyś lubiłem patrzeć przez fale
mogłem stać długo bez zamyślenia
teraz przeglądam się w horyzontach

coraz to węższych i coraz bliższych
czekanie nie jest podobne do kija
i tylko jeden zawsze ma koniec

choć wtedy wiedziałem – będę ariki
wystarczy ukraść jajo i wrócić
owalem czasu na gładkim czole

którym sięgałem kiedyś przez fale
dziś kamienieję niemym moai
szeptem poszumu ciszy kruszeję


number of comments: 15 | rating: 13 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 30 may 2011

requiem dla Wandy

z bladością na ustach i skronią pod wiankiem
na skarpie ciemnego podzamcza
przysiada jak co noc w poblasku kaganka
w królewskich purpurach i zamszach

błądząca i błędna jest snem choć nie we śnie
własnością i panią na włościach
pustymi oczami spogląda boleśnie
ze smutkiem i w duszy i w kościach

jamistym wapieniem wawelski fundament
pospołu ją więzi i gości
przez Wisłę i z Wisły toczonym balsamem
naciera śródnocne nicości

jak co noc gdy z nocą się ściga w przetrwaniach
z wyrzutem spogląda przez palce
gdzie Miłosz z Asnykiem śnić mogą bajania
pozgonnym zaspaniem na Skałce

na ciche podwale skąpane w półcieniach
i Brackiej deszczową ciasnotę
w pragnieniu i głodzie sennego istnienia
co nie ma już przedtem i potem

wołają ją fali głębinne wahania
choć nie śpi gwałt zmierzchu ją budzi
bo w śmierci topielczej jest bezsen nic zamiast
i wolno jej tylko się łudzić


z cyklu: krakowskie zacisza


number of comments: 15 | rating: 16 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 23 november 2013

portret wielokrotny

wystawiam w niebo żywe usta
chociaż niezdolne się otworzyć
pod nimi równo ja i pustka
oba stworzenia sztucznych tworzyw

zawisam roztopiona z blatu
guzami wspinam się w powietrze
świat mnie wyniszcza a ja światu
wygładzam zmarszczki przeszłych nieszczęść

wytapiam w dal patrzące twarze
zastygam w swoich ciał dynastii
i tylko tu mi się nie starzeć
bo co jest trwalsze niż sam plastik

w nim tylko nigdy się nie zmieniam
kiedy już weźmie ze mnie części
i nieparzystą chęć tworzenia,
jak nieparzyste moje piersi

jest we mnie chwiejna lekkość bytu
tyle nieznośna co i łatwa
wtapiam się zatem w stos pomników
i idę wolno w stronę światła

Alinie Szapocznikow, artystce genialnej i jednokrotnej.

http://culture.pl/sites/default/files/images/imported/sztuki20wizualne/portrety/portret20wielokrotny20alina20szapocznikow/portret20wielokrotny20alina20szapocznikow_5779973.jpg


number of comments: 14 | rating: 13 | detail


  10 - 30 - 100  




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1